Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2013, 15:00   #33
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Skromny krasnoludzki rzemieślnik ruszył bez słowa w stronę oberży. Trzeba było się rozerwać przed pracą i nieco znieczulić. Smród ludzkich kanałów prawdopodobnie nie jest najprzyjemniejszym zapachem, jaki odczuwal krasnoludzki nos Jorgriego. Dlatego też, trzeba było w najbliższej przyszłości napawać się kojącym, aromatycznym i błogim zapachem trunków alkoholowych. Zacnym przybytkiem do zrealizowania tego planu była oberża, w której khazad już kiedyś się zatrzymał.

Po przejściu progu karczmy momentalnie obok głowy kransnoluda wylądował kufel rozpryskując się na setki drobniutkich kawałeczków. Jorgri jedynie zdążył obrócić głowę, aby uniknąć szła w oku. Następnie zerknął na osobę, która prawdopodobnie była tym, kto cisnął naczyniem w ścianę. Przy stoliku, do którego zbliżał się khazad siedziało czterech pijaczków. Każdy z nich zarośnięty, ze sporymi brakami w uzębieniu i tępym spojrzeniem. Trójeczka z tego cnego towarzystwa właśnie wybuchnęła śmiechem widząc minę czwartego, w którego wbijał oczy Jorgri. Mężczyzna był nieco zszkokowany widząc jak kransoludzki zabójca zbliża się do niego z niezbyt zadowoloną miną. Momentalnie wstał i zasłonił się krzesłem. Zachował jednak zimną krew.
- Ja ci dam... szmato kudłata! Ja ci dam! Niszczyć panu karczmarzowi naczynia! Ja ci dam narażać mnie na stratę oka. Ja ci zaraz dam w mordę! - Jorgri powoli wypowiadał słowa stopniowo skracając dystans. Im bliżej był, tym głośniej mówił każdy z wyrazów. Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał.
- Pięć szylingów na pokurcza! - wrzasnął ktoś z gapiów, którzy skupili się na zbliżajacej się bójce.
Jorgri słysząc obraźliwe określenie stanął w miejscu i spojrzał w miejsce, z którego dobiegł ten okrzyk. Piorunujące spojrzenie wściekłego khazada spotkało się z panicznym wzrokiem rudowłosego młodego szlachcica.
- Ja ci dam! Pokurcza! - wrzasnął zabójca, a następnie chwyciwszy kufel ze stolika pijaczków cisnął nim prosto w twarz szlachetki. Młodzieniec oberwał dość mocno. Zatoczył się i spadł na krzesło łamiąc je. Kufel jednak nie rozbił się. Krasnolud uśmiechnął się widząc poziom swojej kultury.
Jorgri tymczasem wrócił do tego, co przerwał nieuprzejmy okrzyk młodziaka.
Opryszek stał bacznie obserwując krasnoluda. Jorgri bez zastanowienia ruszył w jego stronę.
Pierwszy cios pięścią poddenerwowanego krasnoluda trafił w ramię. Nabił jednak tylko siniaka. Opryszek nawet niespecjalnie odczuł trafienie. Momentalnie jednak przeszedł do kontry i spróbował zdzielić Jorgriego krzesłem.
- Ło! Z krzesła mnie będziesz traktował? Tak chcesz walczyć?! Proszę bardzo! Zaraz też sięgnę po jaki taborecik! - powiedział do siebie krasnolud skupiając się jednak teraz na unikaniu. Udało się. Niezbyt zręczne uderzenie moczymordy jedynie ubiło stolik kompanów pijaczyny.
- Albo i nie będę. Co będę się narażał na bycie niewychowanym chamem i niszczył krzesełka. - burknął khazad pod nosem wyprowadzając cios.
Celny cios. Podobnie jak i drugi, który nastąpił zaraz po nim. Obydwa w nogi. Tym razem oprych odczuł trafienia. Zgiął się w bólu, ale cały czas próbował jakoś osłabić krasnoluda. Uniósł krzesło i zamachnął się ponownie. Gdyby tylko nie zahaczył o koło od wozu, które służyło za świecznik pod sufitem pewnie by mu się udało. Roztopiony wosk zaczął ściekać po pojedynkujących się. Jorgri uśmiechnął się, gdy na jego nosie pojawiła się plama.
- Łooo! Nie pluj się tak przyjacielu! - mruknął do siebie i wyprowadził prosty cios pięścią.
Mocujący się z tym nietypowym żyrandolem zbir jednak uniknął uderzenia. Prawdopodobnie przypadkiem. Zdyszał się już nieco. Nie miał ochoty na walkę. W przeciwieństwie do Jorgriego i tłumu, który obstawiał już zakłady. Gapie tym razem wiedzieli jak nie wolno nazywać krasnoluda.
Ostatnia próba uderzenia khazada zakończyła się fiaskiem. Katastrofalnym w skutkach dla zbira. Mężczyzna chciał uderzyć od góry, jak gdyby w rękach nie dzierżył krzesła, a młot bojowy. Wyglądło to komicznie. Jorgri zwinnie odskoczył na bok, a gdy moczymorda był nisko uderzył go w szczękę prawym sierpowym. Gdyby pijaczyna miał po tej stronie twarzy jakieś zęby, pewnie by je stracił. Ostatnim ruchem jaki wykonał krasnolud był prosty kopniak w klatkę piersiową pijaczka. Ten wylądował na stole swoich kompanów i tam już pozostał. Przynajmniej przez chwilę. Dopóki go nie wynieśli.

Zadowolony z przebiegu krótkiego pojedynku Jorgri usiadł przy ladzie zerkając w stronę rudowłosego młodzika, który właśnie był cucony przez nieco starszego szlachetkę. Gdy już odzyskał przytomność, a zajęło to jakieś pół flaszki dla krasnoluda, starszy wstał i wyszedł na środek oberży. Wskazał na zabójcę palcem i głośno powiedział na cały zacny przybytek:
- Tutaj obecny kransoludzki barbarzyńca zhańbił mego kuzyna, Richarda von Kessler i ja, w obronie honoru rodziny wyzywam go na pojedynek na śmierć i życie! Stań na ubitej ziemi i przygotuj się na porażkę gburze!.
Jorgri uśmiechnął się szeroko. Następnie dopił kielicha i zapytał:
- Ale że bronią chcesz się ze mną tłuc chuderlaczku?
Szlachetka oburzył się i odpowiedział:
- Tak! Moim rapierem! Stawaj ty chamie!
To określenie na prawdę zdenerwowało Jorgriego. Jak można było nazwać go chamem?! Przecież nie rozbił ani jednego kufelka, nie roztrzaskał ani jednego krzesełka, nawet żadna ‘kurwa’ mu się dziś nie wymsknęła. Walki odmówić nie mógł. Sięgnął po swoje ukochane toporzysko, które sam wykuł i ruszył przed oberżę. Gapie chwycili za pochodnie i ruszyli do przodu. Trzeba było w ten wieczór jakoś oświetlić miejsce pojedynku.

Utowrzył się niezbyt ciasny krąg. Krasnolud stanął spokojnie i czekał aż szlachciura ubierze swoje rękawiczki do pojedynku, aż się wystroi, zatańczy i coś tam popapla. Dopiero wtedy był gotów do walki. Nie to co Jorgri.
Chuderlak przyjął postawę obronną i czekał na atak krasnoluda. Zabójca popatrzył na niego jak na totalnego durnia i z okrzykiem na ustach zaszarżował.
Wrzask wściekłego khazada wywarł na młodziku chyba dość konkretne wrażenie. Cofnął się o parę kroków i w jego oczach pojawił się strach. Mimo tego zachował na tyle zimną krew, aby uniknąć ciosu dwuręcznego toporzyska.
Kontratak niestety... nie bardzo mu wyszedł. Rapier, który miał w epicki sposób przebić serce Jorgriego i skończyć jego żywot... złamał się podczas zderzenia z krasnoludzkim toporem. Widząc to khazad wybuchnął śmiechem i cofnął się klepiąc po kolanie.
- Ha ha ha ! Z czym do mnie teraz wystartujesz dziecinko? No z czym? - zaczął szydzić z szlachetki.
Ten zachował się jednak bardzo niehonorowo. Wyciągnąwszy pistolet wymierzył w głowę zabójcy i oddał strzał. Kula rozcięła łuk brwiowy krasnoluda i krew zalała całą twarz Jorgriego. Tłum jęknął myśląc, że pocisk zrobił zabójcy jakąś większą krzywdę.
Martwa cisza...
Wrzask rozwścieczonego do granic khazada...
Tym strzałem szlachciura wydał na siebie wyrok śmierci.
W szale Jorgri przystąpił do szarży.
Nim młodzieniec zdążył przeładować jego ucho leżało już dwa metry od głowy. Był do dopiero pierwszy z całej serii ciosów, jakie zabójca zafundował szlachcicowi. Drugie cięcie pięknie odsłoniło kości miednicy młodzieńca. Płat mięśni wylądował na ziemi przed karczmą. Krew trysnęła obficie z rany. W okolicy słychać było symfonię okrzyków umierającego człowieka i wrzaski wściekłego krasnoluda. Chwilę później było słychać już tylko dyszenie Jorgriego i wymioty rudowłosego, którego honoru bronił już martwy kuzyn. Topór krasnoluda rozciął jego twarz pod skosem. Od rzuchwy po skroń. Towarzyszył temu okropny zrzyt toporzyska o czaszkę człowieka.
Khazad widząc, że przeciwnik jest martwy opuścił broń. Popatrzył po gapiach. Spojrzał w oczy rudowłosemu, który nazwał go pokurczem.
- Wyzwał mnie na pojedynek na śmierć i życie?! - zapytał.
Rudzielec nie odpowiedział.
- Wyzwał?! - wrzasnął Jorgri łapiąc młodziaka za szmaty.
Ten jedynie przytaknął głową cały czas patrząc na zmasakrowane zwłoki kuzyna.
- No! Więc skoro wygrałem uczciwie nieuczciwą walkę, to chyba nie będzie tu nic zgłaszane do straży! Bo jak zgłosisz, to ja wyzwę ciebie, twojego ojca czy kogoś tam... w obronie honoru! A teraz spieprzaj mnie stąd i zabierz swego kuzyncia. - powiedział do młodziaka, a następnie udał się do świątyni.

Zapukał kilkukrotnie, a po chwili w drzwiach stanęła zaspana Vesper. Zerknąwszy na zakrwawiony topór i ranę Jorgriego momentalnie się wybudziła.
- Coś się stało?! - zapytała.
- Nie, takie tam, skaleczyłem się przy krojeniu sobie kolacji. Mogę prosić o nocleg? - zapytał już spokojnie z twarzą pełną tak szczerego jak tylko się dało uśmiechu.
- Oczywiście, wejdźcie mości krasnoludzie. Zaraz przygotuję wam izbę. - odpowiedziała młoda kobieta.
 
Aeshadiv jest offline