Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2013, 23:58   #297
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ardor Domitaniu
s


Ardor czuł się dziwnie, słyszał głosy, a to dla niego nie było zbyt normalne. Jednocześnie wiedział jedno, jego pancerz mógł nie wytrzymać długo, właściwie ten atak mógł być jego ostatnim w tej bitwie, właściwie był był pewien, że powinien się jak najszybciej wycofać. Jednak desant Valkyrii nieco opóźnił ten plan. Paladyn postanowił, że zrobi wszystko co w jego mocy by powstrzymać desant, a następnie wycofać się do twierdzy.

Ardor zauważył też coś innego, był dziwny związek pomiędzy jego mocami psionicznymi a eldarskim ostrzem, które aktualnie dzierżył. Możliwe, że zwiększało ono jego zdolności. Paladyn wycelował miecz w jedną z Valkyrii a następnie ponowił atak psioniczną błyskawicą, celując w silniki. Ponownie, jasność przeskoczyła, ciężko było jednak stwierdzić z której strony w którą. Tym razem, wydało mu się, że jej natura była inna, nie potrafił tego określić... jak gdyby tembr drżenia metalowej powierchni był inny, jak gdyby kolor był inny, ale nie jaśnieszy, nie ciemniejszy, wciąż ten sam a inny.

Jak gdyby jego własna percepcja uległa zmianie.

Błyskawica równie szybko rozbłysła i zgasła co poprzednio. Nie widać było na pojeździe żadnych iskier, żadnej eksplozji, żadnego widocznego uszkodzenia, ale po chwili usłyszał wycie zwalniającego wirnika w namierzonym silniku. Pojazd odskoczył dzięki manewrowi pilota parę metrów od wieży, sprawiając, że ostatni żołnierz zawisł w jej wybitym oknie, najpewniej niemal rozrywając sobie ręce w nadgarstkach, biorąc pod uwagę pancerz, wielki plecak, broń i resztę wyposażenia. Pojazd wykonał obrót o sto dwadzieścia stopni w powietrzu i grzmotnął potężnie o pancerny, rozorany pociskami okrętowymi dach twierdzy. Natychmiast usłyszał harmider spanikowanych pilotów i żołnierzy, którzy znaleźli się pod iście artyleryjską kanonadą własnych okrętów.

Druga maszyna obróciła się, kilkanaście trafień z lasera, które NIE trafiły paladyna sprawiły, że poczuł podmuch niemożliwego do zniesienia gorąca, które wypompowało mu powietrze z trzech płuc mimo pancerza. Gwardziści również wychylili się i rozpoczęli ostrzał, jeszcze niecelny, bo dopiero otwierali ogień w skoordynowany sposób - ale był ich jedynym potencjalnym celem. Teraz musiał nie tylko dobiec do wrót - musiał też wymyślić, jak nie dać się zastrzelić.

Ardor nie miał już wyjścia, musiał uciekać w głąb twierdzy. Zaczął biec w jej kierunku, nie zważając na ostrzeliwujących go ludzi, nie miał na to czasu, jego zbroja była zbyt uszkodzona. Na swoje szczęście Paladyn był psionikiem, dlatego w czasie biegu, otoczył się niewielkim polem siłowym, nie silniejszym niż to, które kiedyś roztaczał wokół niego rosarius. Teraz Ardorowi pozostały dwie rzeczy. Biec przed siebie, do twierdzy i modlić się do imperatora o przeżycie.

Sihas Blint

Blint wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. Czas podjąć decyzję.

Czasami musiał przyznać, że brakowało mu tych wszystkich zjaw wkoło. Od czasu do czasu dobrze było zobaczyć znajome twarze, mimo, że zazwyczaj były one zmasakrowane i zachowane tak, jak wyglądały osoby przed swoją śmiercią... Gdy głosy ucichały zwiastowało to tylko jedno - musi być przygotowany na kłopoty.

Zerknął jeszcze raz na schemat i podjął decyzję. Zacznie od pomieszczenia łączności.

- Powodzenia... - Powiedział jeszcze cicho bardziej do siebie niż arbitra i ruszył schodami do góry.

Pierwsze stopnie przeszedł w zupełnej ciszy i wyszedł na schodach w stronę rufy okrętu. Układ pomieszczenia wydawał się identyczny - po swojej lewej miał schody prowadzące w górę, za nimi i po swojej prawej jednak nie korytarz prowadzący za schody, tylko drzwi, do schodów równoległe. Prowadzące do tego samego pomieszczenia, niewątpliwie strategicznego mostka. Przed sobą nie miał samej ściany, lecz pancerną szybę, przez którą widział pokład i krwawy ślad kilku ciał pozostawiony w drodze tutaj przez arbitra, zanim udał się nadbudówką pod pokład. Działa okrętu - jak też widocznych w pobliżu dwóch innych niszczycieli - nieustannie, rytmicznie ostrzeliwały twierdzę. Nad sobą słyszał już wyraźnie głos jakiegoś mężczyzny, niski i ochrypły, chyba starszego człowieka, oraz zniekształcone radiowym szumem odpowiedzi, znacznie cichsze.

Ostrożnie podszedł w stronę usłyszanego głosu, starając się zbliżyć na tyle, aby móc zrozumieć całą rozmowę. Przede wszystkim chciał się dowiedzieć jak wygląda sytuacja na statku, bo widać było, że jego towarzysz sobie nieźle radził. Głosy były jednak nieco zbyt ciche - przynajmniej jeśli uwzględnić szum maszynerii pokładowej, morz, huk wystrzałów i zakłócenia wynikające z użycia aparatury.

Skoncentrowany podszedł jeszcze bliżej, trzymając w gotowości broń. Ostrożnie zbliżał się do źródła dźwięków. Wszedł tym samym na schody, nieco wyżej. Ten sam harmider, przez który nie słyszał dźwięków z pokładu nad nim powodował, że i on nie został usłyszany. Widział tylko fragment metalowej ściany na górze schodów, bokiem do której (i bokiem do Blinta) stał marynarz, niepewnie zaciskując palce na prostej, acz wojskowego wzoru strzelbie. Czy ktoś stał obok niego; nie widział, w każdej chwili o ile nie zadziała lub się nie cofnie mógł zostać zauważony.

Blint postanowił zaryzykować. Nie lubił pozostawiać sobie wrogów za plecami, a ten tutaj stanowiłby największe zagrożenie, gdyby zaszedł go od tyłu.

Spokojnie sięgnął po granat ogłuszający i rzucił nim w pobliże marynarza, robiąc przy tym parę kroków do tyłu, aby zminimalizować wpływ wybuchu, uzbrajając się przy tym w pistolet maszynowy.

Od razu po eksplozji zamierzał błyskawicznie wedrzeć się na piętro, powalić marynarza z shotgunem i wtedy przy pomocy pistoletu wyeliminować jego potencjalnych towarzyszy. Gdy tylko usłyszał ogłuszający niemal huk poprzedzony urwanym okrzykiem, wyskoczył zza ściany pozwalając zbyt długiemu w takich warunkach i słusznie zwisającemu na pasie nośnym. Sprężyście wystrzelił przeskakując po kilka schodków i szybciej niż w sekundę był na górze - potężnym uderzeniem prosto w nos rozkrwawił twarz marynarza i obalił go, nawet nie patrząc, jaki wpływ nań odniosła eksplozja. Natychmiast obrócił się w lewo i dostrzegł tam innego członka marynarki Koryntu, kobietę - dwa oddane strzały oba trafiły w głowę, uśmiercając ją na miejscu. Obrócił się, gdy zza narożnika akurat przymierzał się do strzału inny marynarz, i oddał strzał prosto w ścianę przed sobą, ewidentnie nie widząc Elizjanina. Dwa pociski także jego pozbawiły życia.

Sihasowi wrócił słuch. Szum maszynerii nie ustał, ale rozmowa owszem - słychać było sciszony ruch zza schodów, chyba jednej osoby, oraz liczniejsze i cichsze ponad nim, bogatsze o pobrzękiwania broni. Nikt jednak nie ruszał.

- H... Harole...? - niepewnie zawołał stary głos z pomieszczenia łączności za schodami. Marynarz, niewidoczny tak jak grawitochroniarz przez schody prowadzące jeszcze wyżej, nie wypuścił strzelby, ale ani drgnął skoro lufa pistoletu wycelowana była między jego oczy.

Blint przybrał najbardziej niewzruszoną minę na jaką w tej chwili było go stać.

- Powiedz mu, że wszystko jest już w pod kontrolą i wyeliminowaliście problem... Już! - Powiedział cicho.

- Wszystko pod kontrolą sir! - wykrzyczał, nieco zbyt przerażony - Wyeliminoaliśmy problem!

- Na litość Imperatora, jaki problem...? - dopytywał się oficer z pomieszczenia, głosem stłumionym przez metal.

- Powiedz, że tej dziwce coś odpierdoliło i zaczęła do was strzelać...

- Jaq... Jaqueline... - zaczął jąkaś się marynarz.

- Co?

- Jaqueline zastrzeliła Carnou’a! - odkrzyknął marynarz, uznając niewątpliwie, że wpadł na zadowalający Blinta pomysł przez wyjaśnienie milczenia drugiego z nich - Nie wiem, co się stało! Po prostu go zastrzeliła! Ja... ja ją zabiłem!

Nastąpiła po tym krótka cisza. Marynarz, z oczyma jak spodki, wbitymi w lufę broni komandosa, przełknął ślinę.

- Mądra decyzja... - Uśmiechnął się Blint i ogłuszył przeciwnika błyskawicznym uderzeniem pistoletem.

Po cichu zakradł się przed wejście nasłuchując reakcji starszego mężczyzny. Usłyszał dobycie broni, mógł natomiast tylko zgadywać, czy tamten zorientował się, że jest tu ktoś jeszcze, czy uznał Harole’a za zagrożenie.
Wstrzymał oddech i nasłuchiwał w ciszy jakiegokolwiek ruchu. Próbował ocenić czy mężczyzna postanowi podejść do drzwi, albo może wezwie przez radio pomoc. Przez dłuższą chwilę jedyne, co do niego dochodziło, to oddech starszego marynarza. Trwał w zupełnym bezruchu. Ewidentnie czekał, lub bał się.

Johnatan Trax, Gregor Malrathor, Borya Volodyjovic


- Brawura Vostoryanina sprawiła, że niemal nie przeżyliśmy. - Odparł Trax spokojnie - Nie jestem pewien czy on sam wie ile mieliśmy szczęścia. Próbowano nas aresztować, doszliśmy do wniosku, że raczej nie doznamy uczciwego sądu więc postanowiliśmy zbiec. Natknęliśmy się na mały opór, na nasze szczęście, Anioł pojawił się chwilę później. To cała historia.

Ruka jedynie prychnął pozwalając by to było całym jego komentarzem.

Lord komisarz potarł dłonią czoło z wyraźnym zmęczeniem.

- Dlaczego nie mogę was zostawić na pięć minut byście nie wpakowali się w jakieś bagno? - spojrzał na radiooperatora - Co dalej? Zbierzemy pozostałych przy życiu Arbites, i mój zespół. A następnie zmienimy sytuację na tej planecie. Nie mogę pracować w ten sposób, na Imperatora.

- Adeptus muszą być rozproszeni po całym Ulu. Nie ma możliwości ich zebrać, a nawet wówczas, natura Kopca uniemożliwi nam zrobienie czegoś z samą planetą. - rozważał Arcturus, wpatrując się w swoje odbicie na jednym z wygaszonych ekranów. - Mam nadzieję, że generał Childan przeżył. Mogliby schronić się wśród jego ludzi. - odwrócił się jeszcze by spojrzeć ponownie na medyka - Mówili wam, pod jakimi zarzutami was aresztują? To znaczy, zgaduję, że przez to nie spodziewaliście się procesu?

- Herezja, czy inne podobne bzdury - Burknął

- Przynależność do Fidelis Libertum, jak powiedział gubernator. - sprostował komisarz - I pozwolę sobie zauważyć, że z dowodami jakimi dysponował nie podjąłbym się oskarżenia oficera Munitorum przed sądem wojskowym.

- Niestety oszczędzono nam tych “drobnych” szczegółów, Lordzie Komisarzu.

- To już nie ma tak naprawdę znaczenia. - odparł Gregor - A jeśli chodzi o zmienienie sytuacji na planecie... Sędzio, nie zamierzam do tego wykorzystać Arbites.

- Jaki masz plan? - zapytał sędzia, zanim po sekundzie namysłu dodał - Jaki w zasadzie masz... macie cel?

- Chcę ocalić ten system. I zniszczyć wszystkich wrogów Imperatora. W tym celu, w dniu jutrzejszym, na tę planetę rozpocznie się wyładunek sił Gwardii Imperialnej. Młot Imperatora zmiażdzy tych którzy są dość głupi by stawić mu czoła wprost... a my w tym czasie przeszukamy cienie.

Sędzia przez chwilę trawił słowa Komisarza w milczeniu, nim obrócił się ku ich podwładnym.

- A wy? Co o tym sądzicie? - zapytał, sprawiajac, że jego własny podwładny aż wybałuszył oczy i spojrzał na Traxa i Volodyjovica.

Trax uśmiechnął się - Gwardia jeszcze nigdy nie zawiodła, nie mamy jednak pewności, czy nie jest to podstęp, dywersja aby ściągnąć tutaj uwagę sił Imperialnych. A nawet jeśli nie, to większa akcja sił zbrojnych może wypłoszyć nasz cel.

- Ja... - odezwał się radiooperator, po czym odchrząknął - Korynt jest położony na Oceanie. Nie jestem znawcą wojskowym, ale gdyby nawet zdobyć Płaskowyż... jak mielibyście zdobyć resztę planety?

- Aresztowanie nebo zabiti przywódcy powinno starczyć. Kilka velkych slov, powołanie się na władzę Lorda Gregora i jużeśmy vladnu. Przynajmniej teoreticky. - Ruka nie do końca pojmował po kiego grzyba mają zajmować planetę, ale nie do niego należało myślenie długofalowe i dobrze mu z tym było.

- Powinieneś go awansować. - Arcturus wskazał na Boryę, zanim obrócił się do Gregora. - Proponuję od teraz zrezygnować z typowego dystansu. Ilekroć ktoś ma jakiekolwiek, powtarzam, jakiekolwiek spostrzeżenia do naszej sytuacji, niech zabiera głos. Przynajmniej ja nie jestem w stanie myśleć w pełni trzeźwo, a lord komisarz też zdaje się myśleć bardziej o zemście niż waszej... misji. Lordzie... rzeczywiście, co dalej? Nie ogólnikowo. Co dokładnie zamierzamy teraz zrobić, jak Astarte skończą to co ich? Ktoś ma jakiś... plan?

- Jak już nie raz się przekonaliśmy, cała struktura rządowa może być przegniła, nikomu tak naprawde nie można ufać, moim zdaniem przeciwnik, ma wejścia w miejscach, o których nigdy byśmy nie pomyśleli, mamy do czynienia z czymś głębszym niż zwykle, więc najlepszą opcją jest nie komunikowanie się z nikim, zebranie naszej grupy razem i zabranie się do roboty. Musimy również nawiązać kontakt z siostrą, która w razie znalezienia celu będzie niezbędna.

- Stan wojenny załatwi problémy z rządem. Ale máš pravdu. Siestra je nezbytná pro misi. Kapłani chyba będą wiedzieć, kde ona jest, nie mam racji?

- Nie chodzi mi o opór władz - Westchnął Trax - A o przecieki.

- Lord Gregor podjął decyzję o przejęciu władzy, nie nam ją kwestionować, a próba utrzymania czegoś takového w tajemnicy to czysta abstrakcja, takže se nemus-te obávat przeciekami, a tym jak powstrzymać nasz cel przed błyskawiczną ucieczką.Celková blokáda planety powinna zadziałać, a bude vypadat adekwatnie do przejęcia władzy. Jednak, oczywiście, jest to decyzja Lorda Komisare.

Gregor ponownie westchnął, tym razem z rezygnacją.

- Na zabijaniu wrogów Imperatora to może i się znacie, ale na polityce ani trochę. Nie zamierzam przejmować władzy nad planetą. Na chwilę obecną nie jestem nawet w stanie. Tutaj musimy działać mniej bezpośrednio. - Gregor czuł się strasznie zmęczony - Gwardia Imperialna jest nam potrzebna by na planecie znajdowały się siły zbrojne lojalne wobec nas. Pomijając już fakt jak bardzo podejrzany jest brak obecności Gwardii na najważniejszej strategicznie planecie systemu, jeśli nasz dobry przyjaciel gubernator postanowiłby nas w tej chwili zabić, nie jesteśmy w stanie mu się przeciwstawić. - spojrzał uważnie na resztę - Plan jest następujący: Gwardia wyląduje, a Munitorum przejmie kontrolę nad siłami planetarnymi. Oni zajmą się Fidelis Libertum, a my w tym czasie będziemy badać inne tropy o których jeszcze nie zdążyłem wam powiedzieć, bo wpakowaliście się w to bagno. Ach, i flota nie dysponuje wystarczającą liczbą okrętów do przeprowadzenia pełnej blokady planetarnej, biorąc pod uwagę że jednocześnie muszą tropić flotyllę arcynieprzyjaciela, która jak wam przypominam posiada broń zdolną do przeprowadzania Exterminatusa. Pytania?

- Tylko jedna uwaga. Na planecie znajdują się siły gwardii, dokładnie dwanaście pułków, licząc z ludźmi Childana. - wtrącił się Arcturus - Nie zmienia to faktu, że stacjonują oni wszyscy na Płaskowyżu, a z nimi jest tam ponad sto pułków SOB, które, możemy liczyć, że nie wszystkie są lojalne gubernatorowi... ale raczej są. W każdym razie Fidelis Libertum, przypomnę, ostatnio działali na Congruentiorze, wedle Childana... ile macie pułków ze sobą? I kiedy przybędzie reszta floty sektora? - jasnym było, że sędzia pytał wszystkie sługi inkwizycji, traktując Gregora wciąż jako zwierzchnika, również swojego, ale nie wyłączną osobę do układania planów i nie jedyną, która może posiadać jakieś informacje.

Drzwi do komnaty rozsunęły się. Aniołowie wkroczyli przez nie. Kruk przywdział z powrotem pancerz i płaszcz arbitratora. Egzemplariusz był w swoim pancerzu, jednak było widać że jest on połatany w niektórych miejscach. Sorcane wyciągnął dłoń i pokazał pozostałym data-slate.

- Badanie dało wynik negatywny. Tyberion jest tym za kogo się podaje. - oznajmił Ślepy Kruk.

- Ideáln-. Lordzie Gregorze. Deklarovat svůją chęć złożenia raportu, ale jego treść niekoniecznie jest przeznaczona dla obecnych, niekoniecznie natychmiast, rzecz jasna.

- Minęło trochę czasu. Każdy z nas powinien się podzielić nowymi refleksjami odnośnie naszego zadania... jak i informacjami, jeżeli czegoś nowego się dowiedział. - rzekł spokojnie Sorcane

Arcturus usiadł na oparciu jakiegoś krzesła. Przez chwilę przyglądał się zgromadzonym, jakby czekając na reakcję na słowa Żelaznego Kruka.

- Może ja zacznę... - wymamrotał, po czym spojrzał gdzieś pomiędzy nich, w pustkę, na nikogo konkretnego.

- Trafiliście na Nowy Korynt. Podejrzewacie, że gdzieś tu jest cel. Miasto-Kopiec, najludniejsze w systemie i najbardziej znaczące mimo że nie jest stolicą, składa się z jednego kontynentu stanowiącego olbrzymie lądowisko-hangar-stocznię i wysp-konstrukcji-platform-okrętów rozproszonych na powierzni niewielkiego, w porównaniu do tych z antycznej Terry, oceanu. Nieznane grupy nacisku podburzały ponad panujące w całym sektorze niepokoje, sprawiając, że społeczeństwo jest beczką prochu na skraju rewolucji. Na dodatek, niezbędne są kontrole i blokada, ponieważ miasto pochłonięte jest zarazą, zwaną Plagą Niewiary, na którą nie ma lekarstwa i która zamienia chorych w żądnych krwi maniaków, wyglądających jakby zmarli za życia. Ponieważ Nowy Korynt to planeta odpowiedzialna za transport i rozprowadzanie towarów, żywności, ludzi, wszystkiego w całym systemie Albitern, czarny rynek i podspołeczność kryminalna nie jest zbyt dobrze kontrolowana przez lokalne siły porządkowe, na planecie, na której ten kto ma flotę, ma planetę, a ten kto ma kontynent, ma transport. Siły porządkowe nie mają niczego, a gubernator najwidoczniej nie przejął się tym zanadto. Co więcej, gdy większość Adeptus Arbites na planecie była w działaniu, wyłapując przywódców siatek o charakterze wywrotowym i heretyckich odprysków Eklezji, i innych demagogów... Gubernator wysłał olbrzymią siłę z wielu setek okrętów i przynajmniej kilkunastu pułków Sił Obrony Planetarnej do równoczesnego, cichego spacyfikowania każdego posterunku Arbites i uwięzienia ich we wrogim im społeczeństwie, bez zaplecza, bez schronienia, bez zapasów... - zamyślił się - Tak, tak mniej więcej wygląda miejsce, w którym jesteście. Wasze zadanie. - uczynił nieokreślony gest dłonią, jakby chcąc by ktoś przeszedł do zadania, i założył ramię na ramię.

- Dostać w swoje ręce renegata, który od paru tysięcy lat działa na szkodę Imperium wywołując rozruchy, spiskując i dokonując temu podobnych działalności, które skutkowały... wiadomo jak.. - rzekł cicho Kruk - Wiemy że jest tutaj, mamy na jego temat sporo informacji, jednak widać po nich, że jest bardzo dobrze zaznajomiony ze sztuką kamuflażu, ma bowiem setki... profili personalnych.

Kruk zamilkł i pogładził się po brodzie zastanawiając się nad czymś.

- Odskoczę, od zgromadzenia informacji. Czy ktoś pamięta z tych informacji co posiadamy czy cel działał w służbie Chaosu? Myślę że to może być ważne.

- To chyba oczywiste, że Renegat działa w służbie Chaosu, czyż nie? - Odparł Trax - Pytaniem jest jak uda nam się go zlokalizować w tej sytuacji i w jaki sposób się do niego dostaniemy, a mam wrażenie, że nie jest to kwestia zaatakowania jego placówki i wybicia wszystkiego co się rusza, gdyby tak było, wysłano by kilka pułków Gwardii, nie nas.

Minęła zaledwie chwilka ciszy, w której Sorcane zastanawiał się czy podjąć dyskusję o różnych punktach widzenia czy nie. Ostatecznie odpuścił sobie.

- Pamiętacie jak pojawiła się sugestia że tajemniczy przywódca Libertas zwany Jutrzenką może być właśnie tym na kogo polujemy? Myślę, że to może być dobry trop.

- A skąd vime, że sluży chaosowi? - zapytał, niezwykle rzeczowo jak na samego siebie, Borya - Jak na razie nic tego nie wskazuje. Czy triumviratu coś o tym mówił? - zapytał drapiąc się w potylicę

Gregor ze spokojem przysłuchiwał się konwersacji swoich podwładnych, jednocześnie tworząc plany w swoim umyśle. Mógł być znany głównie ze swej charyzmy i zdolności oratorskich, Lord Komiasarz nie był jednakże głupcem. Był wręcz przerażająco inteligentny. Co działało w tym momencie na jego korzyść.

