Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2013, 13:35   #31
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Spędził jeszcze trochę czasu w towarzystwie Otta i Johanna dyskutując ale ograniczył picie, nigdy nie miał do tego głowy a nie chciał by następnego dnia kapitan stwierdził że pijusów n dole mu nie potrzeba. Co prawda zastanawiał się czy nie zrobić jakichś zakupów ale skoro Lobo miał zapewnić odpowiedni sprzęt to nie musiał się tym martwić przynajmniej nie musieli dopłacać do tego interesu.

Wrócił do siebie w dobrym humorze na co wyraźny wpływ miało wino zresztą nie obeszło się to bez komentarza ze strony Klausa gdy prosił go o przechowanie dokumentu i pieniędzy.
- Widzę że klecha was hojnie ugościł czy może już żeś przepił resztę zaliczki, he ?
Sigrin spojrzał się na blondyna raptem parę lat starszego od niego.
- Ojczulek ugościł dobrze, potem zaznajamiałem się z nowymi współ.. - zrobił przerwę na złapanie oddechu i zebranie myśli - ...pracownikami taa, ciekawi ludzie. To umówieni jesteśmy że przechowasz ? Bo z papierzyskami i złotem po ścieku łazić nie mądrze...
- Jasne może jakaś zaliczka za to... - odpowiedział Klaus uśmiechając się.
- A może tak zapomnę tej nocy że mi jeszcze nie oddałeś tych kilku monet co z tydzień temu żeś pożyczał ? - odgroził się, choć wiedział że komu jak komu ale przyjacielowi mógł ufać w tej kwestii.
- Dobra dobra, tylko nie zapomnij o starych przyjaciołach jak będziesz już wielki i bogaty...

***

Spać kład się z obawą że na czas zbudzić się nie zdąży i tyle będzie z pracy co jego los miała zmienić, ale od czego ma się przyjaciół. W tym przypadku przyjaciółkę i to taką czworonożną, charakterystyczny smrodek w połączeniu z wilgocią na twarzy i szczekaniem wprost do ucha skutecznie wyrwały go z odmętów snu. Poklepał Lilę po łbie na powitanie nowego dnia i z oporem zwlekł się z łóżka, oczywiście wczorajsze wino dawało o sobie znać ale robota czekała. Skonsumował śniadanie które w porównaniu z wczorajszą ucztą wydawało się wcieleniem nędzy, ale wiedział że byli tacy co i gorzej jadali bądź też wcale więc nie narzekał.

Wkrótce też stawił się ze swym uposażeniem do zwykłej roboty, tylko tym razem nie będzie poszukiwał szkodników pozostawało mu wierzyć że bestia czy cokolwiek siedzi w kanałach nie będzie tak straszne jak ludziska gadają. Przynajmniej by było na siły ich jakże osobliwej grupy zresztą dało się zauważyć że nie tylko trójka niedoszłych fałszerzy sobie wczoraj popiła cóż może też się poznawali przy dzbanie wina.
- Po ciemku nas chyba nie puszczą nie ? - odparł na pytania reszty co do pochodni i latarń, choć kto tam wie czy kapitan na tym zaoszczędzić nie zechce i wręczy im jedną pochodnie na całą zgraję.
- Ja swój sprzęt mam... - dodał oczywiście miał na myśli swą procę i zapas "amunicji" wcześniej nazbierany. Kij do którego szkodniki za ogon przywiązywał, co prawda po łbie mógł nim zdzielić w razie czego ale raczej by to wiele nie dało lepiej się sprawdzało nim czy co w dziurze nie siedzi lub oględność kanału. No i oczywiście nie można było zapomnieć o Lili zawsze mu w pracy pomagała i może co zwęszy na dole oczywiście przy całym smrodzie znikome tego szanse były ale jednak, miał też parę pułapek na szkodniki ale wątpił by w tym przypadku się przydały ale kto to wie.
 

Ostatnio edytowane przez Rodryg : 11-06-2013 o 16:57.
Rodryg jest offline  
Stary 15-06-2013, 04:41   #32
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Johann Heinrich obudził się z potężnym bólem głowy. Jak przez mgłę pamiętał wydarzenia późniejszej części poprzedniego wieczora — picie już po tym, jak jego nowi koledzy opuścili gospodę; powolny, chybotliwy powrót do domu; co najmniej pół godziny stracone, gdy klucz do zamka, natłuszczony przez kąski podkradzione z kapłańskiego stołu i wrzucone do tej samej sakiewki, wyślizgnął mu się z rąk przy drzwiach wejściowych, odbił od schodów i wpadł gdzieś w ciemność.

Obmywszy twarz w misce z wodą i zjadłszy w pośpiechu kilka zachowanych kiełbasek na zimno, zaczął się szykować do wyjścia. Najpierw odnalazł swoje spodnie z grubej skóry, które były bardzo niewygodne, ale przynajmniej częściowo chroniły przed wodą i nieczystościami. Potem ruszył na ulice miasta, gdzie nabył zapas jedzenia, który powinien starczyć na tydzień przy skromnych porcjach albo na jakieś trzy dni przy normalnych, oraz natłuszczony łojem, wodoodporny worek, aby je do niego schować. Kupił też kredę, tak jak mówił poprzedniego dnia, a także kilka pochodni i spory zapas zapałek. Tak przygotowany, powrócił do domu, gdzie sprawdził cały ekwipunek, pożegnał się z rodziną i wreszcie wyruszył na miejsce spotkania.

— Ja tyż mam, ja tyż — rzekł, gdyż wyjrzał zza zakrętu akurat, gdy Sigric wypowiadał swe słowa. — To co, schodzimy?

Stahl wyglądał trochę inaczej niż poprzedniego dnia; na szyi miał uwiązaną chustę, gotową, by zaciągnąć ją na twarz, miał też krótki płaszcz, a pod nim ukryty, niewidoczny dla innych, kaftan z utwardzanej skóry, jaki zwykle przyodziewał na swoich nocnych eskapadach po mieście. Chciał mieć wszak chociaż minimum ochrony, ale nie zamierzał się z tym obnosić. Przy pasie zatknięty miał kij zakończony ostrym, metalowym szpikulcem, którego zazwyczaj używał do rozgrzebywania stert śmieci i podnoszenia szmat, a czasami też jako pogrzebacz. Z drugiej strony był nóż.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 15-06-2013 o 04:45.
Yzurmir jest offline  
Stary 15-06-2013, 15:00   #33
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Skromny krasnoludzki rzemieślnik ruszył bez słowa w stronę oberży. Trzeba było się rozerwać przed pracą i nieco znieczulić. Smród ludzkich kanałów prawdopodobnie nie jest najprzyjemniejszym zapachem, jaki odczuwal krasnoludzki nos Jorgriego. Dlatego też, trzeba było w najbliższej przyszłości napawać się kojącym, aromatycznym i błogim zapachem trunków alkoholowych. Zacnym przybytkiem do zrealizowania tego planu była oberża, w której khazad już kiedyś się zatrzymał.

Po przejściu progu karczmy momentalnie obok głowy kransnoluda wylądował kufel rozpryskując się na setki drobniutkich kawałeczków. Jorgri jedynie zdążył obrócić głowę, aby uniknąć szła w oku. Następnie zerknął na osobę, która prawdopodobnie była tym, kto cisnął naczyniem w ścianę. Przy stoliku, do którego zbliżał się khazad siedziało czterech pijaczków. Każdy z nich zarośnięty, ze sporymi brakami w uzębieniu i tępym spojrzeniem. Trójeczka z tego cnego towarzystwa właśnie wybuchnęła śmiechem widząc minę czwartego, w którego wbijał oczy Jorgri. Mężczyzna był nieco zszkokowany widząc jak kransoludzki zabójca zbliża się do niego z niezbyt zadowoloną miną. Momentalnie wstał i zasłonił się krzesłem. Zachował jednak zimną krew.
- Ja ci dam... szmato kudłata! Ja ci dam! Niszczyć panu karczmarzowi naczynia! Ja ci dam narażać mnie na stratę oka. Ja ci zaraz dam w mordę! - Jorgri powoli wypowiadał słowa stopniowo skracając dystans. Im bliżej był, tym głośniej mówił każdy z wyrazów. Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał.
- Pięć szylingów na pokurcza! - wrzasnął ktoś z gapiów, którzy skupili się na zbliżajacej się bójce.
Jorgri słysząc obraźliwe określenie stanął w miejscu i spojrzał w miejsce, z którego dobiegł ten okrzyk. Piorunujące spojrzenie wściekłego khazada spotkało się z panicznym wzrokiem rudowłosego młodego szlachcica.
- Ja ci dam! Pokurcza! - wrzasnął zabójca, a następnie chwyciwszy kufel ze stolika pijaczków cisnął nim prosto w twarz szlachetki. Młodzieniec oberwał dość mocno. Zatoczył się i spadł na krzesło łamiąc je. Kufel jednak nie rozbił się. Krasnolud uśmiechnął się widząc poziom swojej kultury.
Jorgri tymczasem wrócił do tego, co przerwał nieuprzejmy okrzyk młodziaka.
Opryszek stał bacznie obserwując krasnoluda. Jorgri bez zastanowienia ruszył w jego stronę.
Pierwszy cios pięścią poddenerwowanego krasnoluda trafił w ramię. Nabił jednak tylko siniaka. Opryszek nawet niespecjalnie odczuł trafienie. Momentalnie jednak przeszedł do kontry i spróbował zdzielić Jorgriego krzesłem.
- Ło! Z krzesła mnie będziesz traktował? Tak chcesz walczyć?! Proszę bardzo! Zaraz też sięgnę po jaki taborecik! - powiedział do siebie krasnolud skupiając się jednak teraz na unikaniu. Udało się. Niezbyt zręczne uderzenie moczymordy jedynie ubiło stolik kompanów pijaczyny.
- Albo i nie będę. Co będę się narażał na bycie niewychowanym chamem i niszczył krzesełka. - burknął khazad pod nosem wyprowadzając cios.
Celny cios. Podobnie jak i drugi, który nastąpił zaraz po nim. Obydwa w nogi. Tym razem oprych odczuł trafienia. Zgiął się w bólu, ale cały czas próbował jakoś osłabić krasnoluda. Uniósł krzesło i zamachnął się ponownie. Gdyby tylko nie zahaczył o koło od wozu, które służyło za świecznik pod sufitem pewnie by mu się udało. Roztopiony wosk zaczął ściekać po pojedynkujących się. Jorgri uśmiechnął się, gdy na jego nosie pojawiła się plama.
- Łooo! Nie pluj się tak przyjacielu! - mruknął do siebie i wyprowadził prosty cios pięścią.
Mocujący się z tym nietypowym żyrandolem zbir jednak uniknął uderzenia. Prawdopodobnie przypadkiem. Zdyszał się już nieco. Nie miał ochoty na walkę. W przeciwieństwie do Jorgriego i tłumu, który obstawiał już zakłady. Gapie tym razem wiedzieli jak nie wolno nazywać krasnoluda.
Ostatnia próba uderzenia khazada zakończyła się fiaskiem. Katastrofalnym w skutkach dla zbira. Mężczyzna chciał uderzyć od góry, jak gdyby w rękach nie dzierżył krzesła, a młot bojowy. Wyglądło to komicznie. Jorgri zwinnie odskoczył na bok, a gdy moczymorda był nisko uderzył go w szczękę prawym sierpowym. Gdyby pijaczyna miał po tej stronie twarzy jakieś zęby, pewnie by je stracił. Ostatnim ruchem jaki wykonał krasnolud był prosty kopniak w klatkę piersiową pijaczka. Ten wylądował na stole swoich kompanów i tam już pozostał. Przynajmniej przez chwilę. Dopóki go nie wynieśli.

Zadowolony z przebiegu krótkiego pojedynku Jorgri usiadł przy ladzie zerkając w stronę rudowłosego młodzika, który właśnie był cucony przez nieco starszego szlachetkę. Gdy już odzyskał przytomność, a zajęło to jakieś pół flaszki dla krasnoluda, starszy wstał i wyszedł na środek oberży. Wskazał na zabójcę palcem i głośno powiedział na cały zacny przybytek:
- Tutaj obecny kransoludzki barbarzyńca zhańbił mego kuzyna, Richarda von Kessler i ja, w obronie honoru rodziny wyzywam go na pojedynek na śmierć i życie! Stań na ubitej ziemi i przygotuj się na porażkę gburze!.
Jorgri uśmiechnął się szeroko. Następnie dopił kielicha i zapytał:
- Ale że bronią chcesz się ze mną tłuc chuderlaczku?
Szlachetka oburzył się i odpowiedział:
- Tak! Moim rapierem! Stawaj ty chamie!
To określenie na prawdę zdenerwowało Jorgriego. Jak można było nazwać go chamem?! Przecież nie rozbił ani jednego kufelka, nie roztrzaskał ani jednego krzesełka, nawet żadna ‘kurwa’ mu się dziś nie wymsknęła. Walki odmówić nie mógł. Sięgnął po swoje ukochane toporzysko, które sam wykuł i ruszył przed oberżę. Gapie chwycili za pochodnie i ruszyli do przodu. Trzeba było w ten wieczór jakoś oświetlić miejsce pojedynku.

Utowrzył się niezbyt ciasny krąg. Krasnolud stanął spokojnie i czekał aż szlachciura ubierze swoje rękawiczki do pojedynku, aż się wystroi, zatańczy i coś tam popapla. Dopiero wtedy był gotów do walki. Nie to co Jorgri.
Chuderlak przyjął postawę obronną i czekał na atak krasnoluda. Zabójca popatrzył na niego jak na totalnego durnia i z okrzykiem na ustach zaszarżował.
Wrzask wściekłego khazada wywarł na młodziku chyba dość konkretne wrażenie. Cofnął się o parę kroków i w jego oczach pojawił się strach. Mimo tego zachował na tyle zimną krew, aby uniknąć ciosu dwuręcznego toporzyska.
Kontratak niestety... nie bardzo mu wyszedł. Rapier, który miał w epicki sposób przebić serce Jorgriego i skończyć jego żywot... złamał się podczas zderzenia z krasnoludzkim toporem. Widząc to khazad wybuchnął śmiechem i cofnął się klepiąc po kolanie.
- Ha ha ha ! Z czym do mnie teraz wystartujesz dziecinko? No z czym? - zaczął szydzić z szlachetki.
Ten zachował się jednak bardzo niehonorowo. Wyciągnąwszy pistolet wymierzył w głowę zabójcy i oddał strzał. Kula rozcięła łuk brwiowy krasnoluda i krew zalała całą twarz Jorgriego. Tłum jęknął myśląc, że pocisk zrobił zabójcy jakąś większą krzywdę.
Martwa cisza...
Wrzask rozwścieczonego do granic khazada...
Tym strzałem szlachciura wydał na siebie wyrok śmierci.
W szale Jorgri przystąpił do szarży.
Nim młodzieniec zdążył przeładować jego ucho leżało już dwa metry od głowy. Był do dopiero pierwszy z całej serii ciosów, jakie zabójca zafundował szlachcicowi. Drugie cięcie pięknie odsłoniło kości miednicy młodzieńca. Płat mięśni wylądował na ziemi przed karczmą. Krew trysnęła obficie z rany. W okolicy słychać było symfonię okrzyków umierającego człowieka i wrzaski wściekłego krasnoluda. Chwilę później było słychać już tylko dyszenie Jorgriego i wymioty rudowłosego, którego honoru bronił już martwy kuzyn. Topór krasnoluda rozciął jego twarz pod skosem. Od rzuchwy po skroń. Towarzyszył temu okropny zrzyt toporzyska o czaszkę człowieka.
Khazad widząc, że przeciwnik jest martwy opuścił broń. Popatrzył po gapiach. Spojrzał w oczy rudowłosemu, który nazwał go pokurczem.
- Wyzwał mnie na pojedynek na śmierć i życie?! - zapytał.
Rudzielec nie odpowiedział.
- Wyzwał?! - wrzasnął Jorgri łapiąc młodziaka za szmaty.
Ten jedynie przytaknął głową cały czas patrząc na zmasakrowane zwłoki kuzyna.
- No! Więc skoro wygrałem uczciwie nieuczciwą walkę, to chyba nie będzie tu nic zgłaszane do straży! Bo jak zgłosisz, to ja wyzwę ciebie, twojego ojca czy kogoś tam... w obronie honoru! A teraz spieprzaj mnie stąd i zabierz swego kuzyncia. - powiedział do młodziaka, a następnie udał się do świątyni.

Zapukał kilkukrotnie, a po chwili w drzwiach stanęła zaspana Vesper. Zerknąwszy na zakrwawiony topór i ranę Jorgriego momentalnie się wybudziła.
- Coś się stało?! - zapytała.
- Nie, takie tam, skaleczyłem się przy krojeniu sobie kolacji. Mogę prosić o nocleg? - zapytał już spokojnie z twarzą pełną tak szczerego jak tylko się dało uśmiechu.
- Oczywiście, wejdźcie mości krasnoludzie. Zaraz przygotuję wam izbę. - odpowiedziała młoda kobieta.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 17-06-2013, 12:26   #34
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Kapitan z miną kogoś, komu właśnie nasrano przed nosem rozejrzał się po zgromadzonych. Charknął siarczyście i splunął pod nogi, podeszwą buta rozcierając żółtą flegmę po bruku. Widać było że wielce denerwowało go fakt, iż wszyscy ochotnicy przyszli jednak z zamiarem wykonania zadania. Na widok wesołego uśmiechu Aine skrzywił się jeszcze bardziej. Podszedł do niej i mruknął z potępiającą miną:

- Ciebie lalka naprawdę pojebało. Po chuj pchasz się w kanały z taką bandą popaprańców, za mało wrażeń masz? Było przyjść wieczorem do mnie. Tatuś by ci załatwił taką rozrywkę że dziś byś okrakiem chodziła - widząc minę dziewczyny oblizał się lubieżnie, rechocząc pod nosem. Odwrócił się na pięcie i wrócił na swoje poprzednie miejsce, tuż przy pozostałych strażnikach.

- Dobra patałachy - warknął w kierunku zgrai. Z wielkiego wora stojącego tuż obok niego wyciągnął pierwszy zwój liny - Ojczulek kazał mi zadbać żeby żadnemu z was przesadna krzywda się nie stała. Jebie mnie to tak bardzo że zaraz spuszczę się w gacie. Jak sami poradzić sobie nie potraficie to wasz problem, nie zamierzam tracić dobrych ludzi na to żeby wasze dupska komfortowo czuły się tam na dole. Wpadłem więc na inny pomysł.

Rzucił linę w kierunku Amadeusa, zrobił to jednak w ten sposób, by młodzieniec nie mógł jej w żaden sposób złapać. Zwój upadł na ziemię tuż obok niego, zmuszając do pochylenia się i podniesienia go z ziemi, a ziemia czysta w tym miejscu nie była, oj nie. Śmierdzące błocko chlupało pod nogami, a wybrany szczęśliwiec wolał nie myśleć skąd się ono wzięło w tym miejscu i co zawierało. Lobo skrzywił się, tym razem z pogardą. Zadowolony z siebie kontynuował:

- Zwiążesz się z lalką i tym no tam - machnięciem ręki wskazał na Otta - Jak kaczki, jeden za drugim, zostawiając między sobą pół metra sznura. Wszystko kurwa jasne? Tak? Świetnie.

