Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2013, 22:53   #92
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Margaret Twisleton

Meg chciała o coś jeszcze zapytać karła w zielonym. Ruszyła więc za nim. Niestety. Albo ona jakoś tak powoli się poruszała, albo on tak szybko. Nie do końca była w stanie to ustalić, gdyż jej zmysły nieco odmienne reagowały w tym miejscu. Faktem pozostawało, że nie była wstanie dogonić leprechuna. Gdy zielony kubrak wrednego skrzata zniknął jej z oczy zatrzymała się. Nie miała ochoty ganiać go w tek gęstwinie.

W gęstwinie??

Pani Twisleton rozejrzała się dookoła. Zupełnie nie poznawała tego miejsca. Nawet to co było za nią nie przypominało w żaden sposób drogi, którą tu przybyła. Nie było widać pozostałych Przebudzonych, którzy razem z nią zostali. Ale to przecież było niemożliwe. Nie odeszła aż tak daleko.

Werbena rozejrzała się jeszcze raz dookoła. Las zdecydowanie zgęstniał. Dosłownie urósł na jej oczach. Drzewa stały się większe. Miały teraz bujne i rozłożyste korony, które niemal całkowicie przysłoniły coś co w tym świecie powinno być niebem. Margaret Twisleton miała wrażenie, że te wszystkie wysokie drzewa celowo odbierają jej całe światło. Była pewna, że gdy rozmawiali z leprechunem, to słońce, lub coś co było jego odpowiednikiem, świeciło. Teraz jednak wszystko tonęło w mroku. Może z wyjątkiem kilku grobów, które Werbena dostrzegła w oddali.


Julia Darlington

Julia usiadła na trawie. Na soczystej, bujne, zielonej trawie ozdobionej jasrunami, kaczeńcami, fiołkami i innymi polnymi kwiatami. O dziwo trawa była równo przycięta. Miękka w dotyku. I aż zapraszała, żeby się na naje położyć choć na chwilę. Panna Darlington wyciągnęła swoją fajkę. Ze szczególnym namaszczeniem nabił ją swoimi ziołami. Siwy dym szybko zaczął się wydobywać z cybucha. Kultystka zaciągnęła się nim kilkukrotnie i pozwoliła by ów dym całkowicie spowił jej umysł.

Pożar. Czuła swąd spalenizny i żar ognia na twarzy. Wszechobecna muzyka, ten przeklęty walc. Gdy otworzyła oczy widziała płonącą rezydencję, jak przed laty. Ale tylko to było jak wtedy. Teraz nie było koło niej Jamesa. Nie widziała też nikogo kto próbowałby ten pożar ugasić. Była sama. Zupełnie sama. Nie, jednak nie była sama. Przez otwarte okno widziała tańczącą w płonieniach postać. Sam tancerz też płoną. Podobnie jak trzymana przez niego w ramionach partnerka. Tańczyli tak sobie niczym kochankowie, zupełnie pochłonięci tylko sobą. W pewnym momencie płonący tancerz spojrzał w stronę okna, tego samego przez które do środka zaglądała Kultystka. Przystaną na chwilę. Zatrzymał swój wzrok na Julii. Odrzucił swoją partnerkę, która upadła na podłogę niczym szmaciana lalka. A walc dalej płyną w powietrzu. Płonący mężczyzna podszedł do okna, Julia nie miała wątpliwości, że to mężczyzna. Więcej nawet. Doskonale znała tego mężczyznę. Swojego ojca. Wprawdzie skóra na głowie i włosy były już popękane od ognia, ale nadal dziwnym trafem mogła rozpoznać jego oblicze. Płonący mężczyzna wyciągną oskarżycielsko palec w jej stronę. Nie pokazywał jednak na nią, tylko na coś co było za nią. Julia odwróciła się nieco i ujrzała kilka majaczących na horyzoncie mogił.


Sir Roger Attenborough


Roger usiadł wśród miękkich, falujących traw. Zamknął oczy i wrócił wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Szybko jednak musiał je otworzyć z powrotem. Żar buchający z płonącej stodoły był nie do wytrzymania. Attenbotrough musiał się aż cofnąć i zakryć twarz ręką aby się nie poparzyć. Cofając się zahaczył o coś butem. Nie zdołał utrzymać równowagi i upadł. A kiedy podniósł się i odwrócił ujrzał przed sobą cmentarz. Nie przypominał sobie jednak tej nekropolii. Więcej, był pewien że nie powinno jej być w tym miejscu. Znał wszak rodzinny majątek. Ale groby tam były. Jedne piękne, świeżo wystawione. Inne stare i rozpadające się. Jeszcze inne były tylko kopcami. Nie ulegało więc wątpliwości, że znajduje się na cmentarzu. Gdy tak przyglądał się tym wszystkim pomnikom wystawionym zmarłym przestał czuć już żar palącej się stodoły, Było mu teraz zimno.


Aoife O'Brian

Jako pierwszy zatrzymał się porucznik, dokładnie w chwili gdy Aoife poczuło to dziwne ukłucie.
- O co chodzi?? - Spytał po chwili lord Darlington, który też się zatrzymał.
- Czujesz to?? - Rao wskazał jakiś bliżej nieokreślony byt.
- Nie. - Odparł James
- Skup się. - Zakomenderował Mówca.
- Panie Rao. - To był głos Bennetta. Lekarz wskazywał na unoszące się w powietrzu zakrwawione strzępy.
Nawoływania jednak nie ustały, ale mężczyźni byli jakby mniej na nie podatni.
O’Brian wyczuła kolejne muśnięcia magyi dotykające jej, starające się zbadać jej jestestwo.
- Co to jest u licha?? - Nath Rao posłał głębiej swoją sondę.
Zabolało. Banshee syknęła. A Kultysta jeszcze mocniej sięgnął do niej raniąc ją przy tym.
- Wygląda jak... - Werbena wziął do ręki skalp, który zawisł przed chwilą przed nim.
- ...jak włosy. - Dokończył za niego Darlington. - Rude włosy.
- Nie to. - Mówca Marzeń nadal natarczywie badał ducha, którego wyczuł.
- To wygląda jak kawałek sukni. - Ciągnął Kultysta. - Skądś znam ten materiał. Julia taką miała. Podarował ją...
- Aoife!! - Żołnierz wsłuchał się ponownie w płaczliwy głos dochodzący z jaskini. Jego czar zelżał, co Werbena przyjęła z pewną ulgą.
- Właśnie. Moja ukochana siostra podarowała tę suknię tej pyskatej Irlandce.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline