Powoli rozsunęła palce. Żył, cymbał zakuty. Nie, żeby miała coś przeciwko, ale trochę ją to zaskoczyło, albowiem spodziewała się innego widoku, niż płonącobrody krasnolud rasy czarnej.
Nagromadzone emocje eksplodowały krzykiem.
- Ostrzegałam, durniu!? Mogłeś zginąć! Gdyby to Theo cię ostrzegł, to byś posłuchał, ale mnie, oczywiście, nie! Zakuta pała! W dodatku głucha - dodała widząc, że nawet nie zwrócił na nią uwagi.
- Męski szowinista - wymruczała pod nosem. Tak naprawdę jednak ulżyło jej, że nic poważniejszego, niż opalone brwi i broda, mu się nie stało. Wciąż jeszcze dymił, wydzielając zapach tlących się kłaków. Wszędzie fruwały płatki popiołu ze spalonych desek i zmurszałych szczątków dywanu. Otrzepała się z kurzu wracając do dłubania przy sejfie. Skupiona, tkwiła przy nim dobrą chwilę, próbując wyczuć wytrychem mechanizm zamka. Długą chwilę.
- Szlag! - ryknęła w końcu, odskakując i wymierzając w okutą podstawę kilka wściekłych kopniaków.
- Otworzę cię, choćbym tu miała zdechnąć ze starości - syknęła pod adresem sejfu.
Mimo woli wzrok Ciani padł na mumię na podłodze. Przyklęknęła przy martwej kobiecie. Zszarzała skóra pokrywała szkielet, niczym suchy pergamin. Rozchyliła ostrożnie poły jej kurty i przejrzała kieszenie. Od razu trafiła na srebrne, polerowane lusterko. Trochę zaśniedziałe teraz, ale po wyczyszczeniu mogło się jej przydać.
Od pasa dziewczyny odpięła zgrabny i piękny sztylet zdobiony złotem tkwiący w zdobionym kamieniami o intensywnej barwie ultramaryny futerale.
Postanowiła, że tak pięknej rzeczy nie sprzeda. O nie, za żadną cenę. To cacko zostawi sobie na pamiątkę. Tymczasem jednak wypróbowała jego szlachetne ostrze na rzemieniu od sakiewki zasuszonego trupa. Dość pękatej sakiewki. Z pewnością to nie bieda skłoniła poprzednią włamywaczkę do szperania w prywatnych rzeczach grafa. Ciekawe czy ją też ktoś najął do tego niewdzięcznego zadania?
Podwinęła rękaw swej poprzedniczki. I drugi też. Nic, żadnego tatuażu. Nie należała zatem do tych, z którymi starli się niedawno. Musiała leżeć tu już od dłuższego czasu. Chociaż na jej stan z pewnością miał wpływ głównie pająk, nie tylko czas.
Ciani wzdrygnęła się. Nie cierpiała pająków. Ani małych, ani tym bardziej wielkich.
Przyjrzała się ponownie zestawowi narzędzi koleżanki po fachu i wybrała wytrych, który wydał jej się najodpowiedniejszy do powtórnego zmierzenia się z opornym zamkiem okutej żelazem szafy. Tym razem poradziła z nim sobie o wiele lepiej niż poprzednio.
Cichy szczęk, a potem małe drzwiczki otworzyły się niemal bezszelestnie.
Usta Ciani rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Wnętrze szafki bynajmniej nie było puste. Cztery grube i ciężkie, zawinięte w płótno rulony. Rozwinęła jeden z nich, by sprawdzić, czy się nie myli. Złoto. Okrąglutkie, błyszczące monety. Na oko w jednej paczce mogła ich być setka. To już było coś. Jednak poza złotem w sejfie z pewnym rozczarowaniem nie znalazła już nic z wyjątkiem niedużej buteleczki z cieczą wściekle zielonej barwy.
Jeśli ozdobniczek w kształcie trupiej czaszki nie kłamał, miała do czynienia z jakąś trucizną. Cóż, na razie nie było na kim jej wypróbować, ale kto wie, co się dalej przytrafi. Lub kto.
Schowała znalezione rzeczy do plecaka i zamknęła sejf.
Zawsze lubiła zostawiać po sobie porządek.