Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2013, 22:11   #91
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Alkohol palił w przełyku i żołądku, ale był dobry, bardzo dobry. Panna Darlington dawno nie piła tak starej whiskey.
- Gdzie jesteście?? - Uśmiechnął się, a w jego oczkach dostrzec można było jakby nienaturalny blask. - Nie wiecie?? Naprawdę?? - Wręcz przesadnie się zdziwił. - Naprawdę nie wiecie. - Sam sobie ponownie odpowiedział. - Jeżeli powiem, że w świecie duchów, to nie skłamię. Ale wy duchami nie jesteście. Więc jak tu trafiliście??
Ponownie dało się słyszeć ten krzyk rozpaczy, tym razem jednak wyłowić można było pojedyncze słowa.

“Nie wierzcie”.

-Zostaliśmy przeciągnięci w jedną stronę poprzez wrota swego rodzaju.- stwierdził po namyśle Roger, spoglądając wprost na karła.- A ty nadal nie powiedziałeś, jak nazywał się twój mag.
- Jak to nie. - Obruszył się zielony karzełek. - Mój mag. Tak do niego mówiłem. Bo był mój. A teraz zostałem same, bez niego. - Z jego małych, kaprawych oczek popłynęła fontanna łez.
Sir Attenborough był nieufny wobec leprechauna. Ten karzełek mógł być wszak awatarem ich ciemiężcy. -Ale jak miał na imię. Jak się do niego zwracano?
- Ale kto?? - Leprechaun skoncentrował swoją uwagę na sir Rogerze. - A, mag. Jak miał na imię mój mag?? To było tak dawno temu, zapomniałem. - Wzruszył ramionami. - To było tak dawno temu.
-Jak dawno. Lata, dziesiątki, stulecia... czasy starożytnego Rzymu? -uparł się Roger spoglądając na leprechauna. I zwątpił w swą teorię. Wyglądał zbyt współcześnie, by być eks-awatarem istoty, która ich tu wtrąciła.- A znasz drogę wyjścia, z tego fragmentu świata duchów?
Zielony karzełek popatrzył się na kultystę jak na idiotę.
- Upływ czasu chcesz mierzyć?? Tutaj. - Parsknął śmiechem. - Nie, no. Chyba was z kimś pomyliłem. Droga wyjścia?? Ja?? Tak znam, ale to nie dla was. Tutaj wy sami musicie ją sobie odnaleźć. Czy raczej stworzyć. Mój mag niestety nie zdołał tego zrobić i się zagubił.
-Nie upływ czasu mnie interesuje. - Rogera bardziej od tego interesowała przynależność karzełka. Wyglądało jednak na to, że był awatarem jednego z martwych już magów, ofiar Rzymianina.- A jak ten twój mag próbował ją zrobić?

Pytanie zadane bez nadziei w głosie. Roger miał wrażenie, że już zna odpowiedź: “To było tak dawno temu”... dziwaczną zważywszy na fakt bezczasowości wymiaru.

- Nawet jeżeli ci dokładnie opowiem, to i tak nie będziesz mógł skorzystać z tego wyjścia. Każdy musi mieć własne.- Odparł z dużą pewnością siebie w głosie.
- Sir Etherington... - wypaliła nagle Julia jakby było to dla niej oczywiste. - To avatar Etheringtona. Asura mówił, że miał z nim zaszłości. Podejrzewał, że to on nas do niego wysłał, że zastawił jakąś pułapkę. A przecież chodzą słuchy, że Etherington jakiś czas temu stracił zdolność korzystania z magyji. Teraz już wiemy dlaczego. Bo stracił swojego awatara. Lub, co bardziej prawdopodobne, ktoś go jego pozbawił. Szalony Rzymianin.
-Na szczęście mój jest daleko. Jak go znam, pewnie jakieś młódki w kąpieli podgląda.- uśmiechnął się kwaśno Roger.
- Młódki w kąpieli?? A gdzie?? - Zainteresował się karzełek. I z wyczekującą miną patrzył się na Kultystę. - Sir Etherington?? - Nie doczekawszy się kontynuacji tematu zwrócił się do Julii Darlington. - Ja skądś znam to nazwisko. Gdzieś już je słyszałem.
- Wygląda na to, że nasz gospodarz zdołał jednak znaleźć stąd drogę wyjścia - rzuciła Margaret bardziej w eter niż bezpośrednio do któregokolwiek ze swych towarzyszy. - Problem w tym, że nie możemy podążyć jego śladem. Jak widać sir Etherington nie dopracował swojej bramy, skoro jego awatar został tutaj. Albo też ktoś mu ją uszkodził. Hej, skrzacie - tym razem zwróciła się wprost do pokracznego zielonego ludka - czy pamiętasz co się działo, zanim twój mag się zgubił? Próbował stworzyć dla was bramę? Coś poszło nie po jego myśli?
- Znam. Na pewno znam to nazwisko. - Powtarzał uparcie leprechaun. - Co mówiłaś?? - Nagle jakby oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że magini coś do niego mówiła. - Mój mag?? Co robił?? - Zamyślił się na chwilę. - Tak, próbował. Coś nie wyszło. To dziwne miejsce. Musicie na nie uważać. Dużo się tu kręci dziwnych istot.
-Jest w tym miejscu obszar bardziej bezpieczny i stabilny? Tam gdzie tych dziwnych istot kręci się mniej?- spytał Roger po zastanowieniu.

Zdjął swój zielony kapelusik. Podrapał się po łysinie.
- Stabilniejszy pytasz?? - Założył kapelusz ponownie. - Trudno powiedzieć. Bo wiecie. - Ściszył głos i machnął na nich palcem wskazującym by się zbliżyli. - To dziwne miejsce. Zdarza się, że długo, długo nie spotkasz niczego.
-Ale są tu chyba jakieś stałe punkty, umożliwiające nawigację?- spytał choć bez nadziei w głosie Roger.
- A ten las to nie wystarczy. - Wskazał na otaczające ich drzewa. - Dobra, słuchajcie. Mój mag mawiał, że stąd można znaleźć wyjście patrząc w głąb siebie. - Podrapał się po nosie. - Nie, zaraz. A może to jemu ktoś tak powiedział?? W każdym bądź razie. Możecie wrócić tą samą drogą, którą tu przyszliście. Ale to oznaczałoby cofniecie się do początku. Chcecie tego??
Nie czekał na ich odpowiedź. Nucąc pod nosem jakąś melodię oddalił się od nich.

Las.. który pojawił się nagle, nieco zaskoczył Rogera.
-Zajrzeć w głąb siebie? Przypomnieć sobie wydarzenia z dzieciństwa, odrzucić konwenanse? A może pójść po swych śladach... Tyle że żadnych zapewne nie zostawiliśmy.- rozmyślał głośno arystokrata.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-05-2013, 22:53   #92
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Margaret Twisleton

Meg chciała o coś jeszcze zapytać karła w zielonym. Ruszyła więc za nim. Niestety. Albo ona jakoś tak powoli się poruszała, albo on tak szybko. Nie do końca była w stanie to ustalić, gdyż jej zmysły nieco odmienne reagowały w tym miejscu. Faktem pozostawało, że nie była wstanie dogonić leprechuna. Gdy zielony kubrak wrednego skrzata zniknął jej z oczy zatrzymała się. Nie miała ochoty ganiać go w tek gęstwinie.

W gęstwinie??

Pani Twisleton rozejrzała się dookoła. Zupełnie nie poznawała tego miejsca. Nawet to co było za nią nie przypominało w żaden sposób drogi, którą tu przybyła. Nie było widać pozostałych Przebudzonych, którzy razem z nią zostali. Ale to przecież było niemożliwe. Nie odeszła aż tak daleko.

Werbena rozejrzała się jeszcze raz dookoła. Las zdecydowanie zgęstniał. Dosłownie urósł na jej oczach. Drzewa stały się większe. Miały teraz bujne i rozłożyste korony, które niemal całkowicie przysłoniły coś co w tym świecie powinno być niebem. Margaret Twisleton miała wrażenie, że te wszystkie wysokie drzewa celowo odbierają jej całe światło. Była pewna, że gdy rozmawiali z leprechunem, to słońce, lub coś co było jego odpowiednikiem, świeciło. Teraz jednak wszystko tonęło w mroku. Może z wyjątkiem kilku grobów, które Werbena dostrzegła w oddali.


Julia Darlington

Julia usiadła na trawie. Na soczystej, bujne, zielonej trawie ozdobionej jasrunami, kaczeńcami, fiołkami i innymi polnymi kwiatami. O dziwo trawa była równo przycięta. Miękka w dotyku. I aż zapraszała, żeby się na naje położyć choć na chwilę. Panna Darlington wyciągnęła swoją fajkę. Ze szczególnym namaszczeniem nabił ją swoimi ziołami. Siwy dym szybko zaczął się wydobywać z cybucha. Kultystka zaciągnęła się nim kilkukrotnie i pozwoliła by ów dym całkowicie spowił jej umysł.

Pożar. Czuła swąd spalenizny i żar ognia na twarzy. Wszechobecna muzyka, ten przeklęty walc. Gdy otworzyła oczy widziała płonącą rezydencję, jak przed laty. Ale tylko to było jak wtedy. Teraz nie było koło niej Jamesa. Nie widziała też nikogo kto próbowałby ten pożar ugasić. Była sama. Zupełnie sama. Nie, jednak nie była sama. Przez otwarte okno widziała tańczącą w płonieniach postać. Sam tancerz też płoną. Podobnie jak trzymana przez niego w ramionach partnerka. Tańczyli tak sobie niczym kochankowie, zupełnie pochłonięci tylko sobą. W pewnym momencie płonący tancerz spojrzał w stronę okna, tego samego przez które do środka zaglądała Kultystka. Przystaną na chwilę. Zatrzymał swój wzrok na Julii. Odrzucił swoją partnerkę, która upadła na podłogę niczym szmaciana lalka. A walc dalej płyną w powietrzu. Płonący mężczyzna podszedł do okna, Julia nie miała wątpliwości, że to mężczyzna. Więcej nawet. Doskonale znała tego mężczyznę. Swojego ojca. Wprawdzie skóra na głowie i włosy były już popękane od ognia, ale nadal dziwnym trafem mogła rozpoznać jego oblicze. Płonący mężczyzna wyciągną oskarżycielsko palec w jej stronę. Nie pokazywał jednak na nią, tylko na coś co było za nią. Julia odwróciła się nieco i ujrzała kilka majaczących na horyzoncie mogił.


Sir Roger Attenborough


Roger usiadł wśród miękkich, falujących traw. Zamknął oczy i wrócił wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Szybko jednak musiał je otworzyć z powrotem. Żar buchający z płonącej stodoły był nie do wytrzymania. Attenbotrough musiał się aż cofnąć i zakryć twarz ręką aby się nie poparzyć. Cofając się zahaczył o coś butem. Nie zdołał utrzymać równowagi i upadł. A kiedy podniósł się i odwrócił ujrzał przed sobą cmentarz. Nie przypominał sobie jednak tej nekropolii. Więcej, był pewien że nie powinno jej być w tym miejscu. Znał wszak rodzinny majątek. Ale groby tam były. Jedne piękne, świeżo wystawione. Inne stare i rozpadające się. Jeszcze inne były tylko kopcami. Nie ulegało więc wątpliwości, że znajduje się na cmentarzu. Gdy tak przyglądał się tym wszystkim pomnikom wystawionym zmarłym przestał czuć już żar palącej się stodoły, Było mu teraz zimno.


Aoife O'Brian

Jako pierwszy zatrzymał się porucznik, dokładnie w chwili gdy Aoife poczuło to dziwne ukłucie.
- O co chodzi?? - Spytał po chwili lord Darlington, który też się zatrzymał.
- Czujesz to?? - Rao wskazał jakiś bliżej nieokreślony byt.
- Nie. - Odparł James
- Skup się. - Zakomenderował Mówca.
- Panie Rao. - To był głos Bennetta. Lekarz wskazywał na unoszące się w powietrzu zakrwawione strzępy.
Nawoływania jednak nie ustały, ale mężczyźni byli jakby mniej na nie podatni.
O’Brian wyczuła kolejne muśnięcia magyi dotykające jej, starające się zbadać jej jestestwo.
- Co to jest u licha?? - Nath Rao posłał głębiej swoją sondę.
Zabolało. Banshee syknęła. A Kultysta jeszcze mocniej sięgnął do niej raniąc ją przy tym.
- Wygląda jak... - Werbena wziął do ręki skalp, który zawisł przed chwilą przed nim.
- ...jak włosy. - Dokończył za niego Darlington. - Rude włosy.
- Nie to. - Mówca Marzeń nadal natarczywie badał ducha, którego wyczuł.
- To wygląda jak kawałek sukni. - Ciągnął Kultysta. - Skądś znam ten materiał. Julia taką miała. Podarował ją...
- Aoife!! - Żołnierz wsłuchał się ponownie w płaczliwy głos dochodzący z jaskini. Jego czar zelżał, co Werbena przyjęła z pewną ulgą.
- Właśnie. Moja ukochana siostra podarowała tę suknię tej pyskatej Irlandce.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 11-06-2013, 16:28   #93
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Boże, mój Boże, czemuś mi to uczynił...

Aoife rozpaczliwie machała skrawkiem materii przesączonej krwią z jej własnych zwłok i garścią włosów wyrwanych z własnej głową. Powiewała nimi przed oczami jej własnego kochanka, ostatniego mężczyzny, z którym jej stygnące w jaskini ciało doznawało miłosnych uniesień. Jeszcze wczoraj z twarzą zanurzoną w tych włosach szeptał jej o rzeczach pięknych i cennych. Teraz ona machała pękiem kłaków i nie szeptała. Wrzeszczała, choć nie mogli jej usłyszeć.

- Stójcie! Nie wchodźcie tam! Stójcie! Naaaaaath! Zatrzymaj ich!

Zatrzymali się wreszcie, by w zdumieniu obejrzeć gwałtowny taniec szmaty i włosów w powietrzu. Któryś wreszcie skojarzył kolor szmaty i kolor kłaków. Padło wreszcie jej imię, poruszyła energiczniej skrawkiem sukni i garścią włosów, po czym wypuściła je na ziemię. Zamiast tego ujęła w dłoń dwa małe kamyki.

PUK

Uderzyła jednym o drugi i miała nadzieję, że mężczyźni zrozumieją. Żyjemy przecież w czasach hipnotyzerów, magnetyzerów, miazmatów wydobywających się ze wszystkich otworów ciała takiego czy innego medium, to epoka fascynacji światem zmarłych, epoka wirujących stolików! Każdy choć raz był na seansie medium, to przecież największe towarzyskie atrakcje! Wszyscy na nie chodzą, wszyscy wiedzą, że duchy pukają jeden raz na TAK i dwa razy na NIE. Wszyscy to wiedzą, prawda? Prawda?!

Nath okazał się człowiekiem innej epoki, albo po prostu innej kultury... zamiast zastanawiać się nad stukotem kamyków, zmarszczył brwi i wbił w nią wąską igłę magyi, boleśnie sondując tajemnicze dla niego jestestwo. Aoife wrzasnęła. Wypuściła kamyki i z rozmachem pchnęła go oburącz w piersi. Zaskoczony, zatoczył się do tyłu i usiadł na ziemi, czekając chyba na powtórkę ataku i sposobiąc się do obrony.

Nic takiego nie było potrzebne. Dwa kamyki powtórnie wzleciały w powietrze. Aoife z trudem panowała nad chęcią urwania komuś głowy.

PUK PUK

Nie. Nikt nie będzie sprawiał mi bólu. Nawet ty.

Przestał. Podnosił się pomału, oszołomiony. I chyba zaczynał rozumieć, choć bardzo się bronił przed prawdą.
- Aoife?! - wykrzyknęli jednocześnie Nath Rao i James Darlington.

Kamyk stuknął o kamyk.
PUK
Tak, to ja. A przynajmniej najważniejszy fragment mnie. To, co niektórzy nazywają duszą.
- Panno O’Brian?! - zawtórował im doktor Bennett.
PUK
Przecież mówię, że tak.
- Ale co ty... - Porucznik szukał właściwych słów.

PUK PUK PUKPUKPUK
Kamyki rozterkotały się wściekle. Nie czas na to. Żal mi cię, Nath, i żal mi nas, ale to nie jest odpowiednia chwila.

- Niestety obawiam się, że panna O’Brian... - Zaczął Bennett.
- … została duchem. - Dokończył Darlington. - Prawda?

PUK

- Aoife. - Tyle smutku można zawrzeć w jednym, krótkie słowie, które padło z ust porucznika.

Kamyki drgnęły, ale nie spotkały się w powietrzu.

- Nie pora na to. - Doktor położył mu rękę na ramieniu. - Może ona wie, gdzie jest Meg, to znaczy pani Twisleton i panna Darlington. - Wie pani?

PUK,

chwila ciszy
PUK PUK
Cholera, teraz to mogą być wszędzie...

- Tak nie da rady, panie Bennett. - Porucznik Rao zwrócił się do Werbena. - Za długo to będzie trwało.
- Ma pan inny pomysł? - zainteresował się lord Darlington.

Pomysł, tak, proszę. Bardzo nam potrzeba teraz pomysłów. Ja nie mam żadnego. To jedna z wielu rzeczy, których nie mam.

- Tak, nie na darmo znam się na duchach - odparł Hindus.
Po czym usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Zamknął oczy i zaczął nucić jakąś melodię.
Ze swej pozycji Aoife widziała wzbierające, kolorowe wiry wokół porucznika. Niestety kilkukrotnie owe wiry rozwiewały się i porucznik musiał wszystko zaczynać od nowa. W końcu po kilkunastu minutach stał przed nią porucznik Rao.


- Aoife! - Powiedział stajać koło niej. Ze swoimi rozpuszczonymi włosami sięgającymi mu poniżej ramion, nawet poniżej łopatek. Wyciągnął swoją dłoń by dotknąć jej twarzy.

Otworzyła usta. Spomiędzy cienkich jak igły zębów dobył się ten cienki, upiorny wizg, żałobne zawodzenie banshee. Zdusiła ten krzyk, przyciskając do twarzy pazurzaste dłonie, aż scichł i skonał w jej wnętrzu. Szarpnęła głową w tył, unikając dotyku wyciągniętej dłoni.

