Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2013, 11:34   #104
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Po powrocie z wyprawy Pik-ik-cha czuł się wspaniale. Pierwszy raz od przybycia do nowego świata, a właściwie światów odniósł sukces i to sukces jakże spektakularny.. Ego modliszki urosło w siłę i poczuł się on znacznie pewnie. Jednocześnie był świadomy, że to nie pustynie Athasu i jeszcze długo nie będzie odgrywał tutaj pierwszych skrzypiec. Wiele się jeszcze musiał nauczyć i wiele przeżyć, by móc o sobie powiedzieć, że jest już doświadczonym podróżnikiem.

Mniej jednak idąc ulicami Sigil patrzył na przechodniów, jak na równych sobie. Zniknął gdzieś strach, a raczej obawa przed obcymi rasami, czy zwyczajami. Thri-kreen coraz więcej wiedział i rozumiał i czuł się z tego powodu bardzo dumny.

Przybycie anielicy wielce zaskoczyło thri-kreena. Nie podejrzewał, że ją jeszcze kiedykolwiek zobaczy. O dziwo też wywiązała się ze swojego zobowiązania. Niestety nie miała zbyt dużo do powiedzenia na temat Athasu, ale to już jakoś specjalnie nie zdziwiło modliszkowatego.

Gdy padła propozycja ochrzczenia ulicy ich imieniem, thri-kreen aż prawie podskoczył. To jakby nie było stanowiło wielkie wyróżnienie i naprawdę to się spodobało modliszkowatemu. Ich w tym momencie nie miało znaczenia, że Niebianie nie bardzo przypadli Pik-ik-chy do gustu. Problem tkwił jednak w tym, że sławą będzie musiał się podzielić. Członkowie jego stada byli jednak tego warci, aby także i ich wyróżnić. Pozostawało tylko wymyślić dobra nazwę.

- Kim jest Mahlhevik? - spytała elfka. Jej słowa zabrzmiały nienaturalnie głośno w ciszy zapadłej po propozycji anielicy. Pytanie było oczywistą ucieczką od tematu nazwania ulicy ich imieniem. Sam pomysł nazwania ich grupki wspólnym mianem miałby... Konsekwencje. Sprawiłby, że z kilku istot, które połączył przez chwilę wspólny cel i tylko przez czysty przypadek - dzięki wspólnemu domowi - nie rozeszły się jeszcze do własnych spraw... staliby się drużyną. To było coś, co sugerował jej już wcześniej Tivaldi. I, jak się okazuje, miał sporo racji...