- To czy cel działa w zgodzie z Mrocznymi Bogami, czy też nie, nie ma w tej chwili znaczenia. Przynajmniej w tym momencie. – odetchnął głęboko, najwyraźniej zamyślony. – I musimy zacząć działać. Szybko. Zanim cały ten przeklęty układ pójdzie do piekła. - jego twarz pozostawała skupiona. W końcu miał wszystkie elementy planu. - Munitorum przejmie kontrolę nad Siłami Obrony Planetarnej Koryntu. W większości zostaną one wykorzystane do rozprawienia się z siłami Fidelis Libertum w stolicy. Wraz z nimi wyruszy Brat Sorcane, z wybranymi przez siebie ludźmi. Jako posiadający największą wiedzę w kwestii Libertum przeprowadzi dochodzenie w sprawie Jutrzenki, i postara się uzyskać tak wiele informacji jak to tylko możliwe. Następnie, jeśli nadarzy się okazja, wyeliminuje zarówno Fidelis Libertum, jak i ludzi nim dowodzących. Bez wyjątków. W międzyczasie, na powierzchnię Koryntu wyładowane zostaną trzy do pięciu pułków Gwardii Imperialnej. Zarówno jako gwarant lojalności Gubernatora, jak również wsparcie przeciw wszelkim wrogim elementom. Ja, oraz Brat Ardor, pozostaniemy na powierzchni by przeprowadzic śledzctwo w kwestii paru nowych tropów które otrzymałem. Pozostałości Adeptus Arbites, oraz Wywiad Imperialny udzielą nam wsparcia w tej kwestii. Co oznacza że potrzebuję skontaktować się z Vice Admirałem. Panowie, opinie i sugestię, proszę?

Plan Lorda Komisarza brzmiał dla Sorcane’a dosyć sensownie. Musiałby tylko ruszyć albo jako ciało doradcze dowództwa lub zakonspirowany, co wymagałoby zabrania ze sobą samych śmiertelników. A co z Tyberionem?

- Lordzie Malrathorze... dla pewności chciałbym poznać dokładną specyfikację swojej roli w Twoim planie... - powiedział Kruk ściągając mięśnie twarzy w wyrazie wyjątkowego skupienia - Jak to.. widzisz. Jaką figurą mam być w szachowym zestawie SOP?

Komisarz potarł brodę, wyraźnie coś rozważając.

- Bracie Sorcane, dany jest ci cel i środki. Rozporządzaj nimi wedle własnych planów. Plan rozważany w tej chwili jest planem strategicznym. Taktyczne decyzje pozostawiam tobie. Aczkolwiek, chciałbym byś rozwiązał jeszcze jedną wątpliwość przed swoim odejściem. W kostnicy znajdują się ciała dziesięciu Astartes, które wymagają zbadania. Chcę byś stwierdził ponad wszelką wątpliwość czy należą one do Egzemplariuszy, czy też Władców Nocy. - obrócił się w stronę jedynego w kompanii Egzemplariusza - Bracie Tyberion. Wedle moich informacji jesteś ostatnim Egzemplariuszem w systemie. Moje kondolencje z powodu śmierci twych Braci. Chciałbym jednakże, złożyć ci propozycję. Na tej planecie znajdują się dwaj niewiarygodnie potęznii czarnoksiężnicy Chaosu. Obaj brali udział w zniszczeniu Łzawiciela. Chciałbym uzyskać twe wsparcie w polowaniu na nich.

- Czy nie lepiej byłoby nie rozdzielać Astartes? - wtrącił się Arcturus - Brat Sorcane zdaje się uzupełniać resztę z nich, a wszyscy są rozpoznawalni do pewnego stopnia, przynajmniej dla naszych wrogów, jak bardzo ich niezakamuflujemy. Śledztwo wśród pochwyconych żołnierzy wroga, aresztowania, nadzór nad armią w celu realizacji celu innego niż strategiczny... nie znam się, lordzie, ale to brzmi jak wasz zakres kompetencji, nie anioła. - wzruszył ramionami - Ale poza tym, może rozdzielić się to nienajlepszy pomysł. Poza tym rozdzielenie się nie brzmi jak zły pomysł... Może przydałby wam się ochroniarz... - skinął na Traxa i Volodyjovica. - W każdym razie pamiętajmy, że Fidelis Libertum są zdezorganizowani i zaszyci w stolicy, a przewagę tam, do wylądowania jakichś większych sił oczywiście, mają oddziały arcynieprzyjaciela.

Gregor skinąl w milczeniu głową. Odezwał się po chwili.

- Aye, mówisz prawdę, Sędzio. Ja jednak muszę zostać tutaj. Głównie dlatego że tylko mój autorytet zapewnia życie twoje i twoich ludzi. - zawahał się przez moment - Blint byłby lepszym wyborem, nie mam jednak pojęcia czy żyje. Pozostali nie mają za grosz talentu do dowodzenia. Ciężko jest mi pozbawiać się Atutu jakim jest Brat Sorcane, jednakże na chwilę obecną nie widzę innej możliwości - potarł w zamyśleniu brodę - Jeśli Blint żyje, uda się tam jako mój przedstawiciel. Jeśli nie, nie mam innego człowieka zdolnego wykonać dane zadanie. Bez obrazy, oczywiście - stwierdził, rzucając wzrokiem na swoich podwładnych. - I, jak powiedziałem wcześniej, poślemy tam SOB. Jeśli Gubernator może sobie pozwolić na wykorzystanie miliona żołnierzy w ataku na podstawie kiepskich dowodów, to może również pozwolić sobie na wykorzystanie ich przeciw Libertum.

- Kapitan gwardii by się nadawał, po prostu z tego co zrozumiałem, wydaje się, że każdy z Astartes będzie potrzebny przy tropieniu waszego celu. Poza tym w razie konieczności możecie chyba wysłać któregoś z braci zbrojmistrza... - odparł sędzia, akcentując rangę brata Sorcane’a.

Gregor skinął z satysfakcją głową.

- Nie lubię rozdzielać swoich sił, Sędzio, chyba że to konieczne. - wstał z ławki, i zaczął szybko rzucać poleceniami - Brat Sorcane, wraz z Bratem Tyberionem udadzą się do kostnicy. Tam przeprowadzą identyfikację poległych Astartes, stwierdzając czy należeli oni do zdradzieckiego legionu Władców Nocy. Następnie dopilnują powrotu i odbioru Siostry Medalae. Borya, Trax. Wy i Sędzia idziecie ze mną. Wyruszamy żeby dopilnować przeżycia reszty naszego oddziału. Zabierzemy po drodze jednego z wyższych urzędników, by nadać naszej sprawie oficjalności. Reszta planów wchodzi w fazę przygotowawczą. Znów, pytania? - rzucił do zgromadzonych.

Egzemplariusz jedynie przyłożył rękę do piersi i odpowiedział:

- Będę wykonywał polecenia Zbrojmistrza -

Zbrojmistrz Sorcane przekrzywił lekko głowę.

- Sędzio. - powiedział doskonale słyszalnym szeptem - To czy ktokolwiek przybędzie nas... wesprzeć zależy od Kapitana Manlaure. Kompania na pewno przybędzie na wezwanie, jeżeli zlokalizujemy cel, do innych sytuacji... o to musiałby poprosić sam Lord Komisarz.

Potem Kosmiczny Marine zwrócił głowę w kierunku Gregora.
- Zajmiemy się tym. Prosiłbym, kiedy dotrzecie do Bastionu i będzie taka możliwość, o odzyskanie mojego oręża. Tamtych dwóch pistoletów, które miałem ze sobą. Co się tyczy Siostry... jej powrót może trochę potrwać. W tym czasie może pojawić się... jakaś inna kwestia, którą będziemy musieli się zająć. Uważanie aby nie zrobić nic głupiego jest oczywiste. Czy jednak są osoby czy sytuacje na które powinniśmy uważać? Które mogą próbować nam zaszkodzić? Mieliście chyba styczność z kilkoma osobami po drodze do Gubernatora?

Sędzia zaprzeczył ruchem głowy, po czym zacisnął dłoń w kieszeni na wisiorku w kształcie anioła i zmodlił cichą modlitwę... o sprawiedliwość, i dla niej, o uniknięcie zagłady.
 
-2- jest offline