Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2013, 18:49   #1
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Doom Trooper, storytelling] Kronika Żołnierzy Zagłady "Spojrzenie w Otchłań"

1285 RK , Luna

W zapomnianym, zakurzonym archiwum jednego z czterech zakonów Bractwa, siedział młody mężczyzna. Pochylony niczym mnich nad średniowiecznym scriptorium, kreślił piórem wyrazy na kartach bladożółtego papieru.



Gotyckie litery układał z pietyzmem, o którym świadczyły półotwarte w skupieniu usta.
Nazywam się Esteban Martinez, jestem skrybą z klasztoru Świętego Duranda. Spisuję tę kronikę, by dać świadectwo prawdzie. Jakże innej od tej słyszanej w mediach lub zawartej w raportach Kartelu. Opowiem o czasach kiedy Ciemność niemal zawładnęła naszym uniwersum. Czasach, w których oprócz Bractwa, rozpraszającego mrok i dającego nadzieję... byli też inni walczący dla sprawy. Godni naszej pamięci...
Opowiem o grzesznikach, którzy wierną służbą odkupili swe przewiny wobec ludzi i świata. Kronika będzie poświęcona Żołnierzom Zagłady, świadomym swego losu. Nie znajdziecie jednak tutaj wyczynów Mitcha Huntera, "Wielkiego" Boba Wattsa czy szalonej Valerie Duvall... Będzie to opowieść o bohaterach "wyklętych", próżno o nich szukać nawet wzmianek. Być może pozostały jakieś ślady ich istnienia w dokumentach macierzystych korporacji. Opatrzone klauzulami najwyższej tajności. Jeśli nie... ta kronika to ostatnia szansa, by przywrócić im należną chwałę i miejsce w historii...

Instynktownie złowił uchem jakiś ruch na korytarzu. Było to bardziej przeczucie niż rzeczywisty hałas. Natychmiast ukrył księgę w jednej z pobliskich szuflad, sięgnął po czyste stronice... rozłożył przed sobą... Drzwi otwarły się bezszelestnie, ukłute niewidzialną siłą. Esteban czuł moc Sztuki, tężejącą w pomieszczeniu...
Był świadomy czyjejś obecności. Wiedział kim jest ta osoba. Właśnie dlatego obudził się w nim lęk... Zanurzył pióro w inkauście, próbował pochylić się bardziej nad czystą kartą papieru... Nie mógł!... Nagły paraliż ogarnął jego ciało. Inkwizytor Simon stał nad nim z miną niezadowolonego pedagoga.
- Witaj, Estebanie... - głos był słodkawy, ale kryjący w sobie półmrok. - Wiele czasu spędzasz w tej samotni.. Ciągle pracujesz... - inkwizytor uśmiechnął się, spoglądając na czyste stronice... - "Ora et labora"... Odnoszę wrażenie, że zapominasz o pierwszym słowie tej sentencji...
Skryba, gdyby mógł, przełknąłby głośno ślinę.
- Za kilka tygodni ta komórka zostanie zamknięta. - rzekł duchowny z udawanym współczuciem. - Uporządkuj wszystko do czasu inwentaryzacji, ponieważ dopilnuję jej osobiście, Estebanie...
- Do widzenia, skryptorze! - drzwi zamknęły się miękko, w tym momencie mięśnie jego ciała odzyskały sprawność. W zamyśleniu wpatrywał się w plamy z atramentu, które niczym krople krwi naznaczyły pergamin...







Plac katedralny, Venenburg, Wenus



- Jesteśmy na miejscu, Ekscelencjo! - szofer zakomunikował wiadomość z chłodnym profesjonalizmem. Biskup Solonius wybudził się z lekkiej drzemki. Objazd parafii Bractwa w Venenburgu kosztował go trochę sił. Nie był młodzieniaszkiem i odczuwał trudy dnia. Dwaj Strażnicy - Furie, wysiedli z pancernej limuzyny. Spojrzeli na katedrę Miracle. Świetlista rozeta z symbolem Bractwa, rozjarzyła się blaskiem ostatnich promieni Słońca, tych które zdołały przedrzeć się przez zasłonę chmur. Padały ze wschodu, jakby odwrócone szatańską sztuczką... Kapłan niezgrabnie wygramolił się z samochodu, dostojne szaty i obfita tusza nie ułatwiły mu zadania. Upał wcale nie zelżał... Otarł czoło jedwabną chustką.
Nagle wszyscy poczuli tąpnięcie, limuzyna drgnęła, wstrząsy stawały się coraz silniejsze...
- Trzęsienie ziemi...? - biskup spojrzał w stronę nie mniej zdziwionego strażnika, nagle stracił równowagę i runął na tył limuzyny, uderzając głową o wystający zderzak. Krew pociekła mu ze skroni, ale zachował przytomność.
- Wyczuwam... Mroczną Harmonię... - wystękał pobladły...
W okolicy rozległy się potępieńcze wycia, powietrze stało się duszne i gryzące. Fala mrocznej mocy z siłą uderzyła w miasto, przetaczając się po ulicach. Rozeta pękła z jękiem, rozpryskując się na tysiące odłamków...


Ośrodek treningowo-szkoleniowy Kartelu , Heimburg, Wenus. Trzy dni wcześniej...

Przemalowane helikoptery transportowe ze świeżymi znakami Kartelu na kadłubach, kołysały się nad lądowiskiem w Heimburgu. Reflektory omiatały plac i kompleks nowoczesnych budynków. Gdy koła maszyn dotknęły ziemi, zaczęli z nich sprawnie wyskakiwać żołnierze. To nie byli zwykli rekruci skierowani na szkolenie. Wystarczyło jedno spojrzenie na ich twarze, postawę i ruchy. Na ekwipunek, który mieli ze sobą. Pochodzili z najlepszych jednostek, z całego Układu Słonecznego. Potyczki z Legionem Ciemności i innymi korporacjami były dla nich chlebem powszednim. Chlebem czerstwym, który rani dziąsła i łamie zęby przy nieostrożnym kęsie. Chlebem, bez którego nie wyobrażali już sobie posiłku...

Swoją broń zostawili w magazynie. Niechętnie. Agenci Kartelu przeprowadzili szybkie szkolenie, zapoznające z regulaminem ośrodka i kodeksem "Żołnierza Zagłady". Zdecydowaną większość z 30 wybrańców stanowili Bauhauczycy. Szeptano, że powodem nowego naboru była masakra w górach Pierścienia Zimy...
Następnego dnia zaczęły się badania lekarskie, testy psychologiczne i wydolnościowe. Lekarze dysponowali najnowocześniejszym sprzętem medycznym. Późnym wieczorem zarządzono czas wolny.
Mogli poruszać się po kompleksie, ale tylko z identyfikatorami, z niskim poziomem dostępu. Obóz był nadzorowany z użyciem najnowszej techniki. Wszędobylskie, niebywale czułe kamery, a w powietrzu zminiaturyzowane drony śledziły wszelki ruch.
Przy bramie stały dwa złowieszczo wyglądające roboty bojowe typu "Eradicator", pozornie uśpione..
W oddali widać było wieżowce, fortece i pałace szlacheckich rodów Bauhausu oraz wznoszącą się dumnie wielką katedrę Bractwa. Ogromne, kilkusetmetrowe zeppeliny pływały po niebie niczym mityczne lewiatany...



Siedziałeś przy stoliku w kantynie, rozmyślając o współpracy z Kartelem. Dałeś się "zwerbować" do najlepszych - Żołnierzy Zagłady. Traktowałeś to jak kolejny punkt w wojskowym CV. Dzisiejszy trening był spacerkiem w porównaniu do porannej zaprawy w Hunters... Sięgnąłeś po piwo, gdy do pomieszczenia weszły dwie nowe osoby. Pierwszą była całkiem foremna babka, z wybujałymi... atrybutami kobiecości... Kręcił się przy niej jakiś rudzielec z widocznymi naszywkami Bauhausu.
W innych okolicznościach musielibyście coś sobie udowodnić.
To miejsce było jednak neutralne. Co nie znaczy, że będziecie prawić sobie uprzejmości...



Byłaś jedyną kobietą w kompleksie, nie licząc medyczek z laboratorium. Mimo to nie czułaś zażenowania, gdy rekruci wgapiali się w biust, aż nadto uwydatniający się w obcisłym uniformie. Ba.. nawet mile połechtało to Twoje ego. Nie miałaś jednak ochoty na bliższe znajomości i zdecydowana większość żołnierzy to wyczuwała. Prócz jednego, ryżego młodzika z Bauhausu, widać mocno napalonego. Cały czas kręcił się blisko Ciebie. W kantynie chciał nawet z Tobą zatańczyć, był nachalny i namolny. Do tego nie w Twoim typie...



Po pewnych "incydentach" z Twoim udziałem dowództwo uznało, że Wenus będzie odpowiednim miejscem, by Cię tam posłać... Właśnie nadarzyła się świetna okazja, bo Kartel prowadził werbunek. Zmiana klimatu dobrze mu zrobi... - żartowali koledzy, ale tak cicho byś przypadkiem nie usłyszał...
Wcześniej czułeś się wolnym obywatelem Capitolu, teraz miałeś wrażenie, że trafiłeś do więzienia. Dodatkowo do celi, w której będziesz skazany na innych wybrańców. Nowy pracodawca, nowa jednostka, ale żadnych nowych nadziei... Przedpołudniowe testy zmęczyły Cię.. i nie mowa tu o tych wydolnościowych - na nich naprawdę dobrze się bawiłeś. Ale te kilkaset pytań z psychologii sprawiło, że prawie zapomniałeś jak się nazywasz... Rozejrzałeś się po kompleksie, zbyt ładnie tu... Wyobraziłeś sobie to miejsce jako pogorzelisko i od razu poprawił Ci się humor... Ruszyłeś do kantyny. Twoje gabaryty sprawiały, że co rozważniejsi schodzili Ci z drogi...



Od kilku tygodni pracowałeś w ośrodku szkoleniowym Kartelu w Heimburgu. Laboratorium było bardzo dobrze wyposażone, większość sprzętu stanowiły technologie podkupione z innych korporacji. Zebrałeś trochę próbek z poprzedniego pola walki, ale ciągle miałeś nadzieję na lepszy materiał do badań... Przybycie "Żołnierzy Zagłady" sugerowało, że może szykować się jakaś akcja. Wyczekiwałeś jej, zajmując się analizami wydolności nowych rekrutów. W sterylnych warunkach prezentowali się jak nadludzie, herosi uniwersum. Nie uległeś temu złudnemu wrażeniu. Patrząc na nich, przypomniałeś sobie makabryczne obrazki z pól bitewnych. Słabość i śmierć największych bohaterów...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 13-11-2013 o 20:39.
Deszatie jest offline