Szczęście zdawało im się sprzyjać. Znaleźli się na nogach bardzo szybko i ruszyli w stronę wyjścia.
James pomagał profesorowi Arturo, a Ian ciągnął za sobą Natashę rozglądając się wokół czujnie, gotów zareagować na każde możliwe zagrożenie.
Han chwycił włócznię w okaleczone dłonie i uderzył drzewcem w głowę Rosjanina, kiedy ten pochylał się nad rewolwerem. Oręż był ciężki i wielki. Dla człowieka nieporęczny, ale Han był silny. Cios dosięgnął celu i czewonoarmista padł na ziemię ogłuszony.
Giganteusy atakowały potężnego kałamarnico-podobnego stwora nie zwracając uwagi na uciekających ludzi. Potężny “robal” wymachiwał mackami sięgając nie tylko yeti, ale także ludzi, niczym rozszałaly moloch. Nienasycony i głodny. Kilka włóczni włochatych giganteusów zraniło oślizgłe cielsko, z którego wylewała się teraz gęsta, żrąca substancja. W zetknięciu z podłożem jaskini owa posoka dymiła i zasmradzała grotę charakterystycznym, trudnym do opisania, plugawym odorem.
Szczęście im sprzyjało. Ian i Natasha byli już coraz bliżej wyjścia, Max i James tuż za nimi, a Han w pół drogi, kiedy los na chwilę odwrócił od nich swoją twarz.
Robal znów grzmotnął odwłokiem o ziemię. Wszyscy zachwiali się na nogach, ale tym razem byli już przygotowani i żadne z nich nie upadło. Jednak Ian i Natasha musieli przykucnąć, aby utrzymać równowagę, a Han podparł się na zdobycznej włóczni umiejętnie balansując ciężarem ciała. Wspierający się wzajemnie James i Arturo, może właśnie dzięki temu, nie musieli robić nic, by utrzymać się w pionie.
Kiedy drżenie przeszło i z góry przestały spadać kawałki stropu wszyscy unieśli głowy. I wtedy Ian i Natasha zobaczyli, że drogę zagradza im, powoli idąc w ich stronę, jeden z giganteusów.
A więc jednak yeti nie miały zamiaru tak po prostu wypuścić swoich więźniów.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |