Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2013, 23:06   #34
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Backertag, 28 Nachhexen
Wieczór


Klaus i Thomas weszli wreszcie do "Czystej Świni", szybko kończąc swoje krótkie rozważania. Dziś, o tej porze, było to całkiem gwarne i tłoczne miejsce. Nie było też mowy o tym, by do środka wszedł również Rex, więc treser musiał pozostawić go na zewnątrz, przywiązując do jakiegoś słupka. Wspólna sala zapełniła się już w ponad połowie. Tego dnia, w przeciwieństwie do poprzedniego, nikt nie prowadził sporów i ludzie nie czekali na to poza przybytkiem. Nie wiedzieli jak dużo prywatnych alków jest zajętych, ale pewnie także sporo z nich nie pozostawała pusta.
Nikt wcześniej nie wypowiadał się na temat tego, kto jest właścicielem oberży. Po sali kręciło się kilka służek, przy drzwiach stał rosły ochroniarz, a za barem uwijał przysadzisty mężczyzna o kanciastej twarzy, lata młodości mający już za sobą. Zdaje się, że zwał się Heinrich. Zatrzymał się tylko na chwilę, po usłyszeniu pytania.
- Keller? No proste, że o nim słyszałem.
Zdążył napełnić kolejny kufel, zanim odpowiedział na następną kwestię. Zmarszczył brwi w zastanowieniu.
- Ta, był tu. Zawiany nieźle, gdy wychodził. Późno już było, tyle pamiętam.
Wzruszył ramionami, zbywając jakieś dokładniejsze pytania o to. Dopiero później, gdy wyszło, że już więcej Klausa nie zobaczy, zmarniał nieco, kiwając głową niby to do siebie.
- Powtarzali mu, by zapłacił. Ale on nie z takich. I zamiast się pilnować, uchlał się i sam polazł. Ktoś nowy wyraźnie próbuje doki przejąć, nie ma wątpliwości. Ale to nie moja sprawa. "Czysta Świnia" jest i będzie neutralna.
Nic więcej w tej sprawie rzec nie chciał, lub nic więcej nie wiedział. Rozejrzeli się. W przybytku było bardzo niewiele znanych im mord, dwóch, może trzech z wczorajszej bójki, których twarze skojarzył Klaus. I żwawa, ubrana po męsku piękna blondynka o wielkich, niebieskich oczach, grająca w kości przy jednym z bocznych stolików. Pasowała idealnie do opisu Beatrice Knox.


"Biały Koń" również zapełniał się powoli ludźmi kończącymi pracę, lub w mniejszej części - zwyczajnie przychodzących posilić się w przerwie. We wspólnej izbie było coraz mniej miejsc, ale Victor Keller siedział ciągle sam, oparty o ścianę i popijający co chwilę z kufla. Widać było, że czerpie z tego przyjemność - z chwilowego nieróbstwa, trunku bądź co najbardziej prawdopodobne - z obu na raz. Był już nieco podpity. Wcześniej przyjaźnie rozmawiał z jakimiś mężczyznami, więc Hanna i Ekhart, przyglądający mu się przez chwilę, wiedzieli, że jest rozmowny i przyjazny w obyciu. Niski nawet jak na Averlandczyka, o ciele, które nosiło ślady ciężkiej pracy, którą wykonywał przez całe życie. Gdy przysiedli się, przywitał ich trochę nietrzeźwym uśmiechem, wysłuchując co mają do powiedzenia.
- Klaus Keller? Fakt, imię rodowe takie samo. Jak wyglądał?
Wystarczył początek opisu, by zaczął kręcić głową.
- Nie, nie kojarzę. Może jak to jaki daleki krewny, to nawet go w życiu nie widziałem. Z miasta ja nie nikogo nie znam. Tu tylko na targu bywam. Ale może chętni na wymianę opowieści jesteście? W mieście dzieje się o wiele więcej niż na farmie.
Przepił do nich, zmieniając temat i do poprzedniego już nie wracając. Nie wydawał się jednak kłamać, zwłaszcza, że podpity był, a każdy wie, że trudno język kontrolować w takim stanie. Zagapił się nagle na wejście.

Najpierw pojawiła się tam Irmina, wraz z nieodstępującym jej na krok Hansem. Wcześniej zostali przy martwym, czekając przez jakiś czas na patrol straży, po drodze zawiadomiony przez Almosa. Straż miejska obiecała zaczekać do pojawienia się Morrytów, dzięki czemu uczennica czarodzieja skierowała swoje kroki do pobliskiej karczmy, odnajdując dwójkę towarzyszy w śledztwie. Ale to nie ona przyciągnęła główne spojrzenia.
Zaraz za nią weszła wysoka kobieta, o pociągłej twarzy i ostrych rysach, jeszcze pogłębionych twardą miną i zmrużonymi powiekami, zza których uważnie śledziła otoczenie. Ubrana w długi, czarny płaszcz i znajdującą się pod spodem brązowawy, skórzany, męski strój wyróżniałaby się wyraźnie, nawet gdyby nie posiadała metalowego haka, będącego zastępnikiem lewego przedramienia a także wysokiego, zrobionego z wyprawionych skór kapelusza. Wśród wielu osób jednoznacznie kojarzonych z Łowcami Czarownic. Na szyi miała zawieszony ciężki łańcuch z symbolem młota kołyszącym się pomiędzy piersiami. Nie zwracając uwagi na nikogo, siadła przy jednym z małych, bocznych stolików, skinąwszy na jedną ze służek, prosząc o jedzenie i napitek.


Almos zaraz po wkroczeniu do kamiennej świątyni, przywitany został przez ubranego na czarno, niemłodego kapłana. Ten wysłuchał jego słów, zadając kilka dodatkowych pytań dotyczących miejsca, okoliczności i ofiary. Jeździec Równin nie musiał wiele czekać, aż powiadomieni zostali inni, z których dwóch wzięło prosty wózek i ruszyło pieszo w kierunku doków. To już trwało zdecydowanie dłużej, a żaden z kapłanów nie należał do rozmownych. Oni odprawiali ostatnią posługę i ich grobowe oblicza w tym przypadku jasno dawały do zrozumienia, że nie traktują tego wyłącznie jako koniecznego i nudnego obowiązku. Minął dobry dzwon, gdy wreszcie dotarli do ciała, a jeden z Morrytów uklęknął przy nim, badając przez chwilę rany. Potem razem z pomocą dwóch strażników, którzy czekali na miejscu, przenieśli sporego przecież mężczyznę na wózek.
I od razu skierowali w kierunku Ogrodów Morra.
Ten, który badał zwłoki, zatrzymał się na chwilę, kierując ciche słowa ku Almosowi.
- To jedno mogę ci rzec, synu, zważywszy na to, że poświęciłeś czas na osobistym zawiadomieniu o tym nieszczęściu: nie rany cięte, nawet nie kłute, zabiły tego biedaka. Nie potrafię rozpoznać trucizny, ani też rodzaju użytego... narzędzia, nie wątpię jednak, że ta śmierć była zdradziecka. Jeśli znajdziesz rodzinę tego człowieka, wiesz gdzie ich skierować.
Odwrócił się i obaj ruszyli w drogę powrotną, z lekkim trudem przedzierając się przez błotnistą ulicę, aż dotarli do znacznie łatwiejszej do pokonywania Bruckberg Strasse.
 
Sekal jest offline