Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2013, 21:42   #15
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Dzień 2. Visena. Dzień 3. Wilczy Las (1)

Półgodzinny spacer doprowadził półelfa do ruin młyna. Budowla w czasach swojej świetności mogłaby pewnie spokojnie obsłużyć sporej wielkości miasto, ale teraz porastała tylko mchem i grzybem. Nethadil ostrożnie wszedł do rudery, ale nie znalazł tam nic ciekawego - przepłoszył jedynie jakąś parę migdalącą się pod jedną ze ścian. Nie wiedział co mógłby tutaj znaleźć, co naprowadziłoby go na ślad akurat tej grupy - ewidentnie młyn stanowił miejsce spotkań, ale dla niego wszystkie ślady były podobne. Zapewnie więcej dowiedziałby się od innych dzieciaków uczestniczących w spotkaniu; ale z drugiej strony - kto by chciał gadać z dorosłym? I tak zapewne dostali wystarczającą burę od rodziców by nie chcieć współpracować. Zresztą wszelkie informacje jakie uzyskał sugerowały, że grupa poszła traktem... “No traktem jak traktem”, pomyślał Nethadil patrząc na zarośniętą drogę. Niemniej jednak wóz traktem, oni za wozem, wóz z kolei nie w las, więc znaleźć ich żadna filozofia - jeśli ktoś chciał szukać. A tutejsi nie chcieli, trzęsąc portkami. Choć trzeba było przyznać, że mieli tu niezłe “potworowisko”. Nethadil znał kilka leśnych głuszy, ale rzadko się zdarzało by tyle dużych drapieżników koegzystowało na tak małej przestrzeni. A w zasadzie się nie zdarzało...

Tym gorzej wróżyło to Damielowi i jego pomocnikom. Nethadil smętnie spojrzał na otaczający go las i odniósł nieprzyjemne wrażenie, że las patrzy się na niego. Niezbyt przyjaźnie, żeby nie rzec - wilkiem. Cóż - im starszy las, tym mniej chętnie przyjmował dwunogów, nawet tych ze starożytnych ras. Rad nie rad półelf ruszył na południe, uprzejmie pozdrawiając pracujących na polach rolników. Według wskazówek myśliwych idąc w miarę prosto powinien za jakieś dwa dni dojść do domu druidki. Czekał go więc długi i nudny marsz. Po nim zaś samotny nocleg w obcej puszczy. Po prostu żyć nie umierać.




Nethadil nie wiedział jak długo spał, ani co go obudziło. Wokół szarzał świt. Przez gęste korony drzew nie widział słońca, lecz musiało ono już wzejść. A może nie? Szarość wokół zdała się półelfowi nienaturalna - ni to mgła, ni to dym... Czujnie rozejrzał się dookoła, lecz wszystko wydawało mu się takie jak wtedy, gdy zasypiał. Przetarł oczy... i nagle zniknęły resztki ogniska, posłanie jakie usypał sobie wieczorem, kamień, o który oparł plecak... Miast w wygodnym zagłębieniu tropiciel leżał na obszernej polanie otoczonej kręgiem drzew rosnących zbyt równomiernie, by było to naturalne. Mimo że wyglądały zupełnie normalnie mężczyzna czuł, że nie są to zwykłe drzewa. Zerwał się na równe nogi. Znał to uczucie. Starożytne pnie stanowiły zaledwie dom dla istot, które były mu rodziną.
- Pomóż nam... - szeptały z daleka.
- Pomóż nam... - falowały wraz z wiatrem.
- Pomóż nam... - płynęło z kroplami rosy.

Potężne pnie tkwiły nieruchomo w ziemi, lecz Nethadil mógł przysiąc, że z każdym oddechem zbliżały się do niego coraz bardziej, zacieśniając krąg.

- Pomóż nam... - jęk rozdzierał serce.
- Pomóż nam! - półelf nieomal słyszał trzask pękającej kory.
- Po...móż nam... - głos łamał się i rwał.
- Pooomóóóż... - smród gnijących liści drażnił nozdrza.
- Po... - Nethadil próbował odwrócić wzrok, lecz one były wszędzie.

Zniekształcone, spróchniałe, rozkładające się, uschnięte, umierające... Napierały na niego zewsząd; czuł jak drapią go po ramionach i plecach gałęziami, jak pędy wciskają mu się w uszy i usta, czuł gorzki smak zgnilizny. Szarpał się, lecz stopy zapadły się w miękką glebę, a korzenie wpełzły do butów przyszpilając stopy do ziemi. Młodzieniec zawył ze strachu gdy jego palce splotły się z palcami napastników; czuł że sztywnieje, drewnieje coraz bardziej stając się jedną z umierających driad...

Nethadil szarpnął się raz jeszcze w ostatniej rozpaczliwej próbie oswobodzenia i... upadł bezwładnie na plecy. Wokół niego szarzał świt, ale nic go nie atakowało. Był w lesie sam; cały i zdrowy. Sen? Tak, to musiał być sen; nie mogło być inaczej. Choć nigdy nie śnił tak realistycznie; jeszcze czuł w ustach ohydny smak rozkładu, a ręce i plecy piekły jak od zadrapań. Pewnie otarł się upadając. Słyszał, że ponoć pierwszy sen na nowym miejscu jest znaczący, ale bez przesady...
Półpelf potrząsnął głową i już zamierzał wstać, gdy uświadomił sobie, że jego lewa stopa znajduje się w drzewie! Odruchowo wrzasnął i szarpnął nogą; wyszła bez żadnego oporu i po raz drugi tego ranka tropiciel rymnął na wilgotne poszycie. Podniósł się szybko i uważnie obejrzał kończynę oraz drzewo. Ta pierwsza była zupełnie normalna; podobnie jak i “krwiożerczy” buk. Aż za normalny - nie było w nim nawet najmniejszej szczeliny, w którą mogłaby wejść męska stopa. Znów przywidzenia? Nethadil wstał i jeszcze raz rozejrzał się po lesie.


Zupełnie zwyczajnym lesie.

Zupełnie nieznanym lesie.

Zdecydowanie nie było to miejsce, w którym kładł się na spoczynek.

Więc gdzie, u wszystkich demonów, się znajdował?!

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 26-06-2013 o 11:06.
Sayane jest offline