Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2013, 17:50   #48
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację

Cathil Mahr



Cathil ruszyła za przemytnikiem. Krok w krok za nią podążała kobieta z dzieckiem. Skierowali sie na lewo od bramy idąc równolegle do murów. Szli poprzez krzaki, które rosły w pewnym oddaleniu od fortyfikacji. W pewnym momencie Przewodnik skręcił wstronę murów. Nie uszli tak dalej jak 50 kroków i stanęli przed dużym drzewem.

- Zróbcie trochę miejsca - warknął. Widać było, że im bliżej murów tym bardziej zaczynał się denerwować.

Gdy Cathil i rodzina odsunęli się przemytnik padł na kolana i zaczął rozgarniać liście, których gruba warstwa zalegała w okolicy. Po rozgarnięciu liści chwycvił coś i pociągnął. Jak się okazało była to mata trzcinowa, która, jak mogła zauważyć Łowczyni, przykrywała właz zrobiony z grubych desek z metalowym pierścieniem ułatwiającym złapanie. Przemytnik stanął okrakiem nad włazem, złapał pierścień oburącz, napiął się i pociągnął. Właz poddał się temu zabiegowi i oczom wszystkich ukazał się otwór w ziemi w którym stała oparta drabina.

Przemytnik odsunął się od wejścia.

- To właz do tunelu. Prowadzi za mury. - powiedział do pozostałych - To właśnie kupiłaś kochanieńka. Zapraszam - Zahichotał.

Wtem Cathil posłyszała hałas za swoimi plecami. Odwróciła się natychmiast spodziewając się pułapki. Za nią stał mężczyzna w łachmanach, ale z poważnie wyglądającym łukiem i strzałą w ręku.

- A to moje zabezpieczenie ślicznotko - Cathil usłyszała zadowolony głos przemytnika. - Nazywa się... a z resztą to nie powinno was obchodzić.

Następnie zwrócił się do nowoprzybyłego:

- Zamknij za nami i zatrzyj ślady. Spotkamy się tam gdzie zwykle. Jeslibym z jakichś przyczyn się nie pojawił - tu spojrzał na Cathil - znajdź ją i zabij.

- A teraz drodzy państwo proszę za mną - powiedział do Łowczyni i jej towarzyszy, po czym sam zaczął schodzić w dół po drabinie.

Chcąc, niechcąc Cathil zaczęła schodzić za nim. Gdy dotarła na dół ujrzała kilka błysków. To przemytnik krzesał ogień żeby zapalić małą latarnię.

Kobieta i dziecko również schodzili po drabinie. Najpierw szła matka, chwilę później synek. W pewnym momencie malec zasłabł, puścił się drabiny i spadł w dół. Szczęśliwym trafem był już nisko i matka zdążyła go chwycić...

- O bogowie kochani, co ja poczne, słabuje już całkiem malec, nie ma sił by dalej iść...

- Idziecie albo giniecie - warknął przewodnik - nie mam czasu się z wami cackać

- Co ja zrobie... nie mam siły by go unieść - matka zalała się łzami.

Nagle nadzieja zawitała w oczach kobiety:

- Pani, pomóżcie...

W pierwszym momencie Cathil chciała odmówić, ale wtedy pomyślała “Co zrobiłaby Nena?”. Pochyliła się więc nad matką i wzięła chłopca na ręce.

- No to chodźmy - syknęła w kierunku przewodnika.

Szli ciemnym korytarzem trzymając się pleców niosącego latarnię, gburowatego przemytnika. Strop podtrzymywały ustawione co jakiś czas drewniane stemple. Widać było, że tunel nie jest nowy. Brak zwisających wszędzie pajęczyn świadczył dobitnie o tym, że jest on używany regularnie.

Po niedługim czasie dotarli do końca korytarza. Drabina bliźniacza do tej, którą zeszli na dół prowadziła do drewnianej klapy.

- Jesteśmy w mieście. - powiedział przemytnik - Na górze jest zapchlony dom przylepiony do murów miejskich. Wyjście z niego prowadzi do nie mniej zapchlonego zaułka. Wychodzicie z domu i nasza umowa dobiega końca.

Skończywszy przemowę wszedł po drabinie i naparłszy ramieniem o klapę otworzył ją. Następnie wszedł do pomieszczenia na górze.

- Idźcie przodem, podam wam chłopca - powiedziała Cathil do kobiety wiedząc, że ta nie dała by rady podnieść malca wystarczająco wysoko.

Kobieta wspięła się po drabinie powiedziała:

- Podajcie go pani, ja już pewnie tu stoję.

Łowczyni zarzuciła sobie chłopaka na ramię, po czym weszła na pierwsze szczeble drabiny. Gdy była już przy szczycie poczuła jak kobieta asekuruje ciało chłopaka by ten nie spadł z ramienia Cath.

- Wiecie gdzie mieszka ten lekarz? - spytała matkę chłopca po wejściu do pomieszczenia.

- Wim pani, wim... Nie śmiem prosić... Ale... pomożecie go tam zanieść? - zapytała kobieta.

Cathil skinęła głową mając na uwadze to że Nena nie opuściłaby tej kobiety w potrzebie. Szybko zlustrowała pomieszczenie. Za nią znajdowała się klapa którą przemytnik już zamknął. W pomieszczeniu był stół, dwa krzesła i siennik pod ścianą. Nic szczególnego. Ot ubogie domostwo.

- Jesli piśniecie o naszej umowie komuś to nie wyjdziecie z tego żywe.- zagroził przemytnik, po czym dodał - Jak będziecie potrzebowały moich usług, takich - zerknął na Cath uśmiechając się lubieżnie - bądź innych to możecie mnie znaleźć koło bramy. A teraz musimy stąd zniknąć.

Po tych słowach podszedł do drzwi, otworzył je i wyszedł nie oglądając się za siebie.

- Pójdźmy i my pani, pójdźmy, malec słabuje...

Ruszyły obie w stronę wyjścia. Cathil z chłopcem na rękach, kobieta za nią krok w krok by nie stracić ukochanego syna z oczu. Wyszły przed dom i Cath usłyszała szurnięcie gdzieś z góry. Odwróciła się błyskawicznie i zobaczyła tylko skaczącego z niskiego daszku mężczyznę z pałką w ręce. NIe zdążyła się zasłonić, bo trzymała chłopca na rękach. Poczuła uderzenie w głowę i zapadła w mrok.

***

Pierwszym co poczuła był pulsujący ból w czaszce. Otworzyła oczy i zobaczyła niebo. Chciała się podnieść ale ból się wzmógł. Leżała chwilę po czym spróbowała ponownie. Tym razem udało jej się przeturlać na bok. Spojrzała w dół. Koszulę miała rozdartą, sciągnięte spodnie odsłaniały jej nagość. Nie czuła jednak by ktoś ją wykorzystał...Pomimo bólu głowy spróbowała się okryć. Zauważyła że zniknęła jej sakiewka, a także bagaż który niosła... Rozejrzła się w koło i zamarła. Za nią w kałuży krwi leżeli matka i chłopiec. Oboje mieli poderżnięte gardła. Widać było że ktos ich obszukał i zapewne zabrał to co mieli a następnie zabił. Ktoś lub coś musiało przepłoszyć napastników. To było jedyne wytłumaczenie tego, że jeszcze żyła oraz tego że nie wypełniały jej pozostałości gwałcicieli... Mimo wszystko czuła się zbrukana i wściekła.

nagle usłyszała odgłos zbliżających sie kroków od strony wylotu z zaułka.

Starała się przybrać obronną pozę pomimo bólu.

Do zaułka weszło 4 mężczyzn w strojach strażników.

- Patrzcie, żyje - zawołał jeden z nich. Przyspieszyli kroku. Cathil nie miała dokąd uciec. Budynki po obu jej stronach były wysokie i nigdzie nie było iejsca nadającego się do wspinaczki na dach. Chatka, z której wyszła, też była praktycznie miejscem bez wyjścia. Zanim dotarłaby do włazu i otwarła go strażnicy zdążyliby ją złapać. Ponadto po drugiej stronie tunelu mógł czaić się uzbrojony w łuk znajomy przewodnika.

- Nic wam nie jest? - zapytał jeden z nich wyglądający na dowódcę oddziału. - Ci co tu byli uciekli jak nas usłyszeli. Goniliśmy ich ale znają tą część miasta lepiej niż my.

Widać było, że jest zły z faktu iż napastnikom udało się zbiec

- Co tu się stało? Wiecie? - skierował pytanie do Cathil


Kesa z Imari



Kesa przez moment zastanowiła się czy nie przyjąć propozycji Kirrstofa i nie ukarać żołnieży, którzy ją pobili, lecz po chwili stwierdziła, że to bez sensu. Oni po prostu bronili swojej pani, a łuk na ramieniu Kesy nasuwał jednoznaczne podejrzenia.

- Nie Panie - zwróciła się do swego gospodarza - nie trzeba ich karać.

- Co do zapłaty - ciągnęła dalej - to już wam powiedziałam, żę również jest zbyteczna. Pomogliście mi na tej drodze i za to wam dziękuję.

Von Szant ukłonił się głęboko.

- Jesteście pani istotą o złotym sercu. Możecie mieszkać pod moim dachem jak długo będziecie uważać za stosowne. Jak już wspomniałem jesteśmy w Denondowym Trudzie, a dokładniej w wewnętrznej części miasta zwanej Warownią. Cały czas jeden z moich ludzi będzie do waszej dyspozycji, wystarczy, że użyjecie tego dzwonka, który leży przy waszym łożu, a natychmiast ktoś się zjawi. Kiedy odzyskacie siły i będziecie miała ochotę zwiedzić miasto, również proszę dać znać komuś ze służby, a posłuży pani za przewodnika.

Teraz zostawiam was samą Pani, byś mogła odpocząć. Każę służbie podać posiłek.

Gospodarz ukłonił się ponownie i skierował się do wyjścia z pokoju. W drzwiach jednak przystanął na chwilę, po czym odwrócił się do Zielark i zapytał.

- Pani, wybaczcie, że zawracam wam głowę, ale mam jeszcze jedno pytanie...

Mamy spory problem, w chwili obecnej, z przestępczością w mieście. Pomimo wymaganych opłat przy wejściu w mieście pojawia się coraz więcej ludzi szukających swej szansy właśnie tu w Denondowym Trudzie. Pojawienie się tylu nowych ludzi spowodowało wzrost przetępczości. Mamy pełne lochy. Niestety wielu z moich kolegów z rady miejskiej nie obchodzi los tych ludzi. Gdy tafiają w ręce kata, pod różnymi zarzutami, mogą... ucierpieć na zdrowiu. Niejednokrotnie okazuje się, że są niewinni, ale i tak umierają od skutków “przesłuchań”. Brakuje tam elementarnej opieki medycznej. Tu moja prośba... jeślibyś Pani zechciała pomóc, to Twoje usługi zostaną dobrze opłacone. Choć na, krótki czas potrzeba nam kogoś do pomocy. Jeśli jednak nie, to zrozumiem. To nie wasze miasto i los tych mieszkańców nie musi was obchodzić.

Mnie jednak sytuacja boli i jeśli tylko będe mógł to jej zaradzę - gdy mówił te słowa Kesa zobaczyła w jego oczach zapał i determinację, której powodem była miłość do miasta i jego mieszkańców.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline