Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2013, 23:58   #35
black_cape
 
Reputacja: 1 black_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znany
Th’amar nawet nie dopuszczała do siebie myśli o dłuższym uwięzieniu; w jej oczach cała sytuacja wydawała się być najwyżej wyzwaniem.

~ Na drodze Gildii Anarchów czy Transcendentalnego Porządku?

Zamknęła oczy, starając się opanować złość wywołaną słowami fetysza i skupić myśli.

- Spróbuję odzyskać ostrze - powiedziała półgłosem do Uthilai’a. - Odwróć w jakiś sposób uwagę strażników. Ale tym razem nie oferuj im naszych usług.

Opierając się o kraty, wysunęła dłoń spod narzuconego na ramię płaszcza i powolnym ruchem sięgnęła po zwinięty, ciemniejący listek. Równie wolno schowała pod płaszczem błyszczący sztylet. Th’amar zdołała pochwycić karach równie szybko co niezauważenie, ostrze samo przybrało barwę ostrej pomarańczy przemieszanej ze szkarłatem, a krawędzi sztyletu, w jaki się zamieniło, zmieniły się w niezwykle ostre i ząbkowane.

Gnom, potarł kark dłonią i zaklął coś cicho pod nosem. Niczym cyrkowy magik machnął parę razy dłońmi i wyciągnął niezdarnie z rękawa talię kart. Przetasował ją, po czym na oślep wyciągnął jedną kartę, a reszta kart wróciła do kryjówki w rękawie. Po czym trzymając lewą dłoń za sobą krzyknął do strażnika głośno i wyraźnie: - Wypuść mnie stąd synu kozy i żaby... I tego zielonego... Czym kichają czasem elfy! Wypuść, albo cię zniszczę, ja albo moi sojusznicy!

- Coś ty do mnie powiedział? - odwrócił się w jego stronę kaduk, który to wcześniej siedział obok ich celi przy stoliku popijając rum; nie był on jednak pewny, czy powinien się zdenerwować, czy może wyśmiać gnoma. Wziął on jedynie swój rapier i wstał, podchodząc w dość bezpiecznej odległości do krat.

Zaś ów szalony gnom zaczął wykonywać jedną dłonią dziwne gesty, wzywając głośno: - Na potęge bram Ysgardu, na wyłupione oko Odyna, na Freję, na Magniego i Sif... Przybądź mój sługo, na me rozkazy.

Błyskawiczny ruch drugą dłonią, by strażnik nie miał czasu zauważyć ciśniętej karty i... Gimrahil miał nadzieję, że wylosowana z talii iluzji karta, okaże się złudzeniem czegoś w miarę groźnego.

- „Sługo”? Radzę ci się zamknąć, ty mały... - Nim zdążył dokończyć swą sentencję, poczuł on dziwny, równomiernie narastający gorąc za jego plecami. Początkowo myślał, iż to tylko on sam, ot, ktoś go obraził, więc jego biesia krew poczęła wrzeć, jednak po chwili sobie uświadomił, iż żar zaczął ogarniać wszystko wokół, nie dokończył wszakże swego zdania. Nie wiedząc co się dzieje zakręcił głową, a następnie obrócił się.

Za jego plecami, czy konkretniej, tuż przed nim, abowiem stał już przodem, ukazała mu się sylwetka w ogniu. Niewyraźne kontury ciała, którego skrawki unosiły się w górę wraz z płomieniami niemal niknęły wśród zawirowań powietrza. Tak oto bowiem stał przed nim żywiołak ognia, obracał się wokół własnej osi sycząc wściekle, chociaż w jego ustach, i tak niewyraźnych, zamazanych przez spiekotę, nie widać było choćby wypustki mogącej sugerować, iż miało to coś język. Z jego głowy wyrastały natomiast dwie płomienne gałęzie - rogi tej istoty, co chwila zmieniające kształt i wciąż rażące coraz bardziej i bardziej. Najwyraźniejsza jednak była sama twarz; zastygła w jednym i tym samym grymasie chęci *szkodzenia* niby magma, jego oczy tylko lustrowały kaduka, i chociaż nie było w nich widać jakichkolwiek źrenic, to dobrze wiedział, iż na niego patrzy.


Kaduk, nim zdołał uświadomić sobie do końca co się dzieje, istota przed nim zamachnęła się i przecięła go na pół. Nie przecięła dosłownie, ale nie było to uderzenie, ponieważ ręka nie zatrzymała się na skórze, a przeleciała przez niego na wylot, zostawiając smugę żaru na jego zbroi. Diabelstwo cofnęło się w panice gdy stanął cały w ogniu, sekundy później począł się rzucać w stronę wyjścia upuszczając rapier tuż pod celą.

- No tak... Ten tego... - Wyglądało, że Gimrahila nieco zdziwił ten przebieg sytuacji. Ale nie na tyle, by Szpicer całkiem stracił rezon. - Został uprzedzony, nie może mieć do mnie żalu. Teraz jeszcze musimy wyjść z tego miejsca.

Spojrzał na ciężko krwawiącego towarzysza i podrapał się po karku. Medycyna nigdy nie fascynowała, więc nie bardzo wiedział jak pomóc rannemu. Zerknął na Th’amar i dodał: - Zrób z tego swojego dzyngla klucze i wynosimy się stąd. - Wskazał kciukiem rannego. - Jak jego da się wynieść, bierzemy ze sobą. Jak nie... Lepiej dobić biedaka, by się nie męczył.

Th'amar również nie znała sposobu na wyleczenie rannego; z westchnieniem wyciągnęła jednak z torby wszystkie znajdujące się tam bandaże i wręczyła je Laurelowi. Ten szybko posłużył się nimi by zatamować krwawienie genasi. Zarif był już cały blady, zsiniały ku wargi i był całkowicie nieprzytomny, a gdy potomek rilmanów szybkim ruchem ręki odwiązał szmatę, w którą prowizorycznie był tamten zawinięty, jego ręce pokryły się we krwi gdy ta wystrzeliła jak szalona z tętnicy, ochlapując przy okazji nogi githzerai. Potem zaczął bandażować genasi. Th'amar rozejrzała się, zatrzymując spojrzenie na kluczu wiszącym nieopodal na kołku. Chwilę później sztylet zaczął tracić swój kształt, stapiać się w plastyczną masę, po czym ponownie zastygł w postaci przedmiotu identycznego jak ten, na który patrzyła. Githzerai przekręciła klucz w zamku, oczekując na efekt.

Klucz, co zresztą nie zaskoczyło jej zbytnio, zdawał się bardzo dobrze pasować, i nawet jeśli zamek zaciął się na krótki moment, drzwi otwarły się na oścież. Można było bezproblemowo usłyszeć jak na zewnątrz, tuż koło nich, kilku piratów poczęło wrzeszczeć ni to z przerażenia ni to ze zdziwienia, przez krótki moment zdawałoby się, iż z rozbawienia. W końcu widok płonącego kaduka, wbrew wszelkim pozorom, nie był aż tak popularny, nawet w Limbo. Po krótkiej chwili jednak można było usłyszeć, iż ktoś faktycznie wziął to na poważnie i ciężkie kroki zaczęły stąpać po schodach dążąc do kajuty.

- Nie powinniśmy uciekać? - odezwał się Uthilai. Popatrzył na githzerai. To ona była przewodnikiem na tym planie. - Da się... Jakoś szybko podróżować przez chaos? Albo czy możesz zmienić coś na statku?

Klucz w dłoni Th'amar przekształcił się w miecz.

- Muszę dokładniej *poznać* sytuację. Nie mogę teraz ryzykować utraty energii. - Wskazała końcem ostrza na drzwi. - Na razie powinniśmy przedostać się na pokład.

Gnom nie czekał na decyzję reszty. Dopadł swego oręża i zaczął się szybko dozbrajać. Sai znalazły się przy pasie, wakizashi na plecach, kusza w dłoni. A żądza mordu w spojrzeniu. Kilka gestów i Szpicera otoczył niewidzialny pancerz magicznej zbroi.
- Przebijamy się na górę. Zabijamy każdego, kto stanie nam na drodze. Nie ma co szukać innej drogi na tym statku... Bo pogubimy się.
 
black_cape jest offline