Amadeus wyszedł na zewnątrz karczmy znikając gdzieś w mroku nocy. To zdarzenie było przyjemne, lecz zbyt niebezpieczne. Musiał oczyścić umysł a samotność najlepiej się do tego nadawała. Po godzinie spaceru bez celu postanowił wrócić do pokoju, wcześniej zaopatrzywszy się w dzban wina. Siedząc tak na łóżku, spoglądając na tlącą się świecę dumał i pił. W końcu alkohol zwyciężył i młodzieniec usnął spokojnie.
Poranek był straszny. Pękająca głowa, kac i zmęczenie dawało o sobie coraz bardziej znać. Śniadanie zamówione nawet nadawało się do przetrawienia, lecz szybko wydostało się z żołądka Amadeusa. Bunt organizmu wobec czegoś tak “paskudnego” jak jedzenie. Pić wina!! Tego organizm się domagał, lecz młodzieniec postanowił walczyć sam z sobą. W końcu jakoś doprowadził się do porządku, choć wyglądał jakby koń z wozem po nim przejechał. W takim też stanie ruszył na zbiórkę. Ziewając i co jakiś czas biorąc łyk wody przywitał się z każdym z osobna. Gdy jego wzrok spoczął na Aine uśmiechnął się tylko lecz nic nie powiedział, a skinął tylko głową.
- No to komu w drogę temu czas...tylko Herr Hargin ma racje. Liny, pochodnie, lampy by się przydały co by po ciemaku nie błądzić.. - rzucił do kapitana
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |