Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2013, 21:31   #116
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Engan wbrew pozorom pokonał całkiem niemałą drogą do ołtarza. Do tego bardzo powoli. Z pochodnią, ostrożnie przekradając się między drzewami i kamulcami walającymi się po okolicy, pilnował by oświetlana skąpym światłem ziemia nie kryła jakiegoś nieprzewidzianego węża złożonego z lśniących robaków. W taki sam też sposób miał zamiar wrócić. Potem usiąśc przy ognisku. I zasnąć. Bo ostatnio na nadmiar snu jakoś nie cierpiał. Wątpliwości mógł mieć co do tego, czy uda mu się przewrócić ten cały cokół. Ewentualnie ktoś mógł mu dupę truć, że nie wraca długo. Ale w życiu by nie przypuszczał, że będzie pędził na złamanie karku roztrząsając świerkowe gałęzie w pogoni za plecami Lannistera i porykiwaniem Septy, który albo miał bardzo zły sen, albo bardzo zły dzień.

Nawet nie bardzo miał pomysł co też mogło się wydarzyć, tym bardziej, że po chwili odpowiedział Sepcie z oddali głos znacznie potężniejszy. Głębszy. Wścieklejszy. Taki, który Engan już słyszal na żywo. Raptem trzy dni temu.
Pięknie. Koniuszy wywołał jednorożca z lasu...

Przystanął w pędzie. Dosłownie na chwilkę, bo od razu pobiegł dalej klucząc za nad wyraz zręcznym Joranem. Coś go jednak tknęło. Coś co sprawiło, że biegł coraz szybciej i niemal zrównał się z Czarnym Sercem. Myśl prosta i jak dobrze pomyśleć oczywista. Taka, że to nie koniuszy wywołał jednorożca, a ktoś inny z ich misji dyplomatycznej...

- Dureń! - sklął siebie cicho uświadamiając sobie zagrożenie jakie sprowadził na wszystkich.

No ale kto by mógł na to wcześniej wpaść... Żeż pies to jebał... Dobiegali. Kilka sylwetek na tle malutkiego ogniska... I znów krzyk. Tym razem Roddarda. Absolutnie nie wściekły.

***

Gdy wypadli na polanę, Septa właśnie rzucał w ich kierunku “reszta za mną!”. Kamyk nauczył się w Straży nie zadawać pytań. Nim jednak ruszył po swego wierzchowca by wykonać rozkaz, szybkim spojrzeniem obrzucił obozowisko. Tytus i Urreg przy Alysie. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Była wkurzona. Dornijczyk ciągnął ją za ramię do konia. Jakby w przeciwnym kierunku do tego, który wskazywał Septa. Dobrze... Bogowie, dobrze... Jeśli się nie mylił to...

Mort patrzył przez chwilę wystraszony i niezdecydowany to na Septę, który właśnie zgarniał zaczepione o jakiś konar wodze krukowego wałaszka, to na wsiadających na wierzchowce Dornijczyków.

- Kamyk! - Joran już siodłał swojego siwka.

Zarządca nie zwlekał więcej.

Chaos i zarywanie dupy. Jak zawsze w Straży.

- No ruszać się kurwa jeden z drugim! - rzucił im jeszcze koniuszy znikając w zaroślach.

Moment później ruszyli za nim. Miecz przy siodle, siekierka za pasem...

A teraz niech się okaże, że przez niego skagi, Roddarda dorwały...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline