Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2013, 22:18   #73
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Wóz, wspólnymi siłami został w końcu naprawiony. Gdy ponownie stanął na czterech kołach, Hans i Pieter zajęli się załadowywaniem rozrzuconych po drodze pakunków. Następnie trzeba było usunąć z drogi spalone resztki wozu, które służyły zwierzoludziom za barykadę oraz pochować ofiary bestii. Przypadkowi podróżni spoczęli w płytkiej, wspólnej mogile wykopanej na skraju drogi. Na kopczyku położono kamienie, aby chronić ciała przed zwierzętami, a może i czymś gorszym. Gdy i to było gotowe, wyruszyli w dalszą drogę. Ale nie ujechali daleko. Zaledwie kilkadziesiąt metrów...

Namowy i argumentacja Engelberta okazały się na tyle skuteczne, że karawana zatrzymała się. Dopiero co minęli zepchnięty na pobocze osmalony wrak. Większość podróżnych uznała, że nie ma jednak sensu jechać dalej. Zmrok zapadał, a wedle Ulrica do zajazdu, znajdującego się dzień drogi od Delberz dotarliby dopiero koło północka. Szybko powstał plan, żeby zabarykadować się wozami i czekać. Bo wszyscy oczekiwali kolejnego ataku. Byłoby to logicznym następstwem tych ataków, które już nastąpiły i spowodowały, że skromny konwój nie dojechał do bezpiecznego schronienia. Mroczny Drakwald, oświetlony słabym blaskiem, wychylającego się co chwila zza chmur księżyca już szykował się, aby pochłonąć kolejne ofiary...

Wozy stanęły tak, że utworzyły czworobok, wewnątrz którego znalazły się konie i podróżni. Obozowisko rozświetlały latarnie zawieszone na wozach, a pośrodku płonęło ognisko, nad którym, w kotle bulgotała zupa. Dzieci i kobiety już szykowały się do snu, a między mężczyznami krążyła baryłka z winem, którą sprezentował Hans. Mimo pozornie rozluźnionej atmosfery, czuło się napięcie. Każdy oczekiwał, że zaraz z lasu rozlegnie się bojowy róg zwierzoludzi, którzy wypadną na drogę z zamiarem zamordowania wszystkich podróżnych. Stało się jednak inaczej...

Nie było rogu obwieszczającego atak. Nie było dzikich ryków szarżujących zwierzoludzi. Po prostu w pewnym momencie z lasu zaczęły sypać się strzały. Większość z pocisków chybiła żywych celów. Ale mimo ciemności niemal wszystkie spadły na wozy i ziemię w ich pobliżu. Natychmiast wszyscy rzucili się, aby szukać schronienia przed świszczącymi pociskami. Nie wszyscy zdążyli. Jedna strzała utkwiła w udzie Pietera, który krzycząc upadł obok ogniska i zaczął się czołgać w kierunku wozu. Drugi celny pocisk ugodził Magnusa Raufera w prawe ramię.

- Zagaście ogień! – krzyknął znajdujący się już pod swoim wozem kupiec Appelbaum. – Te strzały lecą jak ćmy do jasności!

I miał rację. Latarnie i ognisko doskonale oświetlały obozowisko, równocześnie sprawiając, że znajdujący się poza zasięgiem światła wrogowie pozostawali niewidoczni. A musiało ich być sporo, sądząc po ilości nadlatujących strzał.
 
xeper jest offline