Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2013, 21:45   #115
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ziemie Bestii były rajem dla łowców. Dzikie natura eksplodowała tu w dziesiątki form ofiar i drapieżników. Zewnątrz dochodziły dźwięki zapachy, gdzieniegdzie w tym gęstym lesie mignęła zwierzyna.
Pik-ik-cha i Faerith czuli się tu o wiele pewniej niż w Sigil. Miasto, do którego przywykli nie było ich naturalnym środowiskiem. Ziemie Bestii zaś tak... Na nich ich zew działał najbardziej.


Faerith rudziała. Jej włosy delikatnie nabierały rudego koloru, uszy stawały się bardziej szpiczaste. Zapachy stawały się wyraźniejsze. A chęć by zapolować coraz silniejsza.
Tak samo było z Pik-ich-cha. Im dłużej szedł tym zapachy oszałamiały go coraz bardziej. Czuł je intensywniej, czuł każdą zmianę w zapachach innych. Wyczuwał feromony jak Faerith nieświadomie wydzielała, gdy była blisko Tivaldiego. Czyli prawie cały czas.
Czuł jak jego własny pancerz grubieje w niektórych miejscach, jak pojawiają się drobne kolce na jego ciele. Sam czuł chęć by włączyć się w ten rytm. Kiedy ostatnio polował... tak naprawdę polował?
Tivaldi czuł się zaskakująco dobrze w tym miejscu. Wiedział jak chodzić po lesie i bynajmniej nie wydawał się zagubiony w takim miejscu.
Co innego Kreator Efemery i Thaeir...dla nich to miejsce było nowe i niezwykłe. Konstrukt był dużą istotą, wysoką. I dość sztywną, także dość trudno mu było się poruszać w tym lesie.
Obserwował delikatne zmiany u swych towarzyszy, jak choćby pojawiające się karbowanie na rogach Tivaldiego i rosnącą mu drobną bródkę czy też, pierwsze białe pióra na karku Thaeira.

Był to Zew tego Planu. Nieznaczne zmiany, którym się podlegało podczas przedłużającego się pobytu. Istoty żywe nieco.... dziczały.
A z nieba lał się żar. Było tu ciepło i parno, słońce nie poruszało się na nieboskłonie i jak twierdził Ydemi, nie poruszy się. Na Krigali zawsze było ciepłe południe. Skwar ten dawał się we znaki.

Droga była rzeczywiście długa i rację miał Jysson mówiąc, iż podczas tej drogi będą potrzebowali odpocząć. Nawet Pik-ik-cha. Choć modliszkowaty nie potrzebował snu, nie mógł ciągle wędrować bez odpoczynku jak konstrukt. Pod tym względem Kreator Efemery miał przewagę nad towarzyszami.
Na szczęście las, który przemierzali oferował wiele miejsc do odpoczynku i dużą obfitość pożywienia.
Oczywiście, należało je albo złapać albo pozbierać. W końcu lepsze pieczyste z jagodami, niż suchary z suszonym mięsem.

A dwójka awanturników czuła wręcz zew łowów. Pik-ik-cha ruszył więc na łowy, ale nie sam. Faeirth postanowiła mu towarzyszyć ciekawa jego metod łowieckich. Pi-ik-cha zaś nie tylko słuchał. Ale węszył.
Czułkami wyłapywał spośród olbrzymiej ilości zapachów, ten jeden najważniejszy... zapach paniki. Znak że w okolicy jest łatwa zdobycz.
W końcu do czułek Pik-ik-cha dotarł ów zapach. Rozpoczął się czas łowów. Gestem pokazał Faerith, by półefka podążyła za nim. Oboje ruszyli szybko podążając złapanym tropem i przedzierając się przez dżunglę w kierunku, który wskazywał modliszkowaty.
Wkrótce do zapachu dołączyły odgłosy przedzierającego się przez chaszcze dużego stworzenia oraz głośne zgrzyty i piski. Pik-ik-cha zorientował się czyj trop złapał.


Olbrzymiej mrówki. Samotnej mrówki. Zagubionej mrówki... Takiej jak on sam. Owad zgubił swój rój i z jakiegoś powodu utracił z nim kontakt. Był przerażony tą samotnością i desperacko próbował namierzyć znajomy zapach. Szukał drogi do domu... tak jak on.
Ten widok ścisnął serce Pik-ik-cha.
Reszta pozostała przy obozowisku, rozważając inną ważną sprawę. Mianowicie, kto będzie piekł zdobycz przyniesioną przez dwójkę łowców. Tivaldi nie był jakoś entuzjastycznie nastawiony do Kreatora Efemery w roli kucharza. Liczył, że jednak Thaeir zajmie się gotowaniem potraw.
Poza tym diablę wypytywało dyskretnie genasiego o postępy... w wiadomej sprawie. To był chyba jakiś sekret, bo obecność Kreatora Efemery była dla niego krępująca. A może obecność uszów Ydemiego ?
Kocur bowiem nie udał się na łowy, uznając że woli poczekać w obozowisku na posiłek. Dawno bowiem nikt mu jedzenie nie podawał do pyszczka.

Rozmowy o gotowaniu przerwał głośny szelest, a potem łopot. Coś dużego się zbliżała.
-Niedobrze... Już o nas wiedzą.- mruknął kocur wstając nerwowo.- Ale nie powinno być źle. Małpy są ciekawskie, ale poza pawianami w zasadzie niegroźne. Chyba że coś rozzłości Pana Małp.

Łopot skrzydeł się nasilał. Niczym wicher...

- O Wilku... Małpie... mowa.- Ydemi czmychnął pomiędzy korzenie pobliskiego drzewa. A tuż na obozowiskiem wylądował... olbrzymi skrzydlaty goryl.


Duża czarna bestia, o skrzydłach czarnych jak noc i spoglądał na awanturników przy obozowisku. To że w ręku miał prawie dwumetrowy miecz, też nie poprawiało sytuacji.
-Coście za jedni, co robicie w moim lesie?!- ryknął głośno goryl spoglądając na Tivaldiego, Thaeira i Kreatora Efemery.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-05-2014 o 22:08.
abishai jest offline