Najemnicy kolejno opuszczali świątynie, w większych bądź mniejszych grupkach udali się w końcu na spoczynek inni wcześniej ruszyli na zakupy. Jedni byli źli na kapłana, za to iż zbył ich pytania jedną odpowiedzią.
- Nie martwcie się o sprzęt, kapitan się tym zajmie.
Mało kto z nich bowiem, chciał polegać właśnie na Lobo. Co bardziej spostrzegawczy
( Umiejętność
spostrzegawczość ) natomiast zauważyli w oddali mężczyznę, który przyglądał im się z tylnej uliczki i coś uważnie notował na kawałku papieru. Ciężko było go rozpoznać, gdyż twarz skrytą miał pod kapturem i skrupulatnie sprawdzał czy tak jest wciąż. Jakakolwiek próba zbliżenia się ku niemu spowodowała iż osoba ta momentalnie odchodziła i w następnej uliczce ślad po niej się urywał. Oprócz tego dziwacznego zbiegu okoliczności reszta wieczora i noc minęły spokojnie, aż w końcu nastał nowy dzień. Kapitan Lobo wraz z paroma strażnikami i murarzem zgodnie z umową czekali na wynajętych przez kapłana ludzi przy świeżo rozkutej studzience kanałowej, tuż przy garnizonie.