- Czaszkoszczury z rożna bywają smaczne. - Stwierdził gnom czując burczenie w brzuchu. - Jak mógłbym się... Nie zgodzić?... - Odpowiedział mu duch, chociaż gdy te słowa wyszły z jego ust, gnomowi ta myśl wyleciała z głowy i nagle pojawił mu się w głowie obraz zabitych czaszkoszczurów, rozkładających się ich małych ciał i tylko to sobie wyobrażając niemal poczuł smród jaki mogłyby takie szczury wywołać. Choć mógł też przez chwilę jedynie spuścić niżej szmatę w dłoni, przez co odór krypty dostał się do jego nozdrzy. - Mhm taaak. One pewno też marzą o smaku świeżego gnoma. A ty, czacho, jeśli znasz plan katakumb na pamięć i wiesz gdzie jesteśmy, prowadź nas, proszę. - Rzucił kpiąco bard. - Jesteśmy przecież w Sigil! - Oburzył się fetysz. - Ileż możemy być pod ziemią? Dziesięć, dwadzieścia metrów? - Dwieście... Czterdzieści. - Głos Zykfryda znów zadrżał potężnie. - Dobrze! - Odparł Efvazi. - Wystarczy tylko znaleźć proste schody! - Istnieją... Oczywiście... - Zaczął znów. - Prowadzą dokładnie przez... Legowisko Wielojedności... - Jeśli znasz owe grobowce i dogodniejszą drogę do Sigil niż przez leże czaszkoszczurów, dlaczego nie opuścisz tego miejsca? - Zapytału Zykfryda konstrukt. - Masz organiczną budowę ciała, jednak nie utrzymujesz swoich funkcji życiowych w taki sam sposób jak... Kompletny humanoid? - Dodału. - To więzi... Truposze takie przeźroczyste są przykute więzami do miejsc w których biadolą. Więzy te, no... Memcjonalne. - Wyraził się fachowo gnom, drapiąc za uchem. - Tak, właśnie... Takie więzy. - No właśnie. Pewno nasza pomoc jest jakoś związana z twoją klątwą, duchu. Opowiesz swoją historię? Czego potrzebujesz? - Aasimar miał nadzieję usłyszeć coś ciekawego. - Gnom ma rację, konstrukcie... - Odparł znów to nisko. - Od jakiegoś czasu jestem martwy... Niezbyt długo, ale wystarczająco, by zaczęły się mnie chwytać namiętności... - Spojrzał gdzieś w eteryczną otchłań. - Jestem... A przynajmniej byłem... Grabarzem. *Trudno* jest mi odejść bez moich członków... - Jego wzrok wrócił na powrót do rozmówców. - Czeka mnie pobyt jako oczekujący w jednej ze... Sfer Wyższych... Ale utknąłem tutaj, gdy dabusy zamurowały przejście do... Katakumb Łkających Kamieni... Trafił się jedynie jeden, który tu zabłądził; opowiedział mi o ratatoskach i portalu z którego przybył... Zdołał zdobyć dla mnie moje oko... - Zykfryd pochylił się znowuż do przodu, a następnie sięgnął dłonią ku twarzy. Jego palce wślizgnęły się w kąciki oczu i przerżnęły wgłąb; seledynowa maź pociekła mu po nosie, a on wyjął z oczodołu gałkę oczną i zaprezentował ją ponuro. - Niestety... Był sam... Nie dał rady znaleźć wszystkich moich szczątek... - Włożył następnie swe oko z powrotem do oczodołu i znów rozpoczął mówić. - Nie zależy mi na was, chcę tylko odzyskać to co moje... A jak to znajdziecie, powiem wam o bezpiecznym portalu... Zgoda?... - Ostatnie słowo nie brzmiało, jakby upiór liczył na litość rozmówców; w jego słowach kryła się raczej groźba, której celem było dopięcie swego, chociaż sam jego głos nie okazywał emocji innych niż mroczna melancholia. |