Łowczyni odnalazła wzrokiem przedsiębiorczego przemytnika. Podeszła bliżej i położyła mu rękę na ramieniu.
- Przeprowadź mnie - szept zabrzmiał zaskakująco zlowieszczo. Skupienie na jej twarzy, można było odczytać jako gniew.
Mężczyzna spojrzał na nią krytycznie.
- Pięćdziesiąt miedziaków. Płatne z góry.
Z kamienną twarzą przedstawiła swoją propozycję.
- Połowa teraz, połowa po drugiej stronie.
Na jego twarzy zakwitł paskudny uśmiech.
- W takim razie szukaj szczęścia gdzie indziej.
Cathil nie było do śmiechu. Jak zwykle w takich sytuacjach głowę wzięły jej bardziej prymitywne instynkty.
- Wolisz zarobić, czy umrzeć z flakami na wierzchu? - zapytała bez namysłu.
- Nie zabijesz mnie tu przy tych wszystkich ludziach.
- Nie, ale jeżeli nie dostanę się do środka, będę miala dużo wolnego czasu i pewnego dnia znajdę cię z opuszczonymi spodniami - odparła.
- Kochana - obleśny uśmiech jeszcze się poszerzył - wierz mi, że takich jak Ty jest więcej. A ja potrafię się zabezpieczyć przed nieprzewidzianymi okolicznościami. Możesz iść do tych kolesi przy bramie albo ubić interes ze mną. Twoja wola. A jeśli - obrzucił Cathil lubieżnym spojrzeniem - chcesz mnie bez spodni to wystarczy poprosić.
Patrzyła na niego chłdono, nie przejmowała się jego insynuacjami. Jeżeli zdziałały cokolwiek, to tylko umocniły ja w postanowieniu. Przechyliła głowę na bok, w zastanowieniu, z jednej strony nie miała czasu na dalsze targi. Z drugiej, przemytnik bardzo jej się nie podobał. Decyzja była prosta, zabije go później, kiedy będzie miała czas.
- Dobrze - skinęła głową - 50 miedziaków z góry. Idziemy.
Kobieta tuląca do spódnicy synka obserwowała cały czas tą scenę. Widząc, że Cathil dobiła targu podeszła do niej.
- Pani dziejko, zapłaćcie i za nas. Mój synek słabuje. Nam do dochtóra trzeba. Ostatniego srebrnika mam, coby go opłacić. Pani dziejko!
Spojrzała na nią błagalnym wzrokiem. Dziecko, może czteroletnie, uczepione u jej spódnicy, rzeczywiście wyglądało na rozpalone, błądziło nieobecnym wzrokiem. Z jego nosa zwisały długie śpiki.
Przewodnik spojrzał na łowczynię pytająco.
Cathil wiedziała, że sobie to odbije, poza tym Nena byłaby z niej dumna. Zrobiło jej się przyjemniej na sercu.
- Zapłacę - prawie się uśmiechnęła.
- Płatne z góry - przemytnik uśmiechnął się wyciągając brudną dłoń. - Srebrnik i pięćdziesiąt miedziaków.
W oczach kobiety pojawiły się łzy. Cathil sięgnęła sakiewki. Przez chwilę się zawahała. Spojrzała na mężczyznę spode łba, zmierzyła wzrokiem kobietę i na chwilę skupiła uwagę na dzieciaku, jeżeli coś było nie tak, to z jego gęby wyczyta to najpewniej.
Czas na chwilę się zatrzymał. Mężczyzna wyciągał w jej stronę brudne łapy. Kobieta stała, wpatrując się w jej stronę ze łzami w oczach. Były to bez wątpienia łzy wzruszenia. Chłopczyk, ledwo trzymiąc się na nogach podtrzymywał się maminej spódnicy. Szklistymi oczyma wpatrywał się tempo w gościniec.
Uspokojona, choć wciąż przygotowana na jakieś oszustwo, zwrociła się do mężczyzny.
- Nie tutaj. Chodźmy gdzieś na bok.
Jeżeli coś będzie nie tak, w cichym kącie łatwiej będzie walczyć.
Przemytnik rozejrzał się wokół.
- Słusznie.
- Chodźcie za mną - powiedział do Cathil i jej nowych towarzyszy.
Odeszli od bramy kierując się wzdłuż traktu którym przyszła łowczyni. Gdy tłum cisnący do wejścia zasłonił ich całkiem przed wzrokiem strażników skręcili w bok w pobliskie krzaki. Schroniwszy się za nimi przed wzrokiem ciekawskich przemytnik ponownie wyciągnął dłoń w stronę Cathil.
- A teraz kochanieńka pieniążki.
Była ostrożna, obawiała się nagłego ataku. Zapłaciła jednak.
- Świetnie, świetnie - zarechotał przy tych słowach przemytnik. - Interesy z Tobą kochanieńka to sama przyjemność.
Obrzucił Cathil wymownym spojrzeniem.
- Może nie taka jak bym chciał, ale zawsze przyjemność.
Po tych słowach schował pieniądze do sakiewki, którą następnie włożył za pazuchę i powiedział:
- A teraz chodźcie za mną. Tylko bez hałasów. NIe chcemy przecie żeby straż się zwiedziała o naszym małym interesie?
Cathil uznała, że nie do niej skierowane były te słowa. Ona nie miała w zwyczaju hałasować.