Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2013, 23:09   #36
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Chwilę potem miał się rozlec niesamowicie głośny, niemal ogłuszający huk. Ni stąd ni zowąd drewniana ściana zawaliła się, gdy deski popękały pod wpływem wielkiej, stalowej kuli armatniej przezeń lecącej. Wystrzelony pocisk wbił się do pomieszczenia z jednej strony, przeleciał niemalże nad głową Uthilai’a i rąbnął potężnie na końcu wylatując z drugiej strony statku. Zaraz potem okazało się, że i sami piraci byli tym niesamowicie zaskoczeni, gdyż można było od tego momentu usłyszeć już wyraźnie ich donośne, szalone krzyki.

- Gotować się do boju! - Wrzeszczał jeden.

- Na stanowiska! - Denerwował się kolejny.

- To abordaż, przygotować działa! - Rozkazywał jeszcze inny.

Gimrahil, spoglądając przez świeżo wyżłobioną w ścianie dziurę, mógł zobaczyć nie tylko inne statki piratów w oddali, ale przede wszystkim jeden, może nie gigantyczny, lecz na pewno duży, planarny statek, który zdawał się do nich nie należeć. Zadbany kadłub i przede wszystkim bandera prezentująca zapętlającą się linię ze strzałką na dół dawały gnomowi tylko jedno skojarzenie. Tak oto bowiem kilkadziesiąt metrów przed nim prezentował się statek tanar’ri, zdecydowanie członków armii Otchłani z sił Wojny Krwi.

- Z deszczu uryny w błoto gówna... - Mruknął do siebie Gimrahil, zerkając z niechęcią na banderę. Wyglądało na to, że będzie jeszcze więcej czartów w okolicy. Gnom spojrzał na czarnowłosą kobietę dodając. - Te, czarnula... Potrafisz coś, czy też jesteś kolejną chodzącą ozdobą, jak tamten gderający szkielet?
- Jak ty mnie nazwałeś? – Nastroszyła się, cała oburzona tym, co właśnie rzekł do niej gnom. – Po prostu nas stąd wydostań, jeśli łaska! – Dziewczyna poderwała się do góry, a zębatki w jej włosach zastukały donośnie.
W tym samym momencie kolejny głuchy łomot rozbrzmiał na statku, a od strony głównego pokładu doszły ich przedziwne syki i warczenie biesów.
- Nazwałem cię jak wyglądasz. Jeśli masz imię to je wypowiedz, a jeśli coś potrafisz... Nie znajdzie ci się lepsza okazja do zaprezentowania talentów. Po prawdzie, to może być jedyna okazja na okazanie ich braku. - Szpicer jakoś nie przejął się oburzeniem dziewczyny. Mieli na głowie inne problemy. Jak choćby stada czartów chcące ich zabić.

- Już się przedstawiałam. -
Parsknęła miękko. - Belanora. - Obróciła się szybko i rozglądnęła w zakłopotaniu. - Moje... “Talenty”... Nie mogłyby tutaj pomóc, gnomie.
- Później cię spytam, jakie to talenty... Posiadasz.
- Mruknął nieco poirytowany gnom. Oczywiście że nie pamiętał jej imienia. W celi nie miał czasu skupiać się na kwestiach towarzyskich, musiał ich uwolnić wszak.
- Nie ma na co czekać! – Wybudził się nosorożec, widząc jak Th’amar otwiera drzwi celi. – Korzystajmy z drogi ucieczki póki czas!
- Tak! –
Zgodził się Kerlyk, kościotrup. – W końcu, po tych latach więzienia! Wreszcie trafiłem na śmiałków, którzy mi pomogą! – Kerlyk, jak to milczący, próbował wstać dość ociężale, nieudolnie wręcz. Gdy zauważył, iż resztki jego ubrania, poszarpanego przez niecały wiek, dawno się przykleiły do porośniętego grzybem siedzenia, postanowił wyrwać się do przodu, wsadzając w to całą tę, chyba magiczną, siłę, która jeszcze została mu w kościach. Na nieszczęście dla niego, resztki stroju potargały się, a o ile zgodnie z planem jego dłonie, stopy i głowa, czy raczej czaszka, wzleciały wyżej, o tyle zanim tak się stało dosłyszeć można było wyraźne *trzask*, gdy te członki oderwały się od szkieletu i upadły na ziemię. Ba, czerep jego poturlał się jeszcze trochę, gdy ten począł gadać. – O rany! – Zaczął wysokim głosem. – Może ktoś mi tutaj poda pomocną dłoń, co? – Jego niematerialne oczy skierowały się w stronę gnoma. – Hej, ty! Pomóż mi, bracie, przyjacielu, kumplu?
Th'amar spojrzała na gnoma, wyraźnie rozbawiona, co w przypadku githzerai oznaczało przebłysk lekkiego półuśmiechu, po czym natychmiast spoważniała i podniosła jedną z dłoni szkieletu.
- Mam nadzieję, że *twoja* dłoń będzie nie mniej pomocna - mruknęła, przyłączając ją do kości przedramienia Kerlyka.
- Dzięki ci, pani! - Odezwała się czaszka kościotrupa. - Teraz... Może teraz podniesiesz *resztę* mnie? Proszę?

Th’amar z bliżej nieodgadnionym wyrazem twarzy doczepiła do szkieletu drugą dłoń, stopy i czaszkę. Szkielet uśmiechnąłby się zapewne, gdyby tylko posiadał jakieś mięśnie mimiczne, niemniej w tej sytuacji jedynie jego oczy rozbłysły leciutko. Zaraz potem znów się odezwał.
- Stukrotne dzięki, githcie! - Poruszył wpierw palcem. - Chyba teraz mogę wstać. - Najpierw słychać było jak jego niewidzialne usta wydają dziwne dźwięki a żuchwa klekocze donośnie, zaś sam Kerlyk niesamowicie spinał się, zupełnie jakby próbował podnieść przerażająco ciężki ciężar. Koniec nie był trudny do przewidzenia, bowiem kościotrup, tak właśnie starając się znów wstać, rozpadł się raz kolejny. Tym razem jednak na ziemi wylądowało znacznie więcej, bo oprócz końcówek kończyn i głowy, także golenie, kości przedramienia i nawet część kręgosłupa.

Githzerai jeszcze raz pozbierała szkielet w całość, ale tym razem wzmocniła go magicznie, powtarzając kilkakrotnie odpowiednią mantrę, rzucając na kościotrupa Wzmocnienie Materii.
- Hmm... - Dobiegł dźwięk z jego ust. - Wydaje mi się, że nic się nie zmieniło. - Rzekł zamyślony. Chwilę potem jednak postanowił wstać, już po raz trzeci, a jego ubranie, wcześniej chyba przyklejone aż za mocno do siedzenia, rozerwało się w jeszcze kilku innych miejscach, aż Kerlyk stanął na nogach. - To działa! - Krzyknął zadowolony. - Idziemy?
Th’amar przytaknęła, a następnie skierowała się w stronę drzwi wyjściowych.
- Znajdź szybko jakąś broń i dołącz do nas.
- Jeśliś, Kosteczku, obznajomiony z kuszą, to mogę ci moją pożyczyć. Nie potrafię jednocześnie rąbać wrogów na plasterki i strzelać z kuszy. Za mało rąk i za mało wymiarów na raz. -
Zaproponował gnom i spojrzał na dziewczynę autorytarnie zarządzając. - A ty, Belanoro... Trzymaj się na szarym końcu. By cię przypadkiem nie ubili. - Rzekł, na co ta odpowiedziała jedynie parsknięciem.
- Dawaj! - Wykrzyczał. - Jeśli pamiętam dobrze, a nie pamiętam dobrze, za życia trochę strzelałem! - Kerlyk wziął do ręki kuszę daną mu przez Gimrahila i naciągnął ją dość zręcznie, czekając już tylko na ruch do przodu.
- Mam nadzieję, że umiesz nie tylko nacisnąć spust... Ale będziesz też wiedział, kiedy go nacisnąć. I jak się celuje... A przynajmniej w którą stronę. - Mruknął w odpowiedzi Szpicer, mając nadzieję, że pomysł z kuszą nie obróci się przeciwko niemu.
- Oczywiście! - Rzekł pewny swego. - Przecież jestem Kerlyk.
Uthilai do tej pory był wraz z Laurelem zajęty próbami ratowania Zarifa, dla genasi nic już nie dało się zrobić. “Może to lepiej”- pomyślał -“umrzeć teraz niż trafić na tanar’ri”. Chwycił swoją pałkę, mało śmiercionośną broń i rozejrzał się jeszcze po celi.
- Kapitanie Nie-Broda! Nie chce pan odzyskać statku? Znów bijatyka jak mówi piosenka! -krzyknął młodzik mając nadzieję obudzić dawny zapał w nosorożcu.
- Cóż... - Rzekł on, zatrzymując się na moment, tuż za kratami. Potem do nich podszedł i spojrzał jednoznacznie na Uthilai’a. - Do roboty! - Chwycił za swój miecz i zrobił dziwny grymas, który od biedy można by uznać za uśmiech.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline