Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2013, 15:42   #50
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil spróbowała wstać. Chciał powiedzieć prawdę, prawie całą. pomijając fakt, że dostała się do miasta nielegalnie, ale nogi się pod nią ugięły, a pulsujący ból w głowie nasilił się na tyle, że świat niebezpiecznie zawirował. Starała się opanować niechciane reakcje ciała, ale były takie rzeczy nad którymi nie miała kontroli. Przysiadła na bruku, spróbowała uspokoić oddech i pozbyć się mroczków pod oczami.
- Pomagałam - wskazała kobietę z dzieckiem, tłumaczyła urywanymi zdaniami, oszczędzając siły. Głupio byłoby zemrzeć na guza, ale wiedziała, że i takie rzeczy się zdarzają - Niosła syna do medyka.
Wskazała dach.
- Zeskoczył z pałką - przełknęła kwaśną ślinę - Nie zdążyłam.. Miałam zajęte ręce. Okradli mnie.
Dowódca strażników przyklęknął przy Cathil i położył jej delikatnie rękę na ramieniu.
- Spokojnie pani. Musicie wpierw odpocząć. Nie przemęczajcie się. Zaprowadzimy was do lekarza a potem opowiecie co zaszło.
- Klet - zwrócił się do jednego z żołnieży - skocz po któregoś z chłopaków i zajmijcie się ciałami.
Wraz z drugim ze strażnków pomogli Cathil wstać.
Pozbawiona łuku, noża i wszystkiego co do tej pory zapewniało jej przetrwanie czuła się nieswojo, ale nie raz wychodziła z gorszych opałów. To w końcu tylko przedmioty, które prędzej, czy później uda się zastąpić nowymi. Wstała na chwiejnych nogach i dałą się prowadzić. Spojrzała jeszcze za siebie na martwą matkę i jej syna.
- Kto to zrobił? - zapytała. Musiała wiedzieć. Ktoś powinien za to zginąć.
- Spokojnie, tym zajmiemy się później... Póki co jeszcze nie wiemy kto was napadł.
Strażniecy wyprowadzili Cathil z zaułka i prowadzili drogą pomiędzy kamienicami przez chwilę. Domy które mijali wskazywały na to, że nie należą do najbogatszych mieszkańców miasta. Wiele z nich było zniszczonych lub opuszczonych. Zabite deskami okna i drzwi dobitnie o tym świadczyły.
Do lekarza nie było daleko. Strażnicy otwarli drzwi i wprowadzili słabą Cathil do środka.
- Ernest - zawołał dowódca - Ernest jesteś w domu? Potrzebujemy Twojej pomocy.
W głębi domu rozległy się hałasy. Ktoś zbierał sie w pośpiechu i zdążał w ich stronę.
- Już idę, już idę - dotarł do nich głos.
Chwile później w wewnętrznych drzwiach pojawił się niewysoki człowiek o rozbieganym spojrzeniu, w poplamionym fartuchu.
- Co my tu mamy? Hmmm? - spytał dowódcę
- Została napadnięta i jest bardzo słaba. Zajmiesz się nią?
- A macie coś dla mnie? Przecież wiesz że nie leczę za darmo?
- Mamy. - odparł krótko Rolf - Ale o tym później.
- Dobrze dobrze. Chodźcie za mną.
Poszłi w głąb domu. przeszli przez dwie nie wyróźniające się niczym izby po czym doszli do pokoju, który chyba służył lekarzowi za miejsce pracy.
W rogu leżało posłanie, pod ścianami szafki i regały na których piętrzyły sie środki niewiadomego pochodzenia.
- Jak się czujesz? Co Cię boli? - Zwrócił się do Cathil.
Dotarło do niej, że ma do czynienia z medykiem. W oczach pojawiło się przerażenie. Kesie pozwoliła się przebadać, tylko dlatego że to była Kesa. I jak to się skończyło?
- Dobrze się czuję - jęknęła słabo.
- Tak.... właśnie widzę... - odparł Ernest.
- Na większość dolegliwości - zaczął mówić sadzając Cathil na posłaniu - pomaga dobry spokojny sen. Może więc od tego zaczniemy - nie przestając mówić zaczął chodzić po pokoju i zbierać jakieś środki.
- Chcecie jakis środek na sen i uśmierzeniu bólu?
- To - było kuszące - Ale ja nie mogę spać, ja muszę znaleźć - w ostatniej chwili ugryzła się w język, a co jeżeli by powiedział strażnikom - Przyjaciółkę. Jest tu gdzieś w mieście.
- I na przyjaciółkę przyjdzie czas - odparł lekarz - a wy musicie odpocząć - Możecie mówić że czujecie się dobrze ale jesteście słaba jak szczenię. Dopóki nie odpoczniecie nigdzie was nie puszczę.
- Odpocznijcie proszę - włączył się do rozmowy Rolf - potem musimy porozmawiać.
Nerwy nie sprzyjały pulsowaniu w środku głowy. Cathil potarła oczy po dziecinnemu, piąstkami.
- No może tak, może odpocznę trochę - ale kładąc się na posłaniu, zaznaczyła - Ale tylko trochę.
Nie trwało długo zanim zapadła w sen. Na moment przed przebudzeniem, na granicy świadomości wydawało jej się że słyszy fragment rozmowy lekarza ze strażnikiem.
- Pięknie... połóżcie tam...
- Ta jedna przysługa to za mało...
- Dogadamy się, dogadamy....
Gdy otwarła oczy widziała cień jednego ze strażników który przechodził przez sąsiednia izbę niosąc coś.
Obudziła się całkowicie. Nie wiedziała jak długo spała. Na podłodze obok posłania stał dzbanek z wodą. Głowa przestała pulsować poczuła jednak, że bardzo chce jej się pić. Sięgnęla po naczynie, nieufnie zbadała zawartość. A wiadomo co medyk mógłby ponawrzucać do zwykłej wody? A potem człowiek by się bujał z wizjami, albo gorzej. W naczyniu o ile Cathil mogła stwierdzić była zwykła woda. No cóż, chciało jej się pić. Wydoiła pół dzbanka nim musiała znów zaczerpnąć oddech. Gdy zaspokoiła pragnienie zaczęła się rozglądac po pomieszczeniu i szukać drogi dyskretnej ucieczki. A może znajdzie coś co przyda jej się w przetrwaniu na ulicach? Nóż chociaż, jakieś jedzenie, sznurek.
Nie zdążyła znaleźć nic ciekawego, gdyż w drzwiach stanał lekarz wraz zdowódcą strażników
- O, obudziłyście się już. I jak samopoczucie? Lepiej?
- Jeśli lepiej - wszedł doktorowi w słowo Rolf - to chciałbym z Panią porozmawiać.
Zaklęła w duchu, ale nie miała wielkiego wyboru. Skinęła głową na zgodę. Pogada. Czuła się już lepiej, była zdecydowanie bardziej czujna. W razie czego będzie walczyć.
- Erneście, mógłbyś zostawić nas samych? - zwrócił się do lekarza. Doktor wyszedł, a Rolf usiadł na zydelku obok Cathil i powiedział:
- Opowiedz mi proszę dokładnie co zaszło w tamtym zaułku.
Przez chwilę milczała.
- Kobieta poprosiła mnie o pomoc. Jej syn był chory i chciała go zanieść do medyka, ale była za słaba. Wzięłam go na ręce, nie uważałam. I wtedy z dachu zeskoczył na mnie mężczyzna z pałką - skrzywiła się, wściekła że tak łatwo dała się podejść - Od razu uderzył mnie w głowę. Na rękach miałam chłopca, nie miałam czasu by cokolwiek zrobić. Straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero kiedy się pojawiliście - zawiesiła głos i pomyślała, że tu powinna coś powiedzieć. Zmarszczyła czoło z wysiłku - Dziękuję.
Twarz strażnika rozjaśnił uśmiech.
- Proszę. To mój obowiązek. - przez jego twarz przeszedł grymas złości - Szkoda tylko że nam uciekli.
- Znałyście któregoś z napastników? Może wiecie coś na ich temat? Albo może mogłabyście poznać któregoś z nich? Jakieś cechy szczególne czy cokolwiek co mogłoby nam pomóc w znalezieniu tych ludzi. Powiem wam że to nie pierwszy przypadek w tej okolicy gdzie znaleziono zamordowanych ludzi, ograbionych ze wszystkiego. Pewnie, żąe takie rzeczy się zdarzają, ale częstoliwosć tych znalezisk jest niepokojąca. Dowódca straży zarządził dodatkowe patrole w tej okolicy. Znalezienie tych ludzi staje się coraz istotniejsze, dlatego też tak zależy mi na waszej pomocy.
Wiedziała, ze powinna powiedzieć prawdę, ale obawiała się że się to na niej zemści. Wstała więc i przeszła pokój wzdłóż i wszerz nim w końcu przekonała samą siebie, że strażnik jest dobrym człowiekiem.
- To może mieć coś współnego z przemycaniem ludzi do miasta - stała naprzeciwko mężczyzny. Gotowa uciekać, albo walczyć. Pod ręką były sprzęty, mogła się obronić.
- Z przemycaniem? - zapytał ostrożnie strażnik - Możecie trochę jaśniej?
Jeszcze raz obeszła pomieszczenie. Czuła się jak zwierz w klatce. Odchrząknęła.
- W jednym z domów jest przejście, którym przeprowadzani są ludzie. Za pieniądze.
- Cholera - zaklął Rolf. - to by wiele wyjaśniało. - Jeśli istnieje tunel wychodzący za mury to można nie tylko dostać się do miasta, ale i bezpiecznie z niego uciec.
Westchnął i zaczął krążyć po pomieszczeniu zastanawiając sie nad czymś.
- Jeśli dobrze rozumiem wy również dostałyście się tu tym przejściem? Pani i ta kobieta z dzieckiem? I jak tylko wyszłyscie w mieście to zostałyście zaatakowane?
Cathil milczała, w tej sytuacji słowa były zbędne.
- Wiecie, że powinienem was usunąć z miasta? Zdajecie sobie z tego sprawę?
Znów zacząl krążyc po pokoju.
- Chyba, że... - próbował sformułowac myśl - Chyba, że pomożecie nam schwytać tych drani. Skoro dostałyście się tu z jednym z nich to wiecie jak on wygląda. Pomóżcie nam ich dopaść a sprawę nielegalnego dostania się do miasta uznamy za nie byłą.
Stanął przed Cathil i wyciągnął rękę w jej stronę
- Więc co? Mamy umowę?
Cathil spojrzała na wyciągniętą rękę i ważyła słowa. Nigdy nie miała dobrych doświadczeń ze strażnikami. Jednak ten wydawał się być dobrym i mądrym człowiekiem, a nie prostym narzędziem, wykonującym zadanie w ramach sztywnych reguł. Poza tym, chciała zabić przemytnika i jego znajomków. Chwyciła dłoń mężczyzny swoją mniejszą, choć nie mniej zniszczoną i skinęła głową na zgodę.
- Muszą zostać ukarani - mruknęła pod nosem. A może, jeżeli się sprawdzi, to strażnik pomoże i jej. Cathil potrzebowała ogromnej pomocy by uratować kogoś ważnego.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 16-06-2013 o 23:56.
F.leja jest offline