Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2013, 11:03   #53
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Ekhart, Klaus, Hans oraz Irmina zatrzymali się przy powalonym przez psa zbiegiem, lecz Almos tylko ich minął, nawet nie zwalniając. Pędził co tchu za drugim podpalaczem. Na szczęście znał Averheim dość dobrze, to nie był jego pierwszy spęd bydła. Nomada cieszył się, że nie zabił żadnego z łotrów, gdyż nie narażał się w ten sposób na rodową zemstę. Lekko krwawiąca rana wystarczy, by podążyć tropem uciekającego, nawet gdy straci się go z oczu.
Jeździec równin gnał ile sił w nogach, skręcając w tę samą alejkę, co uciekinier. Tamten jednak trochę to miejsce znał, a na dodatek w przeciwieństwie do Almosa, większość czasu musiał spędzić na własnych nogach. Jasne było, że dystans się nie zmniejsza. Podpalacz mignął mu jeszcze na jednym ze skrzyżowań, a potem gdy już tam dotarł - rozpłynął się w powietrzu. Śladów krwi nie było prawie wcale, a rozmokła alejka miała za to mnóstwo śladów stóp. W każdym z trzech możliwych kierunków.
- Bassza meg! - Zaklął zdyszany Almos po swojemu. - Nie jestem stworzony do biegania.
Jedna szansa na trzy. Cóż, trzeba było spróbować.
Rzucił się pędęm w obskurną alejkę po prawej, bo tam skierował go instynkt.
Bez myślenia biegł do przodu, wpadając po chwili na kolejne skrzyżowanie, przy którym kręciło się kilku ludzi. Żaden jednak nie był nawet podobny do uciekiniera, a nigdzie w oddali Almos nie wychwycił biegnącej sylwetki. Najwyraźniej instynkt go zawiódł. Zrezygnowany powlókł się spowrotem. Po drodze odnalazł jeszcze swoją strzałę i schował do kołczanu.

***

Tymczasem przesłuchanie drugiego podpalacza nie szło wcale gładko. Strach jaki Zakapturzony wzbudzał wśród swoich podwładnych dawał do myślenia. Zbir nawet z przydeptaną stopą i mieczem Klausa przy szyi nie zamierzał sypać. W akcie desperacji spróbował podjąć walkę, a może się wyrwać i nadział się gardłem na ostrze. Krew trysnęła na błotnistą alejkę.
Ekhart patrzył na poczynania Klausa z zaniepokojeniem. Może i był z niego niezły bandzior, ale śledczy marny.
- Klaus, nie wszystko da się załatwić mieczem i szczękami Rexa - kiwnął głową w kierunku wykrwawiającego się zbira. - Teraz już nic nam nie powie.
Rigel bez sentymentów spojrzał na Irminę i Hansa.
- Chodźmy do “Czystej Świni”. Może są tam nasi kompani. Dowiemy się jak im poszło gaszenie. Po za tym wciąż szukam Matyldy i Kurta Gutha. No i musimy ustalić plany na wieczór.
Ekhart nie zwracał już uwagi ani na zbira, ani na Klausa. Neumayer narobił bałaganu, więc niech on sprząta. Bez słowa ruszył w kierunku doków.
Irmina też nie powiedziała już nic. Wyraźnie bardziej nieobecna duchem niż zwykle dała się bez protestów prowadzić tam gdzie szli Hans i Ekhart.
- Ten drugi mi zwiał - zza rogu wyszedł zdyszany Almos. - Ale, ale, co do diabła? - Spojrzał zaskoczony na ściskającego krwawiącą szyję jeńca. - Na miłość Shallyi, czy nie umiecie kogoś przesłuchać bez zarzynania go?! Idioci! Pomóżcie mi!
Nomada czym prędzej wyciągnął z torby szarpie i przyklęknął przy podpalaczu, próbując opatrzeć ranę. Krwi było sporo, ale może ostrze nie przecięło tętnicy.
Rigel zatrzymał się w pół kroku:
- Daj spokój. Nic z niego nie wyciągniemy, a za podpalanie barki z ludźmi na pokładzie nie zasłużył na lepszy los - były strażnik dróg nie miał zamiaru pomagać Almosowi.
Klaus zaś stał nieruchomo przez chwilę, nieco oszołomiony rozwojem wypadków. Po chwili próbował pomóc Almosowi, choć nie widział większych szans na przeżycie zbira.
- Nie przypuszczałem, że będzie chciał się zabić...Ten zakapturzony chyba faktycznie napędził wszystkim stracha - Treser zachował stoicki spokój. - Być może Rex podejmie trop od krwi tego drugiego rannego. Jeśli nie to zawiadomię straż o trupie i wrócę po śladach do podpalonej barki, a stamtąd dalej, tam skąd przyszedł podpalacz.
- Nie sądzę, żeby ten tu zrobił to celowo – koczownik słuchał jednym uchem, próbując zatamować krwawienie – ale chyba tylko wymyślne tortury mogły go zmusić do śpiewania. Cóż, jeśli wyżyje to w lochach Avenburga się nim odpowiednio zajmą.
Ranny na szczęście już się nie bronił, lecz szarpie nasiąkały szybko, a błoto w którym leżał przybierało barwę czerwieni.
- Wezwijcie tutaj straż! Najlepiej z medykiem!- Krzyknął jeszcze Almos za odchodzącymi.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 12-06-2013 o 11:09.
Bounty jest offline