| Uważaj bo sam skończysz w drzewku, jak Merlin, na wieki. - burknął zdrowo wkurzony mag, obwiązując kilkakrotnie kryształ by nie słyszeć jęków. Jebany mag... - mruczał pod nosem kot.
- Ekhm... droga jest kilka kilometrów w tamtą stronę - odparł nieoczekiwanie elf. - Moi bracia zgodzili się ciebie odprowadzić, jeśli wyrazisz taką chęć.
- A czy reszta będzie bezpieczna podczas ich nieobecności? - zapytał druid z głęboką tym razem troską.
- Oczywiście. Źródła bronią najlepsi, z największą mocą - odparł godnie szpiczastouchy. Z tobołka rozległy się pełne szyderstwa pomruki, jednak szybko umilkły. - Nie musisz obawiać się o nas.
- Cóz, w takim razie diękuje i chodźmy - zapewnił mag. Chciał złapać stopa i dostac się z powrotem do Londynu. Może tym nawiedzeńcom z Rady przeszło i o nim zapomną.
Szli długo przez las. Niebo zaczęło szarzeć, zalewając przestrzeń jeszcze głębszymi cieniami. Gdyby nie pomoc elfów, Richard niechybnie zgubiłby się (i przywaliłby kilkadziesiąt razy twarzą w nisko rosnącą gałąź).
Idąc (i unikając gałęzi) druid zapytał -A cóż słychać w lasach Walii? Wam i innym żyje się dobrze, źródła trwają jak zawsze? Czy może piętno czasu i tu dociera? - zapytał zamyślony.
- Wpływ zanieczyszczenia środowiska raczej - odparł jeden z elfów.
- Wstrętni ludzie... przyjeżdżają i wywalają swoje śmiecie gdzie popadnie! - dodał inny, wyraźnie oburzony. - Jest nas coraz mniej do ochrony lasu, a to wszystko przez zanieczyszczenia i wycinki.
- Niestety. Pocieszać sie jedynie możemy że z roku na rok jednak coraz bardziej jest to zjawisko hamowane. Gdzieniegdzie nawet próbują już przywrócić lasy. Biedna Anglia niestety od wieków cierpi na ten brak - odparł druid posmutniawszy: -Ale demony i inny szans nie pojawiają sie mam nadzieje zbyt często? Nie wiecie może czemu tu mogły przybyć?
- Jeynym powodem, jaki przychodzi mi na myśl, jesteś ty, magu - mruknął elf.
-Eeee - nie wpadł na to wcześniej... -W którą stronę jest ocean? - zapytał uprzejmie. Elf wskazał kierunek.
- Za chwilę będziemy przy drodze - powiedział. - Będziemy musieli ciebie tutaj opuścić.
- Dziękuję wam bardzo i do zobaczenia - podziękował mag ruszając szukac stopa do Burundi.
Kiedy wyszeł na ulicę, przekonał się, że... jest kompletnie pusta. Szedł w swoją stronę, modląc się w duchu, żeby coś w końcu nadjechało. Minęła może godzina, słońce zaczęło się wznosić, kiedy gdzieś daleko błysnęły pierwsze światła samochodu. Pojazd zwolnił i zatrzymał się przed Richardem, jakby to właśnie jego ktoś szukał.
Ktoś wysiadł od strony kierowcy.
- O matko... - jęknął Jack, prostując plecy. - Nawet nie wiesz, ile ciebie szukamy - powiedział na powitanie, ruszając w jego stronę.
Dwa asfaltowe golemy pojawiły się nagle między nimi, usiłując pochwycić Jacka, jednak mag bojowy błyskawicznie się wywinął, a Richard odskoczył panicznie, oddalając sie od napotkanego - Czego kurna chcesz? - zapytał podejrzliwie...
- Hola! - zawołał tamten, dobywając broni. - Co się dzieje? - zapytał poirytowany.
-To ja sie pytam co się kurwa dzieje. Spotykam Cię, atakują mnie demony a ty sie tu nagle cudownie pojawiasz? warknął Richard. Zanim się pozabijacie, pojeby jebane, nie zapomnijcie mnie wypuścić, kurwa! - zawołał przytłumiony głosik.
