Droga do "Starej Gospody" (która faktycznie starą była) nie należała do łatwych i przyjemnych nawet podczas ładnej pogody. Teraz, kiedy padało, przedostanie się przez gołe granie było niebezpieczne i męczące, ale oszczędzało z cztery dni drogi...
Paul maszerował zupełnie nie zważając na deszcz, który zdołał go już przemoczyć do ostatniej suchej nitki. W zasadzie liczyło się tylko to, aby przejść przez góry i znaleźć się z powrotem w lesie... Potem dojść do celu i wyciągnąć nogi przy ognisku...
W końcu - idąc już prawie machinalnie i zupełnie nie myśląc o tym co robi - zszedł pomiędzy drzewa i poczuł się pewniej. Spróbował nawet pobiec, ale zmęczone i wyziębione mięśnie odmówiły takiego wysiłku.
Blask ogniska jaki przebił się przez drzewa był sporym zaskoczeniem, ale Paulus pomyślał, że nie może zmarnować takiej szansy. Poszedł w tamtym kierunku podświadomie odpinając tubę z dokumentami i odkładając ją na krzak. Obóz nie różnił się niczym od innych, a przynajmniej na pierwszy rzut oka niczego nie dostrzegł... Kiedy jego zmęczony umysł skojarzył niepasujące do "zwykłego" obozu detale i zachowania... było trochę za późno i prawy podbródkowy wyeliminował resztki świadomości chłopaka.
*****
Podróż mijała. Tak przynajmniej starał się ją postrzegać. Wymienił tylko jakieś zdawkowe uwagi z siedzącym obok więźniem i dopasował się do jego taktu. Wcześniej trochę się stawiał i teraz bolało go praktycznie wszystko. Galera zresztą nie dawała żadnych szans na ucieczkę i chłopak postanowił oszczędzać siły na później, kiedy "cokolwiek" będzie miało szanse powodzenia. Tu i teraz - nic nie miało sensu...
Na lądzie Paulus był bardziej zajęty rozglądaniem się po okolicy niż słuchaniem tego co się do niego mówi - i tak go ktoś o tym poinformuje mniej lub bardziej dosadnym szturchnięciem czy kopniakiem.
- Paulus Wegan - odparł na zadane przez Minotaura pytanie starając się nie gapić się na niego jak wół na malowane wrota.