Rozmowa z Beatrice przyniosła tylko kolejne pytania zamiast odpowiedzi. Najwyraźniej o władzę nad przestępczym światkiem Averheim walczyło coraz więcej osób. „Gdzie kota nie ma myszy harcują” to stare porzekadło doskonale odnosiło się do sytuacji w mieście. Najwyraźniej kapitan Baerfaust zupełnie nie panował nad tą jego częścią. Brak prawowitego władcy na tronie zawsze powodował chaos. Tak przynajmniej zawsze twierdził ojciec Irminy i sądząc po tym co dziewczyna widziała ostatnio, miał sporo racji.
Gdy Hanna pobiegła do swej pani, by podzielić się z nią ostatnimi wieściami panna Brehm także zdecydowała się wrócić na kwaterę. Przed snem postanowiła jeszcze zapisać wszystko czego dowiedzieli się do tej pory. Było tego coraz więcej i fakty mogły łatwo się pomieszać. Zapisane na papierze nabierały stałej formy. Usatysfakcjonowana wykonana pracą młoda uczennica czarodzieja udała się na zasłużony odpoczynek.
Kolejny poranek był mglisty, a niebo zasnuły chmury. Deszcz mógł spaść w każdej chwili, nie mogła jednak pozostać w ciepłym domu kupca. Jej zadanie nadal pozostawała niezakończone. Gdy tylko Hans przyszedł wyruszyli ponownie do doków. Najpierw spotkali się z pozostałym w Trumnie Kowala, a potem wszyscy razem poszli się rozejrzeć.
Jeździec równin zaskoczył ją swoim pytaniem. Pokręciła głową i powiedziała:
- Wasze wiedzące muszą być bardzo mądrymi kobietami, a ich wiedza bardzo rozległa. Ja niestety jestem tylko uczniem czarodzieja i moja jest raczej ograniczona. Nie znam się na miksturach ani na truciznach. To raczej zadanie dla alchemika. Mogłabym też ewentualnie poszukać odpowiedzi w księgach, ale to trochę potrwa.
Młoda czarodziejka pomyślała że muszą się mocno rzucać w oczy, bo stanowili raczej niezwykłą grupę, zwłaszcza teraz gdy dołączył do nich stary sługa Vereny. Sądząc po brodzie, długiej i siwej, musiał być naprawdę starym człowiekiem. To było dziwne, że nie był jeszcze kapłanem, co można było stwierdzić po jego szatach. Irmina, która ponad dwa lata mieszkała w stolicy Imperium zdążyła się napatrzeć na kapłanów, akolitów i innego rodzaju sługi świątyni by potrafić ich odróżnić.
To była ciekawa zagadka. Przy okazji postanowiła zagadnąć starca w tej materii. Teraz jednak jej uwagę przyciągnął pożar, który bardzo szybko rozprzestrzenił się na jednej z barek. Przez chwilę spoglądała w płomienie gdy i dopiero po chwili zorientowała się, że część jej towarzyszy, biegnie nie w kierunku płonącej na wodzie barki, ale w zupełnie innym kierunku. Zaciekawiona co się dzieje ruszyła za nimi. Nie zauważyła jednak kamienia, który ktoś niefrasobliwie postawił na środku drogi. Jej obuta w skórzane botki stopa zaliczyła bolesne spotkanie ze skałą. Dziewczyna potknęła się i poleciała gwałtownie do przodu. Na pewno upadłaby na twarz gdyby nie silne ramię, które podtrzymało ją i zapobiegło katastrofie.
- Dziękuję – Rzuciła Hansowi lekko nieprzytomny uśmiech i pobiegła dalej za resztą.
Miała nadzieję, że może jej umiejętności przydadzą się w końcu na coś. Najszybciej biegł oczywiście Rex. Podobnie jak przy pościgu za złodziejem szybko dopadł uciekinierów. Był jednak tylko jednym zwierzakiem, a dwóch przeciwników na jednego psa, to mogło być za wiele. Może mogłaby postarać się zmniejszyć ich przewagę, ale w tym celu musiała podejść dostatecznie blisko. Przyspieszyła kroku. |