Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2013, 19:01   #21
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Wszystkie uczone głowy zaczęły podpisywać więc młody szczurołap stwierdził że nie było tam nic co nastręczyło by im problemów. Chwilę później u dołu papierów widniały dwa kanciate podpisy, z pewną satysfakcją stwierdził że nie wyglądają wcale tak źle.

- To dobre pytanie jest, sam z praktyki wiem że pochodnie nie zawsze się sprawdzają tam na dole...
- powiedział jak by chcąc poprzeć słowa Otta, być może źle go oceniał a dodatkowa pomoc ze strony świątyni zawsze mogła się przydać.

Wszyscy zaczęli się rozchodzić otrzymując wcześniej zaliczkę tak więc i samemu zdecydował że czas się zbierać, zabrał psa pod pachę i wkrótce znalazł się przed świątynią. Pytanie Johanna lekko go zaskoczyło.
- Ludziska rożne rzeczy gadają ale chyba nie wyglądał na takiego co by mu czegoś ... brakowało.

Spojrzał się na Otta przez chwilę rozważając jego propozycję, zamierzał zakupić kilka przedmiotów które mogły się do wyprawy przydać jak i przekazać umowę Klausowi a przechowanie. W końcu łażenie po kanałach z tak ważnym świstkiem papieru nie było zbyt mądre a Sigric głupi nie był no i w końcu mógł zaufać w tej kwestii swemu przyjacielowi. Jednak jak to się mawia co się odwlecze to nie uciecze, sprawunki mogą poczekać. Zazwyczaj nie chodził z nieznajomymi na piwo ale jednak chcąc nie chcąc będą razem pracować więc kto wie może i się za kumplują przy kuflu.
- Parę kufli nie zaszkodzi ot na początek dobrej współpracy.
 
Rodryg jest offline  
Stary 08-06-2013, 02:36   #22
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Gdy świątynia opustoszała, kapłan Bjorn zebrał wszystkie dokumenty i zawołał do siebie Vesper. Poczekał, aż sieroty uprzątną stół po czym zasiadł za nim przeglądając je. Zamyślił się gorączkowo po czym wyjął z rękawa fajkę i nabił ją tytoniem. Palił ją sobie spokojnie w oczekiwaniu na powrót kapitana straży. Lobo, wkrótce się zjawił, wcześniej upewniając się, że jest już pusto. Siadł obok ojca Hoge i z tą samą miną zbitego psa czekał na reakcję starca.

- Powiedz mi mój drogi kapitanie, ilu ludzi dziś zliczyłeś na naszym spotkaniu?

Lobo lekko zbity tym dziwnym pytaniem po chwili wydukał.

- Nie wiem, z siedmiu?
- Ośmiu dokładnie rzecz ujmując.

Stwierdził stary kapłan pociągając solidnie z fajki i wypuszczając po chwili chmurę dymu. Zastukał jednak palcem w stół i czekał na reakcję kapitana. Ten z niecierpliwiony swym szorstkim tonem wysyczał.

- Nie mam zielonego pojęcia o co ci ojcze chodzi.

Kapłan uśmiechnął się ciepło i w końcu odpowiedział.

- Mieliśmy mój drogi kapitanie ośmiu gości, tymczasem umów podpisanych mam tylko siedem.

Kapitan wciąż nie rozumiejąc spojrzał lekko przekrzywiając głowę w bok.

- I co kurwa z tego?
- A to mój drogi przyjacielu – rzekł kapłan wstając od stołu -, że proponował bym ci jutro, abyś nie wpuszczał do kanałów nikogo bez podpisanego przeze mnie i przez niego glejtu. Zebrała nam się ciekawa drużyna.

Lobo oparł się nogami o okrągły stół i splunął siarczyście na ziemię.

- Nie wiem po kiego chuja, w ogóle ściągasz tych ludzi mi na głowę!? Sprawę już rozwiązali moi ludzie.

Kapłan odwrócił się i podszedł po woli do kapitana. Pochylił się nad nim i pierwszy raz tego wieczoru odezwał się suchym i rozkazującym tonem.

- Po pierwsze kapitanie, radzę byś nie zapominał gdzie jesteś. To nie są pospolite ulice, na których możesz robić co chcesz. Jeszcze raz spluń, czy splam to miejsce swym niegodziwym słowem, a obiecuję ci, że nasi goście będą najmniejszym z twoich zmartwień. Twoi ludzie to banda niekompetentnych obiboków i darmozjadów panie kapitanie i obaj o tym wiemy. Nie można im zlecić niczego trudniejszego niż rewizja żebraków na ulicach miasta bo się pogubią. Cokolwiek zamknęliście w tych kanałach kapitanie, ja chcę to dostać martwe, rozumiesz? Nie potrzebujemy niechcianego rozgłosu nieprawdaż ?

Lobo spuścił nogi ze stołu i również się podniósł, równając się z Kaplanem i zbliżając swoją twarz ku jego. Zacisnął lekko pięści i zęby, po czym po chwili odpowiedział.

- Słuchaj no mnie ojczulku, dbam o bezpieczeństwo twoje jak i reszty twoich kochanych owieczek. Zgodziłem się na ten urojony pomysł z wynajmem ludzi z zewnątrz, bo chcę mieć z twojej strony święty spokój co do tej sprawy, jasne? Ale nie godzę się na bycie popychadłem. Od jutra ta banda nie wydymek jest pod moją jurysdykcją, albo inaczej sam ich poprowadzisz kanałami.

Kapłan znów pociągnął mocno fajkę, po czym na jego twarzy zawitało to samo dobrotliwe spojrzenie. Uśmiechnął się wypuszczając dym i odwrócił w kierunku balkonu.

- Jak sobie kapitanie życzysz – gdy po chwili kapitan ruszył ku wyjściu kapłan szybko dodał – Ach, kapitanie, powinien pan wiedzieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy.
- A jakiej to ?

Spytal Lobo odwracając się do Hoge. Ten wciąż stał do niego plecami pykając fajkę.

- Proszę być ostrożnym, troje z nich nie jest tymi, za kogo się podaje, a dwoje z tej trójki wyraźnie wykazuje talent magiczny.

Mężczyzna wrócił do stołu i oparł o niego dłonie.

- Którzy?
Kaplan spojrzał na niego po czym palcem wskazał dwa zwoje leżące na stole.

- Ich umowy zostawiłem dla ciebie, zapamiętaj nazwiska i miej ich na oku jutro, dobrze?

Bjorn Hoge uśmiechnął się i już bez słowa zasiadł na balkonie, pykając wesoło fajkę, rozmyślając o przyszłym dniu. Nie odezwał się też słowem, gdy kapitan opuścił w końcu salę.




200 lat temu, obóz wojsk Magnusa von Bildhofena z Nuln, na wzgórzach południowego krańca Lasu Grovodzkiego KI 2303

Wolfgang z rodu Tymellów, panów Waltersdorfu, zeskoczył zgrabnie z konia i oddał włócznię jednemu z giermków, którzy otoczyli go zaraz po tym jak wrócił z przejażdżki. Młody lordmiał może dwadzieścia lat, choć brodę zarośniętą równo. Zarost dodawał tylko uroku młodzieńcowi, idealnie komponował się z długimi kruczoczarnymi włosami opadającymi bezładnie za ramiona. Zbroja, choć z pewnością widziała lepsze czasy, wciąż błyszczała w świetle zachodzącego krwawo słońca. Mężczyzna wkroczył do swego namiotu i uśmiechnął się na widok gościa.

- Wuju Eryku! Czemuż to zawdzięczam twą wizytę?

Na obszernej czerwonej poduszce siedział mężczyzna koło pięćdziesiątki, podobnie jak Wolfgang ubrany w pełną zbroję, choć nie tak wspaniale zdobioną i okazałą. Eryk von Staubaff z rodu znad zachodniego brzegu Stir, dzielny Rycerz dwu ogoniastej komety, był mężczyzną wyraźnie przez życie dotkniętym. Siwizna dopadła tę resztkę włosów po obu bokach głowy, gdzie nie zdążyła ich jeszcze wyplenić łysina. Czoło natomiast poprzeplatane było setkami mniej lub bardziej wyraźnych blizn. Ręce zaś szlachcica były chude, a palce przypominały bardziej patyki niż zdolne do trzymania broni. Mężczyzna ów uśmiechnął się szeroko na widok siostrzeńca.

- Witaj Wolf, miłościwy kapłan Magnus zabrał cię ze sobą i swoją świtą na przejażdżkę?

Wolfgang chwycił ze stolika przy wejściu karafkę wina i napełnił oba stojące obok kielichy. Spojrzał z przekąsem na wuja po czym ujął jedno z naczyń w dłoń.

- Wiem wuju, że nie lubisz mości Sigmaryty, ale zaufaj mi. To wielki człowiek i poprowadzi nas jutro do zwycięstwa.

Sir Eryk poprawił się na swym siedlisku i skupiając swój wzrok na trzymanym przez młodzieńca pucharze rzekł spokojnie.

- Zdania są podzielone kochany siostrzeńcze.

Chłopak uśmiechnął się i podszedł do wuja wręczając mu puchar z winem, po czym wrócił do stolika. Chwycił drugie naczynie i uniósł do góry na znak toastu, na który jego wuj odpowiedział tym samym gestem. Napili się w ciszy, a gdy kielichy zostały opróżnione chłopak z lekką mgiełką w oczach i podziwem w głosie wyszeptał.

- On mój kochany wuju będzie następnym Imperatorem. Wiem to.

Sir Staubaff zaśmiał się cicho i odpowiedział.

- Oczywiście mój chłopcze, że będzie. Od trzystu lat nikt nie piastuje tego stanowiska. Pamiętaj, że sojusz został zawarty tylko na okres walki z wrogiem. Gdy tylko to wszystko się skończy, książęta i możni tego świata znów skoczą sobie do gardeł niczym dzikie hieny. A wtedy twój wielmożny Magnus nie wiele będzie mógł zrobić. Zwłaszcza, że ciągle wokół niego kręcą się ci demoniczni służebnicy.
- Wuju jesteś niesprawiedliwy – rzekł z nutką goryczy bratanek – Magowie już udowodnili swoją wartość, pomagając nam obronić starą stolicę. Pamiętasz chyba, sam tam byłeś.

Sir Eryk pamiętał doskonale, rok temu doszły ich wieści o jawnej inwazji hord chaosu na kislevskie ziemie. Pamiętał również doskonale, gdy siedzą przy zmagającej się ze straszliwą zarazą siostrze, dotarł do nich goniec z wieścią z dalekiego Nuln. Sir Magnus von Bildhofen jednoczy armię, która będzie w stanie obronić ziemie i że przyjmie każdego na tyle odważnego by zmierzyć się z plugastwem chaosu zagrażającym ich ojczystym ziemiom. Eryk nie zamierzał mieszać się w sprawy tego kalibru, jego ród był zubożały i ledwo ostatnimi czasy podczas plag zarazy dawał radę związać koniec z końcem. Nie ciekawy los również zawisł nad sąsiadujący z nimi, zaprzyjaźniony ród Tymellów. Lord Krauss Tymell, mąż jego siostry, zmarł tej zimy trapiony paskudną infekcją, najgorsze jednak stało się później, kiedy to i jego żonę dopadła paskudna zaraza. Panem na włościach został więc młody Wolfgang, gdyż był jedynym synem z czwórki dzieci. Najgorszym jednak ciosem była decyzja młodego lorda o dołączenie do wojsk kapłana Magnusa i ruszenie wraz z nimi ku wrogowi na północy. Nie było sposobu na wybicie tego pomysłu młodzieńcowi z głowy, Wolfgang bowiem uparty i rządny chwały, jakiej nasłuchał się z opowieści o rycerzach szczenięciem będąc, począł przygotowania ku wyprawie. Zrozpaczona pani matka na łożu powolnej śmierci, zrobiła jedyną rzecz jaką była w stanie. Poprosiła i zaklęła swego brata, aby ten ruszył wraz z chłopcem na północ i opiekował się nim. Erykowi nie spodobał się ten pomysł, nie chciał stracić ostatnich dni z siostrą na brodzenie w bagnie. Okrutnie zły na siostrzeńca, wyruszył wraz z nim do Talabheim gdzie zbierały się wojska. Humor jednak od początku tego roku u obu się poprawił, bowiem z dworu Tymellów doszły cudowne wieści, jakoby dzięki łasce matki miłosierdzia i jednej z jej kapłanek udało się cofnąć chorobę u matki młodzieńca. Dodatkowo pokonanie wroga u bram Altdorfu poprawiło znacznie morale, gdyż zwycięstwo było druzgocące. Magowie oczywiście bardzo się przydali, jednak pokaz ich potęgi jeszcze bardziej zniechęcił do nich rycerza. Najgorszy z nich wszystkich jednak był Teclis, elfi mag, który od tamtego czasu nie odstępował Magnusa na krok.

- Pamiętam dokładnie mój drogi lordzie.

Wolfgang skrzywił się na dźwięk swojego tytułu. Gdy jego wuj przechodził na ton oficjalny, dawał do zrozumienia, iż poczuł się czymś urażony. Młodzieniec nie lubił tego, ale znosił to cierpliwie. Na chwilę w namiocie zapadła krępująca cisza, gdy wtem na zewnątrz rozległ się kłujący w uszy pisk. Dźwięk był tak nieprzyjemny i donośny, że mężczyźni mimo woli zakryli dłońmi uszy. Gdzieś między obozowymi namiotami rozległ się krzyk, a potem dołączyły do niego inne. Ludzie nawoływali siebie nawzajem, lub wołali imię któregoś ze swych bogów. Młody Lord ruszył ku wyjściu, a sir Eryk pomimo starczego już wieku niezwykle zgrabnie jak na noszony pancerz poderwał się z siedliska i ruszył za nim. Na niebie roiło się od ogromnych ptaków, czarnych jak sama noc, każdy wielkości torsu rosłego mężczyzny. Skrzeczały i popiskiwały demonicznie zataczając koła nad obozem. Nie atakowały, a gdy w ich kierunku poleciały strzały, ze skrzekiem rój odfrunął z powrotem w kierunku lasu, po chwili znikając.

- Łupieżcy.

Wyszeptał młody lord mrużąc oczy. Słońce już zaszło za horyzontem i na zewnątrz panował lekki półmrok.

- Zwiadowcy Khaina.

Odpowiedział mu wuj stając u jego boku. Spojrzeli sobie w oczy po czym znów w kierunku ciemnego lasu. Wyglądał w półmroku jeszcze bardziej majestatycznie i złowrogo niżeli za dnia. A świadomość tego, że przeciwnik jest bliżej niż się spodziewali dodawał całej sprawie animuszu.

- Należy na dziś już odpocząć drogi siostrzeńcu. Jutro być może, staniemy w szranki z głównymi siłami wroga.


 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 09-06-2013 o 13:28.
Tasselhof jest offline  
Stary 08-06-2013, 02:50   #23
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację

Najemnicy kolejno opuszczali świątynie, w większych bądź mniejszych grupkach udali się w końcu na spoczynek inni wcześniej ruszyli na zakupy. Jedni byli źli na kapłana, za to iż zbył ich pytania jedną odpowiedzią.

- Nie martwcie się o sprzęt, kapitan się tym zajmie.

Mało kto z nich bowiem, chciał polegać właśnie na Lobo. Co bardziej spostrzegawczy ( Umiejętność spostrzegawczość ) natomiast zauważyli w oddali mężczyznę, który przyglądał im się z tylnej uliczki i coś uważnie notował na kawałku papieru. Ciężko było go rozpoznać, gdyż twarz skrytą miał pod kapturem i skrupulatnie sprawdzał czy tak jest wciąż. Jakakolwiek próba zbliżenia się ku niemu spowodowała iż osoba ta momentalnie odchodziła i w następnej uliczce ślad po niej się urywał. Oprócz tego dziwacznego zbiegu okoliczności reszta wieczora i noc minęły spokojnie, aż w końcu nastał nowy dzień. Kapitan Lobo wraz z paroma strażnikami i murarzem zgodnie z umową czekali na wynajętych przez kapłana ludzi przy świeżo rozkutej studzience kanałowej, tuż przy garnizonie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 09-06-2013, 08:50   #24
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Hargin ruszył trochę przed umówioną godziną rozejrzeć się po mieście. Czasu jeszcze trochę miał. Jedzenia na drogę mu nie brakowało a inne rzeczy powinna zapewnić straż. Z ciekawości i z zamiłowania do wyrobów ze stali odwiedził dzielnicę rzemieślniczą. Odwiedził jednego z miejscowych zbrojmistrzów. Prawdę mówiąc nie chciał nic kupować ale dla zabicia czasu wszedł zobaczyć oferty. Sprzęt na wystawie wydawał się dość solidny, przynajmniej jak na ludzką robotę.
Wychodząc zobaczył Clemensa zmierzającego być może pod garnizon. Podszedł do niego szybszym krokiem by zagaić
- Zaczekaj, chłopcze. Chciałem obgadać jedną rzecz. Mówiłeś żeś z Zakonu Białego Wilka, słyszałem o nich nieco i podobno to wspaniali wojownicy, wiedz że cenie takich. Pomyślałem że może możemy połączyć siły. Cholera wie jak ten szalony kapitan nas zechce podzielić w tych kanałach a nie mam zamiaru iść z kimś, kto zesra się na sam widok gówna albo własnego cienia. Skoro z Zakonu, to pewnie potrafisz to i owo. Może zejdziemy razem?
Clemens zdziwionym wzrokiem wejrzał na khazada, który zaczepił go w drodze na umówione spotkanie. Szybko jednak przypomniał sobie znajomą twarz i powitał brodacza gestem ręki.
-Witaj panie.- rzekł wyważonym tonem -Pomysł to pierwszej klasy, panie, lecz jak sam żeś dostrzec raczył rycerze z zakonu mego prawymi ludźmi są, o honorze twardym jak wasze wyroby mości krasnoludzie i zasadach niezmiennych jak khazadzkie obyczaje. Wstyd bym przyniósł mym mistrzom, gdybym połączył siły z równie sprawnym wojakiem, co ja pozwalając słabszym i mniej bojowo nastawionym do naszej misji, ryzykować życie.- wyjaśnił spokojnie -Choć me serce wypełnia nadzieja, że nie trzeba będzie się rozdzielać w trakcie poszukiwań...- dodał na koniec.
Krasnolud przyjął uścisk ręki podając swoją
- Honor ważna rzecz wiadomo, i dla mnie on ogromne ma znaczenie. Ale tu o życie chodzi. Wstyd mógłbyś mistrzom przynieść gdybyś padł w tych kanałach, a jak pójdziesz ze takim, co dwie lewe ręce ma, to niechybnie tak stać się może. A rozdzielić przyjść nam może i co wtedy? Kanały zwykle mają wiele zakrętów, odnóg, poziomów i pomieszczeń. Jak grupą ruszymy to pewnie się coś spłoszy i tyle będzie z polowań. Potwór ucieknie i później powróci by pojedynczych atakować. Zastanów się chłopcze. Honor uratujesz bo zabić się nie dasz a na dodatek być może zło stamtąd przepędzimy. - przekonywał Clemensa
-Rad jestem panie, że nie tylko honor, odwaga i umiejętności są twą domeną ale i rozsądek spory wykazujesz.- rzekł człek -Zatem naszym zadaniem będzie nie tylko uchronić tych o dwóch lewych rękach przed zagrożeniem, ale i sprawić, co by nas się trzymali a wtedy nikomu krzywda stać się nie ma prawa.- rzekł szukając konsensusu.
- O, takie rozwiązanie jeszcze nie jest najgorsze. Można tak przyjąć. W takim razie możemy dalej udać się razem.
-Rzeknij mi panie jeśliś łaskaw, dlaczego zadanie niegodne krasnoludzkiego woja zaciągnęło Cię tutaj, z dala od krasnoludzkich twierdz, o których legendy i mity okrążyły już cały świat.- spytał uprzejmie.
- O, - powiedział podciągając spodnie - dobre pytanie. Na początek; śmiało mi możesz mówić Hargin. A czy zadanie niegodne - krasnolud pogładził swoją długą brodę - może nieco i niegodne, ale mi nie o sławę idzie. Widzisz, byłem nie tak dawno żołnierzem, tarczownikiem, jak z resztą dobrze wiesz, ale swoje odsłużyłem i że spokój względny w Górach Szarych panuje, to postanowiłem nie siedzieć z dupą na miejscu, ino w świat ruszyć. Przygody mi się zachciało, - uśmiechnął się - a tutaj mnie i przygoda przywiała i chęć zwiedzenia kawałka świata no i oczywiście zarobek, bo bez tego na trakcie to umarł w butach. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy - Jednak co tutaj robi członek zakonu rycerskiego? - zapytał nie kryjąc zaciekawienia
-Ano test mego męstwa zacny panie Hargin. Mistrz mój Kordian, nakazał mi udać się tutaj, wspierać kościół Shalyi radą oraz moją bronią.- odrzekł z dumą -I choć przybyłem tu z rozkazu zauważyć muszę, że czasu spędzać niemile nie będę a wspomnienia godne będą odnotowania w jakim pamiętniku, kiedyś.- uśmiechnął się lekko. -Ruszajmy. Niebawem będą nas wyczekiwać.- rzekł wskazując dłonią kierunek.

Kapitan faktycznie czekał już na najemników. Hargin przywitał zebranych podnosząc nieco dłoń. - Witam. - powiedział do zebranych - Nim ruszymy w dół niezbędnych będzie parę rzeczy, które pewnie wam nie sprawią problemu. Macie jakieś lampy i liny pozabierane? - zapytał kapitana.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 09-06-2013, 16:04   #25
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wieczór spędził spokojnie. Nie bawił się w szynku, to nie były jego klimaty. Wiele lat spędzonych w klasztorze sprawiło, że nauczył się kilku zachować i rzeczy, które teraz zmusiły go do takiego a nie innego sposobu bycia. Nie spożywał alkoholu, chyba, że po zwycięskiej bitwie, w których de facto nie brał ani razu udziału. Fakt faktem wygrał kilka szczeniackich pojedynków z giermkami innych rycerzy, lecz to żadna bitwa a zwyczajne potyczki na kije na placu ćwiczeń pod okiem nauczycieli. Clemens czuł powołanie, nie był człekiem, którego do służby zmusiły zasługi przodka, lub szlachecki tytuł zobowiązujący do służby. Był świadomy swej wartości i poświęcał całego siebie dla zakonu oraz wiary w Ulryka. Nie dbał o doczesne dobra, o pełną sakwę czy dobrą zabawę w wolny wieczór. Być może marnował swoją młodość, lecz nie twierdził by był to dla niego jakikolwiek problem.

Po skromnej kolacji udał się do swej izby i odprawił długie modły następnie, naoliwił broń i przed snem doglądnął wierzchowca, który wszak miał mu służyć długie lata. Wiedział, że zabierze ze sobą konia do kanałów, dlatego z pewnością przynajmniej część złota z nagrody przewidzianej za wykonanie zadania przeznaczyć będzie musiał na zaopiekowanie się zwierzęciem. Gdy już położył się do łóżka naszły go myśli dotyczące jutrzejszego dnia. Czym jest bestia porywająca mieszkańców miasta, czy to demon, mutant chaosu czy też kultyści, których macki wszędzie się dostaną. Czas pokaże. Po północy usnął, uprzednio prosząc gospodarza o zbudzenie przed świtem.
Rankiem odprawił modlitwę ubrał się i pożegnał z wierzchowcem po czym ruszył na umówione spotkanie z kapitanem straży i resztą kompanów.

Nieoczekiwane spotkanie i krótka rozmowa sprawiły, że miał nieco lepszy humor idąc na miejsce. Hargin był pierwszym krasnoludem, którego Clemens poznał osobiście. Widział przedstawicieli krzepkiego ludu kilka razy w drodze do Cohen, lecz nigdy z żadnym nie rozmawiał. Wiele słyszał od mistrza Kordiana. Ponoć byli to porywczy i nerwowi osobnicy o wybitnych zdolnościach rzemieślniczych, oraz honorze więcej wartym niż skarbiec Karla Frantza. Kto wie, ale z tego, co giermek zauważył Hargin był typowym przedstawicielem gatunku, który opisywał sir Kordian.
Gdy dotarli na miejsce młodzieniec przywitał towarzyszy skinieniem głowy i spojrzał na każdego z osobna poświęcając chwilę na przemyślenia. Nie znał ich i nie chciał oceniać po pozorach, tak jak uczył go tego rycerz trzymający nad nim pieczę. Wiedział tylko, ze Aine jest piękną kobietą a zabójca trolli, o których słyszał z legend będzie ich głównym atutem w walce z niebezpieczeństwami w kanałach.

-Ruszamy?- spytał unosząc lekko brew.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 09-06-2013, 22:30   #26
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Aine doczłapała się w końcu do domu aptekarki. Na palcach i z duszą na ramieniu weszła do środka, podniosła wiadro wody, przyszykowane zawczasu w sieni i ruszyła na piętro. Starucha wraz z synem spali w najlepsze. Ich donośne chrapanie rozchodziło się po całym domu. Uzupełniając się tworzyło jeden, nieprzerwany hałas, pozwalając dziewczynie poruszać się swobodnie. W granicach rozsądku oczywiście. Bez trudu doszła do swojego pokoju, dziękując w duchu za to, że wszyscy spali. Nie miała najmniejszej ochoty tłumaczyć się z tego jak późno i w jakim stanie wróciła.

Ziewając przegoniła dwa tłuste kocury, które pod jej nieobecność urządziły sobie legowisko na łóżku. Wyraźnie niezadowolone ścierściuchy nasyczały na nią i z godnością opuściły mały pokoik. Dziewczyna odpowiedziała im równie zirytowanym syknięciem, gdy kopnięciem pomagała ostatniemu z nich wyjść za próg. Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami, zamykając oczy. Pierwszą część planu wykonała nie budząc nikogo z domowników. Ostatnim czego teraz potrzebowała był wrzask, harmider oraz zaglądające przez dziurkę od klucza kaprawe ślepie pryszczatego. Nie marnując więcej czasu postawiła wiadro z wodą na podłodze, nadal starając się wykonywać jak najmniejszy hałas. Rozebrała się, przewiesiła ubrania przez oparcie krzesła i pochylając się nad wiadrem zaczęła mycie. Kąpielą nie można było tego nazwać, ale powoli usunęła z siebie brud i pot całego dnia, a także zapach mężczyzny wciąż intensywnie wwiercający się w jej nozdrza. Gdy poczuła się czysta podeszła do łóżka i naga wpełzła pod koc. Nie chciało jej się szukać koszuli, ani już wykonywać zbędnych ruchów. Raz że długotrwała krzątanina mogłaby kogoś obudzić, a dwa...nie miała już na to siły. Zdążyła położyć głowę na poduszce, i nie wiedzieć kiedy, zasnęła.

Obudziła się nim słońce zdążyło na dobre pojawić się na niebie. Leżała rozkoszując się chwilą ciszy, spokoju i błogiego lenistwa. Wiedziała jednak, że jeżeli chce wyrwać się z apteki to musi wziąć się w garść. Każdy moment zwłoki zwiększał prawdopodobieństwo natknięcia się na przytomną pracodawczynie. Ta, mimo że obiecała dać Aine spokój, mogła zapomnieć o danym słowie i zacząć wymyślać coraz to nowe rzeczy do zrobienia. Tym razem dziewczyna nie zamierzała dać się zaciągnąć do sprzątania czy gotowania, a potem na złamanie karku biec na miejsce spotkania. Coś jej mówiło, że kapitan nie potraktowałby wyrozumiale spóźnienia już pierwszego dnia. Poza tym nie chciała się spóźnić, chociaż ten jeden raz.
Szybko wstała z ciepłego łóżka, znalazła w miarę czyste ubranie i naprędce posprzątała pokój, zabierając wiadro z brudną wodą. Nim wyszła na korytarz zapakowała jeszcze do torby skradzione wcześniej bandaże, buteleczki ze spirytusem oraz igłę z jedwabną nitką. Spod szafki wyciągnęła długi i piekielnie ostry sztylet, tkwiący dla bezpieczeństwa w starej, skórzanej pochwie. Przyczepiła broń do pasa, złapała worek z pomocą medyczną i z zadowoloną miną podeszła do drzwi, otwierając je delikatnie. Na palcach zeszła po schodach, uważnie stawiając stopy. Z kuchni porwała butelkę kiepskiego wina, kawał kiełbasy i lekko zeschnięty bochenek ciemnego chleba. Wszystkie łupy umieściła w worku, zawartość wiadra wylała przez okno, sprawdzając uprzednio czy nikt nie stoi na zewnątrz. Nagły potok wyzwisk i przekleństw mógłby skutecznie zniweczyć jej plany na ucieczkę bez słowa. Odstawiła kubeł do sieni i, nie uważając już na to czy czyni hałas, szybko podeszła do drzwi wejściowych. Otworzyła je przy akompaniamencie niemiłosiernego zgrzytu, zawiasy od bardzo dawna wołałby o choć kropelkę oleju, nie był to jednak problem Aine. Wybiegła za próg i pędem ruszyła w dół uliczki, znikając za najbliższym zakrętem. Pogoń albo nie chciała za nią ruszyć, albo co bardziej prawdopodobne, wciąż smacznie chrapała, donośnym pierdzeniem poruszając od czasu do czasu pierzyną.

Uspokojona dziewczyna wyciągnęła z wora śniadanie i, już się nie spiesząc, skierowała swoje kroki ku miejscu spotkania z kapitanem straży, a także z resztą współpracowników. Jadła tak samo powoli jak szła, z tym że kroku nie przyspieszyła po skończeniu posiłku. Nawet mimo dłuższej trasy do celu dotarła przed czasem. Przywitała pozostałych skinieniem głowy, uśmiechnęła się do każdego z osobna, nawet do Lobo i jego ludzi. Miała wyjątkowo dobry humor i nic nie mogło go zepsuć.
- Dzielni rycerze przodem - odpowiedziała na pytanie Clemensa, brodą wskazując zejście do kanałów. Wyszczerzyła się przy tym niewinnie, poprawiając przewieszoną przez ramię torbę - Oddział do łatania dziur idzie z tyłu.
 
Trollka jest offline  
Stary 10-06-2013, 09:22   #27
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Amadeus wyszedł na zewnątrz karczmy znikając gdzieś w mroku nocy. To zdarzenie było przyjemne, lecz zbyt niebezpieczne. Musiał oczyścić umysł a samotność najlepiej się do tego nadawała. Po godzinie spaceru bez celu postanowił wrócić do pokoju, wcześniej zaopatrzywszy się w dzban wina. Siedząc tak na łóżku, spoglądając na tlącą się świecę dumał i pił. W końcu alkohol zwyciężył i młodzieniec usnął spokojnie.

Poranek był straszny. Pękająca głowa, kac i zmęczenie dawało o sobie coraz bardziej znać. Śniadanie zamówione nawet nadawało się do przetrawienia, lecz szybko wydostało się z żołądka Amadeusa. Bunt organizmu wobec czegoś tak “paskudnego” jak jedzenie. Pić wina!! Tego organizm się domagał, lecz młodzieniec postanowił walczyć sam z sobą. W końcu jakoś doprowadził się do porządku, choć wyglądał jakby koń z wozem po nim przejechał. W takim też stanie ruszył na zbiórkę. Ziewając i co jakiś czas biorąc łyk wody przywitał się z każdym z osobna. Gdy jego wzrok spoczął na Aine uśmiechnął się tylko lecz nic nie powiedział, a skinął tylko głową.

- No to komu w drogę temu czas...tylko Herr Hargin ma racje. Liny, pochodnie, lampy by się przydały co by po ciemaku nie błądzić.. - rzucił do kapitana
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-06-2013, 04:10   #28
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
W “Kocim rzygu” cała trójka czuła się jak w domu... a przynajmniej było to jedno z niewielu miejsc w którym mogli się spokojnie napić nie przyciągając nadmiernej uwagi innych klientów.

Przyszli co prawda na piwo, ale Otto szybko doszedł do wniosku, że w tej spelunie ( która była najbliżej świątyni Shaylli) lepiej piwa nie zamawiać, szybko wyjaśnił powody kompanom niosąc dzban wina i trzy kubełki:

- Kiedyś zamówiłem to piwo i szybko zrozumiałem skąd wzięła się nazwa tej karczmy.

Stwierdził z wymuszonym uśmiechem. Porównanie było prawdziwe, jednak nawet po latach nie mógł pozbyć się odruchu wymiotnego na wspomnienie wypitego tu piwa. Knajpa z pewnością by zbankrutowała gdyby nie sprzedawała nader dobrego i taniego wina.

- Znacie dobrze te kanały, do których idziemy? Duże są? - Otto zapytał po kilku łykach wina przerywając niezręczną ciszę. Gdzieś w rogu słychać było brzdęk tłuczonego szkła, lecz nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi.

Sigric nie przepadał za takimi miejscami ale z drugiej strony tylko w takich miejscach przeciętny szczurołap miał okazję się na pić, w innych przybytkach mógł spotkać się z szeregiem wyzwisk zwiazanych z jego profesją. Na komentarz Otta zaśmiał się i sam nalał sobie trochę trunku po czym odpowiedział.
- To zależy, co nazwałbyś dużymi kanałami. Waltersdorf dużym miastem nie jest i ma takie kanały jakich mu potrzeba. Trochę tam pracowałem, wiesz, zlecenie od miasta, i jak się orientuje to można się nimi dostać do sporej części miasta. Nie powiem, że znam je jak swą kieszeń, bo aż tak długo tu nie pracuję, ale nie zgubię się tam tak łatwo.

— No — mruknął Johann Heinrich, równocześnie próbując powstrzymać beknięcie — ja to żem trochu po kanałach łaził, ale nie tak znowu bardzo wiele. No winc jak bardzo one są duże, to ja nie wiem, bo się ciężko połapać tam na dole. Takie... poplątane toto... eee... jak to mawiają... lybirynt. Żem się bał, że siem zgubię, no to ci ja zawsze brałem kredę i se zaznaczałem na ścianach, skąd żem przyszedł... Eee, wiecie, co to, nie...? Kreda, takie cuś, co to pisarczyki używają czasami. Nie takie drogie to nawet, dość się da kupić za parę srebrników. Byłem ci ja w tem sklepie, w dobrej okolicy jest postawiony, same kupce bogate tam żyją... No to nie dziwota, iże wyglądało, jakby mnie na zbity pysk z miejsca mieli wywalić zanim ja nawet cośkolwiek powiem, nie? Wszestko tam takie ładne, złotem się błyszczy, delikatne wszędzie aparaty... Ale drogie toto wszystko jak cholera! Widział żem ja, mówię wam, tusz taki... taki, co to do pisania piórem go biorą, nie? Tyle że czerwony jako krew i w ozdobnej buteleczce... Dwadzieścia marek! No jasna cholera, ja tyle to ci w rok nie zarobię, nie?! Ale żem tylko kupił u nich kredę i poszedł żem w kanały.

Przerwał i wziął duży łyk ze swojego kielicha, ocierając potem usta rękawem.

— W każdem razie jak duże te kanały są, to ja nie wiem, bo całech to żem ich nie zwiedził, ale jedno wiem, iże poza miasto na rzekę wychodzą. Wszystkie te brudy, no nie, wszystkie one do rzeki oczywiście spływają. I te ujścia to zakratowane są, nie? Ale jest tam parę takich... takich bramek, co to się da otworzyć. Wiem, jak to działa, bo żem... — rozejrzał się podejrzliwie, choć ani nikt nie zwracał na takich, jak oni, uwagi, ani nie mógłby ich podsłuchać w tym hałasie nawet, jakby chciał. — Ja żem z przemytnikami trochę trzymał wtedy, wiecie, co to szmuglowały towary przez te kanały. Mało kto tam na dół chce schodzić, nawet i za niezłą zapłatę, no to werbowali spoza swego towarzystwa, nie? Spotkałem się z jednym przez znajomego i żem fuchę zdobył. No winc pomagał żem im przenosić te rzeczy przez ścieki. Ale to kilka roków temu było — zakończył, zaglądając do kielicha i dopijając resztkę wina.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 11-06-2013, 10:04   #29
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Szczurołap wysłuchał wywodu zbieracza, co prawda zaskoczyła go informacja o przemytnikach ale może Johann liczył na dyskrecję z ich strony zresztą nie miał zamiaru go sądzić jego sprawa zresztą przemyt nie był czymś szczególnie niegodziwym co najwyrzej kilku bogatszych mieszczan i kupców na tym straciło nie jego problem.

- Hmm, no są wyjścia na rzekę ale kapitan i te chyba zabezpieczył na wszelki wypadek, no i jeszcze jest zapewne kilka niezałatanych od strony starego miasta. Wiecie co wtedy się zawaliło słyszałem że po tym nikt się nie przejmował kanałami gdy miasto do odbudowy było, choć w tamte okolice raczej się nie zapuszczałem więc nie wiele mogę żec o tym...

— No, ja to żem żadnych przejść do starego miasta nie widział, ale może tam są... Kto wie. — Johann Heinrich zamyślił się przez chwilę, bawiąc się kielichem trzymanym w dłoni. — Hmm... A może ten cały potwór to jest duch tych, co to stracili wtedy życie, nie? I teraz się mści na wszystkich żywych, nie? Takie rzeczy się zdarzają.

Na słowa Johanna Sigric podrapał się po karku z pewnym nie smakiem.

- Szczerze to wolał bym by nasz problem był bardziej namacalny, z duchami wolał bym nie mieć do czynienia za żadne pieniądze bo niby co można zrobić skoro tu kapłana trza najlepiej Morryty. - powiedział wypijając zawartość swego kubka do dna, pomysł śmieciarza o widmie jako bestii wydał mu się bardzo niepokojący -Trzeba by zasugerować jutro by i starszą cześć sprawdzić to znaczy tą co się nie zwaliła. Bo se tak myśle że to porzucone jest i nikt tam nie zaglądał więc jeśli jakie dziadostwo miało by się w kanałach zalęgnąć to tam miało by idealne miejsce...

Także i Otto na wspomnienie o duchach zareagował żywotniej, niż przez całą resztę rozmowy. Widać było, że nawet realni przemytnicy go tak nie zainteresowali, jak fantazje Johanna. - Duch to by raczej z kanałów nie wyłaził po to by rodzinę z domu wyciągać... - pomyślał na głos. - Raczej toto by cielska swego strzegło, lub w obszaru mordu pilnowało, bo zwykłe nieboszczki to se cichcem na cmentarzu leżą...

— Są różne duchy — zauważył Johann. — Są dobre duchy, co cię próbują przed czymś ostrzec, są takie, co pilnują skarbu w swoim grobowcu... Tak żem słyszał. No i są mściwe duchy, co to próbują krzywdzić niewinnych za dawne zbrodnie. Może oszalałe jakieś są, nie wiem.

Otto pokiwał głową na znak iż zgadza się z przedmówcą. Na jego twarzy nawet wymalowało się zdziwienie spowodowane znajomością tematu. Popił łyka wina , wzruszył ramionami po czym rzekł - Przekonamy się pewnikiem na miejscu, ale dobrze by było trzymać się razem. A i w tych starych zagrzebanych kanałach może i cusik by się znalazło ? - zakończył zaciekawiony, perspektywa dodatkowych fantów odnalezionych w ruinach miasta była dodatkowym atutem roboty.

— Taaak... — mruknął śmieciarz z nadzieją. — Bo ja to żem nie podpisał tej umowy i nie wiem tak do końca, czy mnie zapłacą...

- … ale zabrałeś ze sobą ? To może podpisz tera i oddasz jutro mówiąc że zabrałeś dwie przez nieuwagę, sam nie wiem co tam zapisane było ale z praktyki wiem że jak umowa jest to lepiej uważać raz w cechu afera była bo jakiś mieszczanin zapłacić nie chciał bo jeden z naszych podpisu nie złożył, a robotę wykonał wstrętna szuja. Się oduczył jak mu powiedzieli że od tera sam se szkodniki łapać będzie. - powiedział, umowa jednak po coś była a lepiej by Johann wiedział na czym stoi niż by się miało okazać że za darmo tyrał. Po chwili zwrócił się do Otta - Chyba zapomniałeś że kapitana za plecami mieć będziemy a on chyba na takie dorabianie na boku nie zezwoli, jeszcze ci łapy zechce uciąć za szabr lub jaką inną przewinę.

— A. — Johann Heinrich puknął się kilka razy palcem w czaszkę, wskazując na swą wyraźną wyższość intelektualną. — Ty młody jeszcze jesteś i nie rozumiesz wszystkiego. Jak nie wiesz, co tam mówi, to czemuś podpisujesz? A jeśli tam jest, iże to TY kapłanowi musisz zapłacić? I jak mu nie oddasz tych pieniędzy, to cię weźmie do sądu książęcego, nie? A ty nie masz tyle grosza, ile on chce, no to sędzia orzeknie, iże masz kapłanowi służyć bez zapłaty aż spłacisz swój dług!

Na slowa Johanna zdurniał i podrapał się po czole w końcu odparł.

- Yy, nie wydaje mi się by takie podstępy leżały w naturze kapłana i w końcu uczone głowy co z nami były to podpisały więc chyba podejrzanego tam nic nie było. - Oczywiście szczurołap miał na myśli Amadeusa i Aine bo ci wyglądali na wyuczonych. - W końcu jak to przeczytali i podpisali to na własną szkodę nic by nie zrobili nie ?

— Słuchaj, młody, kapłan może i jest poczciwy, wszyscy go kochają, nie? Ale to wciąż jest człek bogaty, co żyje z dziesięciny od nas zbieranej. Wszystkie te kapłany czy książątka to tylko żerują na zwykłych ludziach. Jakby Hoge był taki wspaniały, jak wszyscy myślą, nie, to może podarowałby trochę swego złota takiemu komuś jak ja, żebym nie musiał zimą z głodu wraz z rodziną przymierać, hę? — Śmieciarz machnął ręką, a dwa zęby widoczne pomimo zamkniętych ust przez rozdwojoną wargę błysnęły lekko. — A co do uczonych głów, to jakie tam były uczone głowy? Krasnale, tfu... jakaś dziewka, jakiś rycerzyk czy inny paniczyk, co pewno po bretońskiemu gadają, ale nie myślę, żeby czytać umieli. Pewno tylko gapili się na pergamin, co by udawać, że są tacy yntelygyntni. Wiem, że ja tak robiłem.
 
Rodryg jest offline  
Stary 11-06-2013, 12:02   #30
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- No cóż, nie myślcie ze się chwale czy coś, sam przez długie lata byłem niepiśmienny, ale mnie mój ojczym czytać i kreślić znaki nauczył mogę więc powiedzieć, że to zwykła umowa była. Zapłacą nam pięć złotych koron jeśli przyczynę problemu zlikwidujemy, albo i zabiorą to co już nam dali w ramach zaliczki, jeśli jej nie ubijemy. A co do kapitana... przecie nie będzie nam cały czas patrzał na ręce... a jak powiemy, że szukamy śladów stwora w ruinach to co ma nie wierzyć? nasza to sprawa jak bestie ubijemy. Choć po prawdzie to lepiej najpierw ją ubić a potem szukać co cennego, bo inaczej podczas tych poszukiwań gotowa spaść nam na głowy i wykończyć cichaczem. Musi byc sprytna i cicha skoro całe rodziny bez alarmu z domostwa wyciągnęła i pomordowała... - stwierdził Otto ponurym już głosem, jednocześnie dolał sobie wina z dzbana do pustego już kubka. - Chmmm jak macie tą umowę to mogę wam punkt po punkcie wytłuszczyć... zawsze to lepiej samemu wiedzieć jakie się zobowiązanie bierze, niż zastanawiać się po fakcie. Z tego tylko nerwy i rozstrania, roztstrojuu... noo zepsucia wnętrzności można dostać. - odrzekł rzeczowo.

— Hmm... — mruknął Johann Heinrich, spoglądając na Ottona podejrzliwie. Z zasady nie ufał nikomu, kto by potrafił pisać, ale z drugiej strony nie można było zaprzeczyć, że daje to nowe możliwości. — Hmm... — mruknął ponownie, tym tak, jakby coś mu przyszło do głowy. — No to powiedz, dobrze ty władasz piórem?

Sigric znał ludzi którzy nie przepadali za wyższym stanem ale dało się stwierdzić że w przypadku Johanna osiągnęło to wręcz chorobliwy poziom, nie miał zamiaru się w dawać w dyskusję na ten temat. Z resztą nie musiał po wypowiedzi Otta na którego spojrzał z pewnym uznaniem sam zamierzał przeznaczyć część zarobku na naukę, w końcu to by pomogło mu się wybić.

- Co do stwora mamy tylko domniemania choć głupi nie może być skoro go jeszcze nie utłukli... - odparł z pewną obawą chyba dopiero teraz zaczynał pojmować na co się pisał - ...zresztą krasnoludy wiedzą jak machać toporem i rycerz też chyba umie więc wiadomo komu siekanie można zostawić. A co do umowy to powiedz co nieco by wiadomo było na czym stoimy.

— No mam ci ja nadzieję — rzucił JH — bo jak mnie samego ta bestia napadnie, to się prędzej zesram niż ją ubiję, powiem wam szczerze. Zwłaszcza, jeśli to duch...

Otto uśmiechnął się na słowa Johanna, pokiwał głową po czym odrzekł, upijając uprzednio wina - Władam nie zgorzej, jak coś trzeba napisać to napisze... a czy kto lepiej potrafi czy gorzej pisać to nie wiem. Chmmm poeta nie jestem żadnym, ani pisarzem, ale to co potrafię powiedzieć to i na papierze napisać umiem. A co do umowy to najważniejsze już powiedziałem, ale poczekajcie, najlepiej jak wam przeczytam... poczekał na papier od Johanna po czym odczytał kompanom punkt po punkcie podkreślając najważniejsze elementy - czyli te dotyczące zapłaty i kar za nie wykonanie umowy.

— Taaa... — mruknął Johann Heinrich. — No to słuchaj, mam ci ja taki pomysł. Zmienisz tę umowę, żeby kapłan był mi winien więcej pieniędzy, tylko dopisać coś musisz tak, aby nikt tego nie zauważył. Hoge podpisze umowę i będzie na papierze, że ma mi zapłacić, powiedzmy sobie, piętnaście koron. A jak mu się nie spodoba, to do sądu z tym może iść, tak jak sam napisał. Co ty na to? Jak się uda, to kopsnę ci część tego, co dostanę.

- Hehehe - Otto roześmiał się przyjaźnie i w lekko pijackim humorze klepnął przyjaźnie Johanna w ramię. - Masz ci ja widzę łeb na karku, wiesz gdyby tu tylko cyfra pięć stała, to dopisałbym za nią kolejną cyfrę , albo i jeszcze kolejną i fortunę nie małą by musieli ci wypłacić. - Otto sam rozmarzył się nad możliwością dokreślenia dwóch, a co tam trzech albo i czterech zer po piątce , dostał spazmu śmiechu iż omal się nie zakrztusił pitym przed chwilą winem gdy kolejne zera dokreślał w wyobraźni na umowie - To by się hi hi kapłani ha ha ha zdumieli buahahaha jak by haha im przyszło he he płacić. - W końcu zaniemógł w spazmatycznym chichocie. Długo jeszcze dochodził do siebie , gdy w końcu jako tako przeszedł mu napad śmiechawki myśl dokończył

- Widzisz, napisali kwotę cyfrą i słownie, a ze słowami sztuczka nie łatwa, jak dla mnie niemożliwa. Musiałby jakiś fałszerz porządny zabrać się za ta umowę, ale powiem szczerze, kapitan i kapłan zaraz by się skapli że umowa przerobiona jest, bo przecież oni dobrze wiedzą ile nam zaoferowali, zwłaszcza że każdy miałby dostać po pięć złotych koron, a tu nagle taki Johann pieńdziesiąt albo i pińset - znowu się uśmiechnął szeroko i zaniemógł wyobrażając sobie Johanna jak domaga się przerobionej kwoty co stoi w umowie. - Nie dość, że nic by z tego nie wyszło to jeszcze do pudła by cię zamknąć kazali za fałszerstwa, oszustwa, kapłanów znieważanie i co by tam jeszcze im do głowy wpadło. - zakończył i przepił słowa winem.

Sigric zaśmiał się razem z Ottem, a także przy okazji z naiwnego kombinatorstwa Johanna co jak co ale raczej by takie coś nie przeszło. Czując przy okazji że wino znać o sobie daje stwierdził że trzeba się powstrzymać od dalszego picia chyba ze mu w gardle by zaschło a przecież miał jeszcze kilka sprawunków na głowie przed końcem dnia.

- Hehe, nie zapominaj o dybach bo kapitan chętnie by cię w nie zakuł i wystawił na głównym placu za taką bezczelność ku przestrodze innych... - wybuchnął śmiechem wyobrażając sobie nieszczęsnego Johanna w dybach zastanawiającego się czemu go tak pokarano - Szkoda żem wcześniej nie wiedział może by się dało coś utargować po dobroci, to znaczy jak reszta naszych kompanów by ten pomysł poparła to zapewne by ustąpił ale teraz niestety za późno.

— A nie możesz po prostu dopisać czegoś o dodatkowej zapłacie? — powiedział z powagą zaróżowiony Stahl. — Nie musisz niczego zmieniać, po prostu dodaj jedno zdanie, nie?

- Przykro mi - Otto mimo, że podchmielony to szybko spoważniał, nie uśmiechało mu się zwiedzanie lochów... kanały musiały na jakiś czas wystarczyć - Ja się tego nie podejmę. Nawet jeśli wściubię gdzieś tu takie zdanie, to będzie widać, że dopisane jest przez kogoś innego, zaraz podejrzenia urzędnicze wzbudzi, zwłaszcza wobec jednakowych wypłat innych. Ciebie wezmą na spytki i tortury a nawet jak mnie nie wydasz, żem się do tego przyłożył, to zwyczajnie dla twojego dobra tego nie uczynię. Spokojnie, jeszcze nam fortuna dopisze, sami zobaczycie ile zleceń dostaniemy gdy w mieście głośno się zrobi, że to my stwora usiekliśmy... Jak się dobrze zakręcić... to można by się przejść po rodzinie zaginionych ofiar i dodatkową nagrodę od nich wydostać... Głośne czknięcie - Hic - jedynie potwierdziło mądrość zawartą w słowach Otta.

Następnego dnia wszyscy stawili się przy studzience w pobliżu garnizonu. Otto nie zapomniał przygotować się do łażenia po kanałach, zabierając "robocze" ciuch cmentarzowe, oraz zostawiając pieniądze w domu.
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172