Anraniel złapała buteleczkę z miksturą. Na szczęście padający deszcz nie przeszkodził jej w tym zadaniu i mikstura lecznicza była bezpieczna. Odetchnęła z ulgą, choć naprawdę co to za pomysł rzucać gdy stała obok niego?
Spojrzała jeszcze szybko w stronę gdzie zostali bandyci. Jeden ranny od jej strzały, drugi zaś jeszcze chce walczyć. Odwróciła się i podeszła do Avesa. -Mam miksturę, trzeba będzie podziękować potem Maximilianowi. -powiedziała i uklękła przy ich pracodawcy. Musnęła lekko dłonią jego policzek. -I nie waż się kombinować! Mam Cię na oku. -dodała. Miała nadzieję, że ta mikstura pomoże, że nic mu się nie stanie. Zamknęła na chwilę oczy, deszcz zalewał. Trzeba będzie znaleźć potem jakieś suche miejsce i ogrzać w jakiś sposób rannego. Wyziębienie też nie jest dobre dla elfów. Sama dobrze o tym wiedziała. -Co mam robić? -zapytała patrząc na niego, nie miała okazji w swoim życiu udzielać komuś pomocy. Jej dawny zawód polegał na ucieczce i grze solo...
__________________ "Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy." |