- Ta. To ja. To ciągle ja - powiedziała ostro i twardo. Powinna pewnie coś poczuć, powinno się coś w niej poruszyć, zadrgać czule i lekko. Tyle że wszystkie takie uczucia umarły razem z ciałem, pozostawionym w jaskini jak porzucona przez ślimaka skorupa. Czuła tylko żal, żal za tym, co się skończyło, nim się na dobre zaczęło. - To ja. A ty nie powinieneś mnie takiej oglądać. Ani, kurwa, płakać.
- O bogowie. - wyjąkał mag. - Ale co się stało? Jak...? Gdzie...? Kiedy...? - pojedyncze słowa-pytania padały z jego ust. Właśnie rozsypywał się jej w oczach w drobiazgi.
- Dobrze, spójrz na mnie - westchnęła zrezygnowana, opuściła ręce wzdłuż bladego, nagiego ciała. - Patrz, cholera, bo ci to chyba pomoże. Nie żyję. To, co widzisz, to nie jest i nigdy już nie będzie ciało, które chciałbyś wpuścić pod swoją pierzynę - mówiła wolno i bezlitośnie. - Umarłam. Zabito mnie. Obudziłam się po drugiej stronie. I spierdoliłam spod wrót zaświatów. Mówiłam ci o Nephandi. Seamus wyszedł mnie przywitać, skurwiel jeden. Zostawiłam go i pobiegłam z powrotem. Mam tu coś do załatwienia, Nath. To, co widzisz, to nie jest duch. To jest banshee, ja jestem banshee. Upiorem, pokutującą wśród żywych duszą. Chujowa sprawa. Pomóż mi.
Pokiwał tylko głową w odpowiedzi przesuwając jednocześnie dłonią po jej twarzy.
- Jak? - zapytał cicho. - Jak mam ci pomóc? I czy wiesz, gdzie są pozostali? Pani Twisleton, panna Darlington i pan Attenborough?
- To trochę diablo jest skomplikowane - oznajmiła, a potem opowiedziała wszystko od początku. Poczynając od tego, że jej osobisty ojciec, Etherington, obiecał że zostawi jej tutaj, w tej jaskini pieniądze, poprzez to, co tu zastała, gdy przyszła, aż do samego końca. Że schowała gdzieś chłopca zanim demon ją zabił, ale nie pamięta, gdzie. Że Julia, Meg i Attenborough weszli do jaskini, że rozmawiała z nimi, a potem odciągnęła demona, by mogli uciec.
- Chyba pofrunęli w świat duchów, Nath... bo ich w jaskini już nie ma. Tam nie wolno czynić czarów, to dziedzina demona, to się mści. Musimy zamknąć wejście. Musimy znaleźć gówniarza, i Julię, Meg i tego rąbniętego Kultystę. I musimy spacyfikować Etheringtona. Bo na moje to wychodzi, że on z tym demonem paktuje!
- Ale przecież słyszeliśmy ich nawoływania, nawet twoje.
- Ehe. Moje też słyszałeś. Demon się bawi. Chce pożreć więcej magów... może. Wyglądał mi na kogoś, kto lubi pożerać. Chcesz, to wejdę tam jeszcze raz i się upewnię, że ich tam nie ma. On mnie chyba nie widzi.
- To by tłumaczyło wcześniejsze zgony Przebudzonych w tej okolicy. - Zastanowił sie chwilę Mówca Marzeń, odgarniając jednocześnie kosmyk z jej twarzy.
Okazało się, że zdolność do jeszcze jednego uczucia udało się Aoife przenieść nietkniętą przez bramy śmierci. Skłonność do gniewu i irytacji. Pochwyciła ciemną dłoń Mówcy błądzącą po jej twarzy zanim zorientowała się, że to w ogóle robi. Szarpnęła tą ręką w dół, mocno, jeszcze nie przyzwyczaiła się do tego, jaka była silna. Rozorała mu skórę zaciśniętymi pazurami.
- Co ty wyprawiasz? - warknęła z furią. - Sam się kaleczysz. Masz przestać. Ja nie żyję. Masz się z tym pogodzić. Nie będzie żadnego potem dla nas, Nath. Nie będzie żadnych nas. Będziesz tylko ty. I dla własnego dobra teraz przestaniesz, a wkrótce o mnie zapomnisz. Zbudujesz swój dom. Rozgryzłam twoją fikuśną zagadkę, spisałam wszystko... masz wskazówki w torbie w swoim pokoju. Śniłam o tobie w twoim domu. Julia też tam była. Myśl o tym, jak przeżyć, byście mogli tam zamieszkać... a nie czepiasz się martwej miłości jak pijany płotu. Słyszysz?! To się, kurwa, słuchaj!
Cofnął rękę i zakrył ranę drugą dłonią.
- Mylisz się moja droga. - Przycisnął obie dłonie do piersi. - Wy ludzie Zachodu myślicie, że śmierć jest końcem. Że przekreśla wszystko. A ja wiem, że gdzieś, kiedyś odrodzimy się. I ty. I ja. I spotkamy się znowu. Zobaczysz.

Boże... Dobrze, Nath. Oszukuj się, jeśli nadzieja, która nigdy się nie spełni ma ci teraz pomóc. Ale to się nie uda. To, co się zatrzymało między światami, odrodzić się nie może. Nie było pełnej śmierci, nie będzie i narodzin.

Umilkł na chwilę.
- Teraz jednak nie czas o tym. Muszę pomyśleć jak ich odszukać i wyciągnąć. A ty, musisz oszukać młodego Etheringtona. Może uda ci się coś przypomnieć.
- Dupa - burknęła Aoife. - Nie pamiętam momentu... pamiętam tylko wierszyk, który mówiłam. Musiałam robić magię, a nie po prostu gdzieś go upchać w jakimś wykrocie. Julia próbowała zajrzeć mi do głowy, ale też łajno z tego wyszło - rozłożyła bezradnie ręce.
- Ale jest coś... skoro robiłam czary, musiał zostać ślad, a to było niedawno, powinien być dość wyraźny. Ślad, że ktoś mieszał rzeczywistość, pruł zasłony, zawsze zostaje, utrzymuje się jakiś czas. To musi być gdzieś blisko! Byłam sama, wlokłam gówniarza za sobą albo go niosłam. To nie mogło być daleko, nie dałabym rady. Drzewo władców, tak było w moim wierszyku... drzewo władców to dąb, zawsze tak było. Szukamy dębu. Ale ja nie mogę szukać, Nath. Ja nie mogę czynić czarów. Zgubiłam moją Molly... Musisz powiedzieć bratu Julii i doktorowi, żeby go szukali. Ja też pójdę, ale... niewiele mogę zrobić.

- Dobrze, powiem im.

Wyciągnęła ukradkiem rękę, kiedy odwrócił się plecami. Kosmyk smolistych włosów prześlizgnął się jej pomiędzy palcami.

- Ja to czułem, Aoife.
- Powiedziałam, że lepiej dla ciebie, żebyś o mnie zapomniał. Nie powiedziałam, że ja nie będę tęsknić. Idziemy.
 
Asenat jest offline  
Stary 19-06-2013, 12:43   #94
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Cmentarz w szczerym polu, przerażający w swej pustce i ciszy. Dziesiątki grobów.


Starych i nowych.... choć głównie starych i starożytnych. Czyżby był w jakimś innym świecie, poza Pierwszą Materialną i Umbrą? Nie wiedział. Jego nauki nie zostały zakończone. Był niepełny zarówno pod względem wiedzy jak i kontroli nad magyią.

Powoli wędrował wśród grobów, przyglądając się każdemu nagrobkowi jaki tu stał. Większość miała zatarte napisy. Niektóre ich nie miały. Ale Roger natrafił na takie, które potrafił odcyfrować.
Kilka typowo anglikańskich nagrobków stojących w rzędzie: “ Edward Barrow, Olivia Lamb, Laura Chisholm, Mireia de Mendizába, Victoria Kempe, Aoife O'Brian”... Martwi i pogrążeni w śpiączce. Czyżby... oni wszyscy byli ofiarami tego potwora?

A reszta?

Groby których opisów nie mógł odczytać.
Co ich łączyło?
Czyżby ta bestia ubiła tak wielu bez zwracania uwagi na siebie ?
Musiał sprawdzić co kryły w sobie groby. Może kogoś się dałoby uratować. Potrzebował łopaty, tej nie mógł jednak nigdzie znaleźć, ale mógł stworzyć.
Potrzebował “Somy”... choćby symbolicznej. Nie dysponował jednak żadną substancją poza...

Ciężkie czasy wymagają desperackich działań. Należało więc opuścić spodnie i ręcznie doprowadzić do uzyskania odpowiedniego materiału.

-Oby to wystarczyło.”- myślał Roger rysując białą cieczą na najbliższym nagrobku właściwe znaki.

Kolejno wypowiadane słowa przesiąknięte były mocą i skierowane do Ćandry, oby jego pomoc starczyła by wyrwać z materii nagrobka odpowiedni kształt i nadać mu odpowiednią formę za pomocą transmutacji odpowiednie cechy.
Ciężko się bowiem kopie marmurową łopatą.
Przedmiot wynurzał się powoli i z trudem. Polowa magyia nigdy nie była domeną Rogera. On wolał rytualne zaklęcia zaplanowane i skrupulatnie przeprowadzone. A nie taką prowizorkę.
Łopata wynurzyła się całkiem, pobrawszy materię z nagrobka i kolejne słowa magii transmutowały kamień w stal.
W końcu jednak trzymał w rękach łopatę. I zaczął kopać w nadziei, że do czegoś dotrze.

Na pierwszy cel biorąc sobie mogiłę Aiofe.

Pot rosił jego ciało już w połowie kopania. Zdjął marynarkę, podwinął rękawy koszuli i zabrał sie do dalszego kopania.
W końcu łopata stuknęła o coś twardego. Prostą drewnianą trumnę. Podważył jej wieko. I ujrzał Aoife... bladą i martwą. Doktnął jej ciała w okolicy szyi, dotknął nadgarstka. Ciało było zimne i pozbawione pulsu. Tu nic nie mógł osiągnąć.

A inne groby?

Wybrał nagrobek Laury Chisolm i zaczął kopać w nadziei... właściwie nie wiedział czego się spodziewać. Być może te groby były więzieniami jaźni magów. Być może rozkopanie jednego z nich uwolni Laurę... być może.
Roger zabrał się energicznie za rozkopanie kolejnego grobu. Kolejne machnięcia łopatą powiększały dół i sprawiały, że Rogera oblewał już pot. Koszula lepiła się do ciała i coraz bardziej obolałych mięśni. Jama się powiększała i... nic, pustka.
Żadnego ciała, żadnej trumny, niczego... tylko ziemię.
Roger nie miał już w sobie ni sił ni nadziei. Zrezygnowany siadł w owym grobie opierając się ciałem o wbitą na sztorc łopatę.

Czuł, że się kręci w kółko... uwięziony w koszmarze. Bał się że nie wyjdzie już z tego miejsca, gdziekolwiek ono było. Nie miał dość wiedzy i doświadczenia z zaświatami.
-Ravana, gdzie jesteś piekielny kocie?!- krzyknął w rozpaczy. - Gdzie jesteś, gdy cię potrzebuję ?!
Czekał. Być może nadaremno.
Czekał cierpliwie, wiedząc że gdy i cierpliwość mu się skończy, będzie musiał wyjść z tego wykopanego grobu i ruszyć gdzieś przed siebie. Być może tam, gdzie czułby się najbardziej bezpiecznie w obecnej chwili. W rodowej siedzibie rodu Attenborough.
Czy istniała tutaj? Nie wiedział. Ale równie dobrze mógł poszukać. Przecież nie będzie siedział w pustym grobie czekając na cud, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 21-06-2013, 10:20   #95
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Julia przyklęknęła przy mogiłach aby odczytać, kto jest w nich pochowany.
Edward Barrow, Olivia Lamb, Laura Chisholm, Mireia de Mendizába, Victoria Kempe, Aoife O'Brian. To były nazwiska, które znała, kojarzyła. Inne były zupełnie obco brzmiące i umieszczone na czymś co mogło być mogiłą, zwykłe kopczyki z ziemi lub kamieni, bez krzyży. Ale wszystkie były tu razem, groby z różnych epok i kultur. Wszystkie razem, w jednym miejscu.
Julia nic z tego nie rozumiała... Co to były za groby? Symboliczne przedstawienie ofiar Asury? Coś jak kreski na ścianie - jeden znak jedno skradzione życie? Aoife zabił na pewno.
Mireia, Laura i Victoria leżały w rezydencji Eteringtonów pogrążone w dziwacznej śpiączce, z której mogą się już nie obudzić.
Spojrzała ponownie w stronę toczonego pożarem domu. Ojciec... Jego poparzona, popękana od oparzeń skóra i oskarżycielsko wyciągnięty palec.
- Ja nic z tego nie rozumiem! - krzyknęła i podeszła do płonącego budynku. Ojciec był jedyną żywą istotą w zasięgu wzroku i tylko on mógł jej coś powiedzieć. Z drugiej strony... nie była pewna czy powinna się do niego zbliżać. Nawet jeśli to tylko duch iluzja albo jej wyobrażenie o nim samym to... ciężko było przewidzieć jego intencje.
- Co tu się dzieje? Co to za groby? Tato, powiedz coś do cholery!
Nie odpowiedział. Stał tam nadal wskazując na groby. Nie, to już nie był cmentarz. Teraz Julia Darlington była w jakimś pomieszczeniu. Zobaczyła tam mężczyzn odzianych w białe habity i czarne płaszcze z wygolonymi tonsurami. Pochylonymi nad jakąś księgą. W przeciwległym rogu leżało jakieś ciało. Było okrwawione i związane. Gdy wszyscy mnisi zbliżyli się do leżącego Julia miała szansę zajrzeć do ksiegi. Był tam opis, jak należy pochować wampira, by umiemożeliwić mu powrót na ziemię i czynienie zła. Wycięto mu kły. Przebito czaszkę. Przecięto ściegną i wbito w serce kołek.
Julia przeczytała instrukcję do końca.
Czy tym był Asura? Pradawnym wampirem, którego pochowano w tych jaskiniach według jakiejś chrześcijańskiej procedury? Rzymianin mącił im w głowach, bazował w dużej mierze na trikach umysłu. Czy możliwe aby nadal leżał przy Oakspark i sam jego umysł był tak potężny, że wpływał na bliską okolicę? Zsyłał omamy, wywoływał podobne do magicznych efekty, jak te zmiany pogody, smok? Czy mógł być istotą tak potężną, że mimo uwięzienia, przykucia do tegoż ciasnego miejsca samą siłą umysłu siał spustoszenie wśród pobliskich magów?
Julia przecisnęła się w kierunku spętanego aby upewnić się, że to Asura.
- Co z nim zrobiliście? Gdzie go ukryliście? - powiedziała bardziej do siebie niż kogoś z obecnych. Zdawała sobie sprawę, że jest świadkiem odtworzonych przeszłych zdarzeń. Uczestniczy w tym jedynie w charakterze widza, niemniej zamierzała obejrzeć ów spektaklu ciąg dalszy.
Jako odpowiedź otrzymała kolejną wizję. Tym razem widziała żołnierzy odzianych w mundury Imperium Brytyjskiego. Na czele jechał słynny generał Kitchener. Tej twarzy zapomnieć nie mogła. Przecież to on pokonał mahdystów w bitwie pod Omdurmanem. Żołnierz wkraczali do jakiegoś miasta. Wyrzucali z domów odzianych w długie szaty ludzi, takich jakich Julia mogła widzieć podczas swoich podróży po Bliskim Wschodzie. Na rozkaz Kitchenera żołnierze zniszczyli przepięknie zdobiony budynek. Wywlekli z niego jakieś ciało i ku przerażeniu spędzonego tłumu, a przy swoich własnych wiwatach, obwozili odarte ciało po całym mieście, strojąc sobie przy tym różne żarty ze zmarłego. Na koniec zwłoki wrzucono do rzeki.
Julia próbowała wyciągnąć z wizji jakieś wnioski.
To co działo się przed jej oczami to niewątpliwie bestialskie zachowanie brytyjskich żołnierzy po zdobyciu Chartumu. Za zwycięską kampanię w Sudanie generał Kitchener otrzymał tytuł Pierwszego Barona oraz związane z nim miejsce w Izbie Lordów, stanowisko adiutanta królowej oraz Krzyż Komandorski. Pojawiły się też oskarżenia o niehumanitarne prowadzenie wojny. Sam Kitchener odnosił się do mahdystów z okrucieństwem i pogardą. Zabraniał udzielania pomocy medycznej rannych rebeliantom. Po zdobyciu stolicy Sudanu, kiedy Anglicy sprofanowali grób Mahdiego, Kitchener zatrzymał jego głowę jako zdobycz wojenną. Podobno chciał ją przerobić na puchar lub kałamarz.
Ale jaki związek miało to z wydarzeniami z Oaks Park?
Czyżby Lord Etherrington wszedł w posiadanie ów przedmiotu, który miał w sobie cząstkę islamskiego mesjasza, który mógł być kiedyś potężnym magiem? Czy w przedmiocie ów nadal tkwi duch tego maga i jest na tyle silny, że miesza w okolicy za pomocą magyji? I wreszcie - jaki związek ma z tym Asura? On jest raczej wampirem o aparycji Rzymianina, a nie Sudańczyka. Nic z tego nie rozumiała. Nic.
I kolejna zmiana otoczenia. Tym razem Julia Darlington widziała zebrane na polanie kobiety. Tańczyły wokół ogniska. Były nagie, ale nie wstydziły się tego. Wszystkie poruszały się tak tylko sobie słyszanej muzyki. Obracał się dookoła własnej osi i jeszcze krążyły wokół strzelającego wysoko ognia. Gdzieś z tyłu, dla Julia za ogniem, był chyba jakiś wielki kocioł. Co chwila ktoś do niego podchodził i odchodził trzymając coś w rękach. Raz nawet Julia zauważyła jak jedna z kobiet podnosi do ust zawartość tego co w rękach trzymała. Wychyla. Odrzuca na bok i dołącza do tych tańczących w ich dzikim, nieokiełznanym pląsie.
Kolejna sceneria. Tym razem czarownice. Julia miała wrażenie, że ktoś rozrzucił jej przed nosem kawałki układanki, które nijak do siebie nie pasowały.
Jaki związek z tym wszystkim mają dawno wymarłe wiedźmy, Verbeny najpewniej? Rzuciły jakąś klątwę, której efekty trwają nadal? Nikt tak dobrze jak Kultyści nie wiedział jak płynnym pojęciem jest czas. Wieki temu czarownice mogły spleść czar, który czekał w uśpieniu na stosowny wyzwalacz. Nadal jednak nic z tego nie pojmowała. Była samotnie rzucona w tą podróż po czasie i miejscach, bez żadnego przewodnika. Jej oczy oglądały wyrwane z kontekstu zdarzenia ale umysł nie potrafił ich powiązać. Julia Darlington zadrżała ze złości na własną niedomyślność.
Czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu. Aż podskoczyła, bo była pewna że jest tu sama. A gdy odwróciła swoją głowę zobaczyła zakapturzoną postać. Swojego przewodnika bez twarzy.
- Zobacz dziewczyno. - Wskazał na groby. - Kto tam leży?
- Ofiary Ashury? - to były nie poparte niczym spekulacje. - Aoife zabił w jaskini, zamieniła się w upiora... Pozostałe trzy to kobiety, które popadły w jakiś stan katatoni czy śpiączki, nie mam pojęcia jednak w jakich okolicznościach.
- Dobrze. - Złożył ręce w piramidę. - A konkretnej?
- Były... - podążyła dalej Julia. - Magami? Zabija magów i pozbawia ich avatarów? W jakiś sposób je... kradnie? Żywi się nimi? Ich energią?
- Tak, byli Przebudzonymi. Ale byli też ludźmi, prawda?? - Chociaż nie widziała uśmiechu na jego twarzy była pewna, że się uśmiecha. Dobrotliwie niczym nauczyciel gdy usłyszy jakaś bzdurę z ust ucznia. - Każda z tych scen ma zapewne wiele interpretacji. Musisz szukać dalej. Zastanów się co widziałaś dalej.
- Dalej? - Julia potrząsnęła bezradnie głową. - Kiedy dalej? Zlituj się i bądź bardziej precyzyjny. Ja... nie potrafię połączyć tego w logiczną całość. Jak mam szykać odpowiedzi skoro nie potrafię nawet zadać pytania? - ton kultystki zdradzał rosnące poirytowanie.
- Co widziałaś dalej moja droga. - Odparła spokojnie zakapturzona postać. - Spójrz raz jeszcze. - Jej Awatar chwycił ją za brodę i obrócił lekko jej głowę. Znowu widziała mnichów i ciało i ową księgę.
- Wampira... Uwięzili wampira. Inkwizycja - odpowiadała półsłówkami próbując się uspokoić.
- Dobrze. - Ponownie odprał tym swoim irytującym, dobrotliwym tone. - I co ci powiedziała ostatnia ze scenek?
- Sabat czarownic - skwitowała Julia. - Warzą w kotle jakieś narkotyczne wywary i idą w tango. Można założyć jakieś powiązanie inkwizycją, bo gdzie wiedźmy tam i inkwizycja. Ale nijak się to ma do Oaks Park.
 
liliel jest offline  
Stary 22-06-2013, 18:04   #96
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Meg podążyła za skrzatem mając nadzieję, że ten zaprowadzi ją... sama nie wiedziała gdzie... do wyjścia? Oczywiście nie dogoniła go, co w sumie było do przewidzenia. Podobnie, jak do przewidzenia było, że gdy tylko straci z oczu swych towarzyszy, zgubi ich bezpowrotnie. Tym oto sposobem została sama pośrodku lasu, który nagle dziwnym trafem przemienił się w istną gęstwinę.

Przycupnięcie na jakimś kamieniu i pomstowanie na własną głupotę było kuszącym pomysłem, któremu jednak magini z trudnem się oparła, bowiem dostrzegła w oddali mogiły.

Im bardziej zbliżała się do grobów, tym bardziej rósł w niej niepokój. Było to w zasadzie dość irracjonalne, bowiem, gdyby coś złego czaiło się w tym miejscu, od razu by to dostrzegła. To była jedna z niezaprzeczalnych zalet Umbry. Tutaj wszystko było widoczne, jak na talerzu.

Mogiły były w różnym stadium nadgryzienia przez ząb czasu. Na tych dość świeżych widniały dobrze jej znane nazwiska: Edward Barrow, Olivia Lamb, Laura Chisholm, Mireia de Mendizába, Victoria Kempe, Aoife O'Brian. Pozostałe, zwykłe kopczyki z ziemi lub kamieni bez krzyży, skrywały w swym wnętrzu ciała ludzi zupełnie jej obcych. Wszystko jednak wskazywało na to, że i to byli Przebudzeni. Wydawało się to dość logiczne. Asura nie byłby przecież pierwszym demonem wysysającym z magów Awatary, tak jak wysysa się mięczaka z jego skorupki. Niestety, pewnie nie byłby też ostatnim.

Przez chwilę pani Twisleton zastanawiała się, czy rozkopanie grobów nie byłoby dobrym pomysłem. Może znalazłaby wówczas odpowiedź przynajmniej na część nurtujących ją pytań. Brak łopaty był akurat najmniejszym z jej problemów. W takim miejscu mogła ją z łatwością wyczarować z powietrza, dosłownie. Schody zaczęłyby się dopiero później, bowiem machanie łopatą jakoś nigdy nie było jej mocną stroną. Owszem, wychowała się na wsi, nie raz widziała ludzi pracujących w polu, czy też przy zwierzętach, ale “widziała” jest tutaj słowem wartym podkreślenia. Tak więc, nawet z łopatą, rozkopanie jednego grobu zajęłoby jej całą wieczność, co dopiero kilku. Przy czym Margaret miała przeczucie graniczące z pewnością, że w tym miejscu wieczność trwałaby o wiele dłużej niż w realnym świecie.

Poza tym, zakładając oczywiście, że miałaby na tyle sił, by rozkopać grób, nie miała absolutnie żadnej pewności, że w środku są jakiekolwiek ciała. Równie dobrze mogiły mogły być atrapą, iluzją, czy jakkolwiek by tego nie nazwać.

Właśnie w takich chwilach Margaret zaczynała żałować, że jej edukacja pod okiem Christophera potoczyła się tak, jak się potoczyła. Ale któż mógł wiedzieć, że kiedyś zostanie uwięziona w Umbrze przez jakiegoś postrzelonego Rzymianina.

- I co, zamierzasz tak stać i czekać aż jakiś rycerz na białym koniu cię oswobodzi? - Usłyszała za sobą dobrze znany głos.
- A jakie mam wyjście? - powiedziała beznamiętnie, odwracając się.
- No chyba kpisz - mruknął kolejny głos, na chwilę przed tym, zanim Margaret poczuła jak coś twardego uderza ją w głowę.

Pacnięcia po głowie kijem Meg się nie spodziewała, tak jak i tego, że miast jednej, stały przed nią wszystkie trzy: Dziewica, Matka i Starucha. Ta ostatnia uważnie przyglądała się swojej lasce, by upewnić się, że nie ucierpiała ona na skutek zderzenia z głową magini.


- Nie jesteś już dzieckiem, żeby cie trzeba było prowadzić za rączkę - tym razem głos zabrała najmłodsza.

Słuchanie od niej rad o dojrzałości zawsze nieco denerwowało panią Twisleton. Jakoś nigdy nie mogła się pogodzić z tym, że ktoś o aparycji podlotka może mieć od niej o wiele bogatsze doświadczenie.

- To co waszym zdaniem mam ze sobą zrobić?
- Czy ty w ogóle słuchałaś tego, co mówił ten leprechaun? - wypaliła starucha wyraźnie poirytowana bezwiedzą Verbeny.

Magini już miała z rozbrajającą szczerością przyznać, że otóż nie słuchała go ani trochę, kiedy jednak przypomniała sobie, że skrzat wspominał iż jedynym sposobem na znalezienie drogi ucieczi jest “spojrzenie w głąb siebie” i “cofnięcie się do początku”. Tylko jak, na Boga, Margaret miała zaglądać w głąb siebie, kiedy wszystkie trzy wcielenia jej Avatara trajkotały jej nad uchem? Zazwyczaj pojawiały się pojedynczo, właściwie nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziała je naraz. Za to doskonale pamiętała moment, kiedy ujrzała je po raz pierwszy. To był prawdziwy Początek, nie tylko dla niej.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 25-06-2013 o 21:37.
echidna jest offline  
Stary 22-07-2013, 14:48   #97
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Margaret Twisleton,

Tridada stała nad Meg. Stała i przyglądała się poczynaniom Werbeny. Może nawet coś komentowały, ale zajęta próbą “spojrzenia w głąb siebie” magini nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. Starała się przypomnieć ten początek. Tę pierwszą chwilę gdy gdy te trajkoczące niczym przekupki z Londynu istoty pierwszy raz pojawiły się w jej życiu. Był to zarówno piękny jak i straszny dzień. Margaret Twisleton dobrze go pamiętała. Przywołała go w pamięci. Już prawie, prawie go miała, gdy kątem oka dostrzegła, że coś dziwnego dzieje się wokół niej. Obraz zafalował na brzegach. Kolejne nagrobki zostały jakby wessane do wielkiego wiru.
Z początku Meg mogła nawet myśleć, że to jej się wydaje. Że to gra cieni gdzieś na skraju pola widzenia. Dopiero gdy wir zbliżył się do niej, gdy fizycznie poczuła jego moc zrozumiała, że to żadna gra cieni. Coś pochłaniało w zastraszającym tempie cały świat, który był dookoła niej. I najgorsze było to, że nie było żadnej dragi ucieczki. Stała w środku oka cyklonu i mogła tylko patrzeć jak kolejne elementy są zasysane przez żywioł. Kwestią czasu było kiedy i ją pochłonie. Wiatr szarpał jej włosami i ubraniem. Musiała zamknąć oczy by tumany piasku i jej własne włosy nie wpadały jej do oczu.
Poczuła jak coś musnęło jej dłoń. Cofnęła ją na chwilę, ale niewiele to pomogło. Coś ją chwyciło i pociągnęło w ten wieki wir. Nie czuła już gruntu pod nogami. Ta siła rzucała jej ciałem i tylko to co ją za rękę trzymało pozostało niezmienne, chociaż miała wrażenie, że zaraz jej wyrwie bark ze stawu.



