Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2013, 13:50   #124
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Prawie jednomyślnie ruszyli w stronę wyjścia. Tego samego, którym wprowadziły ich giganteusy. Tego, które przez plątaninę ciemnych korytarzy prowadziły ku wyjściu. Na Tarczę Angary.

Ianowi dopisywało szczęście. Ściskając w swoich dłoniach spotniałą, rozgrzaną dłoń Natashy wiódł ją w stronę wyjścia omijając zarówno giganteusy, jak i Rosjan, którzy także wykorzystali nadarzającą się okazję i ruszyli w stronę wyjścia.
Postępujący za nimi James również nie przyciągnął złego losu. Powoli dochodził do siebie. Wybudzał się z szoku, w jakim się znalazł.
Han skoczył w stronę leżącego ciała unikając ludzi-niedźwiedzi, zajętych ratowaniem swojej przywódczyni. Ale nie tylko on miał taki plan. W stronę broni zbliżał się również jeden z Rosjan z drapieżnym wzrokiem wbitym w leżący rewolwer ojca Natashy.
Najmniej szczęścia miał profesor Arturo.
Jego krzyk najwyraźniej przyciągnął uwagę jednego z giganteusów i bestia skoczyła w stronę człowieka.

W tym samym momencie dziwne drżenie przetoczyło się przez jaskinię, zwalając ludzi z nóg, na ziemię. Potężny wstrząs tektoniczny spowodował, że od sklepienia oderwały się kawałki kamieni i skał. Niewielkie ilości, ale spadając wyrządziły sporo krzywdy. Jeden z jakuckich jeńców, do tej pory stojący jakimś cudem na nogach jak osłupiały, oberwał głazem prosto w czaszkę, która rozbryzła się na kawałki we krwi. Jakiś Rosjanin, leżący na ziemi oberwał prosto w pierś. Ciężki odłamek połamał mu kości i nieszczęśnik wył z bólu. Pecha miał Arturo. Nim zdążył otrząsnąć się po upadku, spory kamień spadł mu na bark, najwyraźniej łamiąc kość obojczykową.

- Niech to diabli - zaklął Ian, usiłując zmienić pozycję z leżącej na klęczącą. Podparł się obydwoma rękami i dopiero wtedy zdołał przyklęknąć. Rozejrzał się dokoła. Nie był jedynym pechowcem, który wylądował na ziemi.
- Nic ci nie jest? - zwrócił się do Nathalie. - Idziemy - zasugerował, wyciągając rękę w jej stronę.

Jaskinia zatrzęsła się pod ich stopami, posyłając Nathalie na ziemię. Krzyknęła, upadając na twarz, a kiedy pierwszy odłamek spadł obok niej, krzyknęła jeszcze raz, odruchowo zakrywając głowę rękoma. Czuła ciepło, gorąco, bijące od skały, na której leżała. Wstrząs naruszył integralność podłoża? Podziemne źródło? Jakieś gorące opary? Przeraziła się, że skała pęka pod nią i zaraz wpadnie w otchłań pełną lawy. Uklękła, żeby odsunąć się od oparów, ale to nie pomogło. Zrozumiała w końcu, ze to talizman szamanki parzy jej skórę. Wsunęła dłoń za bluzkę, żeby go wyjąc i odrzucić, ale kiedy dotknęła go, słowa Iny zadźwięczały jej w głowie. Puściła talizman, który zawisł na swoim rzemieniu, tym razem na zewnątrz ubrania, z dala od skóry. Co dziwne – Nathalie wydawało się, ze dalej ją parzy.
- Nie. Tak. – odpowiedziała, łapiąc dłoń Iana i podnosząc się na nogi. W głowie jej huczało.
Ruszyli, jak najszybciej mogli, w stronę wyjścia z jaskini.

Mac podniósł się pospiesznie na nogi. Otępienie nareszcie minęło i James, który w ślepym odruchu zaczął na początku iść za Nathalie i Ianem ku wyjściu teraz otrząsnął się i już przytomnie rozejrzał dookoła. Jakiś wewnętrzny instynkt, ślepy, pierwotny, zwierzęcy strach kazał mu ucieka. Uciekać jak najszybciej, ale rozum, który odzyskał władzę nad ciałem nie chciał się poddać ponownie atawistycznym lękom. Mac dostrzegł rannego Arturo i rzucił się w jego kierunku, by mu pomóc wydostać się z tej przeklętej jaskini. Zostawił na pastwę losu wuja, ale nie opuści towarzysza.

“Szok pourazowy.” Gdzieś w głowie Arturo objawił się ten termin, gdy ta chłodna analityczna część jego umysłu analizowała fakty. Uderzenie fali bólu, jakie przeszło przez jego nerwy zaraz oberwaniu kamieniem znikło tak szybko jak się zaczęło. Przeciążenie układu nerwowego...
Lewa ręka zwisała bezwładnie, ale sam profesor działał na adrenalinie która teraz krążyła po jego ciele. Reakcje jego organizmu były instynktowne. Podnieść się z ziemi i ruszyć do przodu jak najszybciej. Biec... wydostać się na powierzchnię, nawet jeśli rozum wytaczał szereg argumentów przeciw temu rozwiązaniu. Jednakże pierwotny instynkt przetrwania zmuszał ciało Arturo do reakcji, ignorując fakt, że i tak prawdopodobnie byli martwi. I jedynie odwlekali swoją egzekucję.
Wsparł się na ramieniu podbiegającego mężczyzny, w którym dopiero po chwili rozpoznał Maca.
I razem z nim ruszył do wyjścia.

Han przyspieszył, kiedy dostrzegł Rosjanina zbliżającego się do zwłok. Miał szanse dopaść broni pierwszy, o włos, ale pierwszy. Wtedy zatrzęsła się ziemia i obydwaj legli na kamiennej posadzce jaskini. Zerwali się w tej samej chwili i ruszyli, z oczami utkwionymi w upragnionej broni. Rosjanin pewnie się zdziwił... Han nie zamierzał się z nim szarpać o rewolwer. Han pozwolił mu go dopaść. Włócznią operuje się szybciej. Zanim żołnierz ujął rewolwer, Han już uniósł drzewce włóczni, by go nim ogłuszyć.


________________________
Kostnica:
5, 34, 47
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-06-2013 o 13:53.
Kerm jest offline