Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2013, 10:53   #7
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Dzień 1
Gdy zamknęły się drzwi cel, a kroki strażników oddaliły się na tyle, że można było swobodnie porozmawiać nowi więźniowie wdali się w dyskusję z tymi, którzy byli tutaj dłużej.
W tego typu miejscach bywa różnie, jeżeli chodzi o stosunki między rasowe. Większość nie ufała nikomu i wolała milczeć. Stosowana jednak przez Lanthisa odpowiedzialność zbiorowa, wymuszała niejako wymianę podstawowych chociaż informacji.
Nowi niewolnicy dowiedzieli się przede wszystkim, że ucieczka z tego miejsca jest praktycznie niemożliwa. Pilnie strzeżony i ogrodzony wysoką palisadą obóz, liczni, dobrze uzbrojeni strażnicy i przede wszystkim fakt, że ich więzienie znajdowało się na wyspie to wszystko sprawiało, że o wolności można było tylko pomarzyć.
O wielu, jeśli nie o wszystkich, więzieniach mówiono jednak przecież podobnie. I w większości przypadków okazywało się, że zawsze ktoś potrafił znaleźć lukę w systemie obronnym.
Starsi więźniowie na tego typu fakty potakiwali w milczeniu głowami, aby później szeptem tylko dodać, że to może i prawda, ale tutaj strażnikiem jest też wszechobecna mgła.
Wszyscy mówili o niej z lękiem i obawą. Traktowali ją wręcz jako żywą osobę. Szeptano o niej przedziwne historie o magicznej mocy i sekretach się w niej kryjących.
Jakakolwiek, by nie była prawda o mgle jedno nie ulegało wątpliwości. Jej ciągła obecność sprawiała, że wszystko wokół przesiąknięte było stęchlizną i nieprzyjemną wilgocią.
Starsi więźniowie przestrzegali nowych, aby jak ognia unikali kontaktów z nadzorcą Urgiem. Był on bowiem strasznie agresywny, a jego zachowania całkowicie nieprzewidywalne.

W końcu wszyscy ułożyli się do snu. Za posłania służyły im wilgotne i cuchnące pleśnią sienniki, które już dawno powinny zostać wymienione. Najwyraźniej nikt jednak nie uznał, że więźniom należy się taki luksus i musieli spać na tym, co było.
Znalezienie wygodnej pozycji w tych warunkach graniczyło z cudem. Na dodatek chłód i wilgoć przenikały na wskroś i nie pozwalały zapaść w głęboki sen.
Nie tylko jednak te niesprzyjające warunki sprawiły, że część z nowych więźniów nie spała dobrze tej nocy.
Dodatkową przeszkodą w spokojnym śnie okazały się przedziwne sny, które ich nawiedziły.


Przeraźliwy, metaliczny huk obudził wszystkich zamkniętych w “Kamiennym bunkrze” więźniów.
- Wstawać łajzy zasrane. Wstawać! Pora do pracy! - wrzeszczał nadzorca.
Strażnicy, których wygląd przyprawiał o mdłości, kolejno otwierali cele i wyprowadzali niewolników. Większość zdeformowanych strażników w milczeniu wykonywała swoje obowiązki. Tylko nieliczni odzywali się do więźniów, poganiając ich do wyjścia.
Na zewnątrz ustawiono wszystkich w równe szeregi i policzono. Co bardziej bystrzy szybko zauważyli, że strażnicy w liczeniu mylą się i błędnie dodają. Samo odliczanie nie miało, więc na celu sprawdzenia faktycznego stanu osobowego, a miało stanowić kolejny element psychicznej presji. Taki przynajmniej był zamysł nadzorcy i jego pomagierów.

Pogoda od samego początku nie rozpieszczała więźniów. Od świtu padał rzęsisty deszcz. Stalowe niebo zasnuwały gęste, czarne chmury. Wątłe i poszarpane pasma mgły snuły się po obozie i okolicy, niczym zagubione duchy.
Strażnicy uformowali kolumnę marszową i uderzając z batów, zmusili więźniów do wyruszenia w drogę.
Przy bramie każdy z niewolników otrzymał pajdę chleba oraz skrawek suszonego mięsa. Rację wydawał szczupły niziołek o pociągłej twarzy z której nie schodził miły uśmiech.

Przemarsz do kopalni zajął ponad dwa kwadranse. Szli ubitym traktem z rzadka wyłożonym kamieniami. Wiła się ona pomiędzy porośniętymi pożółkłą trawą wzgórzami. Po lewej stronie znajdował się las, którego drzewa były powykręcane i zdeformowane niczym kończyny pilnujących ich strażników.

Już z oddali słychać było stukot młotów i kilofów uderzających w twardy kamień. Okazało się bowiem, że część z więźniów nie opuszcza kopalni i pracuje tam także w nocy. W większości byli to elfy oraz krasnoludy.
Urg stanął w rozkroku przed zebranymi więźniami i donośnym głosem powiedział:
- Kilkha słów dho nowych. Tho tutaj będzieta pracować. Nie lenić się i nie obijać. Kogho przyłapię na tym, dosthanie bathy. Ohn i cała grupha.
Po tych kilku słowach zachęty, strażnicy wprowadzili wszystkich do kopalni i rozdali narzędzia.

Okazało się, że kopalnia w której przyszło im pracować jest rozległa i głęboka. Liczne odnogi i korytarze wiły się i przecinały. Trudno było stwierdzić, czy cała konstrukcja została tak zaplanowana specjalnie, czy też stanowi naturalną formację. Główne wyrobisko znajdowało się kilkadziesiąt metrów pod ziemią.
Ogromna, okrągła pieczara wypełniona była hukiem i trzaskiem pracujących młotów. Stawieni grupkami więźniowie, albo wykuwali bloki prosto ze ściany, albo rozbijali gotowe bloki na mniejsze kawałki. Te z kolei były wywożone na górę, gdzie kolejne grupy transportowały je na zamek.
Praca była ciężka i monotonna. Kolejne uderzenia odmierzały wolno płynący czas. Nowo przybyli kontrolowani byli zarówno przez strażników, jak i przez współwięźniów. Ci pierwsi pilnowali należytego zaangażowania w pracę, a ci drudzy pilnowali nowych, aby uniknąć za nich kary.

Valerodenn, Aeron i Paulus mieli stosunkowo łatwo. Potężnie zbudowany minotaur w kilku uderzeniach wyznaczał właściwe wymiary bloku, który trzeba było wyrąbać. Widać było, że zna się on na kamieniach, gdyż jego uderzenia były na tyle precyzyjne, że bloki wychodziły równe i nie popękane. Tarli mimo, że znacznie mniejszy od swego kompana, miał znaczną siłę. Przy tym nie przykładał się jakoś specjalnie do pracy, a jedynie poprawiał i pogłębiał ślady pozostawione przez Daruga. Nowym odpadała, więc najcięższa i najtrudniejsza praca. Nie oznaczało to, że mogli się oni leni. Strażnicy bacznie ich obserwowali i każdy objaw przejaw lenistwa byl surowo karany.

Amber, Lor’k’han i Alexander nie mieli tyle szczęścia. Krasnoludzka rodzina na pewno znała się na tej robocie i wiedział, jak operować młotem i kilofem, jednak ciągłe kłótnie i zwady sprawiały, że praca nie szła tak, jak powinna. Na dodatek ranny Grimnir opóźniał ich i narażał na liczne razy
Skutek tego był taki, że już po godzinie każdy z nowy miał, co najmniej dwie pręgi na plecach po uderzeniach bata.

Praca na wyrobisku trwała do wieczora. Około południa w kopalni pojawił się niziołek Oliver Trophim z duży wiklinowym koszem. Częstował z niego wszystkich kolejną pajdą chleba oraz kawałkiem suszonego mięsa. Dwaj idący za nim strażnicy nalewali z miedzianego kotła wody do kubków.
Po posiłku i krótkiej przerwie, więźniowie na powrót zostali zagonieni do pracy.

Wieczorem ledwo żywi, z mięśniami palącymi żywym ogniem i z licznymi pęcherzami na dłoniach, niewolnicy zostali odprowadzeni do obozu. Tutaj poza odpoczynkiem w ich ciasnych i dusznych celach, czekała gorąca strawa przygotowana przez niziołka Trophima.
Przed wejściem do “kamiennego bunkra” Ludovic z polecenia Urga, dokonał przeglądu więźniów. Zdołał opatrzył pobieżnie najciężej rannych, zanim zniecierpliwiony ogr, nakazał wprowadzić więźniów do cel.
I tak od teraz miał wyglądać ich każdy dzień.

Dzień 3
Trzeciego dnia pobytu nowych więźniów na wyspie zdarzyło się coś niezwykłego. Jak zwykle skoro świt niewolnicy zostali zbudzeni i po zaopatrzeniu w prowiant, wyruszyli do kopalni.
Mgła tego dnia była wyjątkowo gęsta i nieprzenikniona. Otulała ona wszystko wokół swoim cuchnącym woalem.
Strażnicy zaopatrzeni w pochodnie szli, jak zwykle obok więźniów poganiając ich do szybszego marszu. Uważni obserwatorzy zauważyli jednak, że zarówno oni, jak i sam Urg rozglądają się uważnie wokół. Dało się wyczuć wśród nich dziwne napięci, czy nawet niepokój.
Gdzieś mniej więcej w połowie drogi, Urg nakazał zatrzymać się. Wszyscy stali niepewnie rozglądając się i nasłuchując. Nagle gdzieś z oddali odezwał się upiorny jęk.
Jęk ów jeszcze dobrze nie wybrzmiał, a Urg wrzasnął:
- Zawrócić kolumnę! Zawracamy!
Więźniowie poganiani przez strażników wrócili do obozu. Brama obozu została zamknięta, a warta podwojona. Resztę dnia niewolnicy spędzili w swoich celach.

Dzień 8
Tego dnia, jak zwykle niewolnicy zostali wyprowadzeni z obozu do pracy w kopalni. Po incydencie, jaki miał miejsce parę dni temu, wszyscy uważniej obserwowali okolicę i nasłuchiwali dziwnych dźwięków. Ten na szczęście, jak do tej pory się nie powtórzył.
Niewolnicy bez problemów dotarli na wyrobisko i rozpoczęła się codzienna, mozolna i ciężka praca.
W czasie przerwy w kopalni pojawił się elf Lanthis. Wziął on na stronę Urga i przez chwilę z nim rozmawiał. Następnie wraz z nim i Illandrą przeszli się wsród więźniów. Lanthis wskazał dwie grupy i odszedł. Wśród wybranych przez elfa była grupa byli Valerodenn, Aeron i Paulus oraz
Amber, Lor’k’han i Alexander.
Na razie jednak nikt nie wiedział do czego zostali oni wyznaczeni. Ani Lanthis, ani Urg nie powiedzieli na temat tego, ani słowa. Jedynie przechadzająca się wśród pracujących niewolników elfka Illandra, co i rusz zerkała na obie grupy uważnie się im przyglądając.

Wieczorem po kolacji więźniowie, jak to było w zwyczaju zostali zamknięci w swoich celach. Obie wskazane grupy zastanawiały się do czego też zostali wyznaczeni przez Lanthisa, nikt bowiem im tego nadal nie wytłumaczył.
Po krótkich rozmowach zapadli jednak w sen, wszak nazajutrz czekał ich kolejnych cięzki dzień.

Pobudka nastąpiła jednak szybciej niż się spodziewali. Urg w towarzystwie Illandry otworzył ich cele i wyprowadził obie grupy na plac. Wiał mocny północny wiatr i zacinał ostro, zimny nie przyjemny deszcz. Urg stał przed grupą wpatrzony w nich i zły, że w taka pogodę musi stać na dworze. Illandra chodziła nerwowo w lewo i prawo, jakby na coś czekała.

Co kilka chwil spoglądała ona w niebo i coś szeptała pod nosem.
Po kilku minutach oczekiwania w obozie zjawił się Lanthis. Przeszedł się kilka razy przed ustawionymi w rzędzie więźniami i przypatrywał się im uważnie.
Klejnot na jego szyi połyskiwał opalizująco.
- Tak, nadają się - orzekł w końcu - Zaprowadź ich Urg do kopalni. Ja dołączę do was później.
- Panie... - rzekł lekko łamiącym się głosem ogr - W taką pogodę mamy iść do kopalni?
- Tak - rzucił stanowczo elf - Illandra pójdzie z wami. Weź kilku wprawionych ludzi i ruszajcie czym prędzej.
Więźniowie niepewni swego losu, pobrzękując łańcuchami ruszyli smagani przez deszcz i wiatr w kierunku kopalni.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline