Wolmar dysząc stał nad zwłokami zwierzoczłeka. Zdecydowanie machanie toporem szło mu lepiej, niż strzelanie z łuku. A jak zdobędzie większą wiedzę i zdolność poskramiania magicznej mocy, to wtedy byle zwierzoludź stanie się nie wartym uwagi szczegółem.
Zdążył jeszcze rzucić pełne dezaprobaty spojrzenie na nadgorliwca z imieniem Sigmara na ustach. Prawda - rozbijanie czerepu posiekanego przez niego i Markusa przeciwnika było istotnie czynem przynoszącym chwałę zakonnikom patrona Imperium. Jeszcze tylko na rogu ktoś zagrać powinien... i sztandarem pomachać...
Nic jednak nie rzekł, ponieważ jedno z dzieci wymagało opatrzenia nadwyrężonej stopy, a później trzeba było pomóc w naprawie wozu, albo rozglądać się pilnie, czy jakie inne niebezpieczeństwo nie czyha w zaroślach. Ponieważ praca fizyczna nie była ulubioną formą spędzania czasu - po udzieleniu pomocy chlipiącej dziewczynce wybrał drugą możliwość i z łukiem w pogotowiu wpatrywał się w linię drzew z wozu niziołka.
Pod wieczór ruszyli, a szybko pogrążający się w mroku leśny dukt uniemożliwił świeżo upieczonemu adeptowi zgłębianie wiedzy zawartej w księdze. Wolmar, pomny kilkukrotnych już zasadzek dziwnie zachowujących się zwierzoludzi wymruczał sylaby zaklęcia powodującego, że zamazane kontury skrywającego się w mroku otoczenia, chociaż pozbawione barw, stawały się wyraźniejsze, a spojrzenie na latarnię, czy pochodnię wymagało zmrużenia oczu. Zawsze zastanawiał się, czy właśnie tak postrzegają świat nocne zwierzęta.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Ostatnio edytowane przez Gob1in : 01-06-2013 o 21:48.
|