Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2013, 22:36   #24
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Fauligmere dzień 1 noc


Rozmowa u barona została przeniesiona niejako do karczmy. Niemniej burza mózgów jaka się tam odbyła nie przyniosła oczekiwanych rozwiązań a odpowiedzi, które uzyskali tworzyły jedynie kolejne pytania. Pytania oscylowały wokół głównego tematu - jak zabić ośmiornicę, której nikt do tej pory nie zabił...

Karczmarz nie był za bardzo pomocny, nie potrafił powiedzieć nic ponadto co mógł wam oznajmić krasnolud, niemniej pokoje serwował czyste a żarcie nie najgorsze. Co prawda znów ośmiornice, ale przyrządzone ciut inaczej niż jedliście u barona, dużo solidniej wysmażone i pokrojone zawczasu w małe kawałeczki. Mogliście się jedynie domyśleć, że potrawa była dziełem pomocy kuchennej która przed zmrokiem opuściła karczmę.


Karczmarz przez cały czas to nalewał to popijał piwo, czasami rozmawiając z wieśniakami, czasami milknąc próbując wyłapać choć strzępy toczonej przez was rozmowy. Pomimo iż był słusznej postury, to dobrze chłopu z oczu patrzyło i widać też było, że ma nieskrywany szacunek do krasnoluda, któremu bez pytania co jakiś czas na koszt własny kufel z piwem dostawiał. Nikt z was takiego przywileju póki co nie dostąpił.


W końcu wszyscy rozeszliście się do swoich pokoi, zamierzając choć trochę wypocząć przed jutrzejszym dniem.

Leżąc w łóżku niektórzy zastanawiali się nad tym jak można było pokonać bestię, Klara praktycznie nie widziała szans bez wsparcia ciężkiej artylerii, a przynajmniej armaty lub choćby najprostszych maszyn oblężniczych których we wsi Fauligmere zapewne nikt w życiu na oczy nie widział a o stworzeniu takowej czy sprowadzeniu można było co najwyżej pomarzyć.

Alex - doświadczony łowca, chciał najpierw zobaczyć bestię by móc się naocznie przekonać z czym przyjdzie im walczyć. Widział jednak dobrze, że nie będzie to oglądanie dzikich zwierząt w przejezdnym cyrku, którym można było się bezpiecznie przyglądać zza krat. Ciężko nawet sobie było wyobrazić gigantyczną ośmiornicę zamkniętą w jakiejkolwiek klatce, choć pewne nadzieje na to dawał mag. Skoro był w stanie ją wyciągnąć i zatrzymać na lądzie, czyż nie oznaczało to, iż ośmiornica będzie ograniczona w swoich ruchach? Zapewne i to przyjdzie im sprawdzić dopiero w praktyce.

Helvgrim jako jedyny miał do czynienia z tą bestią. Właściwie można go było swobodnie nazywać ekspertem od gigantycznej ośmiornicy z przeklętych bagien. Krasnoludzki rozsądek nie pojmował jednak dlaczego ludziska przejmują się nie uszkadzaniem oczu czy mózgu bestii. Wiadomym było, że potwora od ataku ucierpi i po to ją wyciągają z wody, aby w newralgiczne miejsca uderzyć, bo cięcie samych macek efektu przynieść nie mogło. A czy im kto dyktował jak mają bestię zabić, lub czego nie ciachać? Był to z pewnością problem elfa, jeśli jakiegoś kompotu czy czego on tam chciał, nie uzyska. Trza było nie dzielić skóry na niedźwiedziu... Wiedział jednak, że dla spokoju sumienia warto będzie ta sprawę poruszyć i wyjaśnić ... lub przeciwnie ... sprawy nie poruszać i załatwić ośmiornicę tak jak od początku zamierzał. Czasami niewiedza usprawiedliwiała pewne poczynania, nie inaczej było i w tym przypadku, zresztą nawet herr Tupik musiał się ze szkodami liczyć, przecież to on zamówił prochu beczkę...
Potrzeba było wszystkich środków i bezwględnego ataku aby pokonać ośmiornicę, bez oglądania się na to co można a czego nie wolno uszkodzić. Wiedział, że była ogromna, niebezpieczna a bez odwagi połączonej z determinacją nie było nawet sensu na nią ruszać.

Obu tych cech krasnoludowi nie brakowało, podobnie jak halflingowi Tasselhowi, który tylekroć śmierci zaglądał w oczy, że zastanawiał się czy od tego patrzenia kostucha się już czasem w nim nie zakochała. Ze świecą jednak szukać osoby, która podobnie jak ten niziołek nie przejmowała się perspektywą śmierci i miała tyle co on determinacji.

Vilis także zamierzała zabić ośmiornicę, choć jej przyświecały zgoła inne powody niż te którymi kierowali się inni. Miała swą misję do wykonania w której ośmiornica była pośrednim elementem. Ważnym ale nie najważniejszym. Stanowiła bardziej drogę do celu niż cel sam w sobie o czym przekonywała się co rusz, pragnąc popuścić wodze możliwości jakie wiązały się z jej profesją. Mogła spalić całą wieś, mogła kazać wszystkich aresztować i skazać na tortury, mogła osobiście wyrwać flaki elfowi który ją irytował i wiedział rzeczy o których wiedzieć nie powinien, ot choćby jej prawdziwe imię... przecież mu się nie przedstawiała , nie okazała mu też papierów...
Mogła to wszystko, jednak doskonale wiedziała, że należy mierzyć siły na zamiary a po prawdzie nie miała ich dość by zrealizować wszystkie swe zachcianki. Jej poprzednik był wraz z tuzinem ludzi a wieśniaków nie przemógł. Nie było się zresztą co dziwić, mieszkańcy mimo, iż biedni i osłabieni, wciąż przytłaczali przybyszy swą liczebnością, a determinacji nie można było im odmówić. Ileż jej trzeba było posiadać, aby pozostać w przeklętej wiosce, która urodzaju nie widziała od lat? Podobnie jak zwierzyny, która stanowić miała potencjalne źródło serc...

Siegfried miał to wszystko gdzieś. Jego głównym zadaniem było pilnowanie dupska łowczyni, przy czym chętnie przypilnował by je bliżej gdyby to tylko mogło stępić nieco jej temperament. Kiedy chciała potrafiła być do bólu irytująca, z drugiej jednak strony potrafiła być niczym dobry kumpel... żaden inny inkwizytor nie częstował go dotychczas gorzałą... po prawdzie też z wieloma dotąd nie pracował...

Pomimo chęci czuwania Vilis jednak legła zmorzona snem, pomimo iż potrafiła pić jak szewc, to jednak mieszanie trunków nigdy jej nie wychodziło na dobre. Nikomu zresztą.

Andrea najmniej z wszystkich interesowała się złapaniem ośmiornicy... chyba że w ten sposób przezwać by barona, którego łapki tak jak i kosmate myśli w dużym stopniu przypominały macki ośmiornicy. Było ich wiele, wędrowały gdzie się dało i owijały zdobycz całkowicie. Tej nocy jednak nie sposób było tak do końca stwierdzić, kto kogo owinął – przysłowiowo wokół palca.


W czasie kiedy większość gromady dywagowała nad planami zabicia ośmiornicy, a „mniejszość” oddawała się towarzyskim rozmowom, Andrea miała własne plany na spędzenie tej nocy. Możliwie szybko przeszła do ich realizacji. Wino które wykradła leżało w piwniczce pięćdziesiąt lat – sadząc z oznaczenia jakie posiadało. Dzięki Andrei nie musiało już dłużej narażać się na zepsucie. Nie miało to jednak większego znaczenia wobec planów jakie powzięła i skutecznie tej nocy zrealizowała.


Wszyscy w końcu posnęliście, choć z „małymi” wyjątkami noc nie przyniosła wam wypoczynku.