Julia Darlington


Bardziej wyczuła niż zobaczyła ten uśmieszek. Postać złożyła ręce razem opierając czubki palców jednej dłoni o drugą.
- Tak. - Powiedział wreszcie powoli. - Dobrze. - Odetchnął głęboko.
Połami jego szat nagle szarpną wiatr. Julii zresztą też. Zerwał jej kapelusz z głowy. Musiała zupełnie odwrócić głowę by móc zaczerpnąć powietrza.
- Ufasz mi?? - Zapytał nagle. Jego słów nie zagłuszyła wyjący wszędzie i wzbijający tabuny kurzu wiatr. Słyszała go głośno i wyraźnie. Zupełnie jak gdyby stał tuż obok niej. Albo jakby ta nagła demonstracja potęgi żywiołu w ogóle nie miała miejsca.
- Spójrz tam. - Ręką wskazał w przeciwną stronę niż patrzyła Kultytska. - No spójrz. - Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Odwróciła się. Ręką musiał przysłonić oczy, gdyż wiejący wiatr uniemożliwiał normalne widzenie.
A tam nie było nic. Zupełniej jag gdyby ktoś urwał kawałek kartki z obrazkiem.
- Idź tam. - Polecił i znikł zostawiając ją samą sobie. W samym centrum katastrofy, która niszczyła świat wokół niej.


Sir Roger Attenborough

Roger stał jeszcze chwilę w pustym grobie. Odrzucił w końcu łopatę i gdy chciał się wydostać z wykopanego przez siebie grobu coś go chwyciło za nogawkę. Z początku myślał, że zaczepił się o wystający korzeń. Szarpnął wiec noga by uwolnić się. Ale to nic nie dało. Mało tego. Sir Attenborough poczuł jak coś się zaciska wokół jego kostki i co gorsza ciągnie w dół. Szybkie spojrzenie w dół pozwoliło mu zorientować się, że jakaś dłoń chwyciła go za kostkę. Chwyciło i chce wciągnąć pod ziemię. Zabrać do świata umarłych. Szarpanie się niewiele dawało, ba nawet przyspieszało zapadanie się, zupełnie jak gdyby znalazł się w bagnie. Był już po kolan zanurzony w ziemi. To co go za kostki trzymało wzmocniło swój uchwyt i ciągnęło jeszcze mocniej w dół.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 09-08-2013, 20:59   #98
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ravana... nie przychodził. Ten piekielny przemądrzały kocur, po raz pierwszy się nie zjawił !
A Roger właśnie potrzebował duchowego przewodnika, albo.. jakiekolwiek przewodnika. Kto by pomyślał jednak, że jego życzenie spełni się w tak perfidny sposób?
Dłoń wynurzyła się z dna grobu...


Dłoń której Roger nie zauważył, aż było za późno. Wciągany desperacko wystrzelił resztę nabojów z rewolweru... na próżno.
Pociski jedynie rozbryznęły ziemię. Próbował jeszcze walczyć. Próbował się podciągnąć. Nic z tego...
Zmarli nie dawali za wygraną, ani on. Sir Attenborough natężał wszystkie swe siły, by uniknąć wciągnięcia pod ziemię.
Niemniej do jego umysłu wkradła się już zwierzęca panika, nie pozwalając mu racjonalnie oceniać szans swych w tej sytuacji. Nikłych szans.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-08-2013, 17:50   #99
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Wir wciągał otaczający świat kawałek po kawałeczku. A Margaret wiedziała, że nie ma żadnej drogi ucieczki.


Stała w sercu cyklonu, w samym jego środeczku. Czuła jak wiatr chłoszcze jej twarz włosami, kaleczy skórę tumanami piasku. Zamkęła oczy, by nie dostał się do nich wszechobecny pył. I właśnie wtedy poczuła, jak coś chwyta ją za rękę i wciąga głębiej w wir.

Meg chciała się wyrwać, ale żelazny uścisk był zbyt silny. Mimo iż to coś było zaledwie na wyciągnięcie ręki, nie mogła dostrzec, cóż to za kajdany trzymają jej nadgarstek. Silny wiatr wzbijał w powietrze tumany kurzu ograniczając widoczność. Ledwo widziała zgięcie swego łokcia, a co dopiero dłoń i coś, co ją trzyma. Skoro wzrok okazał się bezużyteczny, pani Twisleton postanowiła zaprząc do walki inne zmysły. Sięgnęła więc drugą ręką, by sprawdzić, co złapało pierwszą.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 14-08-2013, 18:49   #100
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Idź tam. - Polecił jej duchowy przewodnik i znikł zostawiając ją samą sobie. W samym centrum katastrofy, która niszczyła świat wokół niej.
We wskazanym miejscu nie było nic. Pustka. Ale pytał wcześniej czy mu ufa. Ufała przecież bezgranincznie. Był przy niej zawsze, bez względu na okoliczności. Inni przychodzili i odchodzili ale on trwał jak wbity w ziemię głaz. Dopełnienie jej samej.
Chwyciła rondo kapelusza, który wichura chciała zedrzeć Julii z głowy i podążyła we wskazanym kierunku.

Z początku wiatr nie stanwił aż takiego problemu, chociaż tarmosił jej włosy i ubranie na wszystkie strony. Po kilku krokach przybrał jednak na sile i każdy kolejny krok wymgał coraz większej siły i determinacji.
Świat, który ją otaczał skurczył się gdy jakaś niewidzialna siła oderwała kolejny kawałek obrazu przed postępujacą naprzód Kultystką.

Każdy krok był okraszony nadludzkim wysiłkiem i bólem. Zderzenie z wiatrem przypominało raczej tarcie gołą skórą o beton. Ale kraniec tego świata był już niemal na wyciągnięcie ręki. Kolejne fragmenty otoczenia odpadały jak kawałki liniejącej tapety okalającej czarną dziurę. Julia krzyknęła desperacko aby dodać sobie odwagi i... skoczyła prosto w gardło otchłani.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172