Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2013, 02:00   #11
Azrael1022
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Post pisany wspólnie z innymi graczami


Cortez "Puszka" Cervantes
Cortez miał specyficzny styl walki wręcz, czekał aż przeciwnik się zmęczy i zacznie potykać o własne nogi. Tutaj nie do końca się sprawdził, jako że podział na dwie grupy przyśpieszył nieco akcję. Puszka otrzepał się i odrzucił nogę stołu, którą wcześniej nieczysto zaszedł jednego z przeciwników. Udawał całkowite niewiniątko i podszedł do chwilowo nieczynnego automatu z piwem, próbując z nim cokolwiek zdziałać. Nie przejmował się obolałymi kłykciami Bauchauczyków, którzy przekonali się na własnej skórze jak ciężko trafić Capitolczyka, a jeśli już nawet się trafi, dlaczego nie powinno się uznawać tego za sukces.


Derren "Rusty" Dunsirn
Niezbadane są wyroki losu. Rzucając brukselką w Rudego, Rusty prowokował starcie. Miał co prawda na myśli jakieś drobne przepychanki, ale Bauhauczyk albo był w gorącej wodzie kąpany, albo chciał zaimponować koleżance. Kiedy do walki ruszyło ośmiu jego kumpli, łomot był pewny jak to, że słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie. Szczęście całe, że byli na Wenus a tam akurat cykl solarny jest odwrócony.
Szkoda było trochę miejsca walki - kantyna wyglądała, jakby Żołnierze Zagłady urządzili w niej zadymę. Dosłownie i w przenośni. Podłoga zasłana była połamanymi stołami i szczątkami krzeseł. Walały się talerze i resztki jedzenia. Ranni leżeli nieprzytomni na ziemi, albo klęli na czym świat stoi trzymając się za połamane kończyny. Przydałaby im się fachowa pomoc medyczna. Zjawisko to nie było jednak niczym niecodziennym w tradycyjnej rutynie sił specjalnych. Nawet w zgranych oddziałach zdarzały się niesnaski rozwiązywane argumentami siłowymi, a co dopiero w miejscu, gdzie na w miarę małej powierzchni stłoczono żołnierzy pięciu korporacji. Rekruci wiedzieli, że dojdzie do zadymy a dowódcy powinni wiedzieć to lepiej. A może był to jeden z ich testów? W końcu żaden z poprzednich nie był jakiś szczególnie trudny. No cóż, o tym Rusty miał się przekonać niebawem. W zasadzie nikt nie powinien złożyć doniesienia na wybryki w kantynie, ale całe zajście mogła nagrać jedna z wszędobylskich kamer, co oznaczało, że jeszcze przed wieczorem nagranie trafi na biurko szeryfa Gówno. A wtedy, jak mawia sam szeryf, Rusty i inni będą musieli robić pompki “tak długo, aż z dupy pocieknie im zsiadłe mleko”. Nawet jeżeli to była przenośnia (a Imperialczyk podejrzewał, że nie) to nie uśmiechało mu się wykonywanie karnych ćwiczeń do końca obozu szkoleniowego. W końcu nie po to tu przyjechał. Od tradycyjnej zaprawy fizycznej zdecydowanie wolałby jakiś zaawansowany kurs walki bronią białą lub skutecznego eliminowania co groźniejszych żołnierzy Legionu Ciemności. I gdyby ktoś przeszkolił go w radzeniu sobie z Mroczną Harmonią... to już by było po prostu wspaniale.
Rusty splunął krwią, która zgromadziła mu się w ustach i sprawdził zęby. Były całe. Jego przeciwnicy z Bauhausu z nietęgimi minami gramolili się z podłogi. -Jeszcze cię dopadniemy. -Nie mogę się doczekać - odparł. Odwracając się w stronę samuraja, dostrzegł leżącego w nienaturalnej pozycji żołnierza, który zdaje się chciał go zaskoczyć podczas walki ciosem w plecy. Na jego twarzy malowało się nieopisane zdumienie a członki miał zupełnie zesztywniałe. Ciekawe, kto go tak urządził. Przecież nie padł od ciosu pięści. Rusty zerknął na stojących pod ścianami obserwatorów. Niektórym szkoda było rannych kolegów, innym żal rozlanego piwa, jeszcze inni z kolei odebrali to zajście jako zabawne – ot, ciekawy przerywnik urozmaicający dzień w koszarach. Imperialczyk podszedł do stojącego na środku pobojowiska rekruta Mishimy. Podejrzewał, że jest z klanu Moyo, zaprzyjaźnionego z Imperialem - o ile można było mówić o “przyjaźni” między tymi korporacjami. Zwykle wszystkie świadczone sobie uprzejmości miały charakter finansowy lub opierały się na pomocy w walce wewnętrznej pomiędzy zwaśnionymi rodami. -Fajna walka. Nie ma to jak trochę się poruszać przed snem. Samuraj nie odpowiedział. Nawet nie zaszczycił Rusty’ego spojrzeniem. Imperialczyk był pod wrażeniem jego umiejętności. Trzech przeciwników, którzy mieli nieszczęście się na niego natknąć jeszcze nie wstało z podłogi. Ani się nie poruszało. Rudy leżał na resztkach połamanego stołu. Na jego twarzy widniał wielki, nabiegły krwią siniak. Będzie miał pamiątkę na kolejnych kilka dni.
Dwaj pozostali Bauhauczycy spoczywali obok siebie na podłodze. Nie mieli żadnych widocznych obrażeń, co nie znaczyło, że szybko dojdą do pełni sił.
Koniec walki, trzeba rozejrzeć się za piwem - pomyślał Rusty. Pech chciał, że dystrybutor wyrzucający z siebie drogocenny płyn się zaciął. No cóż, bywa. Trzeba będzie skłonić go do współpracy, albo znaleźć sobie jakieś inne zajęcie na resztę wieczoru. Przy maszynie stał zwalisty Capitolczyk, próbujący naprawić ją starym, żołnierskim sposobem - kopem.


Sara "Skorpion" Thorne
Sara przez cały czas trzymała się z boku, unikając okazyjnie lecących w jej kierunku obiektów. Nie chciała oberwać zagubioną butelką, czy upaprać się resztkami jakiegoś jedzenia. Niestety okazało się, że to drugie miało obszar rażenia niczym granaty odłamkowe i w efekcie chyba każdy znajdujący się w kantynie nosił na sobie pewne ich ślady.
Cała walka zakończyła się nieomal tak samo szybko i niespodziewanie jak się zaczęła. Głównie za sprawą rekruta z Mishimy. Przynajmniej według Sary. Jeśli więc ktoś chciał jej tam zaimponować, to właśnie on był na dobrej drodze, choć w tym przypadku była to ślepa uliczka.
Z jednej strony, kobiecie nie udało się odpłacić rudzielcowi za jego zaloty. Mogłaby podczas walki przekraść się do niego i trochę go uszkodzić, ryzykując występ przed kamerą, gdyby walka potrwała dłużej. Samuraj ukrócił jednak wszystko w dość niebywałym czasie. Cóż, próbowała go zatrzymać i dać swoim Bauhańczykom szansę, a że się nie udało, to...
Z drugiej zaś strony, w oczach zgromadzonych wyglądała dość niewinnie. Wyszła na kogoś, kto nie skrzywdzi innych, a szczególnie kogoś noszącego Koło Zębate Bauhausu. Zaś w przypadku nieco lepiej poinformowanych, na kogoś kto nie gniewa się o jakieś zaloty, uznając je za niezbyt istotne.
Sara sama nie wiedziała jeszcze, czy odpłaci rudzielcowi z nawiązką. Może ten łomot go czegoś nauczy? Sytuacja się rozwinie, ale robienie tego typu rzeczy przed kamerami obserwującymi obiekt z całą pewnością nie było rozsądne.
Teraz podchodzić do rudzielca i na oczach wszystkich zadawać mu ból, nie miało sensu.
- Ciekawe kto to będzie sprzątał - powiedziała niezbyt głośno, przerywając ciszę, która nastała po burzy. Osobiście nie miała zamiaru, ale decyzja nie należała do niej.


Dr Mallory "Konował" Braxton
Mallory wzruszył ramionami patrząc na pobojowisko i ze słowami:
- Ja tego sprzątał nie będę. - Podszedł do pierwszego “połamańca”.
Przyklęknął przy nim. Rozciął nogawkę i zaczął badać kończynę mrucząc raczej do siebie niż na użytek składanego.
- Tja. Bez powikłań, ale chwile nie potańczysz. Ktoś tu dostanie burę. No to masz trochę painkillerów. Raz, dwa, ... Skąd jesteś? - Zwrócił się z pytaniem do zaskoczonego żołnierza i prawie nie czekając przy słowie: - … Trzy. - Nastawił kość. Obandażował. Kazał leżeć i narzekając na to nowe pokolenie, które ma kości jak zapałki poszedł obejrzeć następnego.


Sara "Skorpion" Thorne
Thorne też nie była nowicjuszem w sprawach medycyny, więc jak gdyby nigdy nic, przyłączyła się do obchodu, który robił ich medyk. Warto było być na bieżąco, jeśli chodziło o stan zdrowia ludzi w najbliższym otoczeniu, a udzielona im pomoc też mogła zaowocować korzyściami w przyszłości... Ale jeśli ktoś, niekoniecznie nawet Rudy, liczył na sztuczne oddychanie wykonane przez Sarę metodą usta-usta, to z całą pewnością się przeliczył.
- Trochę narozrabiałeś - nie omieszkała powiadomić Rudego, gdy oglądając wszystkich rannych dotarła do niego wraz z medykiem.


Cortez "Puszka" Cervantes
Cortez z kolei widząc że nic nie wskóra z uparcie zdechłym automatem, zwyczajnie wyszedł z kantyny. Nie on rozpoczął rozróbę, mimo tego że przyczynił się do jej zakończenia. Skoro ich przeciwnicy dali się połamać jeszcze tutaj na miejscu, no cóż, nie miał zamiaru brać za nich odpowiedzialności na froncie. Wokół niego przeżywalność zwykle była mała.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 07-07-2013 o 22:51. Powód: Uwagi innych graczy co do ich fragmentów
Azrael1022 jest offline