Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2013, 22:37   #5
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Sukkub przyglądał się chwilę Filutowi. Zmarszczyła czoło, żeby po chwili wygiąć wargi w uradowanym uśmiechu.

- Pamiętam cię! - zawołała, klaszcząc niespodziewanie w dłonie. - No tak! Jak mogłam zapomnieć?! Dalej mam naszyjnik od ciebie! - Machnęła ręką i jeden ze sługusów rzucił się gdzieś pędem, żeby niemal od razu wrócić z ozdobnym puzderkiem. - Piesku? - zapytała cicho, na co jej pupil poderwał się z ziemi, wyciągnął nie naszyjnik, ale bogato zdobioną kolię, która z całą pewnością kosztowała spory majątek. Uniosła włosy, żeby “piesek” mógł ją jej założyć.

Wstała z tronu i obejrzała Filuta z góry na dół.


Leador aktywował moc pierścienia uzbrojenia i momentalnie jego strój podróżny zamienił się miejscami ze srebrzystym napierśnikiem. Na jego szyi pojawił się dziwny, kolczasty kołnierz, który jednak szybko wrósł w skórę. Ta natychmiast przybrała szarą barwę, podobnie jak cała osoba elfa wyglądała jako żywo wyciągnięta z Planu Cienia. W końcu, w prawej dłoni elfa pojawiła się laska magiczna wykonana z czarnego drewna, a zakończona klejnotem czarnym jak noc. Leador zabrał się do rzucania tajemnic przy pomocy laski i tak oto otoczyły go energie Planu Cienia, a chwilę później zawisł nad nim węzeł mroku, który mógł służyć do natychmiastowego transportu. Po tych przygotowaniach, elf zaczął zasypywać demony stojące przy wyjściu z twierdzy iluzyjnymi lodowymi pociskami.

W tym czasie Faust wyciągnął z kieszeni płaszcza blisko półmetrowej długości zwój. Rozwinął go zamaszystym ruchem a ten zawisł w powietrzu. Jonnathan odczytał z niego inkantację i wykonał potrzebne gesty. W tym momencie nad fortecą zmaterializował wielki Monolith Ziemii, tym razem przywołaniec nie ryknął. Nie wydał z siebie żadnego najmniejszego dźwięku który mógłby ostrzec mieszkańców fortecy, że olbrzymi żywy, kamienny pocisk właśnie na nich spada.

I istotnie, spadł. W powietrzu pojawiła się przeolbrzymia masa skał, ziemi, błota i piasku która zwaliła się na twierdzę, przykrywając ją swoim ciężarem.

Rozległ się przeolbrzymi huk, demony rozpierzchły się na wszystkie strony wrzeszcząc przeraźliwie w swoim języku. Te, które miały skrzydła: poleciały. Pozostałe pobiegły.

Po chwili monolith "przelał się" obok twierdzy i nabrał właściwego dla siebie kształtu, a wtedy okazało się, że twierdza nie padła: miała w sobie ogromną dziurę i cała była jakby wgnieciona, jednak nadal stała.
Ponadto, wbrew wszystkiemu, żelazne golemy sukkuba nadal stały na czterech kończynach i się nie ruszały.
- Postarzałeś się - rzuciła z wyrzutem. - Ale ponoć im wino dłużej leży, tym jest bardziej wytrawne...

Przeniosła spojrzenie na pozostałych członków bractwa.

- Dobrze więc - oznajmiła. - Skoro nie chcecie, możecie pozostać na zewnątrz. My tymczasem nieco porozmawiamy... powspominamy...? - Uśmiechnęła się znacząco, ruszając do środka. - A! Byłabym zapomniała! Obiecałam, że będziecie bezpieczni. Na dowód tego, każę wyprowadzić psy. - Gwizdnęła głośno.

Na początku wydawało się, że nic się nie stało, jednak po chwili członkowie bractwa usłyszeli coś jakby... metaliczny szczęk? Przez bramę wyszły dwa żelazne golemy... chociaż “wyszły” to za dużo powiedziane. Pełzły one na czworaka i merdały doczepionymi “ogonami”.

- Nie potrafią jeszcze szczekać, ale ćwiczymy nad tym - oznajmiła, na co stwory wydały metaliczne szczęki, które nawet przy najszczerszych chęciach nie przywodziły na myśl szczekania. - Mam na razie tylko dwa, ale więcej nie potrzeba. Są mało sek... stylowe. Nie pasują do wnętrza. - Spojrzała na swojego pupilka na smyczy z przyganą, na co ten się skulił. - Dobrze więc. Psy poczekają na dworze, resztę zapraszam do środka - powiedziała, uśmiechając się najpierw do Gelbalaina, następnie do Filuta, jakby reszta nie istniała. Tego drugiego ujęła pod ramię i ruszyli w stronę fortecy.

- Znasz mnie? - Zapiszczał niespodziewanie Filut. - Ale ja... - Zaniemówił dostrzegłszy bogato zdobioną kolię. - To ty?! Na bogów. - Oczyma wyobraźni przypomniał sobie tamtą noc w karczmie... Ochocza chłopka, a w sumie to amatorska wiejska dziwka, sala pełna biesiadników i on, schlany w trzy dupy, upojony powodzeniem dochodowej misji. Był tak pijany, że ryj świni i słodkie źródełko miłości między nogami dziewicy wydawały się jednym i tym samym. Cały swój majątek, w postaci cudownego naszyjnika w przypływie nagłej hojności powierzył w ręce uśmiechniętej dzierlatki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie pamiętał nawet co wydarzyło się później. Chyba zarzygał komuś cycki. I zasnął... A potem... a potem do kurwy nędzy trzeźwiał przez miesiąc, nie mając ani grosza przy duszy! Mimo woli zajęczał.Sukub uśmiechnął się radośnie.

- Chyba muszę ci się przypomnieć - mruknęła przymilnie.

[i] - Och! Nie ma takiej potrzeby! - Przykurcz pisnął przerażony perspektywą miesięcy tortur w postaci abstynencji. - Zapamiętałem Cię doskonale! Te jędrne piersi! Jakże mógłbym o nich zapomnieć! Chociaż wtedy zdawałaś się mniej... - Spojrzał na merdający ogon, przylegający do kształtnych pośladków. Ile dałby za możliwość choćby dotknięcia tego cuda! - egzotyczna. - Oblizał pulchne usta. - Jesteś jeszcze piękniejsza! Widzę, że ładnie się urządziłaś. Chociaż ten tu... - Wskazał palcem mężczyznę na smyczy. - Nie pasuje do twej cudownej osoby. Kim jest ten obwieś, którego niby oficjalnie nie szukamy, acz nieoficjalnie jest drugim po tobie o piękna, powodem dla którego tu przybywamy? Liczyłem, że zachowasz siły dla mnie, najlepszego kochanka pod słońcem. Pogromcę dziewic od Calimshyckich burdelów, aż po zarośnięte monstra Grzbietu Świata!

Gelbalain wyszczerzył sie i ruszył ku bramie. |Dobra, to było trochę bezmyslne ale wierzył tak w siebie jak i w kurduplowatego szczęściarza jak z pełnym oddaniem nazywał swego boga.

Faust odprowadził wzrokiem Gelbalaina i odwrócił spojrzenie do pozostałych.

- No panowie. Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam ją zabić - stwierdził z dłońmi ukrytymi w szerokich rękawach podczas gdy rzucał zaklęcie większej zbroi maga. - Zgłasza ktoś jakieś obiekcje?

- Mnie też się to nie podoba. - Percy skinął głową, jednak po chwili wskazał na ogromne, żelazne monstra. - Jednak te dwie rzeczy też mi się nie podobają. Jeśli już chcemy to zrobić to upewnijmy się, że tych dwóch nie ma w okolicy.

-Na dziś nie mam przygotowanej Bramy - stwierdził Faust - aby wyrzucić ich gdzieś w okolicach pałacu Asmodeusza. Ja bym olał, nie potrafią latać ale stworzenie drugiego Widmowego Rumaka wymagało by ode mnie dziesięciu minut. W tym czasie te dwa bęcwały mogą być już martwe. Spuściłbym na pałac kamienny Monolith i niech się dzieje wola nieba. Jak tylko sukkub pokaże swą śliczną buźkę zaraz oberwie dwoma Krzywdami i nie powinno być co po niej zbierać.

- Jakież okrutne podejście do płci pięknej - uśmiechnął się Thazar. - Jesteś bez serca. Ale pewnie nie będzie innego wyjścia - dodał, zastanawiając się, czym poczęstować piękną panienkę w swoim imieniu.

- Doskonale. Percy. Mam przygotowane kilka polimorfii. Chcesz urosnąć kilka metrów na czas masakry? - zaproponował Faust i wysłał oczęta by rozleciały się po całej fortecy i znalazły dokładną lokalizację sukkubicy i jego towarzyszy. Tylko jedno zostawił nad budowlą by obserwowało wszystko z lotu ptaka.

Dziesiątki magicznych oczu wleciały za sukkubicą do środka (gdyż to było jedyne wejście) i... nie dowiedziały się za dużo, gdyż prawie natychmiast zostały zaatakowane przez niezliczone dziesiątki quasitów, które myślały że to zabawki które ich Lord porozrzucał dla nich.

Do końca pierwszego korytarza, który miał kilkaset stóp długości, doleciało tylko jedno oko i zobaczyło, że przejście skręca w prawo, by później rozszerzać się w większy korytarz albo jakąś salę. Chwilę później już nie było żadnego oka.

- Urosnąć? - Percy skrzywił się, jakby przywoływało to złe wspomnienia. - Wiesz, ostatnim razem jak mnie zogrzyłeś, to tak przywaliłem w sufit że do dziś mnie łeb boli...

Wspomniawszy o głowie usłyszał w niej głos Gelbalaina. Usłyszeli go również Travik i Leador.

- Chłopaki, coście za piłeczki puścili. Strasznieście quasity ucieszyli. I serio no, coście dziś tacy nie zabawowi.

Travik zamrugał szybko, jakby dopiero zaczął ogarniać rzeczywistość wokół siebie. To nie tak, że wojownik był głupi. Ale kiedy ludzie mówili wokół niego dużo i szybko, czasem zamykał się w sobie i dawał innym się wygadać. Umiał udawać, że słucha... Żona nauczyła go tej ciężkiej nauki. Ale gdy tylko sukkubica zniknęła mu z pola widzenia, wsunął na palec drugiej ręki pierścień, którym się bawił do tej pory i na moment jego sylwetka rozmazała się dziwnie, po czym ta magia rozwiała się. Jednak jego towarzysze wiedzieli, że pojawiło się wokół niego pole z czystej siły magicznej, chroniące nie gorzej niż najlepsze tarcze i raniące wszystkich, którzy go dotkną.

- Paskudna lalunia - pociągnął nosem, zakładając ręce na pierś - Brzydka, w ogóle bez uroku. Nie to co Renny.

Usiadł na ziemi, jakby nigdy nic i wyciągnął swój miecz, kładąc go na kolanach.

- Jasne, jestem za tym, by jej uciąć skrzydełka - uśmiechnął się radośnie wojownik. - To i tak demon. Naprawić go się nie da.

- Oj tam - rzekł głos w jego głowie, chichocząc. - Nie bądź rasistą, ładniutka jest. Po za tym na pewno bardzo zwinna.

- Nie jestem rasistą, głupolu - pokręcił głową. - Moja żona jest elfką. Poza tym, chodzi mi bardziej o paskudny charakter. Paskudny charakter i kobieta traci w moich oczach. Nie to co Ren... Ech... Nie lubię opuszczać materialnego.

Travik na chwilę oddał się wspominaniu domu, kiedy w oczach innych pojawił się uroczy charakter małżonki rashemity, która zwykła rozstawiać wszystkich po kątach, gdy tylko przyjeżdżała do ich siedziby. I rzucała ciężkimi rzeczami w swojego męża, gdy ten zachowywał się nie po jej myśli..

Gelbalain nie włączył Jonnathana do dyskusji, a sam Faust był zbyt zajęty by dostrzec, że najbliżsi towarzysze dyskutują mentalnie. Dokładnie to przygotowywał się do drugiego szturmu.

Wykonał dłonią elegancki ‘wznoszący’ gest i zmaterializował tym swoje symulakrum. Czyli dokładną kopię, będącą pod jego całkowitą kontrolą i nie mającą nic wspólnego z iluzjami.

Pierwsze zaklęcie i symulakrum znikło przykryte niewidzialnością.

-Podejdź - rozkazał i jego przywołany wierzchowiec bezgłośnie się zbliżył. Po drugim zaklęciu i on znikł.

- Takie z trudnym charakterem są najlepsze - parsknął przyjaźnie Gelbalain na koniec, po czym umilkł.

- Zaraz się zacznie - ostrzegł Faust gdy podmuch wiatru targnął jego szatą. -Ostatnia szansa. Ktoś chce jakieś zaklęcie wzmacniające? Standardowo polecam polimorfię.

Travik wstał, końcąc swoją krótką medytację, po czym uniósł swój miecz nad głowę, prawą nogę postawił za siebie. W tej pozycji było go dużo łatwiej trafić, ale jego ciosy były dużo bardziej destrukcyjne. Miecz spadał na wroga niczym but na mrówkę.

- Nie narzekam na bezinteresowne podarunki, Faust - uśmiechnął się do niego - Skup się na reszcie. Ja będę pilnował, byście wyszli stamtąd żywi. Od tego jestem.

-Doskonale. - stwierdził krótko Faust wykonując już magiczne gesty zaklęcia. Położył dłoń na ramieniu towarzysza, który na moment zsunął z palca jeden z pierścieni, by go nie zranić. Travik nagle urósł o jakieś dwadzieścia centymetrów, a jego ciało zaczęło obrastać ciemnymi włosami. Skórza zzieleniała, dolna szczęka nieco się wysunęła, a zza warg wychynęły dwa potężne kły. Nos spłaszczył się i chociaż w Traviku można było zobaczyć nadal Travika, niewiele było w nim ze starego rashemity. Stał teraz przed nimi potężnej budowy ork... Dobrze, że Kathvara nosił luźne spodnie, buty miał magiczne a powyżej pasa nie nosił żadnych ubrań.

- Szlycznie - powiedział gardłowym głosem Travik - Ale ne mówczie o tym Enry. Wszczeknie szię.
- Ani słowa. - zgodził się Faust - A teraz zaczynamy. Pewnie i tak odeśle mi monolitha gdy tylko zorientuje się co się dzieje, ale zdąży wiele zniszczyć.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 29-05-2013 o 22:49.
Arvelus jest offline