Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2013, 18:45   #39
black_cape
 
Reputacja: 1 black_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znanyblack_cape nie jest za bardzo znany
Poczułu niesamowite wręcz, dezorientujące zamieszanie. Wszystko wokół jenu zdawało się obracać i kręcić wokół własnej osi, niby jaki bąk li kręcidełko. Wir wessał Pratibhairavu wewnątrz, wyrzucając kilka sekund z drugiej strony. Portal był inny niż wszystkie jenu znajome, ale czegóż się spodziewać po oknie na Limbo? Po drugiej stronie nagle zrobiło się jakoś jaśniej, może nawet wyraźniej. Brak smogu z Dzielnicy Niższej, miast tego wilgotny grunt; ba, właściwie to świat wywrócił się do góry nogami, bo o ile w Sigil to ziemia była dziwna i spróchniała, a niebo wcale zwyczajne, o tyle tutaj ziemię stanowiły po prostu skały i trawa, a niebo przelewało się nieskończonym chaosem. Dość rzec, że gdy tylko wypadłu z portalu, i oczywiście wygrzebału się tuż po tym, bo i trudno byłoby się oprzeć takiemu kręciołkowi, wleciało jenu do ucha trochę ciekłego zdenerwowania krwiożerczej pościeli. Gdzieś w oddali malował się jednak krajobraz całkiem przyjemniejszy, bowiem las, trochę obok nawet chyba dżungla. Mogłuby przysiąc, iż widziału tam gdzieś nawet skaczące małpy, a nieco bliżej ściółki stworzenia kopytne. Co jednak okazało się o wiele bardziej interesujące – niemalże pół mili od miejsca gdzie wylądowału, znajdowało się pięć osób, wyglądających na dość zdziwione faktem, iż przybyły tu na mydlanych bańkach. Także zauważyli Pratibhairavu. Pratibhairava przyglądału się wszystkiemu temu z sporą dozą zainteresowania, gdyż Limbo nie było jenu dobrze znane i widziane naocznie, konstrukt kierowału swą ciekawość na bardziej ułożone lub spokojne swą neutralną naturą Plany. Zdaje się że niesłusznie. Wielość ciekawych rzeczy można było tutaj obserwować, choćby w Mieście Drzwi lokomocja za pomocą odkszatałconych przeźroczystych sfer nie była zaobserwowana przez Pratibhairavu. A w nich w różnym zakresie inteligentne organiczne humanoidy. Choć nie, jedno już nie takie organiczne, tylko kościec. Zbliżyłu się do owej kompanii, chcąc się z bliska przyjrzeć istotom planu esencji chaosu.

- Witajcie mieszkańcy Limbo, a każdy z was inny, inna wielkość, ilość organicznej tkanki, faktura skóry, rodzaj sierści, ochronne okrycie ciała. Zaprowadzicie mnie do wrót prowadzących do Yggdrasilu? Gdzieś w pobliżu jest jego lokacja. - Jenu głos zdawał się ni to brzmieć w przestrzeni, ni to w głowach przybyłych, być eteryczny, bez akcentu płci, jak niektórych niebian.

Na gnomie pojawienie się czegoś blaszano-humanoido-podobnego nie zrobiło wrażenia. No bo istoty doskonałej nie da się zadziwić, a on wszak dążył do doskonałości. Stworek (nawet jeśli na tyle wysoki, że Szpicer gapił się przy swoim wzroście w jego/jej klejnoty koronne. Oczywiście gdyby natura lub inżynier go/ją/to jakimiś klejnotami obdarzył) nie wywołał żadnego grymasu na obliczu gnoma. Byli wszak w Limbo, to miejsce codziennie wypluwało dziwaczniejsze stworki i koncepcje. Więc Gimrahil po prostu konstrukta zignorował, zwłaszcza, że ktoś inny przejął dyplomatyczną pałeczkę.

Nieokreśloność głosu i niepewność intencji konstrukta dezorientowały Th’amar, która po raz pierwszy od wkroczenia na pokład Planarnej Łajby miała okazję odetchnąć - w dodatku powietrzem, którego nie musiała kształtować siłą woli.

- Z jakiej racji mielibyśmy to uczynić? - Zapytała, bardziej sennie niż gniewnie.

- Jeśli należycie do tej sfery, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż zajmie to wam krótszy odcinek czasu, niż gdybym to ja miału uczynić, posiadając mniej wiedzy o owym miejscu. - Odpowiedziału po prostu.

- Czy nie słyszysz dysonansu między moim pytaniem a twoją odpowiedzią? - Głos Th’amar stał się niepokojąco cichy. - Mówię o przyczynie, która przekonałaby nas do podjęcia się tego zadania. Nie *znam* cię, przybyszu.

- Nie ma co się złościć. - Odezwał się Uthilai. Fajnie było stać na ziemi, ale przelewający się w pobliżu chaos nadal mu przeszkadzał. - I tak mamy mamy już niezłą kompanijkę. - Dodał z nieco nienaturalną wesołością wskazując na nosorożca. - A wszystkim nam zależy na wydostaniu się do stalszych sfer.

- Skąd pewność, że konstruktowi również na tym zależy? Być może to kolejna pułapka Tonących. - Zdjęła rękawicę, ukazując symbol klucza na dłoni.

- Zwę siebie Pratibhairava Shanti at siedem. - Wypowiedziału konstrukt długą nazwę, kłaniając się githzerai i pozostałym. Światło w oczodołach rozbłyszło na widok symobolu klucza, identycznego w wyglądzie co na jenu metalicznej dłoni. - Skaza na mej dłoni mnie trapi, taka sama jak na twej. - Wyciągnęłu do przodu rękę ujawniając taki sam symbol, wyrżnięty w metalu.

Th’amar spojrzała łaskawszym okiem na konstrukt. Nie pamiętała jednak, żeby był obecny na przyjęciu Straży Zagłady.

- Jak... Możesz to wytłumaczyć?

- Nie posiadam wiedzy któraby mogła to wyjaśnić. Nie wiem kiedy się pojawił, lecz w Domie Wiedzy czekała na mnie wiadomość, a w niej napisane było, by udać się do wielkiego jesionu, i spotkać istotę o imieniu Fudżin.

- Cóż... To zdecydowanie zmienia postać rzeczy... - Th’amar próbowała wykrzesać z siebie choćby iskrę ufności wobec konstrukta. - Z tego, co mi *wiadomo*, powinniśmy zatem zmierzać do serca tego miejsca.

Pratibhairava z większą dozą ciekawości spoglądału na chwilę temu napotkaną grupę. A zagadnienie nie dotyczyło tylko jenu, jak myślału z początku, ale też innych stworzeń, które siebie napotkały. Skłoniłu się, gdy githzerai wypowiedziała ostatnie zdanie. - Gotowu podążać.

- Szkoda, że ja nie jestem gotowa - westchnęła Th’amar i ruszyła w głąb lasu.

Niebo chaosu szalało nad nimi, gdy poczęli stąpać w kierunku przeciwnym od rozpadającej się materii. Trawa gęstniała, krzewów przybywało, a i drzewa jakie napotkali stawały się coraz wyższe i obszerniejsze. Na ich drodze raz czy dwa stanęło jakieś zwierzę, które bądź co bądź tak naprawdę rozpoznał tylko Gimrahil, ale potem zwiewało na jednej nodze gdy ich tylko spostrzegło. Tylko gnom wiedział dokładnie co to za miejsce, a przynajmniej jako jedyny był pewny co przypomina. Drzewa o srebrzystych korach oraz ściółka usłana mleczami ewidentnie zdawały się pochodzić z jego rodzinnej sfery, to jest Ysgardu. Tak czy inaczej spacer zdawał się być dość długi, przez co nad ich głowami można było zaobserwować jak światło świeci, potem gaśnie, a potem znów świeci, gdy nastała noc, po niej znów dzień; tak bowiem płynął czas w Limbo, nieprzewidywalnie jak wszystko inne. Po dłuższym czasie zdołali w końcu dotrzeć do czegoś, co wyglądało jak niknący w ciemnościach tunel. Przy jego wejściu schody wyryte w skale, abo i cały otwór wyryty był najwidoczniej w górze, niemniej nie mogli być tego pewni, bo kilka metrów wcześniej zaczynała się mgła.
 

Ostatnio edytowane przez black_cape : 04-06-2013 o 18:47.
black_cape jest offline