Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2013, 06:32   #112
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Mimo wszystko… odważne zwierzę – szepnął Erland.

Nie obchodziło go czy stracili w oczach Pajęczycy i Wron, a nawet jeżeli to co z tego? Honor, siła, odwaga te słowa coraz bardziej blakły odkąd Szepczący przybył na ląd. Otaczało ich kłamstwo, zdrada i puste, nic nie znaczące, obietnice. „Palce zimy się zaciskają, a wszystko zmierza do kolejnej wojny” pomyślał Szepczący dorzucając drwa. Czuł to Jakym Magnar, czuł i Erland, choć inni zdawali się tego nie dostrzegać. Byli młodzi nawet jeżeli widzieli i robili rzeczy, których nikt z śmiertelników widzieć i robić nie powinien.

Erland dorzucił drwa do niewielkiego ogniska które rozpalili. Iskry strzeliły radośnie w górę. Noc była chłodna. Szepczący skupił się na ostatnich dniach, analizując to co się stało i co widział. Próbował poskładać wszystkie elementy gry, która się toczyła w jedną całość, ale nie był w stanie. Zbyt wielu rzeczy nie wiedział, a innych mógł się jedynie domyślać.

- Orzeł. Wydra. Szczenię. Pajęczyca na lodowej sieci. Mysz... – głos Erlandowi zamarł, popatrzył się na Hwarena i zapytał się – Zrobiłeś więcej takich figurek ostatnim czasem? Lub planujesz je zrobić? Czy mógłbyś mi je pokazać?

Hwarhen spojrzał na Erlanda spod łba, odpiął jedną z sakiewek przypiętych do pasa i wyjął kościane figurki. W ręce Crowla mieściło się kilkanaście figurek, jednak tylko dwie pasowały do przepowiedni: Rosomak i Mysz. Kapłan wziął figurkę Rosomaka do ręki i obejrzał ją dokładnie.
- Kogo przedstawia?
- Nikogo. Zrobiłem ją dla córki by wiedziała jak wyglądają Rosomaki, by wiedziała jaka płynie w jej krew. Dlaczego pytasz Szepczący o tak dziwne rzeczy?
- Zanim przybyłem na Długi Kurhan Bogowie pokazali mi, że na drodze spotkam Orła, Wydrę, Szczenię, Pajęczycę na lodowej sieci, Mysz, Jednookiego Basiora, Kruka, Kwiat, Czarodrzew i Rosomaka. Tylko i aż tyle. Niektóre spośród znaków już odgadłem, innych nie. Wydrą zwą Jorana Lannistera, Myszą nazwałeś Urega. Jednooki Basior to zapewne William Snow i jego wilk, Pajęczycą może być lady Qorgyle, Czarodrzewem zaś ja. Ty zaś przyjacielu jesteś Rosomakiem. Być może Orłem jest tego którego przezywają Kamykiem. Kim jest Szczenię, Kwiat, Kruk nie potrafię powiedzieć, wola Bogów jest czasem trudna do odgadnięcia. – Erland zamyślił się nad wagą swoich własnych słów i wtedy przypomniał sobie, coś co mu umknęło na Czarnym Dworze. – Tytus, towarzysz lady Qorgyle jest Kwiatem. Gdy wbiegł do płonącej wieży za Qhorinem na kurcie ma wyszyty Kwiat. Szczeniakiem może być Mort, zaś Krukiem zapewne Rodard – myślał głośno.
- Czy to ważne?
- Tak. Tylko wspólnie przegnamy Palce mrozu.
- Wierzysz w bajki Szepczący – rzucił Hwarhen. Był zmęczony, zły i ostatnią rzeczą na którą miał ochotę była rozmowa o wierzeniach.
- Wierzę w to co pokazali mi Bogowie – odpowiedział Szepczący. – Czy twoja siostra powiedziała ci z jaką wróżbą przybyłem na Długi Kurhan?
- Nie. Nie wszystkim dzieli ze mną czy z tobą. Czasami mam wrażenie, że o wielu rzeczach mi nie mówi lub mówić nie chce.
- Rozumiem – Erland dorzucił drwa. Noc była mroźna. – Głęboko w jaskiniach świętego gaju, tam gdzie sięgają jedynie korzenie najstarszych czarodrzewów Bogowie ukazali mi następujące znaki: Kobieta, Wrona, Czarne Słońce nad nimi. Palce mrozu na ziemi i wodzie. Symbol długiej zimy i zapomnianych legend. – Spojrzał na Hwarhena – nie wiezysz mi... ale twoja siostra mi uwierzyła. Zresztą wiedziała o tym zanim przybyłem na Długi Kurhan.
- Wierzysz, że chce chronić Mur i Skagos przed tym co znajduje się za nim?
- Wierzę, że chce chronić to co kocha.
- A co kocha? - zapytał zaskoczony Hwarhen.

Erland nabrał powietrza w płuca.
- Sądziłem, że obudziła się w niej krew Magnarów, rządza władzy. A także chęć zemsty na swym bracie. Lecz… to tylko część prawda. Jesteś jej mlecznym bratem, Crowlem i przyjacielem Hwarhenie, dlatego zasługujesz na prawdę – stwierdził kapłan i wyjął pudełeczko, które dostał od Qhorina. – Oto syn Qhorina i Moruad Magnar. Wszystko co robiła, robiła po to by go odzyskać.

Olbrzym wziął pudełko do ręki i otworzył je, delikatnie przyglądając się włosom w środku. Otworzył szeroko usta w niedowierzaniu i choć nie skamieniał jak wtedy gdy zobaczyli słup Bezimiennego Morskiego Potwora to szok musiał być porównywalny.

- Będę musiał się rozmówić z moją siostrą – powiedział ciężko. W jego głosie dało się wyczuć żal, że nawet jemu Maruad nic nie powiedziała.
- Ma na imię Errand – a widząc brak zrozumienia w oczach młodszego Crowla dodał – pamiętasz jak na Czarnym Zamku udałeś się do pół-żywego Qhorina? Pamiętasz jego słowa i co mi powiedziałeś? „Że dobrze schował Erranda, że Moruad nigdy go nie znajdzie? Powiedz mi, jak to zatem możliwe, że Qhorin uważa Erranda za sznur, który może założyć na szyję mojej siostry i ciągać ją gdzie chce?” – zacytował starzec z pamięci słowa Bez Żony. Dar i przekleństwo, tak określił doskonałą pamięć Erlanda jego mistrz. – Dopiero teraz dotarło do mnie znaczenie tych słów. Nie gniewaj się jednak na swoją mleczną siostrę, zapewne postąpiłbyś tak samo. Jest coś jeszcze Hwarhenie... po waszym przybyciu na Długi Kurhan poprosiłem Erebrara by gdyby coś się działo na wyspie zabrał małą w bezpieczne miejsce – kapłan mówił cicho, bardzo cicho, uważnie wypowiadając każde słowo.

Oczy wojownika zwęziły się w szparki, zamigotała w nich żółtawo całkiem nie ludzka wściekłość. Pierwotny gniew – oto ktoś tknął moje potomstwo.
Hwarhen sapnął. Poruszył potężnymi ramionami.
- Dobrze zrobiłeś – wypluł po chwili. - Nie wiadomo, gdzie to wszystko zajdzie. Nie wiadomo, kto zechce wywrzeć na mnie wpływ. I na niej, za moim pośrednictwem...

Powiedział: nie wiadomo kto. Ale obydwaj wiedzieli, o kogo chodzi, choć imię magnara-boga Skagos nie padło.

Młodszy Crowl wstał i poszedł do koni. Erland zapatrzył się w ogień. Nie usłyszał kroków. Nie usłyszał nic. Po prostu nagle jego głowa poleciała w tył, szarpnięta za włosy. Ostra, wypięlęgnowana stal nacięła skórę na gardle starca, w kierunku obojczyków pomknął strumyczek gorącej krwi. Szepczący tkwił z głową i plecami wspartymi o nogi Hwarhena, patrzył w górę na obnażone we wściekłym geście, suche zęby.
- Jeśli coś jej się stanie... to będzie pierwszy dzień reszty twojego życia, Erlandzie. Tej gorszej jego części.

Puścił go, równie gwałtownie, jak wcześniej pochwycił, zdjął nóż z gardła starca. Potem bez słowa obszedł ognisko i położył się, obwijając się w swoje futra.

Erland wytarł krew z rany. Zastanawiał się czy nie przypomnieć młodszemu z Crowlów, że zanim zamknął się w swojej pustelni przewodził niejednej wyprawie łupieckiej, że był wojownikiem-kapłanem, a siła jego ciosu była równie potężna co Hwarhena. Zamiast tego uspokoił nerwy, dorzuciła drwa do ognia. Nie powiedział nic, bo i cóż mógł powiedzieć. Rozumiał gniew młodszego z Crowlów, a z drugiej strony nie mógł się nadziwić naiwności wojownika. „Przez pięć lat nie odstępowałeś swej mlecznej siostry na krok, byłeś jej cieniem, prawą ręką i wykonawcą jej pomysłów. Powinieneś wiedzieć lepiej, jaka jest cena tej gry. Wierzysz, że bóg-magnar pozwoliłby ci zobaczyć córkę? Raczej łudziłby cię słodkimi słówkami, a jej kości bielałby w górach na Skagos!”. Myśli kotłowały się w głowie Erlanda.

A potem przypomniał sobie gdy lata temu stał na kamiennych schodach przyglądał się potrzaskanej głowie 11-letniego chłopaka, który widać został uznany za poplecznika starszego brata Endehara. Rzeźnia jeszcze się nie skończyła gdy przybył do Królewskiego Dworu. Pamiętał jak padł przed obliczem nowego magnara i błagał o życie Moruad, choć nie była z jego krwi. Do dziś nie wiedział, dlaczego Endehar spełnił jego prośbę. Nie było to ważne.

Zmęczony narzucił futro na siebie. Śnił strzępy snów, porwanych, niezrozumiałych i mrocznych.

***

- Idą... Co robimy, Erlandzie? Co robimy?

Erland bił się krótko z myślami. Z jednej strony było ich tylko dwóch i w otwartej walce nie mieli żadnych szans. Kapłan nie chciał jednak walczyć, a jedynie zobaczyć kto przeprawił jednorożce z Skagos na ląd. Rozsądek jednak zwyciężył.

- Pojedziemy w bezpiecznej odległości, równolegle do nich. Powinniśmy w ten sposób ich uniknąć, a jednocześnie przechwycimy naszych towarzyszy – powiedział. Żałował, że nie było z nimi Tyrii. Być może wtedy zaryzykowałby wysłanie zwiadu. – Upewnijmy się, że nic nie grozi córce Pająka – dodał podchodząc do koni. – Pamiętaj, że sam zapach jednorożca przerazi nasze konie, dlatego bądź ostrożny. - I była to prawda. Wytrenowania konia do walki przeciwko jednorożcowi zajmowało lata. - Ruszajmy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 03-06-2013 o 06:39. Powód: dodanie dwóch słów.
woltron jest offline