“Ulica ? Święto? Kolejna nagroda przypada nam przez przypadek” -pomyślał Thaeir.
Pik-ik-cha zignorował pytanie zadane przez elfkę i zaczął intensywnie myśleć.
Po krótkiej chwili wstał i donośnym głosem powiedział:
- Mhmamhm! Mhmamhm nasfę tla nassszego ssstata.Oowaga.... - thri-kreen specjalnie podgrzewał atmosferę - Planarny rooi..
- Rój? Dlaczego rój? - Faerith na chwilę jakby zapomniała, że thri-kreen jest owadem.
- Rooi brzmhmi doomhmnie - odparł krótko thri-kreen - Tho fielka ssiła i potęga. Wywołooie sstrach u frogoow.
- W moim świecie rój to tylko określenie, nie niosące w sobie żadnych emocji. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Może “Planarni podróżnicy”?
-Noota - posmutniał modliszkowaty. Czuł, że jego propozycja może się nie spodobać. -Tho iooż lepiei “Planarni pogromhmcy” albo “Planarni mhmściele”
- Zaraz nam z tego wyjdzie “Planarni zdobywcy”... - półelfka spojrzała rozbawiona na modliszkowatego
- Tobre! Mhmoże być - odparł całkowiecie poważnie Pik-ik-cha.
- Czy musimy być aż tak... waleczni? Ja próbuję wrócić do domu, nie znalazłam się tu, by cokolwiek zdobywać, mścić się, czy kogokolwiek gromić. Podejrzewam też, że zbyt agresywna nazwa nie będzie pasowała do samej Celestii...
Na wątpliwości elfki modliszkowaty rzekł:
- A ia ci pofiemhm, że coras lepiei ssię tootai czooię. Athas to mhmooi tomhm i chętnie bymhm tamhm trafił ponofnie, ale plany są fasscynooiące. A agressyfna naswa otstrasza wrogoow. S tymhm się chyba zgotzisz.
- Tak, tylko, że... ja nie szukam wrogów. Agresywna nazwa może ich też przysporzyć i bez potrzeby przestraszyć. - Pik-ik-cha był wojownikiem z krwi i kości i rozumiała to, jednak niekoniecznie popierała.
- NIe trzeba szookać wrogoow. Oni ssię ssamhmi snaitooia. - odparł filozoficznie modliszkowaty. Wiedział, że w tym stadzie decyzja zapadnie przez głosownia lub długie dysputy. Chciałbym, aby przebiegło to inaczej, ale tej rój działał inaczej. Tak naprawdę nie miał nawet przywódcy. Trzeba było, więc czekać.
Głowy alchemika bardziej zaprzątał odpowiedni dobór składników, do nowej mieszanki, ale poczuł, że powinien dodać swoje zdanie do dyskusji.
- Nn nie jesteśmy najemnikami - powiedział niepewnie. Właściwie to nie był pewien czy nie byli. - A te wszystkie.. zdobywcy, pogromcy, mściciele... brzmią jak nazwy najemnych mieczy. Iii nie powinniśmy mieć słowa “planarny” w nazwie. W Sigil wszyscy są sferowcami i każdy podróżnik jest planarny. Wiecie.. to brzmiałoby jakbyśmy... - chciał dokończyć “jakbyśmy byli domorosłymi awanturnikami z pierwszej” ale w porę ugryzł się w język. - Po prostu.. to brzmi źle.
- Jeśli mogę się wtrącić to... myślę, że nazwa powinna odzwierciedlać waszą wyjątkowość. - wtrąciła się Alziel i dodała. - Mahlhevik, to czarodziej. Specyficzny. Kiedyś oddany całkiem siłom zła i mający na swym sumieniu wiele dusz. Odrzucił jednak dawne ścieżki i... uczy się drogi Dobra w Celestii. Wiele wie na temat zakazanej magii.
- Tho cho proponooiessz? - zapytał się bardziej doświadczonego w podróżowaniu po planach g (towarzysza, brata, członka stada). Może faktycznie jego pomysł był naiwny i zdradzał brak wiedzy o planach, a okazywanie słabości, a tym bardziej chwalenie się nią nie było wskazane.
- Poszukiwacze Domu? Albo coś w tym rodzaju? Czy nie tym jesteście?- rzekła cicho Alziel.
- A czy fyglątamhmy na włooczęgoow? - zapytał oburzony thri-kreen - Iesstemhm mhmiesszkańcemhm Ssigil i tootai iesst mhmoi tomhm - prawie wykrzyczał Pik-ik-cha ku zaskoczeniu wszystkich, łacznie z samym sobą.
Gdy uświadomił sobie co właśnie powiedział, aż usiadł z wrażenia.
- Hmm... Ale nadal czegoś szukacie, Domu.. Doznań... Przygód? Nie jesteście stworzeni do przebywania w jednym miejscu na dłużej? - rzekła z uśmiechem Alziel i schyliła się dodając. - Choć Sigil jest... ciekawe. To ja jednak wolę mieszkać w Celestii i stamtąd wyruszać na podróże.
- My zawsze wracamy do Sigil - odpowiedział Thaeir. Próbował przypomnieć sobie jakieś nazwy, ale wszystkie grupy poszukiwaczy przygód o których słyszał były tak sławne. Zdobywcy Teilch rzeczywiście zdobyli to miasto. Łowcy Satchanteodhena dwadzieścia sześć lat ścigali licza. Rycerze Tarczy zawsze stawali w obronie bezbronnych, a Wietrzne Rekiny miały podniebny statek. Wszystkie drużyny łączyło coś wspólnego. Co właściwie łączyło ich?
- Tho mhmoże thropiciele saginionych śfiatoow? - zaproponował ponownie modliszkowaty. Jak w każdej innej czynności życiowej także tutaj jego natura kazała mu stanąć do walki. Pragnął wygrać w tym pojedynku i sprawić, aby to jego propozycja została zaakceptowana.
- Podoba mi się. - Faerith uśmiechnęła się do modliszkowatego, choć gdzieś na dnie tego uśmiechu krył się smutek - Może w drodze do domów rzeczywiście odkryjemy jakieś nowe światy? - budziło się w niej coś takiego, czego nigdy by się po sobie nie spodziewała. Nie opanowana ciekawość świata... światów... i tęsknota za czymś nowym. “Tropiciele zaginionych światów”... naprawdę podobała jej się ta nazwa.
Czułki modliszki zatańczyły na jego głowie, a w całym pomieszczeniu rozległ się szczęk żuwaczek, który był niczym innym, jak radosnym śmiechem thri-kreena. Czekał on tylko na głosy pozostałych członków roju.
W głębi duszy wiedział jednak, że niezależnie od ich decyzji dla niego już zawsze będą “Tropicielami zaginionych światów”

Beznadzieja
Wizyta w Beznadziei była dla thri-kreenem rodzajem formalności, zakończeniem pewnego rozdziału w życiu i postawieniem kropki nad i.
Czuł, że jeśli nawet znajdzie merkanta ten pewnie nie wskaże mu prostej drogi na Athas, a zapewne odeśle do kogoś jeszcze innego, kto gdzieś tam był i coś tam, kiedyś słyszał. Opowieści pisane na piasku, nic więcej.
I tak się właśnie stało. Po krótkiej rozmowie i wysłuchaniu kupca o niebieskiej skórze, thri-kreen podjął ostateczną decyzję.
Zostaje w Sigil na stałe.
Athas, jego bezkresne pustynie, palące niemiłosiernie słońce, jego ukochany rój zawsze będzie miał w sercu i pamięci. Jeśli tylko nadarzy się okazja to zapewne się tam wybierze. Odnalezienie drogi i klucza na Athas nie będzie już jego podstawowym celem.
Od teraz thri-kreen Pik-ik-cha, tropiciel zaginionych światów, będzie robił wszystko, aby stać się sławnym sferowcem i oczywiście wojownikiem.
A przy okazji spróbuje tylu gatunków mięsa, ilu tylko zdoła.
Po głowie zaczął mu chodzić nawet pomysł książki kucharskiej dla thri-kreenów, wszak jego rasa mieszkała ponoć nie tylko na Athasie. Pierwszą daniem w owej książce będzie potrawka z bariaura.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline