Githy... zawsze muszą komplikować. Ledwo się udało ugadać z wiewiórami, a ta ciągnęła sprawę dalej. Znudzony tymi targami gnom zwrócił uwagę na pozostawionej samej sobie czarnulce. -A ty? Co tak smęcisz dziewuszko?- rzekł Szpicer do Belanory.- Jesteś wolna, powinnaś się cieszyć. A nie zwieszać nochal na kwintę.
- Jak... - Zaczęła, znów oburzona, po czym zastanowiła się chwilę i zaczęła raz drugi. - Jak w ogóle śmiesz tak do mnie mówić? Jestem córką Deganusa, magnata w Torilu; nawet sobie nie wyobrażasz jaką ma władzę!
- Acha... Magnata w Torilu... Hmm... Jakąkolwiek ma on władzę, tu ona nie sięga. Zresztą... - Wzruszył ramionami. - ...Córuś Deganusa niech lepiej się cieszy, że nie utknęła na tamtym statku. I niech pomyśli, czy... Nie lepiej zostać tutaj, w Ysgardzie. Sigil to nie miejsce dla córek magnatów.
- Nie mam zamiaru iść do Sigil. - Odparła. - W Ysgardzie znajdę drogę powrotną.
- I dobrze... Poproś wiewiórki by cię do Meliny Uśmiechniętego Łotra doprowadziły. Tam będziesz... Bezpieczna, w sumie. - Odparł Szpicer zadowolonym tonem głosu. - Dzięki. Chyba.
I tyle było z rozmowy. W dalszą wędrówkę gnom udawał się zadowolony w naiwnym poczuciu wiary, że wskazał komuś właściwą ścieżkę... co jest powinnością istoty dążącej do samodoskonalenia. Z tego dobrego nastroju nie wyrywał go na fakt, że nie ma zielonego pojęcia, po cóż znowu on miałby leźć Sigil.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |