Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2013, 13:53   #54
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- To nie jest na moje lata u licha. Thomas stał z rękami zapartymi o kolana i oddychał ciężko... kostur leżał na ziemi, rzucony jak zwykły patyk a nie symbol reprezentanta świątyni Vereny. Akolita patrzył na modlitwy spisane drobnym pismem na drzewcu... patrzył i patrzył. Wiedział że to się nie godzi, zebrał resztki sił i schylił się po wspomniany kostur. Wyprostował się i zaczął masować ręką plecy w okolicach nerek. Druga ręką wyciągnął z pod szaty symbol Świętej Siostry Vereny i ucałował go z namaszczeniem, mówiąc.

- Dziękuję przenajświętsza Panienko. Wszyscy Ci dziękujemy. Ty Wielka co sprawiedliwość ludziom dajesz, gdy swe łzy osuszysz, bo wiem co własność Twą - co cierpieć Musisz. Bo już Cię znam.

Goethe zignorował zdziwione spojrzenia ludzi którzy zebrali sie wokół spalonej barki by zobaczyć co się stało. Pewnie nikt z nich nie podejrzewał że akolita będzie głośno się modlił... po tych kilku słowach otuchy dla własnego ducha, Thomas, tak jak Hanna, przyjął z podziękowaniem propozycję by napić się czegoś zimnego. Idąc w stronę karczmy, akolita oddychał głośno i rzucał spojrzenia od czasu do czasu na spaloną barkę i rodzinę kupca, która teraz ratowała co się dało z ich dobytku.

~ Człek to dziwny, nie może być by był uczciwy. Zostawił rodzinę na zgliszczach, a sam idzie koić nerwy. Thomas pokiwał głową i przypominał sobie słowa kapłanów, że całego świata nikt, poza bogami, zbawić nie może, i że dobro i cnoty w serca ludzi trdno jest tchnąć. Tak było... wszystko co mówiły nauki świątyni było prawdą, zawsze. Goethe przekroczył próg karczmy jako ostatni. Dotknął ościeżnicy przy wejściu i poprosił o łaskę dla Adolphusa Starka i o dobrą wróżbę dla panny Hanny... miał nadzieję że nic złego ich w karczmie nie spotka. Sprawiedliwość jednak musi mieć swe miejsce. Zadaniem verenity jest by nauczać, dlatego na swój sposób Thomas postanowił doświadczyć Starka... nie szczędząc go w rozmowie, tak by każde zdanie przypominało mu o klesce, łasce i rodzinie, tak by był lepszym człowiekiem.

***

Verena była łaskawa. Choć herr kupiec, nie wniósł do śledztwa niczego konkretnego, to dał trop, który mógł mieć większy wydźwięk. Thomas wiedział że taka wiedza jak wygląd nikczemnego człeka, co to haracze z ludzi ściągał, jemu samemu na nic się nie przyda... ale Klaus, Ekhart i Almos, bedą wiedzieli jak znaleźć takiego człowieka... i jak z nim rozmawiać. Akolita mógł zadawać jedynie pytania i ścierać się z rzeczywistością odpowiedzi, taką jaka została mu przedstawiona. Sposobu nie było by mógł z kogoś informacje wydobyć, wymusić. Zwykła rozmowa musiała wystarczyć. Fakt, Goethe był uczony jak prowadzić rozmowy i zaklinać słowo w słowie, żałować i pytać, dzielić się w bólu i trosce i czytać między wierszami... ale nikt nigdy nie uczył że z prostym ludem tak się nie da, bo lud taki mowę ma prostą, a arystokracja, choć język rozumie to pycha i duma udawana wszystko zatuszować potrafią. Ot, sztuka szermierki słownej nie jest nigdy łatwa. Thomas słuchał zatem słów Adolphusa i jak zwykle, główkował. Po rozmowie, w kupca widać trochę poczucia rodzinnej więzi wróciło bo do zgliszcz swej barki powrócił by pomóc rodzinie. Hanna udała się do Czystej Świni by tam oczekiwać kompanów. Goethe postanowił wypytać jeszcze karczmarza i muzykantkę o kilka spraw które spokoju mu nie dawały.

Bernard Kurtz, wlaściciel Białego Konia. Człowiek ten nie miał do powiedzenia wiele, zresztą jak zwykle, to akolity nie zdziwiło. Opisywany oprych, który od kupca Starka wymuszał haracz był karczmarzowi znany z wyglądu, ale niczego więcej nie dane było się dowiedzieć o wspomnianym zbirze. Goethe szybko jednak połączył układankę w całość, czy słusznie to tylko czas mógł pokazać, ale Kurtz będąc karczmarzem a i właścicielem, też ofertę ochrony od Zakapturzonego musiał otrzymać. Z zachowania tego nie dało się wywnioskować, karczmarz był kuty na cztery łapy jak to każdy w tym zawodzie, ale Thomas wiedział ze musi podzielić się swymi podejrzeniami z towarzyszami, wszak niektórzy z nich potrafili lepiej wyciągać z innych informacje... choćby Klaus ze swoją zakazaną gębą i psem Rexem, Almos i jego złowieszczy nóż, czy cichy acz konkretny w czynie i słowie Ekhart, który mroził krew innym, samym tylko spojrzeniem. To byli ludzie odpowiedni do tej roboty, Marcus wybrał dobrze... akolita skupił się zatem na myśleniu, mędrkowaniu i logice... wiedział że w walce pożytek z niego jest niewielki i tylko faktem że wpadnie na jakiś trop może pomóc drużynnikom. Sytuacja robiła się jednak niebezpieczna, szczególnie dla starca jakim był Goethe... takie rozmyślanie o zbirach doprowadziło do podjęcia decyzji, akolice potrzebna była broń, choćby do samoobrony, to trzeba było jeszcze przemyśleć, bo pierwej trzeba mieć jak za broń zapłacić.

Chwilę później Goethe rozmawiał już z Ute Herz. To była ich pierwsza rozmowa. Okazało się że Ute nie tylko świetnie gra na fideli, ale i lubi sobie pogadać, zupełnie jak Thomas. Goethe rozmyślał nad tym że teraz mógłby mieć córkę w jej wieku... i o tym jak bardzo by nie chciał by jego córka zarabiała grą na instrumencie w karczmie czy na ulicy. Akolita miał w zwyczaju popuszczać wodze fantazji w czasie rozmowy z kimś, całkiem nie z powodu ignorancji, w żadnym wypadku, a jedynie z wrodzonej i doszlifowanej świątynnym szkoleniem, artystycznej duszy, której świat niestety nie akceptował... przynajmniej nie w jego przypadku. Ute, radosna i wygadana, nawet nie wiedzieć kiedy tematy zeszły na poziom rynsztokowy i wyłonił się z nich adres jednego z ludzi Kellera. Muzykantka nie wiedziala nic więcej na temat wspomnianych ludzi, ale dała do zrozumienia że ludzie ci są powszechnie znani... do przezornych zbirów nie należeli. Goethe nie mógł sobie darować. Prosił dziewczynę by ta trzymała się od kłopotów z daleka, a lepiej jeszcze, by z doków zniknęła na jakiś czas... ale Ute wiedziała lepiej, zamartwianie się staruszka zbyła jedynie uśmiechem. Goethe wiedział że dziewczyna potrafi o siebie zadbać, wiedział że go nie posłucha... ale nie chciał by kolejnego dnia Klaus z pomocą Rexa, odnalazł jej ciało w rynsztoku. Trudno, akolita nic nie mógł zrobić. Pożegnał się z Ute jakby ostatni raz, obiecał modlitwę za nią, błagał bogów by nic jej się nie stało. Odszedł choć nie chciał, nie w taki sposób... ale skoro musiał to zrobił to szybko. Szybko doszedł do Czystej Świni, gdzie zebrali się towarzysze i już obradowali. Szybko podszedł do stolika i właczył się w rozmowę. Wszystko szybko, tak by nikt już ne musiał znikać i umierać przez tę zmianę władzy w półswiatku Averheim. Czuł że szybkość starcza niczego nie zmieni, ale co innego mógł zrobic?! Musiał wierzyć.

***

Wszyscy mówili i planowali. Nareszcie Thomas czuł że coś mogą zmienić. Wcześniej, te dni ciszy i podejrzeń, nikt się nie znał i pewnie miał uprzedzenia, wczorajszego dnia i tego jeszcze przed nim, akolita nie lubił. Wiedział że dobry plan może naprowadzić ich na właściwy trop. Mieli wszystko czego potrzeba... ofiary, trop, pozwolenie i nawet, poniekąd, tożsamość porywaczy, rozumieli pobieżnie co się dzieje w dokach i jak zauważyła panna Hanna, pną się w rozeznaniu hierarchi przestępczej i tam powinni skierować swe wysiłki. Thomas podzielił się swymi podejrzeniami co do dwójki grabarzy przesiadującej w Białym Koniu, Dietera i Linusa i ich domów oraz tej dwójki rybaków, Wolfa i Helmuta, wspólników Jurgena Kilińskiego i podejrzeń o ich współpracę z Zakapturzonym. O tym że być może Bernard Kurtz, właściciel Białego Konia też może opłaca się Zakapturzonemu i o tym że od Uthe, udało się zdobyć adres jednego ze zbirów Kellera, nie było pewne którego, Otto czy Josepha, ale jednego z nich na pewno. Akolita powiedział też o podejrzeniach co do Victora Kellera, o to że może jest on uszami i oczami Zakapturzonego. O tym że Frederic Grosz coś wiedział, to było jasne i nawet nie trzeba było o tym wspominać. Na koniec, już przyciszonym głosem, Goethe opowiedział o podejrzeniach co do Czystej Świni i jej właściciela, o tym że Heinrich, karczmarz, wspominał o neutralności Świni, o tym że większość przykrych zdarzeń ma związek z tym miejscem i o tym że właściciela przeciez nie znają, zatem kim on jest... może samym Zakapturzonym, a jeśli nie to czy Czysta Świania opłaca się już nowym władzom półświatka? Było tego sporo. Thomas nie był głupcem, widział zdziwione twarze kompanów, musieli myśleć że akolita szuka spiskowców wszedzie i że może oszalał, nie było tak jednak. Być może za głośno, może za długo i ze zbytnim podnieceniem Goeteh o wszystkim mówił... ale był szybki, czasu było mało i miał nadzieję że wszyscy mają otwarte umysły.

O truciźnie i swych podejrzeniach co do niej i tego kto z niej korzystał już nie wspomniał, nie chciał wyjść na głupca. Swoje myśli na temat innej strony tego całego śledztwa zachował dla siebie. Goethe był pewien że w Averheim działa jeszcze jakaś inna siła... przeczucie, instynkt, wola boska... niewiadomo, ale w swych starych kościach, Thomas von Ehrlichamnn - Goethe przeczuwał że to co wiedzą i widzą, nie jest jeszcze prawdą... był ktoś jeszcze, ktoś kto nie ujawnił się jeszcze wcale. Szczęście w nieszczęściu, powstał plan działania i to się liczyło. Thomas przywitał te konkrety radosnym uderzenim prawicy o udo. Zachowanie wesołe i jakże niestosowne dla wiernego sługi bożego, ale cóż, Goethe był ekscentrykiem i jak każdy, niepodobny jeden drugiemu.
 
VIX jest offline