Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2013, 19:03   #1
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Arrow [Bounty Opera] Crimson Blues

Jest to kontynuacja przygód Alana Castora z poprzedniej sesji ''Flying&Killing''.

Hej , nasz drogi Mars , nasza jebana nora pełna złej whisky z słońcem zasłanianym przez wyższe kondygnacje strupo-miasta! Dzieciaku czy widziałeś kiedyś Sol zza tej zabliźnionej stalowym miastem rany? Co w ogóle robisz w tej norze dla starych pijaków, hę? Nieważne młody... Blues Bones Van Buren stary fagasie per mości książę graj jeszcze, brzdękaj do cna! Żartuje stary, tyle lat! Drodzy przyjaciele znacie moją baśń. Dawny gość poznany w młodości... Zimny. Mija prawie rok od kiedy powtarzałem tą baśń, stara gadka. Się wie Plugger , zaczynamy od kiedy ten tancerz rozpierdolił statek tych korsarzy, tych pieprzonych Brutów , którzy zabijają niewinnych kumatych chłopaków z Zarojenia i które.... a jak toast!.... zostaną rozjebane kiedy tylko się zjednoczycie dzieciaki! Rozumiesz młody, jak się dawniej ekipa zebrała to ho ho! Ano i jeszcze, ten twój hasz dzieciaku to czysta chemia , dawny susz to było coś, ale pal sobie , pal... nie Van Buren wtedy nie waliłeś Kobry, tylko z bananem na twarzy wiecznie chodziłeś! Ha! Tak mi graj, tak mi graj. Streszczając przed kolejną kolejką Panowie- skończył z handlem bronią, kupił i ochrzcił SpireWire, zabił paru fagasów tak dla rozgrzewki... aż tu ta cholerna stacja, miłośnicy dzieci, zemsta rodziny pogwałconego, kontakt spełniony. Potem ten dzieciak co go rodzice chcieli pomścić został prokuratorem od takich pedzio spraw, kiedyś czytałem, zawsze przychylnie wtedy patrzył na mścicieli, aż go komisja etyki zawodowej zawiesiła jak wynajął łowcę nagród dla pewnej zdesperowanej matki. Był też ten dzieciak z ulicy, Ryszard Wagner, zginął pomagając Zimnemu. Paskudna sprawa, zawsze go to chyba bolało. Potem poleciał na Sybill Prime. Kolejna bogata panienka tym razem do odnalezienia, zagubiona zbuntowana siostra, przedawkowała jak ją znalazł. Dostał też mały wpierdol od jej złego chłopaka przy okazji, to na Praure poleciał. Wiecie czarne kliniki tego mokrego jak kanał odpływowy księżyca. I tak odrutował się w legalnej, tak lubił zaskakiwać. Wszczepiony endopancerz potem uratował mu życie, nieraz zresztą... chyba nawet wcześniej go sobie zamontował, bo tym pedziu, ech pamięć kuleje . A no tak, on lubił wilgotne miejsca choć się nie przyznawał , tak więc złapał robotę u Czerwieni Praure, tak z ulicy. Akcję z rozwaleniem statku bazy piratów , to znacie na pamięć. Wystrzelił w mostek , gdzie siedział z tym samcem alfa, hersztem cholernym. Przeżył a jak! Pomógł mu pewien zacny gość. Przeżył mówię, to się w szpitalu obudził. No odtąd zaczynam pleść dalej!



[media]http://www.youtube.com/watch?v=DX7YwjWRLJY[/media]


***

Prolog
Cena Życia


Ciemność, gorąco, bieg, tonąc dotykał skrawków świata, skręcał się na łóżku.

Cały spocony. Nieruchomy, uwięziony przez aparaturę, która bezwątpienia go podpięła w swój labirynt życia wspomaganego. Ciężkość głowy i senność ; chce jeszcze spać mamo , chciał kiedyś tak powiedzieć, jak na widach; te dzieci , rodzinny tryb życia, szkoła w domu przez hipernet, dużo znajomych na portalach społecznościowych, niemożliwy do akceptacji i zrozumienia tok myślenia dla gościa z marginesu. Otwiera oczy to znów je zamyka, widzi biel tej sali albo ciemność wnętrza. Dławi się , podają mu ciecz. Woda, bardzo oczyszczona, wręcz nienaturalnie sztuczna w ustach. Powielanie schematów obłożnie chorego, może nowa rola do końca życia? Czuł słabość. Za daleko do wspomnień ostatnich dni, miesięcy czy może roku.

W końcu otwiera je na dłuższy czas, zlepione ropą. Zmysły mu wracają, pojęcie gdzie jest jeszcze zbyt dalekie , ale rozumie swoje istnienie. Wszędzie biel zmieszana z zielenią paneli naściennych. Komputerowe pikanie jego serca, zapach chemikaliów dający wrażenie absolutnej szpitalnej czystości. Jest hospitalizowany, dużo przemocy, przeżył dużo przemocy, walki. W tle smród żarcia na starym tłuszczu , nie mógł określić , która woń jest gorsza. Czy ta z ulicy czy też środków czyszczących. Krakanie morskich ptaków, gwar ciżby ludzkiej z nieznanymi dialektami nawet innych gatunków, sygnały proszących o lądowanie lataczy (pykanie razem z komunikatem głosowym) i naziemne trąbienie taksówek, dzwonki manewrujących w tłoku rowerów; to wszystko dochodziło zza uchylonego okna.

Nagle widzi kikut ręki, jego członka w którym nie miał przecież tylko dłoni. Teraz nie ma już nawet chromu, brakuje reszty ciała, ale kiedy o nim myśli to je czuje. Dziwne, szaleńczo zimne odczucie... Denerwuje się , poci się bardziej, ale nie krzyczy. Czuje poobijane organizm, teraz w ogóle zbytnio odczuwa swoje poranione mięso. Dużo przemocy, przeżył dużo przemocy, walki.

Podchodzi autobot pielęgniarka, stała cały czas w kącie czekając aż się przebudzi. Zaczyna wymawiać jego imię. Alan Castor. Robi podstawowe badania , lekarz ma zaraz przyjść. Pyta o jego stan ogólny. Podobno dezorientacja to coś typowego, pamięć ma być zaraz sprawdzona. Zaraz też niespiesznie wchodzi niski wąsaty mężczyzna w białym uniformie. Doktor przeprowadza serię kolejnych badań na ciało i chyba stan umysłu. Pobiera krew (nie czuje ukłucia, tylko czerwony blues zawodowy na widok próbki, słaba ta żądza zabójcy mimo to), sprawdza źrenice (lekko boli go głowa, cofa go w przełyku, żółć piecze krtań. To reakcja na zmianę pozycji i leki przeciwbólowe tłumaczy lekarz), reakcje kikuta (nerwy w porządku, przeszczep powinien się udać , jako że możliwość odrzucenia jest prawie niemożliwa, a nawet jeśli wpadnie w promile braku szczęścia leki zrobią swoje), kilkakrotnie powolnie dokonuje rezonansu głowy małym śmiesznym buczącym urządzonkiem. Wszystko to dochodzi do Castora jak za mgły, czuje się nieswojo, pełen niepewności tudzież niepokoju. Puszka mówiła przecież o dezorientacji, to go uspokaja delikatniej niż aplikowane mu przez kroplówkę środki. Dziwi go pewna słabość charakteru z majakiem wojownika jakiego znał poprzednio, wrażenie stania się kaleką.

-No panie Castor...- powiedział strzelając palcami to patrząc dobrotliwie na swojego pacjenta, jakby chciał podać mu cukierka i odznakę dzielnego pacjenta- Miał pan wielkie szczęście. Odmrożenia, rany od odłamków, wstrząs mózgu, ucięta prawa ręka, silny ogólny wstrząs. Mógłbym bezwątpienia mówić o cudzie. Uprzedzając pańskie pytania , pańska ręką zostanie przeszczepiona , właśnie się wykształca w laboratorium. Żuchwa już została zrekompensowana, wykorzystaliśmy jednak sztuczne elementy. Nie dostrzegam tu żadnych różnic , które przecież z założenia mają nie występować. Nie wydaje się mieć pan również ubytków pamięci, choć zdaje się pan być człowiekiem zagadką. Niemniej jednak jest pan przyjacielem doży, a to wiele znaczy. Ten... wypadek w kosmosie, miał znaczne konsekwencję zdrowotne, jednak wszystko wraca do normy. Za trzy tygodnie widzę siebie wypisującego zwolnienie dla pana od tego łóżka. Na razie jednak proszę odpoczywać.

Tyle faktów, emocji, drzazg nowej sytuacji. Musiał ułożyć sobie wszystko w głowie, pomimo być może prawdziwego braku wiedzy na temat ostatnich drastycznych wydarzeń przez doktora. Lekarz czekał jeszcze cierpliwie na jakieś pytania, choć widocznie musiał zająć się obchodem tego skrzydła szpitala.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 11-06-2013 o 19:07.
Pinn jest offline