Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2013, 17:51   #11
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Uważaj bo sam skończysz w drzewku, jak Merlin, na wieki. - burknął zdrowo wkurzony mag, obwiązując kilkakrotnie kryształ by nie słyszeć jęków.

Jebany mag... - mruczał pod nosem kot.

- Ekhm... droga jest kilka kilometrów w tamtą stronę - odparł nieoczekiwanie elf. - Moi bracia zgodzili się ciebie odprowadzić, jeśli wyrazisz taką chęć.

- A czy reszta będzie bezpieczna podczas ich nieobecności? - zapytał druid z głęboką tym razem troską.

- Oczywiście. Źródła bronią najlepsi, z największą mocą - odparł godnie szpiczastouchy. Z tobołka rozległy się pełne szyderstwa pomruki, jednak szybko umilkły. - Nie musisz obawiać się o nas.

- Cóz, w takim razie diękuje i chodźmy - zapewnił mag. Chciał złapać stopa i dostac się z powrotem do Londynu. Może tym nawiedzeńcom z Rady przeszło i o nim zapomną.

Szli długo przez las. Niebo zaczęło szarzeć, zalewając przestrzeń jeszcze głębszymi cieniami. Gdyby nie pomoc elfów, Richard niechybnie zgubiłby się (i przywaliłby kilkadziesiąt razy twarzą w nisko rosnącą gałąź).

Idąc (i unikając gałęzi) druid zapytał -A cóż słychać w lasach Walii? Wam i innym żyje się dobrze, źródła trwają jak zawsze? Czy może piętno czasu i tu dociera? - zapytał zamyślony.

- Wpływ zanieczyszczenia środowiska raczej - odparł jeden z elfów.

- Wstrętni ludzie... przyjeżdżają i wywalają swoje śmiecie gdzie popadnie! - dodał inny, wyraźnie oburzony. - Jest nas coraz mniej do ochrony lasu, a to wszystko przez zanieczyszczenia i wycinki.

- Niestety. Pocieszać sie jedynie możemy że z roku na rok jednak coraz bardziej jest to zjawisko hamowane. Gdzieniegdzie nawet próbują już przywrócić lasy. Biedna Anglia niestety od wieków cierpi na ten brak - odparł druid posmutniawszy: -Ale demony i inny szans nie pojawiają sie mam nadzieje zbyt często? Nie wiecie może czemu tu mogły przybyć?

- Jeynym powodem, jaki przychodzi mi na myśl, jesteś ty, magu - mruknął elf.

-Eeee - nie wpadł na to wcześniej... -W którą stronę jest ocean? - zapytał uprzejmie. Elf wskazał kierunek.

- Za chwilę będziemy przy drodze - powiedział. - Będziemy musieli ciebie tutaj opuścić.

- Dziękuję wam bardzo i do zobaczenia - podziękował mag ruszając szukac stopa do Burundi.

Kiedy wyszeł na ulicę, przekonał się, że... jest kompletnie pusta. Szedł w swoją stronę, modląc się w duchu, żeby coś w końcu nadjechało. Minęła może godzina, słońce zaczęło się wznosić, kiedy gdzieś daleko błysnęły pierwsze światła samochodu. Pojazd zwolnił i zatrzymał się przed Richardem, jakby to właśnie jego ktoś szukał.

Ktoś wysiadł od strony kierowcy.

- O matko... - jęknął Jack, prostując plecy. - Nawet nie wiesz, ile ciebie szukamy - powiedział na powitanie, ruszając w jego stronę.

Dwa asfaltowe golemy pojawiły się nagle między nimi, usiłując pochwycić Jacka, jednak mag bojowy błyskawicznie się wywinął, a Richard odskoczył panicznie, oddalając sie od napotkanego - Czego kurna chcesz? - zapytał podejrzliwie...

- Hola! - zawołał tamten, dobywając broni. - Co się dzieje? - zapytał poirytowany.

-To ja sie pytam co się kurwa dzieje. Spotykam Cię, atakują mnie demony a ty sie tu nagle cudownie pojawiasz? warknął Richard.

Zanim się pozabijacie, pojeby jebane, nie zapomnijcie mnie wypuścić, kurwa! - zawołał przytłumiony głosik.

