Albenius nie do końca wiedział, co ma ze sobą zrobić. Krążownik pod jego dowództwem miał za zadanie ostrzeliwywać Nowy Jork. Kazał podwładnym niszczyć wszystko, co spotkają po drodze, i brać jeńców. Właśnie usłyszał dźwięk charakterystyczny dla wciągania jeńców na pokład. Wszedł do działu celi, i zobaczył nowo schwytanych. Był to najgorszy mix, jaki można było spotkać. Roboty i ludzie w jednej celi. Ale Muthański instynkt podpowiadał mu, że to nie są przeciętni obywatele. Dostrzegł w nich niezwykle potężną wolę walki o planetę. Po chwili cudem uniknął przewrócenia, kiedy jego olbrzymi krążownik został ciężko postrzelony przez Ziemską flotę. Bez wahania wsiadł do samolotu, i odpalił. Ponownie ogarnęło go uczucie, że czegoś zapomniał. Wrócił do celi. Kazał strażnikowi przekazać wyższemu oficerowi, że przejmuje kontrolę nad okrętem do czasu powrotu kapitana. Kiedy strażnik wyszedł, Albenius wypuścił więźniów, i długimi korytarzami poprowadził ich do statku transportowego. Wręczył wszystkim karabiny, a sobie wziął specjalny zestaw. |