Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2013, 21:08   #20
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Skrzydło ruszył w kierunku tunelu mijając Cichego i kierując się w głębszy cień. Mijając Cichego a będąc ustawionym plecami do ferajny wskazał mu na butelkę i rzucił okiem na lampy. Przecież nie można pozwolić żeby nafta się marnowała, nie? Grunt to było być naturalnym.

Cichy kiwnął głową na znak, że rozumie. Powoli odkręcił pierwszą lampę i delikatnie zlał trochę nafty do butelki. To samo zrobił z drugą. Kiedy butelka była już do połowy pełna, skręcił lampy z powrotem.

- Pochodnie – wyszeptał.

Konrad skinął nieznacznie głową, a więc po to była mu potrzebna nafta. Potem zrobił parę dalszych kroków w ciemność chowając butelkę z naftą do plecaka. Jak już znalazła się w plecaku poza zasięgiem wzroku strażników, zaczął wracać do roboli. Trzeba było się targować o szmaty jakieś i badyle. Co jak co, ale lepiej nie przesadzać z pożyczaniem.

Kiedy Skrzydło poszedł rozmawiać z robotnikami, Cichy wziął lampy i ostrożnie odwiesił je na swoje miejsca – strażnicy nie mogli przecież zauważyć ich zniknięcia. Był uważny i skoncentrowany. Wiedział, że wtedy, za pierwszym razem, popełnił błąd – działał zbyt szybko, zbyt nerwowo. Taka pomyłka nie mogła się powtórzyć.

- Panowie.. - zagadał podchodząc z drugiej strony robotników - ..wybaczcie, ale wcześniej zapomniałem. Macie jakieś szmaty może? Długa historia no i kilka potrzebuje, znajdzie się coś?

Popatrzyli na niego zdziwieni nie przerywając jednak pracy.

-Te, no słuchaj - zaczął koleś podobny do tego, który śmiał się ze Zdziśka. - W sumie to szmat nie mamy, bo na chuj? Trochę tektury na rozpałkę, ale to wszystko... Szmata jest tylko do mycia wiader po robocie. Niby może wziąć, skoro Ci się tak pali, ale... No, nic za darmo. Gołą ręką myć tego nie będę.

- Panie, no oczywiście, że nie za darmo, ale wtedy moje dobre serce to i jakiś kijek lub parę, czy sznurek by też potrzebowało, a i wspomni mnie pan dobrze. Wszak odwdzięczyć się człowiek umi. No, i dobrześ pan powiedział, jak w dym pali mi się jeno.

-E, no acan, co Ty za handele uprawiasz? - zapytał szef roboty. - My uczciwi ludzie, na takie ciemne machlojki nabierać się nie będziem. Mów acan jasno o co waści chodzi, a nie owijasz jak murzyn w bawełnę.

Rozejrzał się kątem w lewo, to prawo po okolicy zapoznając się z zawartości podłogi.

- Ja uczciwy człowiek pany, jeno w potrzebie, a i grzybka dobrego, smacznego mam trochę i z chęcią oddam, te kijachów parę, to szmaty kawałem i tekturki jakiejś. No bo w sumie grzybek dobry jest. - powiedział wyjmując porcję grzybów owiniętą w przeźroczystą folię śniadaniową.

- Zobaczcie, jaki poczciwy grzybek, świerzy pachnący z plantacji rwany.

Robotnik wziął porcję żarcia i uśmiechnął się z powątpiewaniem.

-Nie, to nie przejdzie acan. Jedzenie zawsze dobre, ale to za mało. Wie acan... Po drewno na górę trzeba chodzić, a grzyb rośnie wszędzie...

- Panie, pan się grzybkowi przyjrzy, to boczniaczek podgrudkowy ten co go na Świętokrzyskiej uprawiają a w samiusieńkim pięterku się zajadają. Widzi pan te blaszki? Ja wiem, i znam dobrze, słodziutki jest, bo stamtąd pochodzę, tylko zrobić trzeba wiedzieć jak, ale to nic trudnego i powiedzieć mogę.

Robotnik westchnął.

-Żeby to wódeczka była... A tak, nawet tego nie wypędzisz. No nic, bierz pan szmatę i kijaszka. Potem krzyż na drogę.

Robotnicy pomału wrócili do pracy, choć jeden z nich uważnie przyglądał sie dalej Skrzydle.

Co jak co, czasami trzeba się wygłupić, żeby dostać co się chce. Chwycił grubszego kijaszka zdatnego w sam raz na pochodnię, oraz szmatę którą wyrżmnął. Nie ma to jak zabrudzona ściera, leżąca obok mokrej kałuży wątpliwego pochodzenia wody. Jak by tak nie patrzeć w sam raz wyglądała na jakiś stary rękaw czegoś co mogło być kiedyś bluzą, czy koszulą. Pan Tuneli raczył wiedzieć. Potem ruszył w kierunku ciemnego tunelu skąd przyszedł. Zasłona dymna z handlu powinna dać dość czasu i okazji Cichemu na odwieszenie lamp i zniknięcie w cieniu.

Kiedy lampy były już na swoich miejscach, Cichy ostrożnie przekradł się z powrotem do wyrwy. Stanął przy ścianie niedaleko otworu i czekał na Skrzydło.

Nie zwlekając, Skrzydło podał solidny kawał drewna i szmatę Cichemu. Chciał mieć to z głowy, i chciał sprawdzić co jest po drugiej stronie już nieistniejących drzwi.

Ten wziął od Skrzydła drewno i szmaty. Zręcznym ruchem owinął łachmanami kij tworząc coś, co przypominało pochodnię.

- Nafta - wyszeptał wyciągając rękę.

- Tst.. - cicho syknął Konrad podając naftę, wiedział że o czymś zapomniał... ale że nafty? Czy to wina zmęczenia, czy braku paliwa we krwi nie wiedział. Jak można było zapomnieć podać naftę?

Cichy wziął butelkę i skropił naftą szmaty - pochodnia była gotowa. Potem rozpiął jeszcze kurtkę i z kieszeni marynarki wyciągnął niewielki przedmiot. To była gazowa zapalniczka - jeden z największych skarbów Cichego. Spojrzał na Skrzydło i kiwnął głową na znak, że jest gotowy. Nie czekał jednak na odpowiedź. Położył się na zimnej ziemi i ostrożnie wczołgał się do środka. Gdy znalazł się po drugiej stronie, wstał i przyklęknął pod ścianą. Poczekał chwilę na Skrzydło, po czym zapalił pochodnię. Płonień buchnął, rozpraszając otaczającą ich ze wszystkich stron ciemność.

Jak tylko szmata została nasączona naftą szybko zakręcił butlę i schował ją do plecaka. Nie zwlekał. Trzymając maczetę pod ręką ruszył za Cichym.
 
Dhratlach jest offline