Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2013, 22:55   #6
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Tymczasem towarzystwo w środku minęło długie, wyłożone miękkimi dywanami korytarze i przeszło do niczego sobie ustrojonej sali. Z wysokiego sufitu zwierzały się masywne, kryształowe żyrandole, w których osadzonych było co najmniej tysiąc świec. Jednak ani to, ani gustowne obrazy na ścianach, nie były w stanie odwrócić uwagi przybyłych od suto zastawionego,olbrzymiego stołu.

Było tam chyba wszystko - od ryb i przepiórek, do świni udekorowanej jabłkami. Błogie zapachy roznosiły się w powietrzu, kiedy zajmowali miejsca. Tyle jedzenia, że nawet, jeśliby wszyscy skorzystali z zaproszenia, zostałoby na kolejny posiłek.

U szczytu stołu zasiadł oczywiście sukkub, a u jej nóg zajął miejsce oczywiście „piesek”. Zaskomlał cicho, jednak wystarczyło, żeby posłała mu jedno spojrzenie, a umilkł.

- Panowie, zapraszam – powiedziała.

Kiedy Gelabalain i Filut zajęli miejsca, z cienia między kolumnami wyszły kuso ubrane sukuby, czym prędzej nalewając im wina do pucharów.

- A więc? – zapytała cicho, posyłając im badawcze spojrzenie. - Zapewne chcecie zabrać mojego pieska... w sumie już go wytresowałam i nie powinien zrobić nikomu krzywdy, ale to dalej niebezpieczne... ale potrawy stygną! Omówimy to może po posiłku?

Ledwie zdążyli sięgnąć do potraw, a rozległ się raban. Żyrandole zadrżały, a z sufitu zaczął sypać się gruz. Po chwili runął pierwszy kryształowy żyrandol, zalewając drewnianą podłogę woskiem, co wywołało niemały pożar.

- Co się dzieje?! – krzyknęła ich gospodyni.

Gelbalain błyskawicznie zdusił pożar promienie mrozu po czym zapytał -Jesteś cała, cudna pani?

Sukkub poderwał się z miejsca i ruszył w stronę wyjścia, zapominając o piesku, który grzecznie podążał za nią. Ciężko mu było nadążyć, jednak nie wstawał.

- Moje sługi... - rzuciła zaniepokojona.

- Poczekaj pani, to może być niebezpieczne. Zaraz ustale co te barany zrobiły. powiedział z westchnieniem mag, po czym wysłal telepatycznie pytanie do Perce’go -Co to kurna było, co?

Przez dłuższą chwilę Gelbalain nie usłyszał żadnej odpowiedzi, jednak w końcu...

- Faust się nudzi. - Usłyszał mag. - I przyzwał drugiego monolita, którego rzucił na twierdzę.

-Pojekurwabało go? Kiedy my zapoznajemy pani sukkub ? Niech no do kog zarwie, słowwem lecze, spale mu dach nad głową.

Sukkub się zatrzymała i obejrzała na Gelabalaina, po czym zerknęła na pieska.

- Masz mnie bronić - nakazała swojemu pupiklowi, spuszczając go ze smyczy. Piesek wstał i wyprostował się, mając obłęd w oczach. Popatrzył na Gelbalaina i Filuta spode łba, po czym przeniósł swe (już zatroskane) spojrzenie na swoją Panią i rzucił na nią czym prędzej kilka zaklęć obronnych.

- Nie obawiaj się o piękna. Z Filutem nic Ci nie grozi. - Czarodziej westchnął po chwili. - Wybacz maniery naszych przyjaciół. Matki dawały im w młodości ołów do żarcia, subtelność nie jest więc ich najmocniejszą stroną.

- Doceniam to, naprawdę... ale muszę dbać o tych, którzy dla mnie pracują - odrzekła, niekoniecznie go słuchając, po czym udała się korytarzem w stronę wyjścia. Słyszeli jej głos, nakazujący, żeby wszystkie demony uciekły na tylny dziedziniec.

- Chodź Filut, popilnujemy pani - zapropnował Gelbalain z czarującym usmiechem.

- Ma się rozumieć drogi kolego. Nawet wołowe paszteciki nie są choćby w połowie tak zajmujące jak nasza kochana pani gospodarz!

- Widzisz śliczna, z nami jesteś bezpieczna. Zresztą tym misiom chyba nie idzie, nie wiem po co im to, a można było w tak uroczym towarzysztwie posiedzieć

- Wtrąciłbym ich do lochu. Ot tak w ramach nauk dobrego wychowania. - Filut sapnął żałośnie, próbując nadążyć za sukkubem.

- Oj Filut znasz ich, Faust lubi sie pobawić dużymi klockami

Masa uciekających stworków utrudniała im poruszanie się. Widać nie tyle, co słuchały swojej pani, ale na pewno uciekały w popłochu. Sukkub zatrzymała się i obejrzała na pozostałych.

Gelbalain rzucił więc zaklęcie stworzenia niewidocznych służących by torowali im drogę.

-Ten pował Faust rzucił monolitem w twierdzę wyjasnił po chwili, dogoniwszy panią sukkub.

- Co?! - krzyknęła i rzuciła się niema biegiem w stronę wyjścia. Ewidentnie wyglądała jak wściekła kobieta... a wściekłe kobiety...

Gelbalain rzucił się za nia próbując trzymać się blisko niej. -Spokojnie Pani, to idiota ale niezbyt szkodliwy - krzyknał za nią.

- MONOLITEM W MÓJ PIĘKNY ZAMEK?! - ryknęła. - JUŻ JA MU POKAŻĘ!

- Zbuduję Ci piękniejszy. Taki z tęczą i kucykami. - Filut mimo woli spoglądał na dupę demona, która na wysokości oczu czarodzieja, kręciła się w rytm wściekłych ruchów sukkuba

- Spokojnie, to sie odbuduje, naprawde, bedzie jeszcze lepszy - przekonywał Gelbalain patrzacy na podskakujący biust demonetki.

Jednak sukkub ich nie słuchała. Wypadła z budynku, powieka jej drgneła, kiedy zobaczyła, rzeź swoich sług i ruszyła gniewnym krokiem ku pozostałym członkom Bractwa, którzy mimowolnie cofnęli się krok w tył.

Niektórym przywodziła na myśl wściekłe żony, innym rozjuszona bestię... w sumie na jedno wychodziło...

- CO WY SOBIE WYOBRAŻACIE?! – wrzasnęła. - MACIE W TEJ CHWILI PRZESTAĆ! JUŻ!! - Wrzeszczała, gestyulując gwałtownie, jednak według Gelebalaina i Filuta, nawet wściekły grymas, nie odbierał jej urody.

Jednocześnie darł się Gelbalain

-Co to kurwa było, monolita na nas baranie przez kozę wydymany, na nas?

Faust zaplótł ręce na piersi. Nie dało się tego zobaczyć, jednak nie pozwolił im swobodnie opaść, dzięki czemu ich nie unieruchamiał ich własnym ciężarem.

- Czekaj. - wydał polecenie Monolitowi, a ten przerwał niszczenie i zabijanie. Ogromny żywiołak wyglądał jednak na zniecierpliwionego i nerwowego: władcy żywiołów nie lubili, kiedy ich się kontrolowało, ani kiedy kazało się im czekać.

- Pozbądź się tego! - nakazała wściekła sukkub swemu pieskowi. Nie. W sumie nie wściekła. Teraz to była istna furia.

Zaś Gelbalain ruszył dać mu w pysk, Filut z kolei przyglądał się biernie całej sytuacji. Tuż przy boku czarodzieja nagle zmaterializował się Randal z otwartą księgą i piórem w dłoni.

- To co mam napisać missstszu? - Zapytał imp.

- Samą prawdę, czyli wszystko to co widzisz. - Filut podrapał się po brodzie. - Wielki Lord Otchłani, przepiękny sukkub, zauroczona charyzmą i ponętnymi łydkami twego mistrza, wielkiego Filuta, arcymistrza sztuk tajemnych, byłego kapitana Synów Burzy...

- Nie znam tylu wielkich osóp panie mój.

- Kretynie ty, przecież mówię o sobie!

- Ach!

- Zatem owa demonica na wskutek przebiegłych manipulacji Filuta, czyli mnie, i swego rodzaju zauroczenia mą osobą, poczęła kierować swe destrukcyjne zapędy na... własną siedzibę. Nie zapomnij wspomnieć o mej nowej zbroi, wysadzanej szafirami po 100 sz każdy...

Travik stanął na drodze Gelbalaina, teraz znów jako on sam. Kiedy zważył w orczej formie swój miecz w rękach, uznał, że zaczał mu ciążyć, więc wrócił do ludzkiej formy, nie myśląc o tym, że Faust pewnie mocno się zawiódł.
- Znam ten wyraz twarz - pokręcił głową, zatrzymując Gelba, ale widząc że ten nie ma ochoty się zatrzymać, puścił go. Po co ma go ranić. A lepiej żeby dał Faustowi w mordę, niż skrzywdził go jeszcze bardziej.

- Ty! - krzyknął do Sukkubicy, ruszając w jej stronę i zakręcając mieczem - Bądź sobie królową ciemności, bądź sobie księżniczką demonów, przed moim ostrzem się nie uchronisz!

Widać Travik nie miał już siły i cierpliwości na bawienie się w subtelności.

"Piesek" skinął głową swojej pani i zaczął rzucać zaklęcie. Faust błyskawicznie rozpoznał charakterystyczne gesty, a magiczny pierścień, który miał specjalnie na okazje walki z magami, tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Mag wskazał Jonnathana Palcem Śmierci i wysłał potężną wiązkę magii śmierci. Faust sekundę wcześniej wzniósł rękę jak by chciał spoliczkować kogoś wierzchem dłoni i... spoliczkował wiązkę. Pierścień zajaśniał karmazynowo przekierowując zaklęcie na sukkubicę, ta, niespodziewając się zupełnie takiego rozwoju wypadków, zdążyła się jedynie zasłonić rękami. Jak by tak prosta, instynktowna obrona mogła uchronić przed tak potężnym czarem. Jednak przeżyła. Widać jej siły witalne i niedawno narzucone na nią bariery ochronne, tym razem, okazały się silniejsze od zaklęcia.

- Dość tej farsy! - ryknął Faust rozeźlony tym, że ktoś poważnie próbował go zabić - Na kolana! - ryknął po raz wtóry, a tym razem w tych słowach znajdowała się moc. Nogi odmówiły posłuszeństwa zarówno Lady Balhior jak i jej pupilowi i kolana obydwojga uderzyły w ziemię, nie mogąc się oprzeć rozkazowi Jonnathana Fausta Engela Siódmego.
 
vanadu jest offline