- To samo tyczy się drugiej gromadki - Ponownie sięgnął do wora i tym razem rzucił linę Jorgiemu, pokazując mu by związał się z Johannem i Sigricem - Pilnować swoich dup, byle nie zbyt intensywnie. Płacą wam za łażenie po kanałach, a nie walenie się od tyłu. Zapamiętajcie to sobie. Tyczy się to szczególnie ciebie, pięknisiu. Nie zagryzaj tak tej zajęczej wargi, wyglądasz jakbyś się miał zaraz posrać.

Strażnicy zarechotali słysząc żart swojego przełożonego. Widać było, że cała ta szopka sprawia im nie lichą przyjemność. Wreszcie Lobo znalazł sobie inne obiekty nienawiści, więc im dawał spokój. Dobrze było słuchać jak wyżywa się na kimś innym, taka miła odmiana.

- Rycerzyk i drugi krasnolud idą ze mną - kapitan wyciągnął ostatni kawał sznura - Zasada ta sama. Dzięki temu nie pogubicie się i nie zdechniecie za szybko. Nie żeby mnie to obchodziło, ale Bjorn by się na mnie zdenerwował jakby już pierwszego dnia któreś z was mu się zapodziało. Za miękkie serce ma dla miernot i kalek, ale taka jego rola. W końcu świątobliwy mąż i reszta tych pierdów.

Warknął na jednego ze strażników, a ten w podskokach podszedł do każdej grupki i wręczył wszystkim po pochodni. Gdy skończył momentalnie cofnął się, unikając wzroku swojego szefa, jakby z obawą czy nie wpadnie mu do głowy posłać na dół razem z resztą.

- Teraz to czego od was wymaga Bjorn. W razie jakbyście się zgubili to leziecie do najbliższego włazu i wypierdalacie na ulicę. Możecie to zrobić tylko w momencie, gdy wszystkie pochodnie się wypalą. Odpalacie po jednej, następną gdy wypali się ta pierwsza. Oszczędzać światło, bo z kasy świątynnej zostało zakupione przez bogobojnych mieszkańców miasta. Szanować trud, jaki włożyli w udzielenie wam wsparcia podczas poszukiwań. Cokolwiek niezwykłego zobaczycie - macie to ubić. Za wszelką cenę, nie bacząc na koszta. Zabrać też po bukłaku z wodą - tu Lobo wskazał worek trzymany przez ostatniego ze strażników - Szybko stamtąd nie wyleziecie, a po kilku godzinach łażenia dobrze jest ryj zwilżyć...no chyba że wolicie pić z kanału. W tym wypadku nie krępować się kurwa i chlać śmiało. Bukłaka wtedy nie brać. A, i po jednym bierzecie. Tylko po jednym, będę wam patrzył na ręce - tu spojrzał ponownie na widocznie "wczorajszego" Amadeusa, mrużącego przekrwione oczęta w jasnym świetle poranka. Ból kaca aż zbyt wyraźnie malował się na jego twarzy, śmierdział też jak beczka po winie i ogólnie sprawiał wrażenie jakby bardzo chciał zaszyć się w jakimś ciemnym kącie - Następnym razem pomyślicie, zanim zdecydujecie sie zalać mordy przed robotą. I ostania sprawa. Nawet nie myślcie wcześniej wynurzać się ze ścieków, całe miasto będą patrolować moi ludzie, szczególną uwagę poświęcając włazom do kanałów Jak któreś z was, patałachy, umyśli spierdolić wcześniej niż to ustalone to dostanie pałą przez łeb i ponownie wyląduje na dole. W razie stawiania oporu pała zostanie wymieniona na miecz, a jak przeżyjecie to ja już postaram się żebyście za szybko słoneczka nie zobaczyli. W moich lochach znajdzie się miejsce dla wielu dezerterów i obiboków. Zapamiętajcie to sobie. No, a teraz do roboty! Wiązać się i złazić na dół. Tunel rozgałęzia się na wschód, zachód i południe. Ja biorę południową odnogę, reszta jak uważa.

Kapitan sam osobiście otworzył wejście do kanałów. Nie dał się związać razem ze swoją grupą, warcząc tylko pod nosem żeby Clemens i Hargin szybko kulasami przebierali, coby nie zgubić się w ciemności. Nie czekając na resztę odpalił swoją pochodnię i zagłębił się w mrok.

__________________________________________________ _______


Powiązaliście się tak jak to Lobo zalecił, odebraliście bukłaki i pokornie zeszliście na dół. Zobaczyliście trzy tunele, w tym najbardziej po prawo znikały właśnie plecy kapitana. Dzięki temu część z Was od razu złapała orientację w terenie (umiejętność: wyczucie kierunku), a reszta stała lekko speszona, nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić. Korytarze wyglądały tak samo: niskie, kamienne ze śmierdzącą zawartością pośrodku i wąskimi przejściami przy obu ścianach. Teraz zrozumieliście dlaczego powiązano Was gęsiego. Przejście we dwójkę jednych chodnikiem było niemożliwe. Śliskie podłoże stanowiło wyzwanie nawet dla pojedynczo idącej osoby.

Kilka osób dostrzegło wyryte w ścianach symbole (umiejętność: spostrzegawczość), zatarte częściowo przez czas, częściowo przez świadome działanie, nie wiadomo tylko czyje - strażników czy kogoś innego. Znaki pojawiały się na wszystkich ścianach w nieregularnym odstępie. Niektóre wyryto wysoko, inne przy samej ziemi. Najwięcej zauważyliście przy wejściach do poszczególnych tuneli.

Ni cholery nie mieliście pojęcia co oznaczają i skąd się tu wzięły. Dla Was stanowiły tylko dość oryginalny rodzaj sztuki, nic poza tym. No, może z jednym wyjątkiem. (Umiejętność: sekretne znaki [złodziei] ).
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 17-06-2013 o 12:44.
Zombianna jest offline  
Stary 17-06-2013, 13:40   #35
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Otto dobrze sobie zapamiętał kapitana, zamierzał splądrować jego grób choćby był i trzykrotnie poświęcony. W takich momentach przypominał sobie dodatkowe korzyści z własnego zajęcia , bo zawodem to ciężko to było nazwać. Nie miał nic przeciwko dodatkowemu zbeszczeszczeniu jego zwłok , przekonany, że w tym przypadku Morr nie będzie miał mu tego za złe.

Z pewną niechęcią przywiązał się do liny, właściwie nie zamierzał, ale zrobił to bardziej dla świętego spokoju. Obawiał się, że w przypadku zagrożenia lina może się okazać większa przeszkodą niż pożytkiem – co zresztą czas i praktyka miała zweryfikować.

Szedł na przedzie, w środku ustawił dziewczynę której tyły dodatkowo zabezpieczał szlachcic. Rzecz jasna mógłby zmienić kolejność, ale jedynie na taką w której nie będzie miał szlachciury za plecami. Bynajmniej nie kierował się jakąś większą troską wobec kobiety, po prostu szlachcic wyglądał tak jakby miał się zaraz porzygać a Otto nie zamierzał brać dodatkowej kąpieli w wymiocinach towarzysza.

Poza tym zwyczajnie dobrze radził sobie w ciemnościach, nawet przy nikłym świetle pochodni. Sam zaopatrzywszy się w miecz i tarcze pozwalał przyświecać pochodnią komuś z tyłu, on radził sobie i przy nikłym źródle światła.

Na dodatek doskonale zdawał sobie sprawę z tego co wybazgrolone jest na ścianach. Bez pytania i bez komentarzy – przynajmniej nie w pobliżu pozostałych grup, poprowadził swoją ekipę na wschód. Zarówno znaki jak i wrodzona orientacja w wszelkich podziemnych labiryntach nie pozwalały mu się tu pogubić, co było dodatkowym powodem, aby szedł na czele. Nie wykluczając rzecz jasna , że kolejnego dnia zmienią kolejność...
 
Eliasz jest offline  
Stary 17-06-2013, 14:39   #36
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Kapitan wyraźnie zamierzał zniechęcić do swej osoby wszystkich członków wyprawy oczywiście jeśli jeszcze jacyś darzyli go sympatią, przy okazji sobie poużywał swoimi przytykami co do poszczególnych osób i ich użyteczności lub wyglądu jak by sam miał piękny ryj.

Żal mu było Otta z jego przydziałem, Aine co prawda znała się na leczeniu i składaniu ludzi ale wątpił by jej umiejętności robienia krzywdy innym były równie wielkie o paniczyku już nie było co gadać w jego stanie. Wyraźnie bardziej pobalował wczorajszego wieczora niż ktokolwiek z ich trójki. Co prawda miał przy boku miecz ale to nie czyniło go jeszcze wojownikiem no i gładka gęba też świadczyć mogła że zbyt wiele bitek nie widział zapewne dlatego też wylądował na tyłach.

Kapitan jakże dziwnym trafem przydzielił sobie dwójkę zbrojnych w postaci krasnoludzkiego woja i młodego rycerza widać nie był tak twardy za jakiego chciał uchodzić. Te uwagi zachował dla siebie bo Lobo wyraźnie wsadzał do więzienia za mniejsze przewiny, jak to mawiają strażnicy potrafią być gorszymi mętami niż rzekomi bandyci których łapią kto wie czy i oni nie zostaną za takich uznani bo kapitan tak zdecyduje. W końcu o odsiadce i tym podobnych nikt w umowie nie wspominał. Ot taki pierdolony bonus od prawego stróża porządku i bezpieczeństwa psia jego mać.

Pocieszeniem dla Sigrica był fakt że drugi krasnolud został przydzielony do jego grupy wraz z Johannem cóż miał nadzieję że historie o waleczności jego ludu nie były przesadzone. Zresztą wylądował on na przedzie ich pochodu, szczurołap zdecydował się być ostatnim ot nigdy do bitki się nie nadawał jako najmłodszy ze swych braci otrzymał tytuł chłopca do bicia. Poza tym nie miał by czym się bronić miał tylko kawał kija, znacznie lepiej mu szło miotanie z procy i to zamierzał właśnie robić w razie gdyby napotkali stwora lub inne zagrożenie.

Otto poprowadził swoją grupę nie pozostawiając im zbyt wielkiego wyboru, miał nadzieję że słabe oświetlenie i lina która ich łączy nie okażą się zgubne. Na wszelki wypadem miał już procę w ręce zaś Lilia szła przy jego nodze, jeśli coś zwęszy to się o tym dowie. Zastanawiał się tylko czym były dziwaczne symbole wyryte przy wejściach do tuneli, zawsze go tą męczyło gdy tutaj pracował...
 
Rodryg jest offline  
Stary 18-06-2013, 16:32   #37
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Hargin spojrzał na zebranych z kwaszoną miną a następnie wysłuchał co miał do powiedzenia kapitan. Połowę słów kapitana krasnolud puścił mimo uszu, bo w przeciwnym razie Lobo dostałby w mordę a sam Hargin wylądowałby pewnie w więzieniu albo i gorzej.

- Pochodnie? Ciężko wam załatwić lampy? Taki kawałek płonącego kija bez problemu zgaśnie jak wpadnie do wody a w lampie można wymienić olej i iść dalej. Do tego lampę zawsze można przysłonić. - burknął Hargin - A z resztą... przecież idziemy tylko do kanałów, pomiota chaosu - splunął - przecież tam nie będzie.

Pomysł z linami przynajmniej wydawał się na najgorszy. W razie gdyby się ktoś poślizgnął albo wpadł w kanał można go szybko wyciągnąć. Na taki podział grup Hargin też nic nie miał. Rycerzyka polubił a kapitana chciał sam sprawdzić czy taki dobry w łapie jak w gębie.

Kapitan otworzył właz. Wszyscy powoli schodzili w dól. Pierwsza nieprzyjemność kanału uderzył zaraz po otworzeniu włazu. Smród, straszliwy i okropny smród.
- Mhm, przynajmniej nie śmierdzi snotlingiem. - powiedział krasnolud schodząc w dół.

Z orientacją Hargin problemów nie miał. Nigdy nie był w tym miejscu ale zorientował się dość prędko jak wiedzie kanał.
Kapitan ruszył do przodu nie czekając na resztę. Może był taki odważny, a może z jakiegoś innego powodu mu się tak paliło do wędrówki? Nie czekając dłużej Hargin, związany z Clemensem ruszył do przodu za kapitanem.
- No to cho, Clemens. Zobaczymy co tu takiego się wydarzyło. Będę szedł pierwszy. - powiedział do towarzysza
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 19-06-2013, 09:35   #38
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Amadeus milczał niezrażony uwagami kapitana. To tylko słowa były a młodzieniec już nie raz słyszał pod swoim adresem kpiny i szyderstwa. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni - jak powiadają ludzie. Kapitan jednak nie poprzestał na nim, co znaczyło że pragnie w końcu dostać w mordę. Cóż każdy podejmuje własne decyzje i wybory.

Wziął linę i podał ją Aine i Ottowi, sam natomiast przywiązał się tak by być na końcu. W głowie śmignęła mu wizja jak w tunelu obłapia sobie tyłeczek dziewczyny, lecz po chwili od razu spoważniał. Sytuacja robiła się coraz bardziej ciekawa i wiedział, że figle trzeba odstawić na bok. Powoli lecz systematycznie obwiązywał się, sprawdzając czy lina ma dość luzu, czy supeł przypadkiem się nie rozwiąże sam z siebie.

W końcu zeszli na dół. Ciemność. Mrok. Tunele. Czy mógł trafić gorzej? Zapewne lecz to go wcale, a wcale nie pocieszało. Wielką zaletą było to, że mieli przewodnika który najpewniej znał się na rzeczy. Otto sprawiał wrażenie jakby znał się na rzeczy.

“No to czas pokaże czy to pozer czy rzeczywiście zna się na robocie” - lekki uśmiech pojawił się na twarzy młodzieńca.

Idąc na końcu, starał się stąpać cicho i nie przewrócić się lub nie wpaść na Aine. Cisza, była tym na czym mu zależało.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 19-06-2013 o 10:14.
valtharys jest offline  
Stary 19-06-2013, 20:11   #39
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Nie zamierzam tracić dobrych ludzi... Dobre sobie, tak jakbyś takich miał...- burknął Clemens z poważną miną na twarzy, gdy Lobo coraz bardziej pokazywał swoją wyższość nad grupą najemników. Giermek nie dbał o to, czy dowódca strażników usłyszy jego kąśliwą uwagę. Nie lękał się takich ćwoków, wszak sam Bóg sztuki bitewnej, Władca zim i Pan wilków nad nim czuwał. Gdyby Ulryk zdecydował, że powinien umrzeć, Clemens przyjąłby takowy wyrok z pokorą. Wybór pochodni, a nie lamp skomentował pan Hargin, zrobił to wystarczająco mądrze by giermek musiał się wtrącać. Młodzieniec tylko spojrzał na khazada i przytaknął mu głową zgadzając się w zupełności z jego wypowiedzią. Co prawda nikt sobie z tego nic nie zrobił, lecz Clemens nie oczekiwał żadnych rewolucji. Pomysł z linami miał plusy i minusy. Plusem był fakt, że gdyby ktoś się potknął, można by go było wyciągnąć, nim cokolwiek poważnego stałoby się. Z drugiej jednak strony, lina utrudniała poruszanie się i z pewnością ograniczała pole manewru podczas ewentualnej walki. W końcu kompani gotowi do drogi stanęli przed otwartą klapą. Clemens wziął głęboki wdech i rozejrzał się po panoramie miasteczka. Ciekaw był, czy jeszcze ją ujrzy.

~***~

-Od świtu do zmierzchu, brodzić będziesz za karę w pomyjach, ekstrementach i nieczystościach!- burknął rozgniewany rycerz spoglądając na swego nastoletniego ucznia z rozbitą wargą i podbitym okiem. Chłopak drżał na myśl o karze, którą wymyślił mu mistrz.
-Panie... Za co, tak chcesz mnie zhańbić?- spytał drżącym głosem, co spotkało się z piorunującym spojrzeniem Kordiana.
-Trza ci lekcji pokory chłopcze. Raz na zawsze zrozumiesz, znaczenie tego słowa.- rzekł chłodno, po czym odwrócił wzrok do okna, które rzucało widok na plac ćwiczeń. Clemens ze spuszczoną głową opuścił kwaterę rycerza, po czym odmaszerował na wieczorne modlitwy. Wiedział, że bójka z innym giermkiem była najgłupszym z możliwych występków, jednak nie żałował. Jeszcze, nie żałował. Następny dzień miał go na długie lata nauczyć, prawdziwej pokory...

~***~

-Będę uważał na tyły.- odrzekł na słowa krasnoluda odwracając się od razu za siebie. Inni również byli gotowi. Nie podobało mu się to, że maszerowali razem, potencjalnie najlepsi wojownicy, nie wliczając w to zabójcę trolli, który swych umiejętności nikomu udowadniać nie musiał. Clemens podejrzewał, że gdy tylko nastąpi jakieś starcie z bestyją, kryjącą się w odmętach kanału, do którego spływały nieczystości z rynsztoka, Lobo jakoś sprytnie odskoczy na bok i z premedytacją pośle do boju khazada i Clemensa. Być może, gdyby giermek był tchórzem, piastującym ważną funkcję też by tak zrobił by zachować jednocześnie twarz i życie...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 21-06-2013, 05:05   #40
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
— To zostaje nam tylko jeden — mruknął Johann Heinrich, wskazując na zachodni korytarz. Pociągnął lekko dwa razy za linę łączącą go z Jorgrim stojącym na przedzie. — Eee... Panie krasnoludzie? Idziemy? — wymamrotał.

Jakoś tak zejście do kanałów od razu sprawiło, że zaczął mówić bardzo cicho. Było tutaj zawsze trochę... obco i nieprzyjaźnie, co go peszyło. Być może to ciągła ciemność, być może zamknięta przestrzeń. Dość, że zawsze zachowywał się w ściekach, z jakiegoś powodu, jakby bał się, że może w każdej chwili coś obudzić. Kanały nie zasługiwały na szacunek, ale on z pewnością nie zamierzał sobie pozwolić na żadną bezczelność.

— Te znaki... — wyszeptał, gdy już ruszyli i byli tylko sami we trójkę, maszerując ostrożnie w migotliwym świetle trzymanej przez niego pochodni. — Widzisz, Sigric, o tem żem właśnie mówił, nie? Robisz znaki, coby wiedzieć, gdzie idziesz, nie? — Odwrócił głowę, napotykając spojrzenie szczurołapa. — Nie, nie wiem, co one znaczą — powiedział szybko, żeby sprecyzować. — To jakiś tajemny kod chyba jest... Nie wiem, może przemytniki. Ale o...! — Narysował na kamieniu strzałkę prowadzącą w kierunku, z którego przyszli. — Wiedzieć tera będziem, gdzie już byliśmy, a gdzie jeszcze nie.

Zapadła cisza. Stahl nie mógł co prawda winić Sigrika o to, że milczał przez cały czas — sam nie czuł się tutaj zbyt dobrze. Wciąż go bolała głowa z powodu wczorajszego wieczora... no i miał jakieś takie złe przeczucia.
— No winc zaraz, możem wyjść każdym włazem? — zdziwił się nagle. — Myślał żem ja, że je zamurowali, nie? Bestia się tą drogą wydostać nie może, gdy włazy są otwarte? Dziwne, co nie? A tak w ogóle, to jak tylko coś się pojawi, przecinam te sznury. Jeszcze będzie, że strąci potwór pana krasnoluda do ścieku i mnie ściągnie za nim. Nie ma mowy. Dobry jesteś w walce, panie Khazadzie? — spytał po chwili.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 21-06-2013 o 05:09.
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172