Jack zamarł zdezorientowany. Wyglądał, jakby nie wiedział, komu powinien i co odpowiedzieć.
-Zamknij ryja warknął mag pod adresem swojej kurtki.
- Eee...? - zdziwił się Jack.
- Czegóz sobie zyczysz szukajac mnie po środku pustkowia? powturzył uprzejmiej Richard/.
- Ekhm... W twoim mieszkaniu są... może inaczej. Nie mogliśmy się z Lingunem do ciebie dodzwonić, a zaatakowały nas demony, więc poszliśmy ciebie szukać. W twoim mieszkankiu są obecnie trzy trupy, pozostałości po demonach. Szukaliśmy ciebie, żeby cię ostrzec. Wracasz ze mną? Trzeba się spotkać z Lingunem.
- Taaak, wiesz, byłbym na to bardziej chętny gdybym miał pewność e faktycznie tak jest...jakoś mmoje problemy zaczeły się od kiedy spotkałem was dwóch..i posłuchałem polecenia tych kurw z Rady.. a koniec zdania Richard wykrzywił się mimowolnie-Wiec wybacz ale moja wiara ma granice.. Dobrze gada! - zawołał radośnie duch. - Jebane kurwy z Magicznej Rady! Jebać się! HA!
Jack popatrzył na niego przepraszająco.
- Nie wiem kto chce się nas pozbyć i tylko mogę się domyślać, dlaczego. Nie mam pojęcia, dlaczego to ciebie wybrali na kozła ofiarnego. Ale wiem, że jeśli chcemy przetrwać, powinniśmy trzymać się razem. Zgodzisz się ze mną? - zapytał, chowając broń.
-Zgodzę się... gdy zyskam pewność, że to nie ty i tamten drugi....bo wybacz ale poskramiacz z magiem bojowym w jednym samochodzie to dośc spore ryzyko...jeśli mag bojowy postanowił by poskramiacza na ten przyklad rozwalić. odparł powoli mag.
- Ech... jak mam ci udowodnić, że nie... Rozbierz się i liż mu buty, kurwo! - podsunął kot.
- ...nie zamierzam ciebie... co?! - przerwał, usłyszawszy komentarz ducha.
-Ehh, nie wiesz może jak uciszyc ducha w krysztale, byśmy mogli w kulturalnych warunkach dokączyć rozmowę? zapytał druid. To pies Rady, kurwa! O kulturze to on kurwa nic a nic nie wie, kurwa! Co więcej! To jest ubezwłasnowolnienie! Gdzie tu, kurwa, wolność głosu, co pierdolce jebane?!
-Gdzie ja mam prawa i wolności to ja ci chyba już mówiełm więc zamknij sie albo cie rzucę demonom.. - warknął druid. To niezgodne z prawem!
- Pokaż ten kryształ, bo mi uszy zaczynają krwawić... - westchnął Jack, podchodząc.
Richard podał mu ostrożnie swą kurtkę i cofnął się o krok. Mag wyciągnął ostrożnie kryształ i obejrzał uważnie. Kocie ślepie łypnęło na niego pogardliwie. Od kiedy to psy łażą na dwóch łąpach? A nie... sory... ty to chyba od mapł jesteś... jedni kurwa gorsi od drugich... jeb się, słyszysz?! Je.......
Nagle nastała błoga cisza. Duch wywracał okiem na wszystkie strony, jednak nie słyszeli już obelg i wulgaryzmu. Cisza...
- Dobra, to kto według ciebie, załóżmy na chwilę że faktycznie, miałby chcieć nas załatwić? - zapytał ugodowo Richard błogosławiąc swe uszęta.
- Możemy porozmawiać o tym w drodze? - zaproponował Jack, wskazując samochód. - Ach... i jeśli chciałbym ciebie zabić, nie musiałbym nawet wysiadać z samochodu. - Wzruszył ramionami, klepiąc kaburę przy pasie.
- Moze nawet by ci się udało..ewentualnie. odparł Richard wsiadając i odwołujac Miśki. -Porozmawiamy...a ja się zastanowię czy jednak nie wyjechac do Burundi
- Dobrze. To jedziemy jeszcze odebrać Linguna z aresztu. Po drodze wszystko ci streszczę. |