Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2013, 10:45   #15
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Klara podniosła się od stołu:
- Indywidualne negocjacje. 20 koron za ubicie, chyba, że kto kilka więcej uprosi. I nie tykać mi truchła... Pfe...
- 20 koron to na turnieju łuczniczym mam szansę zarobić, życiem nie ryzykując, Baronie. Widzę, że pański przedstawiciel dobrze dba o interesy, jednak nie nasze.
Sądząc z dotychczasowych strat jakie poniesiono w trakcie polowań na bestię, to mimo pomocy mistrza magii - tu skłoniła się lekko elfowi - bez ofiar się nie obejdzie i to może już w trakcie zbierania ingerencji do rytuału. Może się więc okazać, że bestia padnie, a nagrodę małokomu wypłacić trzeba będzie. Każdy kto z nas zginie, zyskiem dla pańskiego przedstawiciela się stanie.
- Jeśli więc chcecie negocjować, panie Baronie, to z drużyną jako całością - spojrzała na siedzących wokół stołu - i negocjacje udział w truchle muszą uwzględnić. Krew, atrament, inne ingerencje, warte zapewne wiele złota dla magów, takoż połknięte przez lata przedmioty też mogą być interesujące.

Baron wzbronił się przed spekulacjami podnosząc otwarte dłonie i z uśmiechem oraz wyraźną ulgą stwierdzając:
- Wszelkie negocjacje proszę z obecnym tu her Tupikiem.
Najwyraźniej cieszył się z obrotu sytuacji i faktu, iż malec ma na głowie więcej niż przewidział.
Sam halfling zachował zimną krew i czekał na reakcję innych, chcąc zapewne ja poznać zanim zajmie swoje stanowisko. Spokojnie buchał fajeczką i przyglądał się z uwagą “negocjatorce”. Takowoż i zwróciła ona uwagę elfa, który jednak nie kwapił się do publicznych negocjacji.

- Myślę, że najpierw powinniśmy zasięgnąć więcej informacji o stworze i okolicy, potem porozmawiać we własnym gronie, by ocenić ryzyko i upewnić się, czy chcemy działać razem i dopiero po tym rozpocząć rozmowy o kosztach i potencjalnych zyskach. - dodała Klara

Alex uznał, że dyskusja zaczyna się dość ciekawie rozwijać. I że nie warto wymigiwać się od udziału w negocjacjach.
- Słusznie prawi moja szanowna przedmówczyni. - Specjalnie zignorował wystąpienie niziołka, które mogło być li tylko zwykłą demonstracją, ale mogła również zmienić układ sił. - Ośmiornica, chociaż smakowicie na talerzu wygląda, to nie byle dzik w lesie, czy paru zwierzoludzi, co na karawanę napada. Życia łatwo się zbyć, a zyski niewielkie. Helvgrim, który niby dowodzić ma nami, też jak na razie nie wykazał się niczym, prócz tego, że z życiem z owego spotkania uszedł. Czy to go na dowódcę predysponuje?
- Może tak - Alex ośmiorniczką się poczęstował i winem popił - kilka słów od świadka naocznego usłyszymy? I powód, dla którego potwór wcześniej już nie został ubity.

Vilis siedziała w ciszy, słuchając tego co reszta ma do powiedzenia. Ze spokojem i uwagą godną lepszej sprawy kroiła i przeżuwała egzotyczne kąski, ciesząc się ich smakiem. Co chwila kiwała na sługę, by ten uzupełniał ciągle pusty kielich. Wydawać się mogło, że negocjacje kompletnie jej nie interesują. Gdy skończyła jeść odłożyła sztućce i rozejrzała się po zebranych, zatrzymując wzrok na krasnoludzie
- Należy zadać pytanie, jak udało mu się ujść z życiem - różnokolorowe ślepia nie mrugały, a ton głosu daleki był od przyjaznego. - Nikt z nas walki nie widział, skąd więc mamy mieć pewność, że krasnolud nie uciekł z podkulonym ogonem i teraz plecie co mu ślina na język przyniesie? Jeżeli ma być naszym przełożonym, to choć cień szacunku i zaufania wzbudzać powinien. Nie robi tego niestety, ale to sprawa pierwsza. Drugą jest zapłata. 20 koron na łeb to czysta kpina, pomijając niebezpieczeństwo zostaje kwestia sprzętu. Rozmówimy się o tym indywidualnie, skoro stać was baronie na tak piękny dom, to kilka koron w tą czy w tamtą różnicy ci robić nie będzie - dziewczyna zwróciła się bezpośrednio do gospodarza, ignorując nieobecność Tupika.

Chwilę po przedstawieniu jakie urządził przybyły do wioski halfling, Tupik skłonił się towarzystwu mówiąc:
- Przepraszam państwa na moment. - Po czym zszedł z krzesełka i ruszył za kompanem, do którego dobiegł na zewnątrz dworku.

Baron zaś spokojnie wysłuchał skierowanych doń słów po czym odrzekł

- Jak już mówiłem, kwestie zorganizowania wyprawy powierzyłem herr Tupikowi z którym mam umowę, do której zresztą nie zamierzam dokładać ani korony więcej. - popił wino po czym kontynuował. - Pan Helvgrim cieszy się zarówno moim jak i innych mieszkańców zaufaniem i prosiłbym o nie nadużywanie mojej gościny poprzez kalumnie rzucane w stronę mego gościa.
Odchrząknął przeleciał spojrzeniem po wszystkich po czym wrócił do rozmówczyni. - Świadków walki było kilkoro i pomimo, iż opuścili już wioskę nie miałem powodu, aby im nie wierzyć. Sam zaś krasnolud walcząc z bestyjią sromotnie został poraniony, tak iż z dobry miesiąc czasu rekonwalescencji zażywał. Pomijając to, nie moja to rzecz, aby się w oną wyprawę mieszać i tak się dziwiłem, że herr Tupik oddziału zaciężnego nie zatrudnił, który w opłacie za kilka dni walki z pewnością byłby tańszy. Wszelako, jak sam twierdził, ludu przy tym więcej zginie i lepiej specjalistów pozatrudniać niż prostych żołnierzy. - Ponownie sięgnął po kielich, spojrzawszy jednak, iż jest pusty dolał sobie kolejną porcję. Baronowa w tym czasie aż promieniała z ekscytacji, mieliście wrażenie iż niewiele brakowało by zaczęła zacierać łapki wznosząc okrzyki - bijcie się, bijcie!
Monique zaś pozbierała się w końcu w sobie i ku konsternacji właścicieli dworku notatki poczęła robić odsuwając na bok talerz z niedojedzoną ośmiornicą.

Atmosfera wyraźnie gęstniała a dalsze negocjacje niejako utknęły w martwym punkcie, bez halflinga jak widać baron był nieskory do jakichkolwiek ustępstw czy przejęcia pałeczki organizatora wyprawy.

Krasnolud siedział i przysłuchiwał się całej rozmowie w niezmąconym spokoju. Tak jak to zawsze miał w swym zwyczaju kiedy o takie rzeczy szło. W pewnym momencie na jego temat zeszło. Nowo przybyły niziołek oburzył się i obelgę rzucił. To krasnolud zbył jedynie swym ciężkim spojrzeniem. Sensu nie było co się w utarczkę wdawać, sprawy ważniejsze teraz były omawiane. Krasnolud uniósł dłoń, odchrząknął i o ciszę poprosił.

- Słuchajcie mnie. Pierwej wam powiem że ja o buławę dowódcy nie prosiłem nikogo. Zresztą, powiedzieć można że z niej rezygnuję na swój sposób. - Helvgrim spojrzał po zebranych i dostrzegł kilka zdziwionych spojrzeń.

- Lepiej innego dowódcę sobie obierzcie, gdyż ja z tej eskapady nie zamiaruję wrócić. Jak będzie trzeba życie swe oddam by poczwarę pokonać. Jestem z rodu Valrików, żelaznej krwi kapłanów. My tyłów nigdy nie podajemy. Pamiętać jednak trzeba że odgórne musicie mieć komenderowanie. To nie jakaś tam przebieżka przez las i polowanie na orki. Bestia z bagien rozerwie was na części dwie w oka mgnieniu, pojmujecie?! Jeśli zaczniecie każdy po swojemu walczyć to los nasz przesądzony z góry będzie. Musimy działać razem jeśli wrócić chcecie żywi. Wszystko musi mieć skład i ład. Krasnolud mówił z błyskiem w oku. Słyszał co powiedziała kobieta, jak go obraziła, ale khazad przyrzekł niziołkowi w spokoju rozmówić się z przybyszami. Wszystko jednak ma swe granice, a jedna z obecnych kobiet drażniła się z Helvgrimem, zupełnie jakby tę granicę jednym palcem stopy swej przestąpiła już. Krasnolud spoglądał po wszystkich uważnie... spojrzeniem nie straszył nikogo, ale i żadne jego przeląc nie mogło, wszak to tylko wzrok, a ten krasnolud miał to w głębokim poważaniu. Liczą się jedynie czyny odważnych, a nie gadzi wzrok tchórza.

- Co do pytania twego człeku. - Sverrisson wskazał ręką na Alexa. - Potwór żyw jest wciąż. Za razem pierwszym czterech nas z nim do walki stanęło, za drugim razem prawie dziesięciu. Ową bestię można pokonać, to pewne bo posoką tryska, wiem to bo żem ją nadkroił... problem jeno taki że do wody chowa się i cielsko tam skrywa. Trza sposób zmyślić jak poczwarę na powierzchni wody utrzymać. Ja wiem gdzie bestia siedzi, jak wygląda wiem i jak walczy. Bagna poznałem i sposoby jak przetrwać na nich. Czym że jeszcze miałbym się wykazać przed wami skoro stopę we wsi postawiliście chwil temu kilka? - zakończył pytaniem khazad.

- Co tyczy się ciebie kobieto to powiem że źle oceniasz i duszę mą dobrotliwą znaj i inwektyw w mą stronę nie rzucaj. Sverrisson patrzył na Villis. - Obiecałem ja spokój na tej naradzie i słowa swego dotrzymam, ale mej cierpliwości na próbę nie wystawiaj. Walki mej z potworem nikt z was nie widział, prawda to. Jednak co to kreślić ma niby? Że idę na bestię, na śmierć swą, a was postanowiłem za soba pociągnąć, nieznajomych grupę? To nawet tak dziki khazad jak ja wie że sensu nie ma. Krasnolud droczył się. Wdał się w pogawędkę choć ochoty nie miał, ale cóż stało się. - O szacunku prawisz kobieto. Jak miałbym ci ja go zyskać w oczach twych, co? W ubiory dworskie się wystroić czy orderów na pierś przypiąć jak to cesarscy oficerowie w zwyczaju mają? Do rzeczy mówić trzeba. Skąd ja mam wiedzieć kim wy wszyscy jesteście? Tego wszak nie wiem. Jak mi bestia za plecami stanie to pewnaś że staniesz i walczyć będziesz? Myślisz że tak, tak może i nawet będzie... ale skąd ja mam to wiedzieć, no skąd? Przecie pieśni w karczmie o walecznej kobiecie co imię Villis nosi żem nie słyszał. Jednak idę tam z wami, na śmierć. Zapłatą się nie martwcie. Moje złoto podzielić między siebie będziecie mogli... jeśli przeżyjecie. Sverrisson był zły, piana mu odrobinę w kąciki ust wystąpiła, miał ochotę wyjść, ale znał powagę sprawy i powściągnął się. Usiadł i przepłukał gardło winem z kielicha, wszak taki monolog jaki wygłosił musiała pustynię mu w gardzieli zostawić.

- Czy ktoś oprócz ciebie przeżył? - spytała Klara.- I jacy byli to wojownicy, zwłaszcza ta dziesiątka, bo ona zaskoczona nie była. Jak rozumiem, kosztem ich życia potwór zyskał ładną bliznę na jednej czy dwóch mackach. A żadnej nie stracił.

Wciąż poddenerwowany khazad począł bawić się kielichem i odpowiedział na zadane mu pytanie. - Za razem pierwszym, czterech było, ze mną włącznie. Najemna kompania. Wszyscy żywi wyszli z potyczki. Bestia głód trollem rzecznym nasyciła i srogo tego dnia nie stawała. Za drugim razem więcej nas było. Poza mną był łowca czarowników Krieger i straż przyboczna jego, gwardziści zdolni w kolcze zbroje wciśnięci. Broń mieli też palną, ale ta na nic się nie zdała. Potworowi ran zadaliśmy mnogo, jednak macka jedna gruba jest jak me udo i nie ciąć ją trzeba a rąbać by od reszty odjąć. Powiadam wam bestia jest okrutna. Tylko ja przeżyłem wtedy... niech ta bestia przeklętą będzie po wsze czasy. - Helv patrzył przed siebie kiedy mówił, przywoływał wspomnienia.

- Niech śpiewają o tobie pieśni po karczmach, skoro ma ci to humor poprawiać, dumą pierś rozsadzać - przemówienie krasnoluda nie zrobiło na Vilis żadnego wrażenia. Nasłuchała się podobnego bełkotu w swoim życiu aż za wiele razy. - Na szacunek trzeba sobie zapracować. Nie musisz mnie szanować, tak ja na razie nie darzę szacunkiem żadnego z was. Zobaczymy, czy stając w boju wszyscy uniesiemy broń. Czy nie znajdzie się żaden tchórzliwy dezerter, dbający tylko o własną skórę. Sławę i zaszczyty zachowajcie dla siebie, nie bawią mnie takie rzeczy. Działam w ciszy i pokorze...i niech tak pozostanie. Jest zadanie do wykonania i na tym się skupmy.
Kobieta zamilkła ponownie sięgając po puchar z winem. Jak na tak niewielką osobę piła bardzo dużo.

Helvgrim słuchał słów butnej i wygadanej kobiety w spokoju. Kiedy wspomniała o pieśniach pochwalnych i dumie, krasnolud uśmiechnął się i przytaknął. - Teraz mówisz dobrze. Słuchajcie jej bo ta baba rację ma. - Helv pokiwał wskazującym palcem w powietrzu. - Na wszystko czas przyjdzie, wszystko się okaże. Teraz proponuje na szlachetnego herr Goldenzungena poczekać aż wróci. Warunki umowy dogadać poprawnie, a jak wszystko stanie to na kreaturę się szykować. Wszak to najważniejsze jest przecież.

- Nie kłóćmy się - Kasztanowowłosa dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, unosząc ręce w pokojowym geście - Inaczej nigdy nie dojdziemy do żadnego porozumienia. Myślę że pan baron chciałby żeby ta nieprzyjemna sytuacja została rozwiązana jak najszybciej i nie dręczyła już jego ludu i rodziny - odwróciła głowę w stronę gospodarza i uśmiechnęła się do niego ciepło, poprawiając niesforny kosmyk rudych włosów, który opadł na jej twarz.

- Dziesięciu po zęby opancerzonych i uzbrojonych, jako tako doświadczonych wojów zginęło, ledwo co zadrapując stwora. A więc siłą nic nie zdziałamy. Pozostaje magia, Czego możemy oczekiwać, jakiej pomocy panie magu? Co da ten rytuał? - zapytała Klara - Do tej pory informowałeś tylko tę dwójkę - wskazała na bezimienną kobietę i mężczyznę z barki. - Chyba pora i nas poinformować.

Baron uśmiechnął się ciepło do Rudowłosej, milcząco podniósł kielich ciut wyżej, dając znac, że tego łyka pije za jej zdrowie.

Kiedy elf miał już zacząć udzielać odpowiedzi do komnaty wszedł Tupik wszedł ponownie wraz z Tassem i zasiadł na krzesełku rozejrzał się po zebranych i zapytał:
- To na czym skończyliśmy? - Nim jeszcze ktoś zdołał mu odpowiedzieć sam dodał:
- Ach tak, o kosztach wyprawy rozprawiać zaczęliśmy. Więcej pieniędzy zaoferować nie mogę, a co do cielska stwora to na ile uszczknąć się z niego zdołam stwierdzę dopiero po rozmowie z obecnym tu magiem. Wydaje mi się jednak, że cielsko dość duże to i dla każdego starczy. Z góry jednak obwarować oferte muszę jedną zasadą, aby sprzedaż tego co zostanie poprzez jedna osobę dokonana została, co byśmy ze sobą konkurować nie musieli ani ceny zbijać wzajemnie przed oferentami. Póki nie wiem jednak ile Kolegium za pomoc zażąda nic więcej rzec nie mogę - stwierdził stanowczo spoglądając na elfa.

Ten skinął głową, po czym zaczął odpowiadać na pytania:

- Rytuał sprawi, iż bestyja z wody na brzeg wylezie na tak długo na ile moc czaru pozwoli lub odpornośc bestyji na magię. Im więcej serc zdobędziecie tym silniejszy i dłuższy czar będzie, nie mogę jednak zapewnić jak długo się utrzyma. Możemy mieć tylko nadzieję, że w tym czasie który będzie dany bestyja padnie martwa, inaczej do jeziora powróci. Ja sam nie będę was mógł wspomóc magią, gdyż skupiony będę na podtrzymaniu rytuału.
Zwrócił się ponownie do halflinga

- Co zaś się ośmiornicy tyczy to Kolegium dość jasno sprecyzowało swe oczekiwania, trzy macki , mózg i wszystkie oczęta stwora oraz pięć litrów posoki która wydziela. Poza tym język, zęby jeśli posiada, oraz wszystkie wypustki , wyrostki i insze dziwne elementy które do typowej ośmiornicy nie należą.

Zakończył wyjątkowo długie jak na niego przemówienie, jednocześnie zapisując listę żądań.

- Pół mózgu, języka, połowa oczu i zębisk i pół wypustków, co do reszty nie mam zastrzeżeń - odrzekł rzeczowo halfling wdając się w otwarty targ z elfem

Ten jeno uśmiechnął się mówiąc - widać iż na magii się nie znasz, na co komu pół mózgu czy języka bestyji? Bez kolegium ośmiornicy i tak nie wyciągniecie - odparował Lilawander

- Prawda, ale sa jeszcze wolni magowie i inne Kolegia - w słowo wszedł mu halfling

- Jakoś nie widze tu tłumów - zripostował elf po czym dodał - Mogę zgodzić się na połowę oczu, zębisk i wypustek, ale język i mózg zabieram w całości.

- Zgoda - odrzekł halfling kończąc targi z elfem. Elf rozpoczął spisywać umowę w dwóch egzemplarzach warunki kreśląc. halfling tymczasem zwrócił się ponownie do reszty:

- Tak więc moi mili, mogę wam dorzucić połowę tego co mi pozostało z ośmiornicy - rzekł halfling do przybyłych - zachowując jednakże zasadę sprzedaży o której mówiłem. Choć z drugiej strony, jeśli wam bardzo zależeć będzie, lub jeśli konsensusu co do sprzedaży nie osiągniemy, to każdy zabierze swoją cześć i na własny rachunek spróbuje ja sprzedać. Co zaś się tyczy poniesionych kosztów i przygotowań, to mniemam, że nikt z was beczki prochu, niedźwiedzich sideł i grubych łańcuchów z hakami nie zamawiał jak ja, więc moją ofertę uznać możecie za ostateczną a dodatkową nagrodę za wkład w walkę jak i indywidualnie ustalaną stawkę odwołuję - rzekł rozsiadając się wygodniej popijając kielicha i ponownie nabijając wypaloną już fajkę.

- Wylizie na brzeg... A cóż to znaczy? W dokładnie wybranym miejscu czy gdzieś tam? - Klara zatoczyła krąg ręką. - Czy bedzie się swobodnie poruszać?

- Czy poprzednio, jak walczyliście z tym potworem - Alex zwrócił się do krasnoluda - wyłaził na brzeg?

- Wyjdzie tam gdzie go moc rytuału i ingrediencje ściągną, jednak musi to być podłoże płaskie i przy brzegu - elf odrzekł na pytanie Klary

- Jak rozumiem będzie poruszał tylko trochę mniej sprawnie niż w wodzie, macki ma tak grube, że drzewa z korzeniami wyrwie, więc palisada na nic. Jedyne wyjście to klify. Są jakieś w okolicy? - dociekała Klara.

- Targi... targi nas do zwycięstwa nie zabiorą bliżej. Walczyć nam trzeba z poczwarą. - Krasnolud zakrzyknął ochoczo i uderzył prawą pięścią w lewą, otwartą dłoń. - Jak młot w kowadło trzeba, a nie piórem o pergamin. Dzika mięso dzielicie, jak ten jeszcze po lesie biega. - Helvgrim nabił jedną z macek leżących na talerzu na widelec i zapakował do ust. Krasnoluda wyraźnie złościły wszystkie spekulacje i spory. - Hej, człecze. - Zwrócił się do Alexa khazad, wciąż miał pełne usta, mówiąc pryskał sosem na lewo i prawo. - Do rzeczy gadasz. Poczwara nie wyszła. - Pokiwał głową Helv. - Macki jeno okazała, a potem paszczę tylko... kawałek tylko taki co aby ofiarę w zębiska swe przepastne chycić. Co do terenu się tyczy. Obok bagnistego zalewu gdzie ów zmora koczuje jest rumowisko po jaskini potężnej. Ludziska tutaj, Ustami Morra ją zwali. Ząb skalisty od niej w bagnisko wchodził. Tam bronić się można... tam też łańcuchy do skał przykuć chcę i na haki co na nich poczwarę zaczepić. - Khazad zdaje się na wszystkie pytania dał odpowiedź.

- A jak chcesz ją na te haki nabić? Zastawić jak pułapki, czy jak piraci haki abordażowe rzucać? - spytał Alex. - I czy - tu się zwrócił do elfa - użycie trucizny do zabicia potwora dopuszczasz? Czy czasem skażenia jakiegoś by nie było? Magowie używać takich składników z potwory zatrutej by mogli?

- Jak zaczepić, pytasz? - Sverrisson był wyraźnie zdziwiony. - Sam je kreaturze w cielsko wbije... inaczej się nie da. Każdy łańcuch ze sześćdziesiąt, może nawet osiemdziesiąt funtów waży... rzucić nim nie sposób.

- Nie widzę przeszkód - orzekł elf odpowiadając na pytanie Alexa. Podsunął także spisane i podpisane umowy halflingowi a ten uważnie przeczytał obie, po czym na obu podpis swój składając zatrzymał jeden z egzemplarzy drugi oddając elfowi. Elf nie skończył jednak notatek, dalej wypisując coś na innym pergaminie, zwłaszcza po własnych wypowiedziach.

Andrea kiwnęła baronowi głową w podzięce za drobny gest i nie spuszczając z niego wzroku uniosła swój kielich. Jednym uchem słuchała rozmów toczonych przez współbiesiadników, a gdy elf skończył mówić zwróciła się do odzianego bogato niziołka
- Powiedzcie mi szanowny panie von Goldenzungen - odstawiła naczynie i przeniosła spojrzenie piwnych oczu na Tupika. Cały czas uśmiechając się uprzejmie odrzekła - W kwestii zakwaterowania. Mam rozejrzeć się za nim we własnym zakresie, czy ten temat jest już omówiony i nocleg jakiś już dla nas znaleźliście? Nie zaprzeczę, że miło by było odpocząć po podróży, a nie chcę nadużywać gościnności naszego gospodarza - ponownie odwróciła się w stronę barona nawiązując z nim kontakt wzrokowy.

- Kwatery oraz posiłek dla ruszających na wyprawę są zagwarantowane - odrzekł halfling który słysząc swe nowe “rodowe” nazwisko niemalże pękł z dumy i radości w dowód czego uśmiech niemal zakrył mu uszy.

- Wszelako miło mi będzie panią gościć u siebie - dodał baron być może nie do końca świadom z dwuznaczności jaka wynikała z końcówki zdania. Wystarczyła ona jednak by na twarzy baronowej pojawił się na ułamek sekundy złośliwy grymas, który został szybko zakryty uśmiechem, przeczesaniem włosów i oblizaniem warg - które to gesty posłała w stronę Alexa.

Ten, jako że przeciw paniom powabnym nigdy nic nie miał, odpowiedział miłym uśmiechem, przy okazji wzrokiem o wdzięki pani baronowej zahaczając.

- Och - zatrzepotała rzęsami milcząca jak dotąd Oleynique , pochylając się nad stołem i ukazując nieco bardziej swą przewagę bojową - a nie znalazłby się jeszcze jeden pokoik? Czułabym się dużo bezpieczniej wiedząc , że w pobliżu jest taki kulturalny i silny mężczyzna. Poza tym chętnie opowiem co w świecie szerokim słychać - mówiąc to figlarnie przyłożyła wskazujący palec do języczka i przechylając się z prawej na lewą, w rytmiczny ruch wprawiając swą “przewagę” trzepotała rzęsami niczym młoda dzierlatka. A to, że nie była już taka młoda w półmroku salonu nie było sposób dostrzec to i baron przerzucił nader szybko swą uwagę na dziennikarkę - przytakując jej ruchem głowy i mówiąc tak szybko, że omal języka nie odgryzł - Ależ znajdzie się znajdzie.
Baronowa tym razem syknęła, jednak nie mając do tej pory, aż takiego wzięcia nie mogła zrewanżować się mężowi. Pozostało jej jedynie oczekiwać ruchu ze strony mężczyzn, dla których zachęty ni to przypadkiem biust swój zaczęła poprawiać.

Alex również uważał, że nocleg w dworku w lepszych warunkach by się odbywał, jednak otwartych ofert wolał nie przedstawiać. Baron z pewnością inną miarką mierzył wierność swoją, a inną - wierność małżonki, zaś Alex wolałby nie znaleźć węża czy jakiejś innej jadowitej gadziny w swym łożu.

Tass milczący jak dotąd miał już dość tej szopki. Nie lubił krasnoludów to prawda i obecnośc jednego z nich mu o tym przypomniała

Andrea zdusiła drwiący śmiech zbierający w jej piersi na widok tańca godowego dziennikarki i zamaskowała go zręcznie udając ciche kaszlnięcie. Znała swoją wartość i urodę, nie musiała się zniżać do tanich chwytów stosowanych desperacko przez to stare pudło. Westchnęła kładąc łokieć na stole i podpierając dłonią brodę nie przestając się uśmiechać
- Na pewno skorzystam z tej nader hojnej propozycji, panie - wymruczała patrząc na barona spod przymrużonych powiek, chwilę się nad czymś zastanawiając, po czym dodała - Jak ja się wam odwdzięczę za okazaną dobroć?

- … nic tu po mnie teraz widzę. Krasnolud powiedział głośno, przerwał przy tym dywagacje pozostałych, widać etykiety imperialnej uczył sie w stodole. - Znajdziecie mnie w kuźni starego Wiegersa jeśli mnie potrzebować będziecie, a wieczorem może w karczmie Tomasa się rozmówimy. Szczegóły eskapady tam omówimy. Sverrisson wstał, ukłonił się baronowi i pozostałym, po czym wyszedł.

Było więcej niż pewnym iż baronowa i baron nawet nie zauważyli wyjścia krasnoluda z sali. Oboje mieli oczęta wlepione w swoich wybrańców, baronowa patrzyła czule na Alexa od czasu do czasu mrugając mu skrycie oczkiem, baron zaś dostawał niemal zeza spoglądając to na powab Andrei to na tanie, acz skuteczne chwyty Monique.

Tupik zaś jakby przytomniejąc szybcikiem dorzucił - Zaraz, zaraz, jeśli cześć ciała będą niepodzielne, jak choćby owe oko które mi zostanie to dzielić tego nie będę, jak szacowny mag wspomniał byłoby to czyste marnotrawstwo. - Widać buchy z fajki nabitej hobbickim zielem nie służyły szybkiemu myśleniu halflinga. - Zresztą z wami też kontrakta pospisuje, żeby nie było tu później niedomówień jakichś.
Wyraźnie rozbawił tym elfa, który jednak uznał iż także nic tu po nim, za zgodą barona poszedł ulokować się w pokoju we dworku które wskazać mu miała służąca Cecylia. Ta sama która witała was w progu. Elf skłonił się towarzystwu po czym wyszedł, pozostawiając po drodze notatki halflingowi.

Vilis odstawiła pusty kielich na stół i zakryła go dłonią, gdy sługa chciał go po raz nie wiadomo już który napełnić winem. Warknęła coś do niego, rozsiadając się wygodniej i splatając ręce na piersi. Całe to krążące w powietrzu kurewstwo przyprawiało ją o ból głowy i niesmak.Powstrzymała się jednak od głośnego komentowania, nagadała się jak na jeden dzień.
- Gdzie są nasze kwatery? - rzuciła w stronę Tupika nie siląc się nawet na gładki ton jakim posługiwała się rudowłosa pannica siedząca obok.
- W karczmie, przynajmniej dla tych którzy decydują się na wyprawę - odrzekł Tupik, po chwili dodał jeszcze - ci którzy się na nią nie decydują, też sie przespać mogą, niech stracę - odrzekł bez cienia złośliwości. Zdawał się zupełnie nie zauważać tonu Vilis, albo zupełnie go on nie ruszał.
- Świetnie, poinformujcie nas gdy zaczniecie zbierać się coby bestie ubić - czarnowłosa podniosła się ciężko z miejsca i kiwając głową na pobliźnionego olbrzyma ruszyła w kierunku drzwi. Nie oglądała się za siebie, nie skinęła nikomu na pożegnanie głową. Z pochmurną miną opuściła niechciane towarzystwo, kierując się do karczmy.
- Klara, która od pewnego czasu nie zabierała już głosu w rozmowie, a tylko zwijała i rozwijała nerwowo kosmyk włosów, zaraz po zakończeniu kolacji wstała, podeszła do swoich, rzuconych w kąt rzeczy, przerzuciła je przez ramię i wyszła przed dwór.
Coś pomrukiwała pod nosem, chyba nie zawsze cenzuralne słowa i nie w imperialnym. Stanęła na rozdrożu - z jednej strony port, z drugiej wieś.
Alex przez kilka chwil obserwował poczynania swej towarzyszki. Z pewnym zdziwieniem, bowiem takie zachowanie do Klary było niezbyt podobne.
Gdy dziewczyna opuściła salę, Alex podniósł się.
- Dziękuję za poczęstunek - powiedział. - Do zobaczenia. - Skinął głową, ze szczególnym uwzględnieniem pani baronowej, a potem wyszedł. Miał zamiar porozmawiać z krasnoludem. I z Klarą. W dowolnej kolejności.

W tym momencie także i Tupik podziękował za ucztę i opuścił salę wraz ze swoim przyjacielem Tassem. Nie było już z kim omawiać wyprawy a jak na jeden wieczór emocje były i tak rozbujałe. Służący podszedł do Andrei aby wskazać jej komnaty, podczas gdy halflingi ruszyły w stronę karczmy na prawdziwą wyżerkę.

Jeszcze w drodze Tupik zaprosił Tassa do swojego pokoju, mówiąc iż starczy tam miejsca dla nich obojga, otwarcie stwierdził zamierza wreszcie porządnie się najeść. Nie ukrywał, iż chciał tez nadrobić zaległości dowiadując się co dzieje się u kamrata. Dla halflingów szykowała się długa noc, zaprawiana winem i smacznymi przekąskami.
 
Kerm jest offline