Klara


Pędziłaś przez bagna, choć twój krok grzązł w mulistym terenie. Czułaś że coś cie goni, choć gdy tylko odwracałaś wzrok to coś znikało, krążąc jak gdyby na granicy twego poznania. W końcu poczułaś jak coś chwyta cię za nogę poczułaś fizyczny ból, powiązany z poparzeniem, nie zdążyłaś nawet spostrzec co cię chwyciło gdy nagle zanurzyłaś się w bagnisku walcząc o utrzymanie powietrza tak długo jak się dało.

Ocknęłaś się, dookoła grała muzyka grana przez znajomych ci grajków. Dość skoczna i wesoła, taka jaką zawsze lubiłaś na dworze w Kislewie. Była też twoja rodzina, uśmiechnięci radośni, wymieniali się uprzejmymi słowami rzucając ci jednocześnie pełne miłości spojrzenia. Gdzieś na granicy rozsądku czułaś, że jest to zbyt piękne, aby było prawdziwe, gdyby twój mózg funkcjonował normalnie wiedziałbyś, że nigdy nie było aż takiej sielanki... Zjadłaś kęs mięsa, który realnie poczułaś, odczułaś słodycz zmieszaną z porządnym mięsiwem, musiała to być dziczyzna w sosie, który wytwarzał wasz kucharz, gdy jednak twój wzrok padł na talerz ujrzałaś ludzką rękę, której zamierzałaś właśnie odkroić kolejny kawałek, dopóki z przerażeniem nie uświadomiłaś sobie co właśnie zjadłaś. Wszyscy zaczęli się śmiać, widziałaś twarze swojej rodziny jakby w zbliżeniu, zniekształcone i ironiczne, muzyka przybrała na sile wchodząc w nieskoordynowane nuty i dźwięki, w ogłuszający i nieprzyjemny dysonans, katatonię dźwięków które wibrowały w głowie starając się rozsadzić czaszkę od wewnątrz. Czułaś że kęs z ręki stanął ci w gardle, nie mogłaś go przełknąć, nie ze świadomością co właśnie zjadłaś, zaczęłaś się krztusić i miałaś wrażenie że w końcu udaje ci się wypluć kawałek ludzkiego mięsa... Gdyby tylko rzeczywistość była tak różowa... Gdy dostrzegłaś macki wychodzące z twoich ust, chciałaś krzyknąć z przerażenia, oślizgłe macki blokowały jednak całe gardło i jedynie stęknięcia wydostawały się na zewnątrz.


Obudziłaś się zlana potem z uczuciem bolącego gardła i piekącej nogi. Gdy na nią spojrzałaś widziałaś wyraźnie czerwony ślad jak gdyby w nocy coś owinęło się wkoło twojej nogi i ją poparzyło. Ślad ten niepokojąco przypominał kształtem mackę ośmiornicy, choć z pewnością nieco większej niż te które jedliście w karczmie jak i u barona...


Helvgrim


Wróciłeś do kuźni w mieszanym nastroju, byłeś jednak zbyt zmęczony by za bardzo swą głowę fatygować dalszymi rozmyśleniami. Nawet nie zwróciłeś uwagi na pracującego wciąż kowala. Wiedziałeś, że wciąż szykuje oszczepy na bestię które w zamyśle Tupika powbijane być miały w miejsce ściągnięcia stwora, co by mu ruch bardziej ograniczyć, ewentualnie do miotania nimi w bestię. Jak większość pomysłów swą przydatność mogły sprawdzić jedynie w praktyce.


Dawno już nie śniły ci się koszmary. Ostatnim razem gdy miecz swój utraciłeś i przez kilka dni prześladował ci sen związany z powrotem do twierdzy, gdzie obecni krasnoludzi śmiali się z twojej porażki i brodę na znak większej hańby kazali ci ścinać. Budziłeś się wówczas z sercem bijącym jak młot w kowadło i dziękowałeś bogom za to, iż był to tylko sen.

Tej nocy jednak koszmar był inny śniło ci się, że powróciłeś nad jezioro by stanąć do walki z ośmiornicą. Dzień był pochmurny, okolica jakby nieco inna niż ją zapamiętałeś, ale to się nie liczyło, miałeś swój rodowy miecz i okazję by dokonać czynu który by honor w pełni przywrócił. Byłeś pewny swego, głęboko przekonany, że gdy tylko bestia łeb swój wychyli sprawnym cięciem mu go odrąbiesz i bestię pokonasz. Nagle jednak ziemia pod tobą zaczęła się trząść, dopiero gdy spojrzałeś niżej zobaczyłeś, że trzęsą ci się nogi. Poczułeś paniczną potrzebę ucieczki z tego miejsca. Nie zobaczyłeś nawet stwora a miecz swój upuściwszy ruszyłeś pędem przed siebie, byle dalej od przeciwnika. Walczyłeś całym sobą aby wrócić, aby się opanować, aby chociaż miecz swój podnieść, jednak nie mogłeś wykonać nic z tego. Sromotna ucieczka od wroga którego nawet nie zobaczyłeś z koszmaru zmieniła się w piekło, gdy wreszcie przyszło ci zobaczyć z czym masz do czynienia.

Kolosalnej wielkości macka wybiła się z ziemi i poszybowała w powietrze, by chwilę później z głośnym łomotem wbić się w ziemie tuż obok krasnoluda omal cię nie miażdżąc.


Chwilę później kolejna macka próbowała zwalić się na twój łeb. Biegnąc nie miałeś odwagi nawet się oglądać, słyszałeś tylko ŁUP , ŁUP, ŁUP kiedy macki tuż obok niego wbijały się w ziemię. W końcu przed jedną nie zdołałeś uciec i głośne ŁUP przygniotło cię do ziemi miażdżąc na miejscu.

- Łup, łup , łup, usłyszał Helvgrim przebudziwszy się o poranku. Chwile mu zajęło uświadomienie sobie, iż kowal musiał pracować przez noc całą, albo niczym skowronek wstał jeszcze przed świtem...


Alex

Koszmar przyszedł niemal tak szybko jak tylko usnąłeś. Zaczęło się przyjemnie, od nocy spędzonej w łóżku baronowej. Oczarowywała cię swoim pięknem, była powabniejsza niż ją zapamiętałeś, musiała przy mężu najwyraźniej skrywać swe wdzięki. Jej kształty, sylwetka, twarz, wszystko wydawało się idealne, z tym większym pragnieniem i żądzą przylgnąłeś do niej na wielkim miękkim łożu.
Jej język wędrował po całym twoim ciele rodząc nieziemską przyjemność, przynajmniej do czasu gdy spojrzałeś ponownie na twarz Wandeliny. Z ust zamiast języka wychodziła jej macka a w chwili gdy to dostrzegłeś pochłaniała właśnie twoje przyrodzenie...


Ostrym szarpnięciem wyrwała ci je i na twoich oczach, pochłonęła śmiejąc się gardłowo podczas gdy krew tryskała z twojego krocza. Czułeś się sparaliżowany, niezdolny do ruchu i gdybyś nie spał z pewnością byś zemdlał...


Łowca obudził się z wrzaskiem chwytając szybko za swój interes i z rozglądając się wkoło, był jeszcze wczesny świat na szczęście jednak szybko stwierdził, że jego interes jest wciąż na miejscu i że sam nie okazał się bankrutem...


Vilis


Było już po wszystkim potwora pokonana, wieś spalona, pełen sukces. Nawet kapłan Sigmara wydawał się być pełen aprobaty i zadowolenia i snuł plany co do potrzeby awansowania ciebie na Wielką Inkwizytorkę. Chcąc nie chcąc poczułaś wewnętrzną dumę, spełnienie jakby, wiedziałaś , że od tej pory ludzie będą drzeć ze strachu przed twoim nazwiskiem, że każdy głupi wsiur który ci się kiedyś naraził, gorzko teraz tego pożałuje. Siedziałaś nad książką wypisując imiona, nazwiska i adresy wszystkich którzy mieli spłonąć, a lista była długa. Zanim się zorientowałaś było tego z pół książki a nazwisk wciąż przybywało. Nie wiedząc skąd, ani się nad tym głębiej nie zastanawiając wpisywałaś także imiona i nazwiska każdego członka rodziny upatrzonych ofiar. W głębi serca przepełniała cię tylko czarna myśl, jak bardzo te wsiury pożałują tego co ci zrobili. Miałaś zamiar tygodniami męczyć na torturach każdego kto choć raz krzywo na ciebie spojrzał, a także jego żonę, męża, rodziców, dzieci, kuzynów, wujków ciotki, każdego KAŻDEGO kto miał z nimi cokolwiek wspólnego. Pochylałaś się coraz bardziej nad stronicami książki upewniając się, że nie pomijasz żadnego nazwiska, gdy nagle z wnętrz wystrzeliły w twoją twarz macki. Oblepiając twoją głowę i unieruchamiając.


Wstałaś, próbowałaś zerwać z siebie książkę, macki, na próżno. Księga zdawała się ciebie pochłaniać, zaczęłaś się dusić, szarpać miotać rękami na oślep, i dopiero uderzenie w coś miękkiego wraz z odgłosem usłyszanym z zewnątrz wybudziło cię z koszmaru. Gdy otworzyłaś oczy zobaczyłaś nad sobą Siegfryda, jedną ręką masującego obolałą od uderzenia szczękę drugą szarpiąca cię za ramie. - Vilis obudź się – w końcu dotarły do ciebie słowa jakimi cię przebudził.


Siegfryd


Czułeś się dobrze jak nigdy. W swojej celi w końcu odnalazłeś skupienie i czułeś jak Sigmar łaskawie ci się przygląda. Czułeś jego obecność, jego moc, niemal słyszałeś jego uspokajający głos, mówiący iż odtąd wszystko będzie dobrze, że nie musisz się o nic martwić, że w pełni zasłużyłeś na raj jaki dla ciebie przygotował w zaświatach. Wiedziałeś że twoje bóstwo przyszykowało ci coś specjalnego, może nawet pośmiertną służbę jako avatar swego boga lub jakąś inną zaszczytną rolę, a może wreszcie po prostu wymarzony wieczny wypoczynek... Czułeś się tego godny a Sigmar upewniał cię w twym odczuciu.
W pewnym momencie poczułeś nieodpartą chęć zbliżenia się do Sigmara. Wiedziałeś, że stał na zewnątrz twojej celi , gdy się zbliżyłeś zacząłeś go widzieć. Wyglądał dokładnie tak jak na obrazie w pokoju kapłana. Ubrany w zbroje, z młotem w ręku i marsową miną, przez którą jednak przebijał się ciepły uśmiech skierowany do ciebie... tylko do ciebie. Zbliżyłeś się bardziej i już miałes się odezwać do bóstwa, przywitać go, oddać szacunek, gdy ten zaczął się zmieniać w ogromną ośmiornicę. Jej macki wystrzeliły w twoją stronę próbując cię złapać. Przenikały przez kraty, przez drzwi i mimo że przerażony odskoczyłeś zbliżały się nieubłaganie. W drugim końcu pomieszczenia było wyjście i wiedziałeś , że tylko ucieczka może cię uratować przed tym monstrum. Drzwi jednak były zamknięte a ty w pośpiechu i nerwach próbowałeś dopasować klucz do zamka. Kluczy jednak zdawało się przybywać, niezależnie od tego ile z nich już wypróbowałeś.


Zacząłeś się trząść , zwłaszcza gdy macka owijała się wkoło twoich nóg, chwilę później pasa, a ty wciąż próbowałeś otworzyć drzwi. Dopiero gdy owinęła całe twe ciało od stóp do głowy znieruchomiałeś pod jej miażdżącym uściskiem. Chrupot łamanego kręgosłupa był ostatnim co zapamiętałeś ze snu, gdy się obudziłeś zobaczyłeś jak vilis wierzga i rzuca się na łóżku. Sam jeszcze nie odpędziłeś mroków koszmaru, ale gdy tylko domyśliłeś się, że i ją trapi podobny koszmar, nie wahałeś się ni chwili, próbując ja z niego wyciągnąć...


Andrea


Baron był twój, baronowa jadła ci z reki... dosłownie, ostatnimi czasy było dla ciebie zabawą karmienie jej robakami, które ta skrzętnie pochłaniała wylizując jeszcze twoją dłoń. Dworek należał już do ciebie, jedynie tej obrzydłej dziennikareczki nie zdołałaś się jeszcze pozbyć... Miałaś już jednak na nią oko... Monique całymi dniami rozważałaś jak byłoby ją najzabawniej zamordować. Rozważałaś różne opcje śmierci szybkiej lecz do cna bolesnej, rozpoczynającej się od wyrwania języka i tych obmierzłych oczu, do śmierci długiej i powolnej, przy których starożytna sztuka tysiąca nacięć zdawała się zwykła igraszką. A może wariacja tortury spadających kropel? W których przez lata na czoło spadałyby krople atramentu wiercąc powoli w jej czaszce dziurę?
W końcu zaciągnęłaś ją do pokoju a twój wierny baron stał za nią i miął proste zadanie schwycić ją i unieruchomić. Przy sobie miałaś kajdany i wiedziałaś dobrze, że zabawisz się z nią po swojemu zanim w ogóle zaczniesz wprowadzać jakikolwiek plan zabicia Oleyniq...

Nagle ku twemu nie dowierzaniu baron zmienił się w ośmiornicę a wielkie macki zaczęły pełznąć w twoją stronę. Chciałaś przystąpić do ataku, nie czekać biernie na rozwój wypadków, ale nie mogłaś się poruszyć... nie mogłaś drgnąć nawet palcem. Co najgorsze wiedziałaś, że ta szmata kontroluje twojego barona w pełni... a przynajmniej to czym był obecnie. Usłyszałaś jej śmiech, pełen złośliwości, wyższości, pokazujący ci kto jest górą.


Macki tymczasem podpełzły do ciebie , początkowo czule cie głaszcząc i obejmując, po chwili jednak parząc niemiłosiernie. Ból który miał być rozkoszą, stał się po prostu bólem, trudnym, nie do zniesienia, nie przynoszącym nawet źdźbła radości. Takim którego się nie chce, takim … jak w latach twojej młodości, gdy go sobie jeszcze nie życzyłaś, gdy go nie znałaś tak jak teraz, gdy sprawiał ci prawdziwe cierpienie wpędzając w dogłębną rozpacz. Chciałaś krzyczeć, lecz twój głos został przyduszony macką, potwór nie przestawał cię „pieścić” zadając przy tym niewysłowiony ból, a Monque uśmiechając się uchwyciła pióro i poczęła robić notatki... Notatki z twojej śmierci,bólu i cierpienia... notatki. Jej pióro przemieniło się w małą mackę pomimo to nie przestała notować. Jej spojrzenie wyglądające spod tonażu pudru zdawało się mówić ci, że to wszystko to dopiero początek...

Ręka która cię obejmowała nie była macką, choć … niemal byłaś pewna, że przez chwile, przez malutką chwilunię po obudzeniu, że to właśnie macka obejmowała cię podczas gdy ty spałaś...


Tasselhlof

Tasselhlof obudził się z małym kacem po wczorajszym. Tupik wciąż jeszcze chrapał leżąc twarzą na poduszce, porzucone w kącie dwie butelki wina zawierały w sobie niewielką zawartość, która halfling momentalnie przełknął walcząc z suchością w gardle jaka go ogarniała. Zapowiadał się ładny dzień...

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 23-06-2013 o 09:57.
Eliasz jest offline