| - Co tu się do cholery dzieje?! - Rzucił Shroud, sytuacja wyglądała fatalnie, coś opętało chyba pierwszego mechanika. Nie umiał znaleźć innego wyjaśnienia, chyba że pustka kosmosu zrobiła swoje i zamieniła jego mózg w zezwierzęciałą galaretę. Które było prawdziwe, nie miało znaczenia. Szybko podbiegł w kierunku zwierających się mężczyzn i zamachnął się na Temperillo kluczem trzymanym w dłoni. Nie był jednak pewien czy to wystarczy. - SI, wyłącz grawitację na wszystkich pokładach. - Mógł jedynie mieć nadzieję że centrala go posłucha, był tu chyba jedynym, który miał na sobie kombinezon a wraz z nimi buty magnetyczne. - Wyłączam - odpowiedział mechaniczny, sztuczny głos. - Trzy, dwa, jeden.
Nieumocowane sprzęty poszybowały w powietrze, podobnie jak pierwszy mechanik nadal jednak szczepiony z kapitanem Trampem. Krew z gryzionej twarzy pierwszego po Bogu na SPACE DRAGONIE II również uniosła się grubymi kroplami w górę.
Kerensky uniósł się w górę.
Widział, że pierwszy mechanik łatwo się nie podda. Najlepszym rozwiązaniem byłoby znaleźć karabin maszynowy i wystrzelać w niego cały magazynek, z braku takiego sprzętu musieli sobie radzić inaczej. Shroud próbował pomóc, a jedyną bronią jaką miał ciągle był scyzoryk. Lewitując za psycholem poszarpał więc scyzorykiem na boki, chciał poszerzyć ranę, żeby skurczysyn krwawił mocniej, potem z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy wyciągnął ostrze z szyji i spróbował dźgać szaleńca po oczach, tak aby go oślepić i unieszkodliwić.
Bezmyślność pierwszego mechanika stwarzała szansę dla Karenskyego. Temparillo gryzł w zapamiętaniu twarz nieszczęsnego Trampa. Kiedy Karensky wprowadzał swój zamysł w czyn, krew bryznęła w górę, tworząc korale i gluty. Korzystając z momentów, w których oszalały pierwszy mechanik unosił swoją głowę Karensky wbił mu scyzoryk w oko. Jedno, a potem drugie.
Po dłuższej chwili, kiedy sterówka przypominała rzeźnie od dryfującej w zero-G krwi, Karensky zorientował się, że już po wszystkim. Temr\parillo wzniósł się bezwładnie w górę, najwyraźniej nieruchomy i martwy. A Tramp bełkotał coś w szoku. Twarz kapitana zmieniła się w karminową maskę strzępów skóry i krwi, z kórej na Karenskyego wpatrywały się dziko, oszołomione bólem, oczy. *
Przez chwilę zastanawiał się co było lepsze, wizje w którymś z korytarzy technicznych, czy też rzeź i obłęd, które rozgrywały się przed nim na żywo. Zdecydował że woli chyba jednak opcję drugą, przynajmniej miał jakąś minimalną kontrolę nad tym co się dzieje. - Kerensky, Tramp, wyprostujcie się i uważajcie co macie pod sobą. SI, przywróć grawitację. - Miał nadzieję że z kapitana cokolwiek zostało, mechanik bezwładnie lewitował w kontrolce, nie dając już żadnych znaków życia. Zresztą zdawało się że cała zawartość jego żył, pływała bezwładnie dookoła w mniejszych i większych skupiskach. Założył z powrotem hełm, żeby się nią za bardzo nie upaćkać, starczyło mu że bio monitor mówił mu że jego ciało jest skażone, nie chciał dołączać do tego obcej krwi. - Polecenie zostało przyjęte. Włączam grawitację za trzy ... dwa ... jeden... start.
Polecieli w dół. Ciało Temparillo, jego krew, Kerensky i Tramp. Wszystko wokół zrosił krwisty deszcz - ściany, podłogę, konsolę sterowania, ciała leżące już na ziemi.
Kerensky był przygotowany na upadek, ale i tak odczuł go dość dotkliwie. Tramp walnął o podłogę z łoskotem i uderzenie najwyraźniej pozbawiło go przytomności.
Po chwili włączyło się światło alarmowe i SI zaczęła nadawać jednostajnym, mechanicznym głosem. - Poważne uszkodzenia w sekcji silników. Pomoc techniczna powinna niezwłocznie zająć się naprawą. Odcięto sekcję A i B ze wzgledów bezpieczeństwa. - Pamiętasz jak wspominałem że mamy problemy w maszynowni? No więc to co mialeś tutaj to betka. Biegnij po skafander zanim skażenie się rozejdzie albo nas wysadzi. - Shroud szybko sięgnął po leżącą przecinarkę plazmową, była mu potrzebna. Stan baterii poraził go krótkim przypływem rozpaczy, ale zaraz ruszył w kierunku schowka. Mógł mieć tylko nadzieję że znajdzie się gdzieś zapasowa, naładowana... i to szybko.
Na szczęście Temparillo dbał o narzędzia lepiej niż o siebie i znalazła się praktycznie od razu. - SI, odetnij wszystkie silniki, zostaw jedynie systemy podtrzymywania życia! Ty Kerensky, pomóż mi w naprawie lub odcinaniu silników, chyba że dasz radę skontaktować się z ekipą na Harvesterze, potrzebuję medyka. - Zawiesił głos na sekundę. - Tramp chyba też. - Po tych słowach ruszył w kierunku maszynowni, nawet nie zastanawiał się ile ochrony daje lekki skafander, tym miał zamiar się zajmować później, o ile przeżyje tą psychozę.* - Shroud, ja go kurwa zabiłem! - Kerensky krzyknął na kolegę który zalał go nawałnicą informacji. Nawigator stał roztrzęsiony na lekko ugiętych nogach i rozpaczliwie starał się wytrzeć krew, która zabryzgała mu całe dłonie w materiał swojej kamizelki, pocierając o nią w okolicach brzucha. - Przecież on nigdy się tak nie zachowywał... - Dodał łamiącym, cichym i prawie płaczliwym głosem, kiedy popatrzył na swoją ofiarę, na kapitana, i to co zostało z pierwszego nawigatora, po tym jak Temparillo uciął mu połowę głowy. Miał potężne wyrzuty sumienia, wiedział, że, gdyby nie podjął działań wszyscy by zginęli, ale w jego głowie wciąż powtarzało się pytanie, czy można było to załatwić inaczej, chociaż wiedział, że nie było innych możliwości. - Zawołam ich i zaraz dojdę! -
Krzyknął za odchodzącym Shroudem i powoli podszedł do panelu komunikacyjnego. - Do wszystkich członków załogi... Tu Bennett... Chyba chwilowo dowodzę okrętem, kapitan jest ranny i potrzebujemy lekarza na mostku. Temparillo ześwirował, i chciał nas pozabijać, O'Donell nie żyje... Temparillo też... Wszyscy muszą natychmiast wracać na statek, zacumowaliśmy pod wrakiem, czeka was spacer. Ja w tym czasie muszę pomóc Shroudowi, mamy problemy w maszynowni, czekamy na was. Bez odbioru...-
Wziął głęboki wdech i zgodnie z propozycją drugiego mechanika udał się po swój kombinezon. Kiedy już go założył, poszedł pomóc mu w naprawach, chociaż wiedział, że jest w tej kwestii raczej zielony. |