Dzień 1
Gdy zamknęły się drzwi cel, a kroki strażników oddaliły się na tyle, że można było swobodnie porozmawiać nowi więźniowie wdali się w dyskusję z tymi, którzy byli tutaj dłużej.
W tego typu miejscach bywa różnie, jeżeli chodzi o stosunki między rasowe. Większość nie ufała nikomu i wolała milczeć. Stosowana jednak przez Lanthisa odpowiedzialność zbiorowa, wymuszała niejako wymianę podstawowych chociaż informacji.
Nowi niewolnicy dowiedzieli się przede wszystkim, że ucieczka z tego miejsca jest praktycznie niemożliwa. Pilnie strzeżony i ogrodzony wysoką palisadą obóz, liczni, dobrze uzbrojeni strażnicy i przede wszystkim fakt, że ich więzienie znajdowało się na wyspie to wszystko sprawiało, że o wolności można było tylko pomarzyć.
O wielu, jeśli nie o wszystkich, więzieniach mówiono jednak przecież podobnie. I w większości przypadków okazywało się, że zawsze ktoś potrafił znaleźć lukę w systemie obronnym.
Starsi więźniowie na tego typu fakty potakiwali w milczeniu głowami, aby później szeptem tylko dodać, że to może i prawda, ale tutaj strażnikiem jest też wszechobecna mgła.
Wszyscy mówili o niej z lękiem i obawą. Traktowali ją wręcz jako żywą osobę. Szeptano o niej przedziwne historie o magicznej mocy i sekretach się w niej kryjących.
Jakakolwiek, by nie była prawda o mgle jedno nie ulegało wątpliwości. Jej ciągła obecność sprawiała, że wszystko wokół przesiąknięte było stęchlizną i nieprzyjemną wilgocią.
Starsi więźniowie przestrzegali nowych, aby jak ognia unikali kontaktów z nadzorcą Urgiem. Był on bowiem strasznie agresywny, a jego zachowania całkowicie nieprzewidywalne.
W końcu wszyscy ułożyli się do snu. Za posłania służyły im wilgotne i cuchnące pleśnią sienniki, które już dawno powinny zostać wymienione. Najwyraźniej nikt jednak nie uznał, że więźniom należy się taki luksus i musieli spać na tym, co było.
Znalezienie wygodnej pozycji w tych warunkach graniczyło z cudem. Na dodatek chłód i wilgoć przenikały na wskroś i nie pozwalały zapaść w głęboki sen.
Nie tylko jednak te niesprzyjające warunki sprawiły, że część z nowych więźniów nie spała dobrze tej nocy.
Dodatkową przeszkodą w spokojnym śnie okazały się przedziwne sny, które ich nawiedziły.
Przeraźliwy, metaliczny huk obudził wszystkich zamkniętych w “Kamiennym bunkrze” więźniów.
- Wstawać łajzy zasrane. Wstawać! Pora do pracy! - wrzeszczał nadzorca.
Strażnicy, których wygląd przyprawiał o mdłości, kolejno otwierali cele i wyprowadzali niewolników. Większość zdeformowanych strażników w milczeniu wykonywała swoje obowiązki. Tylko nieliczni odzywali się do więźniów, poganiając ich do wyjścia.
Na zewnątrz ustawiono wszystkich w równe szeregi i policzono. Co bardziej bystrzy szybko zauważyli, że strażnicy w liczeniu mylą się i błędnie dodają. Samo odliczanie nie miało, więc na celu sprawdzenia faktycznego stanu osobowego, a miało stanowić kolejny element psychicznej presji. Taki przynajmniej był zamysł nadzorcy i jego pomagierów.
Pogoda od samego początku nie rozpieszczała więźniów. Od świtu padał rzęsisty deszcz. Stalowe niebo zasnuwały gęste, czarne chmury. Wątłe i poszarpane pasma mgły snuły się po obozie i okolicy, niczym zagubione duchy.
Strażnicy uformowali kolumnę marszową i uderzając z batów, zmusili więźniów do wyruszenia w drogę.
Przy bramie każdy z niewolników otrzymał pajdę chleba oraz skrawek suszonego mięsa. Rację wydawał szczupły niziołek o pociągłej twarzy z której nie schodził miły uśmiech.
Przemarsz do kopalni zajął ponad dwa kwadranse. Szli ubitym traktem z rzadka wyłożonym kamieniami. Wiła się ona pomiędzy porośniętymi pożółkłą trawą wzgórzami. Po lewej stronie znajdował się las, którego drzewa były powykręcane i zdeformowane niczym kończyny pilnujących ich strażników.
Już z oddali słychać było stukot młotów i kilofów uderzających w twardy kamień. Okazało się bowiem, że część z więźniów nie opuszcza kopalni i pracuje tam także w nocy. W większości byli to elfy oraz krasnoludy.
Urg stanął w rozkroku przed zebranymi więźniami i donośnym głosem powiedział:
- Kilkha słów dho nowych. Tho tutaj będzieta pracować. Nie lenić się i nie obijać. Kogho przyłapię na tym, dosthanie bathy. Ohn i cała grupha.
Po tych kilku słowach zachęty, strażnicy wprowadzili wszystkich do kopalni i rozdali narzędzia.
Okazało się, że kopalnia w której przyszło im pracować jest rozległa i głęboka. Liczne odnogi i korytarze wiły się i przecinały. Trudno było stwierdzić, czy cała konstrukcja została tak zaplanowana specjalnie, czy też stanowi naturalną formację. Główne wyrobisko znajdowało się kilkadziesiąt metrów pod ziemią.
Ogromna, okrągła pieczara wypełniona była hukiem i trzaskiem pracujących młotów. Stawieni grupkami więźniowie, albo wykuwali bloki prosto ze ściany, albo rozbijali gotowe bloki na mniejsze kawałki. Te z kolei były wywożone na górę, gdzie kolejne grupy transportowały je na zamek.
Praca była ciężka i monotonna. Kolejne uderzenia odmierzały wolno płynący czas. Nowo przybyli kontrolowani byli zarówno przez strażników, jak i przez współwięźniów. Ci pierwsi pilnowali należytego zaangażowania w pracę, a ci drudzy pilnowali nowych, aby uniknąć za nich kary.
Valerodenn, Aeron i Paulus mieli stosunkowo łatwo. Potężnie zbudowany minotaur w kilku uderzeniach wyznaczał właściwe wymiary bloku, który trzeba było wyrąbać. Widać było, że zna się on na kamieniach, gdyż jego uderzenia były na tyle precyzyjne, że bloki wychodziły równe i nie popękane. Tarli mimo, że znacznie mniejszy od swego kompana, miał znaczną siłę. Przy tym nie przykładał się jakoś specjalnie do pracy, a jedynie poprawiał i pogłębiał ślady pozostawione przez Daruga. Nowym odpadała, więc najcięższa i najtrudniejsza praca. Nie oznaczało to, że mogli się oni leni. Strażnicy bacznie ich obserwowali i każdy objaw przejaw lenistwa byl surowo karany.
Amber, Lor’k’han i Alexander nie mieli tyle szczęścia. Krasnoludzka rodzina na pewno znała się na tej robocie i wiedział, jak operować młotem i kilofem, jednak ciągłe kłótnie i zwady sprawiały, że praca nie szła tak, jak powinna. Na dodatek ranny Grimnir opóźniał ich i narażał na liczne razy
Skutek tego był taki, że już po godzinie każdy z nowy miał, co najmniej dwie pręgi na plecach po uderzeniach bata.
Praca na wyrobisku trwała do wieczora. Około południa w kopalni pojawił się niziołek Oliver Trophim z duży wiklinowym koszem. Częstował z niego wszystkich kolejną pajdą chleba oraz kawałkiem suszonego mięsa. Dwaj idący za nim strażnicy nalewali z miedzianego kotła wody do kubków.
Po posiłku i krótkiej przerwie, więźniowie na powrót zostali zagonieni do pracy.
Wieczorem ledwo żywi, z mięśniami palącymi żywym ogniem i z licznymi pęcherzami na dłoniach, niewolnicy zostali odprowadzeni do obozu. Tutaj poza odpoczynkiem w ich ciasnych i dusznych celach, czekała gorąca strawa przygotowana przez niziołka Trophima.
Przed wejściem do “kamiennego bunkra” Ludovic z polecenia Urga, dokonał przeglądu więźniów. Zdołał opatrzył pobieżnie najciężej rannych, zanim zniecierpliwiony ogr, nakazał wprowadzić więźniów do cel.
I tak od teraz miał wyglądać ich każdy dzień.
Dzień 3
Trzeciego dnia pobytu nowych więźniów na wyspie zdarzyło się coś niezwykłego. Jak zwykle skoro świt niewolnicy zostali zbudzeni i po zaopatrzeniu w prowiant, wyruszyli do kopalni.
Mgła tego dnia była wyjątkowo gęsta i nieprzenikniona. Otulała ona wszystko wokół swoim cuchnącym woalem.
Strażnicy zaopatrzeni w pochodnie szli, jak zwykle obok więźniów poganiając ich do szybszego marszu. Uważni obserwatorzy zauważyli jednak, że zarówno oni, jak i sam Urg rozglądają się uważnie wokół. Dało się wyczuć wśród nich dziwne napięci, czy nawet niepokój.
Gdzieś mniej więcej w połowie drogi, Urg nakazał zatrzymać się. Wszyscy stali niepewnie rozglądając się i nasłuchując. Nagle gdzieś z oddali odezwał się upiorny jęk.
Jęk ów jeszcze dobrze nie wybrzmiał, a Urg wrzasnął:
- Zawrócić kolumnę! Zawracamy!
Więźniowie poganiani przez strażników wrócili do obozu. Brama obozu została zamknięta, a warta podwojona. Resztę dnia niewolnicy spędzili w swoich celach.
Dzień 8
Tego dnia, jak zwykle niewolnicy zostali wyprowadzeni z obozu do pracy w kopalni. Po incydencie, jaki miał miejsce parę dni temu, wszyscy uważniej obserwowali okolicę i nasłuchiwali dziwnych dźwięków. Ten na szczęście, jak do tej pory się nie powtórzył.
Niewolnicy bez problemów dotarli na wyrobisko i rozpoczęła się codzienna, mozolna i ciężka praca.
W czasie przerwy w kopalni pojawił się elf Lanthis. Wziął on na stronę Urga i przez chwilę z nim rozmawiał. Następnie wraz z nim i Illandrą przeszli się wsród więźniów. Lanthis wskazał dwie grupy i odszedł. Wśród wybranych przez elfa była grupa byli
Valerodenn, Aeron i Paulus oraz
Amber, Lor’k’han i Alexander.
Na razie jednak nikt nie wiedział do czego zostali oni wyznaczeni. Ani Lanthis, ani Urg nie powiedzieli na temat tego, ani słowa. Jedynie przechadzająca się wśród pracujących niewolników elfka Illandra, co i rusz zerkała na obie grupy uważnie się im przyglądając.
Wieczorem po kolacji więźniowie, jak to było w zwyczaju zostali zamknięci w swoich celach. Obie wskazane grupy zastanawiały się do czego też zostali wyznaczeni przez Lanthisa, nikt bowiem im tego nadal nie wytłumaczył.
Po krótkich rozmowach zapadli jednak w sen, wszak nazajutrz czekał ich kolejnych cięzki dzień.
Pobudka nastąpiła jednak szybciej niż się spodziewali. Urg w towarzystwie Illandry otworzył ich cele i wyprowadził obie grupy na plac. Wiał mocny północny wiatr i zacinał ostro, zimny nie przyjemny deszcz. Urg stał przed grupą wpatrzony w nich i zły, że w taka pogodę musi stać na dworze. Illandra chodziła nerwowo w lewo i prawo, jakby na coś czekała.
Co kilka chwil spoglądała ona w niebo i coś szeptała pod nosem.
Po kilku minutach oczekiwania w obozie zjawił się Lanthis. Przeszedł się kilka razy przed ustawionymi w rzędzie więźniami i przypatrywał się im uważnie.
Klejnot na jego szyi połyskiwał opalizująco.
- Tak, nadają się - orzekł w końcu - Zaprowadź ich Urg do kopalni. Ja dołączę do was później.
- Panie... - rzekł lekko łamiącym się głosem ogr - W taką pogodę mamy iść do kopalni?
- Tak - rzucił stanowczo elf - Illandra pójdzie z wami. Weź kilku wprawionych ludzi i ruszajcie czym prędzej.
Więźniowie niepewni swego losu, pobrzękując łańcuchami ruszyli smagani przez deszcz i wiatr w kierunku kopalni.