Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2013, 18:14   #8
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
- Pani. - zaczął Faust spokojnie. -Chciał bym się przychylić do prośby przyjaciela, ale zwróć uwagę, że przemierzyliśmy plany, błąkaliśmy się cztery dni po Otchłani i przywołaliśmy dwóch władców planów żywiołów właśnie dla niego. I nie zamierzamy odejść z pustymi rękami. Zdejmuję zaklęcie. - “ostrzegł” Faust i znów wykonał niedbały gest ręką, jak by odpędzał muchę. A kajdany Rozkazu opadły z lady.

- Ale on dalej jest niebezpieczny! - zaprotestowała wystraszona. Jak tylko rozkaz puścił, usiadła na ziemi, najwyraźniej nie dowierzając nogom.

- Mam wyjście kompromisowe - zaproponował Gelbalain -Zastosuj przyspieszoną tresurę gdy my będziemy odbudowywać budynek. Przy twych talentach i staraniach na pewno zdążysz - zachęcał.

- A-ale... - mrukneła, spoglądając na swoją siedzibę, to na podopiecznego. - Będę potrzebowała moich sług i... - powiedziała zduszonym głosem, podnosząc się chwiejnie.

- Spokojnie, do budowy to my sobie ludzi... znajdziemy - zapewnil ucieszony z rysującego się kompromisu mag.

- ...i klienci niedługo przybędą - dokończyła cicho.

-Alez jacy klijenci o pani? - zapytał Gelbalain.

Sukkub popatrzyła na niego, jakby nie była pewna, czy żartuje, czy mówi poważnie.

- No... przybyliście tu i nawet nie wiedzieliście, gdzie idziecie?! - zawołała oburzona. - No to pięknie... - warknęła, wyraźnie zła.

-[i]Nootak jakby ...no na żywiol poszliśmy. [/i-] zmieszał się mag.

- Istotnie ilość informacji jakie otrzymaliśmy była godna pożałowania. - stwierdził Faust czując potrzebę godniejszego określenia tego faktu

Sukkub czym prędzej otrzepała ubranie i poprawiła fryzurę, po czym zmysłowym gestem wskazała zniszczony front.

- Więc witam panów, w pałacu rozkoszy Lorda Balhiora - powiedziała głębokim głosem. Widać wszelkie uczucia były niczym w stosunku do profesjonalizmu.

Pałąc rozkoszy... Thazar omal nie roześmiał się w głos. Co za szumna nazwa. Zwykły burdel i tyle. No i burdelmama nieco nietypowa.

-Czujemy się zaszczyceni - odpowiedział Jonnathan wyuczonym tonem, pochylając głowę.

- Oraz ogromna radość - szczerze wyszczerzył się Gelbalain równiez sie kłaniając -Widać szczęście i los nas tu wypchneły po czym dodał: Damy radę, jesteśmy Bractwem Siedmiu Mieczy. W tydzien upchneliśmy u paserów skarby czterech smoków. Cóż to dla nas. Nawet dorzucimy w prezencie ode mnie wielką rzeźbę - zapewnił Gelbalain. Zaś do towarzyszy wysłal myśl: Wiem jak taką pozyskać za darmo

-Aby nie było wątpliwości. Nic a nic nie znam się na budownictwie. - ostrzegł Faust

- Ekhm... - Sukkub skuliła ramiona i popatrzyła na nich przepraszająco. - No bo... Zapraszam was, panowie, wszystkich, do środka, bo...

-I wybacz pani mój nietakt, ale... zamierzam wykonać kilka wieszczeń i skanów...

- Byle szybko - przerwała mu. - Bo za chwilę zaczną się schodzić goście... stali klienci... dosyć potężni i nie za bardzo przepadający za Bractwem, z tego, co wiem...

-Ekhm, to może po drodze, co Faust? - zachichotał Gelbalain.

-Potrzebuję dziesięciu minut. Nie musicie na mnie czekać

-Więc dogoń nas zaproponował mag podając ramię sukkkubowi i zachęcająco kiwajac na resztę.

- Co z moim pieskiem? - zapytała, podchodząc o pupila i gwałtownym ruchem zapięła smycz do obroży.

Z lekką niechęcią Faust wykonał po raz trzeci niedbały-gest zdejmując zaklęcie z człowieka.

-Już jest wolny. Przynajmniej od mojego Rozkazu.

- Dziękuję, magu - powiedziała sukkub i niemal jej się udało, zeby nie zabrzmiało to zgryźliwie. Popatrzyła na pupila i szarpnęła smycz. - Do nogi!

Gelbalai wysłal mysla zapytanie swych towarzyszy: -zna ktos jakiegoś rzeźbiarza? Takiego co mu można dać w ł...znaczy wypożyczyć go na parę dni?

-Zawsze mogę spetryfikować kogoś. Powinienem też sobie poradzić ze stworzeniem jakiejś rzeźby przy użyciu kilku zaklęć.

- a to spoko, bo wiem gdzie jest solidna iglica z kryształu to akurat będzie na prezent.Chodziło mi o rzeźbę tu obecnej - wyjasnił Gelbalain dalej w myślach.

-Idę powróżyć z fusów. Wracam za kwadrans. - zakończył Faust rozmowę, odszedł gdzieś na bok i usiadł na kamieniu, pogrążając się w rytualnych inkantacjach.

Tuż obok zebranych niespodziewanie wyrosła sylwetka Filuta. Nim ktokolwiek zdążył spostrzec obecność przykurcza, jego noga podcięła zdezorientowanego Gelbalaina.

- Och! Ja niechcący. - Parsknął czarodziej do swego leżącego towarzysza. Wykorzystując sposobność podbił do sukkuba i ujął uroczą panienkę pod ramię. - Wasza dostojność pozwoli... - Ruszył z dumnie uniesioną głową w stronę pałacu. Fakt, że sięgał demonicy maksymalnie do wysokości jędrnych piersi, wcale nie umniejszał jego wyniosłości.

- Randal! - Czarodziej przywołał swego chowańca, który doszczętnie pochłonięty zapisywaniem czegoś w swej opasłej księdze, zdawał się stracić kontakt z otaczającą go rzeczywistością. - Wyrwij ostatnie dwie strony. Zredagujemy je na nowo...

- Co?! Ale missssszu! Przecież mówiłeś...

- Wszyscy kłamią. - Zbył swego pupila, po czym uśmiechnął się serdecznie do towarzyszki. taczającą go rzex

- Och... - mruknęła sukkub. - Wszyscy kłamią? Więc czy przypadkien nie powinnam się ciebie obawiać? - zapytała, uśmiechając się figlarnie.

Gelbalain podniósł się otrzepał, prychnął i ruszyl do środka.Już on Filutowi podziękuje przy okazji.

Faust został na zewnątrz, na swoim kamieniu, wprowadzając się w proroczy trans, powtarzając inkantacje jak mantrę. Było to konieczne przy wszelkich potężniejsych zaklęciach wieszczących.

W pewnym momencie, gdy otworzył oczy, nie był już w Otchłani.

Nie siedział na kamieniu ale stał.

Kamienny krąg na szczycie jakiegoś wzniesienia.

Ciemna noc, a dokładnie nad głową wielka tarcza księżyca zajmująca blisko czwartą część nieboskłonu.

Wielki menhiry przemówiły chórem i dopiero w tym momencie dostrzegł, że każdy jeden ma twarz

Czas ucieka, wieczność nadchodzi wielkimi krokami

. . . . . . .i jest wkurwiona.

Kiedy następnym razem wielki wilk zawyje wraz ze swoimi braćmi,

wraz z nim zaryczy wielki pan który stracił swój przybytek

. . . . . . .i pragnie zemsty.

Faust otworzył oczy. Tym razem naprawdę. Znów był w Otchłani.

Wróżba udała się połowicznie. Nie odpowiedziała na pytanie które zadał. Zboczyła i powiedziała ogólnie o przyszłości. Cóż. Nie zawsze się udaje. Taki urok czarów przewidujących przyszłość. Ale kilka ciekawych infgormacji wypłynęło. Wedle informacji jakie mieli Lordem Balhior miał być glabrezu, a nie sukkub. Najwyraźniej przewrót zakończył się znacznie mniej krwawo niż Jonnathan zakładał i sukkubica miała tego jeszcze pożałować.

Travik stał tak z otworzonymi lekko ustami, przetwarzając w głowie rzeczywistość wokół niego. Wojownik nie potrafił uwierzyć w to co właśnie się stało.

- Faust - podszedł do mężczyzny, widząc, że ten jest na boku - Ja znam się na budowlance, ale na blizny Ilmatera, co to ma znaczyć!? Tak po prostu pozwalasz by ta istota niewoliła tego biednego człowieka? Tak po prostu? My na to pozwalamy? Daj mi jeden dobry powód, dla którego miałbym nie podejść teraz do tej... Paskudnej demonicy i nie uciąć jej skrzydełek. Jeden powód.

- Jeden tylko? Mogę ci pięć wymienić na szybko. Primo. To czarnoksiężnik któremu nikt nie kazał zaprzedawać swej duszy. Przynajmniej wedle tego co powiedział klient, jak dotąd jego informacje były prawdziwe choć może nieaktualne. Secundo. Gelbalain. Czasem trzeba pójść na ustępstwa. Jak na mój gust byliśmy zdecydowanie zbyt blisko poważnej walki w drużynie. Terzo, w Otchłani jest znacznie więcej dusz które znacznie bardziej zasługują na ratunek, a nie idziemy im z pomocą. Quatro. Ona płakała. Żyję dosyć długo. Może nie mogę równać się z elfami, czy innymi długowiecznymi rasami, ale cholera... mam na koncie kilka wycieczek na niższe plany i nigdy nie widziałem demona czy diabła który zdolny byłby uronić choćby łzę. Quinto. Lady Balhior zgodziła się nam go oddać po tym jak go wytresuje. Nie rozumiem czemu jej na tym zależy i gdybym był tu na solowej misji to bym zabił ją, zniszczył fortecę, wyrżnął tyle demonów ile dam radę i zawlókł tego człowieka na materialny nie oglądając się za siebie, z poczuciem spełnienia dobrego uczynku. Ale nie jestem sam, a staram się pozostawac w dobrych stosunkach z całym Bractwem jak i wszystkimi z was z osobna. Wystarczy ci taka argumentacja? - zapytał Jonnathan towarzysza.
 
vanadu jest offline