Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2013, 23:07   #180
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Gaudimedeus


Koń spanikował. Nigdy nie lubił tych bydląt, zbyt są głupie przy swojej sile, i nie wiedzą co ze swą mocą czynić. Ten konkretny, karosz z tremerskiej stajni, postanowił zrzucić jeźdzca i z oczami szalonymi ze strachu popędzić wprost na wilczą watahę. Wprost na swą zgubę, bestie zawisły zębami na miękkiej skórze gardła, obaliły rumaka na ziemię.

Nim to się jednak stało, Manuel de Amaya zeskoczył lekko z siodła na ziemię. Tkaniny jego odzienia szeptały o tysiącletnich tajemnicach, gdy chował dłonie w rękawy. Patrzył na pożywiające się bestie bez obaw czy strachu, i bez jednego drgnienia. Miał ludzi od tego, by bronili jego cielesnej powłoki. Światło gwiazd skrzyło się srebrzyście na haftach jego szaty, przez chwilę poświęcił temu migotaniu skrawek swej uwagi. Na prawym rękawie, tuż przy kciuku, skrzepła już niewielka plamka krwi o ostrej woni i sile budowanej przez wieki. Reszta tej krwi toczyła się pomału przez serce astrologa.

Krew tej dziewki, co stanęła pomiędzy nim a wilkami jest rzadka i rozwodniona. Manuel czuje to, choć Mewa nie krwawi. Wystarczy sam zapach skóry, zapach krwi sączy się przez nią w noc. Jej krew jest słaba. Ona jest słaba, on jest potężniejszy niż skały i niż morze. Dzieli ich wiele pokoleń, dzieli ich klan. Dzieli ich wszystko. Ale to ona stoi przed nim z długim sztyletem w ręku, długonogi, szczupły cień. I nie da się odprawić, jak mu zapowiedziała w zborze... Manuel czuje zdziwienie. To zdziwienie należy do Hamilkara, za którego od wieków nikt nie chciał walczyć ani umierać z własnej woli... to zdziwienie nie może należeć do Bajjaha, bo Bajjah w głębi serca był przekonany o tym, że zasługuje na całą miłość i całe wybaczenie świata.

Postąpiła krok w przód, chlasnęła szeroko ostrzem po oczach atakującego wilka. Atakującego Manuela, bo jej zdawały się nie zauważać, dopóki nie zaczynała z nimi walczyć. Kolejny wilczur uskoczył i minął ją bokiem. Zbrojni krzyknęli, jednym głosem, jak jedno ciało.

Manuel wyciągnął ręce, na palcu zamigotała obrączka. Chwycił bestię za kark i nasadę ogona, podniósł wysoko nad swoją głowę, a potem opuścił gwałtownie. Zwierzęcy kręgosłup trzasnął jak drzazga na jego kolanie.

***

Cerber Rabii warował na drodze, jakby na coś czekał. Nie wyglądał dobrze. Oczywiście, nigdy nie wyglądał najlepiej, teraz jednak zdawało się, że zatrzymany siłą kapadockiej krwi rozkład przyszedł odebrać swoje votum.

Jasne było dla Manuela, na co pies czekał. Dla Mewy stało się jasne dopiero wtedy, gdy ogromny ogar wstał i chwiejnym krokiem podszedł do astrologa, by paść u kopyt jego konia. Spuchnięty język musnął ostre zęby.
Światło. Albo krew. Jakby to było takie proste.
- On szuka krwi – szepnęła Gangrelka. - To stary ghul. Musi pić. On...
- On umiera – poświadcza Manuel, i spogląda w zwierzęce oczy.

***

Za następnym zakrętem drogi, zamiast na zwierzęta, trafili na Zelotów. Manuel spojrzał na tego, który zdawał się im przewodzić, i pozwolił krwi przypisać obce imię do twarzy, którą widział pierwszy raz w życiu.
- Hakimie, synu Diaha. Jestem Manuel de Amaya. Chcę się widzieć z Iblisem.

***

Iblis siedzi na kamieniu przed spalonym dworem. Na drzewie za jego plecami kołysze się powieszone za nogi na sznurze kobiece blade ciało. Szaleńca otaczają go ponurzy, gniewni mężowie o oczach pełnych żądzy krwi i ciemnolice kobiety, z których twarzy nawet śmierć nie była w stanie zetrzeć obietnic tajemnych, burzących krew namiętności. Zeloci są jak niespokojne morze, tłum drga i przelewa się w granicach polany. Iblis trwa pośród nich niewzruszony jak skała, dziwnie piękny, czysty i niewinny w swym białym płaszczu.

Zeloci są na krawędzi walki, na granicy pomiędzy wiernością rozkazom a nasyceniem zemsty. Cykada to wie. Wie i chyba jej się ta wiedza podoba, uśmiech błądzi po kształtnych ustach Pani Zwierząt, chyba znalazła jakieś nasycenie.
Siedzi naprzeciwko Iblisa, mała, niska i szczupła, a jednak potężniejsza niż wszyscy buntownicy z wąwozów razem wzięci. Aby im to pokazać, aby im to podkreślić, przybyła sama, bez ludzi i bez broni, a teraz siedzi nieruchomo, uśmiecha się i czeka na słowa Iblisa.

Manuel nie zna odpowiedzi i żałuje, że nie usłyszał pytania. Gangrelka ściska jego dłoń i wskazuje na niebo nad niewidocznym morzem. Chmury się kotłują. Nadchodzi sztorm.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 31-05-2013 o 23:25.
Asenat jest offline