| Tymczasem w grupie wchodzacych przez bramę pałacu Gelbalain zapytał Filuta:
-Słuchaj, ty ze swoimi talentami najlepiej się do tego nadajesz. Skołuj potem troche roboli do remontu, co? Wiesz, tobie przyjdzie to najłatwiej. przekonywał. - Ja tymczasem skoczę po specjalne materiały do Luskan, ktoś poszuka złóż surowców i się to jakoś ogarnie. A może ty Leadorze walnąłbyś jakąś iluzje co by budynek chwilowo dla gości wyglądał jak wcześniej?
-Niestety, stworzenie tego typu iluzji przekracza moje możliwości. Mógłbym co najwyżej stworzyć przezroczyste ściany mocy, żeby załatać cieknący dach. Poza tym, na niewiele by się to zdało, gdyż część demonów, a już na pewno te potężniejsze, bez problemu rozpoznałaby iluzję. - odrzekł Leador, zastanawiając się, co tak wszystkich wzięło na pomoc w odbudowie burdelu. Gdyby to tylko od niego zależało, to starałby się pojmać cel i jak najszybciej wyruszyć w drogę powrotną. Przez głowę przemknęły mu także myśli o zostawieniu drobnego huraganu w prezencie dla demonów, ale szybko je odrzucił. Sęk w tym, że dalsza zwłoka w tym miejscu niczemu nie służyła, przynajmniej w opinii elfa.
Sukkub wprowadziła większość drużyny do budynku i zatrzymała się w holu, gdzie pomniejsze demony usiłowały uprzątnąć gruz.
- Wskazać gościom pokój, gdzie będą mogli w spokoju się odświeżyć - nakazała stanowczym, władczym tonem. - Uprzątnąć gruz i doprowadzić do porządku jadalnię. Natychmiast. - Spojrzała na członków bractwa. - Ja tymczasem oddalę się na pewien czas... będę musiała przywitać też gości i wyjaśnić... nowy wygląd... - Wzdrygnęła się lekko.
Z wnętrza wyszło kilka sukkubów, ubranych naprawdę rozmaicie. Od niegrzecznych skórzanych strojów, które mało co zasłaniały, do wymyślnych sukien, a nawet sukien ślubnych!
- Dobra panowie. Wiem że może się wydac to dziwne ale co to dla nas, imperia obalaliśmy a dachu nie załatamy? Zresztą go gmach użyteczności publicznej, jak szpital albo i bardziej potrzebny - rzucił do swych kamratów Gelbalain. - A tresura do końca pieska sie przyda, nie będzie sprawiał może problemów przy transporcie. Ewentualne koszty się wrzuci w pracodawcę, jak chce to niech płaci. Poza tym to będzie zabawne.
- Nie wiem, czy pamiętasz - powiedział Thazar - ale zawsze lepiej nam szła działalność przeciwna do budowania. Obalaliśmy, jak sam powiedziałeś.
- Ano, fajnie będzie miec trochę czegoś nowego. No bo co, uznamy że nie damy rady i tyle? My? Daj spokój, kto jak nie my, jesteśmy najzajebitsi na świecie. Oczywiście że damy rade odbudować. I bedzie jeszcze lepszy, o! Bo to my to zrobimy. to będzie wielki kamienny burd...dom rozkoszy na miarę naszych czasów - odparł z rosnącym entuzjazmem Gelbalain.
- Nie krępuj się, znam to słowo - stwierdził Thazar. -Ale widzę, że się zapaliłeś do tego projektu. Nie mam zamiaru ci przeszkadzać. Baw się dobrze.
- Mam szczery zamiar. Wybierzesz się ze mna do Luskan po kryształ, architekta i rzeźbiarza? Będzie smiesznie - zaproponował mag.
- Twoje poczucie humoru jest znane na całym świecie - przytaknął Thazar z kamienną twarzą. - Ale zaryzykuję.
- Co tu ryzykować, to Luskan ryzykuje zostając tam - zaśmiał się Illuskański mag.
- A zatem? - spytał Thazar. - Zostawiamy tę wesołą kompanię i idziemy, czy też chcesz jeszcze trochę się rozerwać?
Percy, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, poszedł wraz z pozostałymi do środka. Wnętrze prezentowało się długim, dobrze oświetlonym korytarzem z ładnym, czerwonym dywanem na podłodze, w którym nogi się zapadały. W końcu korytarz skręcał w prawo i rozszerzał się w dużą salę biesiadną, w której stoły były aktualnie zastawione i jakby gotowe do posiłku: brakowało tylko osób przy nich zasiadających i samych potraw. W powietrzu krzątało się kilka quasitów donoszących różne elementy zastawy. Jednak tym, co drużynę najbardziej zaskoczyło był potężny demon w (idealnie do niego pasującym!) stroju kamerdynera, który stał przy przeciwległej ścianie i wydawał polecenia małym, latającym sługom.
Kiedy Lady Balhior wydała swoim quasitom i sukkubom polecenia, wyciągnęła długi, skórzany bicz i smagnęła nim bez ostrzeżenia tuż obok swojego Pieska.
- Co to było za zachowanie tam na dworze? Co to za klękanie na ziemi bez mojego pozwolenia? Co za atakowanie?! - krzyknęła rozjuszona, posyłając jednocześnie słodki uśmiech piątce... to znaczy teraz już czwórce. Percy oddalił się od pozostałych w towarzystwie aż trzech skąpo odzianych demonic od których ciężko było oderwać wzrok, zwłaszcza że szły wyjątkowo zgrabnie i ich jędrne ciała idealnie kołysały się w rytm kroków.
Pozostała czwórka również wkrótce została otoczona przez piękne kusicielki, które próbowały każdego z nich zaciągnąć do innego pokoju, żeby tam mogli się "odświeżyć".
- Mhm, misiu... wyglądasz, jakbyś lubił dobrą zabawę - powiedziała jedna z nich do Gelabaina, zarzucając mu ramiona na szyję. była ubrana... skąpo. Spore piersi przyciągały spojrzenie, kiedy mag schylił głowę, żeby spojrzeć na demonicę.
-O tak skarbie, zdecydowanie - odparł Gelbalain z usmiechem obejmując ją.
Demonica uśmiechnęła się promiennie i chichocząc, pociągnęła w inną stronę. Przeszli kolejnymi korytarzami, gdzie dołaczyły do nich jeszcze dwa sukkuby. Jedna odziana była w koronkową bieliznę, druga w kostium karnawałowy.
- Na co masz ochotę? - zaytała ta w koronkowej bieliźnie.
-Och, jestem pewien że same...potraficie okazać inwencję - mruknął mag.
- Hmm... myślę więc, że zaprowadzimy cię do pokoju skruchy... - mruknęła pierwsza, muskając go palcami w ramię. Reszta przytaknęła jej z entuzjazmem. - Poczekasz tam na nas, a my się w tym czasie przebierzemy. Będziesz mógł... zastanowić się, skąd ta nazwa.
Nie minęło wiele czasu, kiedy Gelbalain znalazł się w przestronnym pokoju, którego centrum zajmowało okrągłe łoże, okryte białą, puchatą kapą. Znajdowały się tu dwa okna, w których ktoś zamontował urocze iluzje, żeby sprawić wrażenie, że zaraz obok pasą się śnieżnobiałe jednorożce. Jedwabne zasłony nieco przysłaniały sielankę, jednak mag i tak dostrzegł wodospad w tle. Podłoga zasłana była brązowym, nieco mniej puchatym dywanem, w którym mężczyzna od razu zapragnął zanurzyć palce. Niewielki stolik i toaletka z jasnobrązowego drewna, a także stół z wieczerzą, dopełniały wystroju. W pokoju były jeszcze jedne drzwi, prowadzące, jak się okazało, do łazienki z wmurowaną w podłogę wanną, która zdolna była pomieścić pół tuzina osób.
Pozostawiony sam sobie, Gelbalain postanowił być kulturalny i się wykąpać. Problem polegał na tym, że było tu zbyt dużo kurków. Każdy oznaczony jakimś kolorem i nieznaną mu runą.
Tak więc ostrożnie odkręcił jeden z nich i patrzył co się stanie. Wyleciała różowa piana. Zakręcił i spróbował dalej. Słodko pachnący płyn. I dalej. To, co popłynęło... w sumie nie wyglądało to ani jak lawa, ani jak promień śmierci. Miało mocny, ostry zapach i kiedy Gelbalain niepewnie zanurzył w wrzącej cieczy palec i skosztował, okazało się, że to najzwyklejszy w świecie pikantny sos.
-[i]Woda[/]i burknął mag. -Gdzie jest woda. - Spróbował kolejnego kurka.
Chwilę zajęło mu odkrycie dwóch, niewielkich kurków, niemal na samym dole. Z kranu (wmontowanego w usta kamiennej nimfy wodnej) poleciała w końcu woda. Woda!
Ucieszony Gelbalain rozebrał się i rozsiadł się w wannie.
Mimo że usiłował wypłukać pozostałości poprzednich cieczy, na powierzchni wytworzyła się pachnąca bekonem piana...
Gelbalain namydlił się i wypluskał solidnie. Wtem ktoś wszedł do łazienki. Stukot kilku par szpilek rozbrzmiewał na kafelkach. Nim jednak mag zdążył się obrócić, ktoś narzucił mu ręcznik na głowę.
- Nie ruszaj się i bądź cicho - nakazał ponętny głos sukkuba. - Od teraz jesteś nasz...
Dwie pary delikatnych dłoni usadziły Gelbalaina na ławeczce w wannie i zaczęły masować, a miejsce ręcznika zajęła jedwabna przepaska na oczy. Mag zaś czekał co będzie dalej.
- Otwórz usta - nakazał ponętny, kobiecy, ale zarazem władczy głos i po chwili rozległ się chlupot, kiedy ktoś wskoczył do wody. Mag posłuchał.
Demonica wsadziła mu knebel w usta, a kolejne dwie przytrzymały mu ręce. Teraz był “zdany na ich łaskę”.
Nie miał pojęcia, jakim cudem znaleźli się w łóżku, jednak wówczas usłyszał nadchodzące kłopoty.
Ostatnio edytowane przez vanadu : 12-06-2013 o 19:37.
|