1285 RK , Luna
W zapomnianym, zakurzonym archiwum jednego z czterech zakonów Bractwa, siedział młody mężczyzna. Pochylony niczym mnich nad średniowiecznym scriptorium, kreślił piórem wyrazy na kartach bladożółtego papieru.
Gotyckie litery układał z pietyzmem, o którym świadczyły półotwarte w skupieniu usta.
Nazywam się Esteban Martinez, jestem skrybą z klasztoru Świętego Duranda. Spisuję tę kronikę, by dać świadectwo prawdzie. Jakże innej od tej słyszanej w mediach lub zawartej w raportach Kartelu. Opowiem o czasach kiedy Ciemność niemal zawładnęła naszym uniwersum. Czasach, w których oprócz Bractwa, rozpraszającego mrok i dającego nadzieję... byli też inni walczący dla sprawy. Godni naszej pamięci...
Opowiem o grzesznikach, którzy wierną służbą odkupili swe przewiny wobec ludzi i świata. Kronika będzie poświęcona Żołnierzom Zagłady, świadomym swego losu. Nie znajdziecie jednak tutaj wyczynów Mitcha Huntera, "Wielkiego" Boba Wattsa czy szalonej Valerie Duvall... Będzie to opowieść o bohaterach "wyklętych", próżno o nich szukać nawet wzmianek. Być może pozostały jakieś ślady ich istnienia w dokumentach macierzystych korporacji. Opatrzone klauzulami najwyższej tajności. Jeśli nie... ta kronika to ostatnia szansa, by przywrócić im należną chwałę i miejsce w historii...
Instynktownie złowił uchem jakiś ruch na korytarzu. Było to bardziej przeczucie niż rzeczywisty hałas. Natychmiast ukrył księgę w jednej z pobliskich szuflad, sięgnął po czyste stronice... rozłożył przed sobą... Drzwi otwarły się bezszelestnie, ukłute niewidzialną siłą. Esteban czuł moc Sztuki, tężejącą w pomieszczeniu...
Był świadomy czyjejś obecności. Wiedział kim jest ta osoba. Właśnie dlatego obudził się w nim lęk... Zanurzył pióro w inkauście, próbował pochylić się bardziej nad czystą kartą papieru... Nie mógł!... Nagły paraliż ogarnął jego ciało. Inkwizytor Simon stał nad nim z miną niezadowolonego pedagoga.
- Witaj, Estebanie... - głos był słodkawy, ale kryjący w sobie półmrok. - Wiele czasu spędzasz w tej samotni.. Ciągle pracujesz... - inkwizytor uśmiechnął się, spoglądając na czyste stronice... - "Ora et labora"... Odnoszę wrażenie, że zapominasz o pierwszym słowie tej sentencji...
Skryba, gdyby mógł, przełknąłby głośno ślinę.
- Za kilka tygodni ta komórka zostanie zamknięta. - rzekł duchowny z udawanym współczuciem. - Uporządkuj wszystko do czasu inwentaryzacji, ponieważ dopilnuję jej osobiście, Estebanie...
- Do widzenia, skryptorze! - drzwi zamknęły się miękko, w tym momencie mięśnie jego ciała odzyskały sprawność. W zamyśleniu wpatrywał się w plamy z atramentu, które niczym krople krwi naznaczyły pergamin...
Plac katedralny, Venenburg, Wenus
- Jesteśmy na miejscu, Ekscelencjo! - szofer zakomunikował wiadomość z chłodnym profesjonalizmem. Biskup Solonius wybudził się z lekkiej drzemki. Objazd parafii Bractwa w Venenburgu kosztował go trochę sił. Nie był młodzieniaszkiem i odczuwał trudy dnia. Dwaj Strażnicy - Furie, wysiedli z pancernej limuzyny. Spojrzeli na katedrę Miracle. Świetlista rozeta z symbolem Bractwa, rozjarzyła się blaskiem ostatnich promieni Słońca, tych które zdołały przedrzeć się przez zasłonę chmur. Padały ze wschodu, jakby odwrócone szatańską sztuczką... Kapłan niezgrabnie wygramolił się z samochodu, dostojne szaty i obfita tusza nie ułatwiły mu zadania. Upał wcale nie zelżał... Otarł czoło jedwabną chustką.
Nagle wszyscy poczuli tąpnięcie, limuzyna drgnęła, wstrząsy stawały się coraz silniejsze...
- Trzęsienie ziemi...? - biskup spojrzał w stronę nie mniej zdziwionego strażnika, nagle stracił równowagę i runął na tył limuzyny, uderzając głową o wystający zderzak. Krew pociekła mu ze skroni, ale zachował przytomność.
- Wyczuwam... Mroczną Harmonię... - wystękał pobladły...
W okolicy rozległy się potępieńcze wycia, powietrze stało się duszne i gryzące. Fala mrocznej mocy z siłą uderzyła w miasto, przetaczając się po ulicach. Rozeta pękła z jękiem, rozpryskując się na tysiące odłamków...
Ośrodek treningowo-szkoleniowy Kartelu , Heimburg, Wenus. Trzy dni wcześniej...
Przemalowane helikoptery transportowe ze świeżymi znakami Kartelu na kadłubach, kołysały się nad lądowiskiem w Heimburgu. Reflektory omiatały plac i kompleks nowoczesnych budynków. Gdy koła maszyn dotknęły ziemi, zaczęli z nich sprawnie wyskakiwać żołnierze. To nie byli zwykli rekruci skierowani na szkolenie. Wystarczyło jedno spojrzenie na ich twarze, postawę i ruchy. Na ekwipunek, który mieli ze sobą. Pochodzili z najlepszych jednostek, z całego Układu Słonecznego. Potyczki z Legionem Ciemności i innymi korporacjami były dla nich chlebem powszednim. Chlebem czerstwym, który rani dziąsła i łamie zęby przy nieostrożnym kęsie. Chlebem, bez którego nie wyobrażali już sobie posiłku...
Swoją broń zostawili w magazynie. Niechętnie. Agenci Kartelu przeprowadzili szybkie szkolenie, zapoznające z regulaminem ośrodka i kodeksem "Żołnierza Zagłady". Zdecydowaną większość z 30 wybrańców stanowili Bauhauczycy. Szeptano, że powodem nowego naboru była masakra w górach Pierścienia Zimy...
Następnego dnia zaczęły się badania lekarskie, testy psychologiczne i wydolnościowe. Lekarze dysponowali najnowocześniejszym sprzętem medycznym. Późnym wieczorem zarządzono czas wolny.
Mogli poruszać się po kompleksie, ale tylko z identyfikatorami, z niskim poziomem dostępu. Obóz był nadzorowany z użyciem najnowszej techniki. Wszędobylskie, niebywale czułe kamery, a w powietrzu zminiaturyzowane drony śledziły wszelki ruch.
Przy bramie stały dwa złowieszczo wyglądające roboty bojowe typu "Eradicator", pozornie uśpione..
W oddali widać było wieżowce, fortece i pałace szlacheckich rodów Bauhausu oraz wznoszącą się dumnie wielką katedrę Bractwa. Ogromne, kilkusetmetrowe zeppeliny pływały po niebie niczym mityczne lewiatany...
Siedziałeś przy stoliku w kantynie, rozmyślając o współpracy z Kartelem. Dałeś się "zwerbować" do najlepszych - Żołnierzy Zagłady. Traktowałeś to jak kolejny punkt w wojskowym CV. Dzisiejszy trening był spacerkiem w porównaniu do porannej zaprawy w Hunters... Sięgnąłeś po piwo, gdy do pomieszczenia weszły dwie nowe osoby. Pierwszą była całkiem foremna babka, z wybujałymi... atrybutami kobiecości... Kręcił się przy niej jakiś rudzielec z widocznymi naszywkami Bauhausu.
W innych okolicznościach musielibyście coś sobie udowodnić.
To miejsce było jednak neutralne. Co nie znaczy, że będziecie prawić sobie uprzejmości...
Byłaś jedyną kobietą w kompleksie, nie licząc medyczek z laboratorium. Mimo to nie czułaś zażenowania, gdy rekruci wgapiali się w biust, aż nadto uwydatniający się w obcisłym uniformie. Ba.. nawet mile połechtało to Twoje ego. Nie miałaś jednak ochoty na bliższe znajomości i zdecydowana większość żołnierzy to wyczuwała. Prócz jednego, ryżego młodzika z Bauhausu, widać mocno napalonego. Cały czas kręcił się blisko Ciebie. W kantynie chciał nawet z Tobą zatańczyć, był nachalny i namolny. Do tego nie w Twoim typie...
Po pewnych "incydentach" z Twoim udziałem dowództwo uznało, że Wenus będzie odpowiednim miejscem, by Cię tam posłać... Właśnie nadarzyła się świetna okazja, bo Kartel prowadził werbunek. Zmiana klimatu dobrze mu zrobi... - żartowali koledzy, ale tak cicho byś przypadkiem nie usłyszał...
Wcześniej czułeś się wolnym obywatelem Capitolu, teraz miałeś wrażenie, że trafiłeś do więzienia. Dodatkowo do celi, w której będziesz skazany na innych wybrańców. Nowy pracodawca, nowa jednostka, ale żadnych nowych nadziei... Przedpołudniowe testy zmęczyły Cię.. i nie mowa tu o tych wydolnościowych - na nich naprawdę dobrze się bawiłeś. Ale te kilkaset pytań z psychologii sprawiło, że prawie zapomniałeś jak się nazywasz... Rozejrzałeś się po kompleksie, zbyt ładnie tu... Wyobraziłeś sobie to miejsce jako pogorzelisko i od razu poprawił Ci się humor... Ruszyłeś do kantyny. Twoje gabaryty sprawiały, że co rozważniejsi schodzili Ci z drogi...
Od kilku tygodni pracowałeś w ośrodku szkoleniowym Kartelu w Heimburgu. Laboratorium było bardzo dobrze wyposażone, większość sprzętu stanowiły technologie podkupione z innych korporacji. Zebrałeś trochę próbek z poprzedniego pola walki, ale ciągle miałeś nadzieję na lepszy materiał do badań... Przybycie "Żołnierzy Zagłady" sugerowało, że może szykować się jakaś akcja. Wyczekiwałeś jej, zajmując się analizami wydolności nowych rekrutów. W sterylnych warunkach prezentowali się jak nadludzie, herosi uniwersum. Nie uległeś temu złudnemu wrażeniu. Patrząc na nich, przypomniałeś sobie makabryczne obrazki z pól bitewnych. Słabość i śmierć największych bohaterów...