Jack zamarł zdezorientowany. Wyglądał, jakby nie wiedział, komu powinien i co odpowiedzieć.

-Zamknij ryja warknął mag pod adresem swojej kurtki.

- Eee...? - zdziwił się Jack.

- Czegóz sobie zyczysz szukajac mnie po środku pustkowia? powturzył uprzejmiej Richard/.

- Ekhm... W twoim mieszkaniu są... może inaczej. Nie mogliśmy się z Lingunem do ciebie dodzwonić, a zaatakowały nas demony, więc poszliśmy ciebie szukać. W twoim mieszkankiu są obecnie trzy trupy, pozostałości po demonach. Szukaliśmy ciebie, żeby cię ostrzec. Wracasz ze mną? Trzeba się spotkać z Lingunem.

- Taaak, wiesz, byłbym na to bardziej chętny gdybym miał pewność e faktycznie tak jest...jakoś mmoje problemy zaczeły się od kiedy spotkałem was dwóch..i posłuchałem polecenia tych kurw z Rady.. a koniec zdania Richard wykrzywił się mimowolnie-Wiec wybacz ale moja wiara ma granice..

Dobrze gada! - zawołał radośnie duch. - Jebane kurwy z Magicznej Rady! Jebać się! HA!

Jack popatrzył na niego przepraszająco.

- Nie wiem kto chce się nas pozbyć i tylko mogę się domyślać, dlaczego. Nie mam pojęcia, dlaczego to ciebie wybrali na kozła ofiarnego. Ale wiem, że jeśli chcemy przetrwać, powinniśmy trzymać się razem. Zgodzisz się ze mną? - zapytał, chowając broń.

-Zgodzę się... gdy zyskam pewność, że to nie ty i tamten drugi....bo wybacz ale poskramiacz z magiem bojowym w jednym samochodzie to dośc spore ryzyko...jeśli mag bojowy postanowił by poskramiacza na ten przyklad rozwalić. odparł powoli mag.

- Ech... jak mam ci udowodnić, że nie...

Rozbierz się i liż mu buty, kurwo! - podsunął kot.

- ...nie zamierzam ciebie... co?! - przerwał, usłyszawszy komentarz ducha.

-Ehh, nie wiesz może jak uciszyc ducha w krysztale, byśmy mogli w kulturalnych warunkach dokączyć rozmowę? zapytał druid.

To pies Rady, kurwa! O kulturze to on kurwa nic a nic nie wie, kurwa! Co więcej! To jest ubezwłasnowolnienie! Gdzie tu, kurwa, wolność głosu, co pierdolce jebane?!

-Gdzie ja mam prawa i wolności to ja ci chyba już mówiełm więc zamknij sie albo cie rzucę demonom.. - warknął druid.

To niezgodne z prawem!

- Pokaż ten kryształ, bo mi uszy zaczynają krwawić... - westchnął Jack, podchodząc.

Richard podał mu ostrożnie swą kurtkę i cofnął się o krok. Mag wyciągnął ostrożnie kryształ i obejrzał uważnie. Kocie ślepie łypnęło na niego pogardliwie.

Od kiedy to psy łażą na dwóch łąpach? A nie... sory... ty to chyba od mapł jesteś... jedni kurwa gorsi od drugich... jeb się, słyszysz?! Je.......

Nagle nastała błoga cisza. Duch wywracał okiem na wszystkie strony, jednak nie słyszeli już obelg i wulgaryzmu. Cisza...

- Dobra, to kto według ciebie, załóżmy na chwilę że faktycznie, miałby chcieć nas załatwić? - zapytał ugodowo Richard błogosławiąc swe uszęta.

- Możemy porozmawiać o tym w drodze? - zaproponował Jack, wskazując samochód. - Ach... i jeśli chciałbym ciebie zabić, nie musiałbym nawet wysiadać z samochodu. - Wzruszył ramionami, klepiąc kaburę przy pasie.

- Moze nawet by ci się udało..ewentualnie. odparł Richard wsiadając i odwołujac Miśki. -Porozmawiamy...a ja się zastanowię czy jednak nie wyjechac do Burundi

- Dobrze. To jedziemy jeszcze odebrać Linguna z aresztu. Po drodze wszystko ci streszczę.
 
vanadu jest offline