Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2013, 11:04   #16
Gwena
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Klara stała na rozdrożu zamyślona, gdy podszedł do niej Alex spytała go z niepokojem:
Alex – czy ja ostro piłam w trakcie przyjęcia?
– No wiesz... Nie patrzyłem ci na ręce, ale raczej niebyt dużo wypiłaś –
odparł Alex. – Z pewnością baron wypił więcej.
– To powiedz mi czemu nie pasują mi fragmenty rozmowy o magii? Jestem przekonana, że sama coś mówiłam do maga, a zarazem wiem, że żadnego maga nie było?

Alex popatrzył na nią nieco zaskoczony.
– Nie pamiętasz maga?
– Mam dziury w głowie... chyba... wypowiedzi jakie pamiętam są niespójne.
– No, tyle to raczej nie piłaś. Chyba że ktoś ci dodał coś do twojego wina.
– Całą resztę pamiętam krystalicznie czysto. Tylko to co związane z magiem i magią mi umknęło.
– To może to wpływ tego maga? –
Alex spojrzał na nią niepewnie. Nie do końca wiedział, czy Klara mówi serio. Ale wyglądało na to, że tak.
– A jak pozostali? Wszyscy pamiętają? – Klara aż przysiadła z alternacji
Alex rozłożył bezradnie ręce.
– Nie mam pojęcia. Spytam krasnoluda. A może... może pójdziesz ze mną? – zaproponował.
– Czemu nie... choć... nie... ale. No dobrze. Idziemy.
Klara i Alex podeszli do krasnoluda, który wędrował do pobliskiej kuźni.
– Jestem Alex, a to jest Klara Iwanowna. – Alex przedstawił Kislevitkę i siebie. – Możemy porozmawiać?
Helv odwócił głowę zaskoczony.
– Pewno że możemy. Teraz każde słowo ważne jest...byle nie o cenie za potwora głowę, bo ja tu nie od tego żem.
– Głowę ma potwór wielką, ponoć –
odparł Alex – ale nie o nią nam chodzi.
Spojrzał na Klarę, zostawiając jej rozpoczęcie rozmowy o magu.
Rzekłeś: "Nie zamiaruje wrócić", "życie oddam". Jeśli uważasz, że ty, krasnolud, nie przeżyjesz tych łowów, to czemu myślisz, że ludzie poczwarę pokonają? Ani ich wielu, ani sławni, ani nie pracowali nigdy z sobą – chyba nawet swoich imion wzajemnie nie znają – i nie wyglądają na umiejących współpracować. Magowi uwierzyłeś na słowo? – rzekła z powątpiewaniem Klara.
– Na me fatum uwagi nie bierzcie. – Krasnolud machnął ręką. – Ja nie pierwszy już raz na tę bestię się zasadzam. Wszystko o to idzie że na siebie ubicie potwora wziąłem, haków w cielsko uczepienie czy, jak trzeba, to beczki prochu w paszczę jej posłanie. Śmierci nie szukam, ale widmo jej mnie nie przegoni, to rozumieć musicie. Gdyby inaczej było to sam już dawno na bagnach byłbym z mieczem w dłoni, a teraz to i pewnie w poczwary żołądku. Stawał będę i pomagał tak długo jak sił mi starczy. – Helvgrim potarł prawą skroń i kontynuował. – Co się was tyczy, wszystkich się znaczy... to powiem że dla mnie to bez znaczenia kto ruszy na bestię polować. Oczy mówią że oseskiem tu żadne z nas to i decydować może każdy za siebie. Rozum mi za to prawi że byle kto by na taki koszmar bagienny się nie wybrał, jeno ci co odwagę w sercach mają, a i żelazem machać nawykli są. To proste. Zresztą ja już czekać dłużej nie mogę. Tyle tylko żem się ostał co by rany wyleczyć. Teraz czas na zemstę.
– Zemstę powiadasz? Z tego co mówiłeś nikt z Twoich nie zginął. Mścisz się więc za jakiś ludzi, jeśli zrozumiałam, łowców czarownic? Nie jestem z imperium
– dodała, z zauważalną pogardą – ale z tego co słyszałam, łowcy ci głownie bezbronnych wieśniaków łowią, a nie ośmiornice.
– ... sprawa to ważniejsza niż łowcy jacyś. Zemsta o stal idzie. Długo by opowiadać. O azkrahańskiej stali mówić, co za czasów kultu żelaza była przez Vargów w hańbie kuta, a cenniejsza jest niż złoto dla mnie. Ostrze ze stali tej, teraz po rękojeść wbite w cielsko poczwary jest. Jeśli go nie odzyskam ... to nie będzie dobrze. Tylko losu klanu kreator może mi wtedy winę odpuścić że ostrza nie mam. Prawa nasze surowe są, prawda... ale ostrze od ojca mego początek swój wzięło
. – Po krótkiej pauzie. – Ojców macie to i wiedzieć o czym mówię musicie.
– Teraz rozumiem Twoją determinację i potrzebę pośpiechu. Miejmy nadzieję, że broń tkwi dalej w zwierzu, a nie gdzieś na dnie. Dużo i długo mi zaprzyjaźniony kowal run o szacunku dla stali, nawet zwykłej, a cóż dopiero takiej, mówił, o szacunku do rodziny nie wspominając, bo to oczywiste. Z chęcią pomogłabym ci w tym, ale chyba opuszczę tą wieś teraz.

Krasnolud spojrzał na kobietę z ukosa, myśląc pewnie czy naprawdę runkhiego jakiegoś poznała w swym życiu.
– Trzymać cię we wsi nie jest mą mocą. Tym bardziej na bagna ci nieznane posyłać, kto wie, być może by śmierć w objęciach stwora z głębin spotkać. Żal tracić kompana na początku wędrówki, bo każdy miecz się liczy w potyczce. Ty jednak przecież to wiesz. Świata nie zbawisz swym łukiem a ja mieczem... wiadomo. Ja zostanę jednak, ostrza swego poszukam, a jak tym biedakom pomogę to niechaj się taka wola bogów dzieje. Złego nic się nie stanie... a jak zemrę to z ojcem swym przy stole Grungniego zasiądę i miodu syconego napiję. Toż to przecie złe być nie może, nie? –
Krasnolud uśmiechnął się nieznacznie.
W tym prawdy trochę tkwiło, co Alex musiał przyznać.
– Może jednak spróbujesz zostać? – spytał. – Co najmniej dwóch towarzyszy byś miała, na których możesz polegać.
– Nie o walkę chodzi, ryzyko jest zawsze. Ale ktoś mi we łbie miesza. A tego – mam odwagę się przyznać – naprawdę się boję. Od stali albo i szponu zginąć, taki widać los był pisany, ale zginąć, bo ktoś myśli pomieszał? Widziałeś maga na tej naradzie? –
zapytała wreszcie wprost. – Kto mi zagwarantuje, że za chwilę zamiast Alexa nie zobaczę trolla i nie naszpikuje go strzałami, skoro nie mogę własnym oczom wierzyć?
– Hm... jam widział, ale by co mówił trudno mi przypomnieć sobie. Goldenzungen jednak wspomniał że magika obecność potrzebna by stwór na brzeg wyszedł. Tylko nie myślcie że mi to w smak jest... bo nie jest. –
Zaznaczył wyraźnie khazad. – Sprawa tylko taka że ostrze me ważniejsze niż do elfa niechęć. Niechaj bestię na brzeg wywoła, co mi z tego?! Jeśli jednak źle spojrzy na mnie czy pstryknie choćby swymi mocami przeklętymi to skrócę go niechybnie. Co do wejrzeń prawdziwych to ustalić by to trza...niechaj czarownik z mocy swych oklętych nie korzysta poza bagnem... ot, tyle. Oko na niego mieć trzeba. Zresztą, wszystko z klątwą związek mieć może. Ludziska tu gadają takie głupoty.
– Maga pamiętam –
wtrącił się Alex – i to, co prawił. Mówił, że do przywołania potwora serc mu trzeba istot, co na bagnach żyją.
– To lepiej w tajemnicy utrzymać co ten magik bredzi. Ludzie tu tego nie zrozumieją, a i nie pochwalą, ja też zresztą. Choć moc krwi rozumiem doskonale. –
Krasnolud był wyraźnie zaskoczony, że nie pamiętał tego o czym mówił elf.
– Nie wiem nawet, co tu na bagnach żyje – stwierdził Alex. – Chociaż i to powiem, że niezbyt mi się widzi mordowanie stworzeń dla jakiegoś magowskiego rytuału.
– Prawdę mówisz. Ja do tego też swej ręki przyłożyć nie chcę, ba, nie mam najmniejszego zamiaru. Jednak o bezpieczeństwo dbać mogę tych co na bagna pójdą. Serca nikomu nie wyrwę, chyba że temu elfiemu czarownikowi wcześniej. –
Krasnolud wyraźnie się zdenerwował.
– Usłuchajcie mnie. Zostańcie do jutra. – Mówiąc Helv patrzył szczególnie na Klarę, bo ta opuścić Faulgmiere chciała. – Dziś żadna barka już nie wypływa do Eilhart. Wieczorem spotkamy się raz jeszcze, wszyscy, w karczmie. Zobaczymy co i jak. Pogadamy. Wtedy decyzję podejmiecie. Co wy na to?
– Łodź można wynająć, a obawiam się – moja intuicja mi to mówi – że albo szybko stąd odejdę, albo...
potrząsnęła głową – e..., babskie przeczucia.
– Widzisz Panie Helvgrimie –
zaczęła ponownie – przez dwa dni płynęłam z dwójką, nie chyba jednak z trójką bo i mag chyba był na barce. I przez te dwa dni słowa od nich nie usłyszałam, nie wiem jak na imię mają. Tylko złe spojrzenia kierowane na mnie i na Alexa. Jak z takimi stanąć w boju? Jakie mają naprawdę cele? Czy po zabiciu potwora nie pozbędą się nas, nie zaatakują naszych pleców?
Khazad pokiwał głową w zrozumieniu. – Prawda raz kolejny z waszych ust płynie, ale noża w plecy nie wbiją raczej, nagroda na głowę płacona, za nas jej nie wezmą. Tylko myśl taka mi po głowie chodzi, czy aby czarownik nie będzie chciał wszystkiego zatuszować ? To możliwe być może. – Myślał głośno Helv. – Cóż, dajmy czas do wieczora. Przy stole zobaczymy kto co do powiedzenia ma, bez barona obecności. Jak źle im z oczu patrzyć będzie to i ja pleców swych nieosłoniętych zostawić nie dam.
– Dobrze, poczekam, ale powiem tyle, że co innego nawet zginąć wraz z takimi z którymi miód się nieraz piło, a co innego walczyć wśród takich co wspólnego picia odmawiają. Więc dam im szansę na otwarcie się w karczmie.
– Mądrze robisz pani Klaro, córko Iwana. Jak twój lud cały. Wiedzieć musisz że bliższy mi naród Kisleva niż cesarstwa jest. Opowiem ci ja o tym przy kuflu, dziś wieczór. Obiecuję.

Nic więcej rzec nie trzeba było, krótkie skinienie głowy Klary potwierdziło umowę.
– Mam ja nadzieję że i ty dołączysz do nas herr Alex’ie? Będzie i miód i mięso. Musicie wiedzieć że takich specjałów wieś ta od miesięcy nie widziała. Do zobaczenia pod ‘’Trzema Lochami’’ zatem. Sverrisson ukłonił się i odszedł w stronę kuźni.
– Spotkamy się –
obiecał Alex. – Z pewnością pojawimy się wieczorem w karczmie.
Odpowiedział na ukłon krasnoluda, a potem spojrzał na Klarę.
– Co zatem zrobisz? Porozmawiamy z innymi w tej karczmie?
– Obiecałam, ze dam im szansę, więc będę w karczmie. Krasnolud zasługuje na wsparcie, jest zdesperowany, jednak nie ufam reszcie, i wątpię by ich zachowanie w karczmie coś w tej materii zmieniło. Sama nie wiem jak postąpić. Chyba wolałabym by nas była tylko trójka, bo nie wiem jak walczyć pilnując pleców przed pomocnikami. Jak planować milcząc. Instynkt mi mówi: uciekaj póki czas...
– Po chwili dodała – A i ty skoro nie chcesz polować na serca, czyli nie chcesz współpracować z magiem to jaki jest sens byś tu tkwił? Mnie się to wyrywanie serc też nie podoba i jestem prawie pewna, że mag nie wszystko nam mówi.
– Ciekawi mnie ta cała sprawa
– stwierdził Alex. – I, nie da się ukryć, chciałbym ujrzeć tego stwora, o którym mówi cała okolica, choćby z daleka. A przynajmniej zza zasięgu jego macek.
– Ta sprawa. A myślisz, że jest tu tylko jedna? –
mruknęła Klara i westchnęła. – To chodźmy do karczmy, posłuchamy co tutejsi mówią...
– W takiej dziurze?
– zdziwił się Alex. – Cud, że chociaż jedną mają.
Klara chciała chyba coś wyjaśnić, ale powstrzymała się i po chwili powiedziała tylko – Może przynajmniej mają dobre piwo. Sprawdźmy ich beczki. – Ruszyła do karczmy, nie oglądając się czy Alex za nią podąża.
 

Ostatnio edytowane przez Gwena : 02-06-2013 o 11:29.
Gwena jest offline