Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2013, 10:40   #32
Trollka
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Siegfried wyjmując korbacz, wstał od stołu i zapytał grzecznie - Czy możecie mi kurwa nie przeszkadzać w posiłku i wyjść stąd póki Sigmar wam na to pozwala?

Chwilę później do pytania doszło kolejne tym razem Alexa, który sięgając po miecz zapytał - Nie potrzebujemy czasem paru kawałków ciała na przynętę?

- Kto wy? - zapytał Krage
- To najemnicy pana Tupika, zostawcie ich. - wydyszał Thomas
Krage wymienił spojrzenia z Czerwonym, który wyciągnął wraz z Kolosem broń
- Lepiej by chyba było, gdybyś nie mówił tak do pana Kragego - rzucił Czerwony w kierunku Siegfrieda. Chwilę później robiąc wraz z Kolosem dwa kroki w waszym kierunku.

Vilis odstawiła kufel na środek stołu, coby nie wylać nic przez przypadek. Bez słowa sięgnęła po kuszę, przewieszoną do tej pory beztrosko przez ramię i wycelowała w Czerwonego.

Obaj zatrzymali się zupełnie, a Czerwony nawet zrobił krok w tył patrząc niepewnie na Vilis. Nawet Krage znieruchomiał na moment. Na twarzy karczmaża wymalowało się bezgraniczne przerażenie, i pomimo, że był blady jak sól, pobladł jeszcze bardziej. Gdyby we wsi były jakies psy, to nawet one przestałyby szczekać.

- Czemu zawdzięczamy wizytę panów z samego rana? - Andrea podniosła się lekko z krzesła i posyłając rzezimieszkom jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów kontynuowała - Widzę że zatarg jakiś z naszym szanownym gospodarzem macie. Wytłumaczcie proszę o co wam chodzi, nie chcemy przecież przelewać niczyjej krwi, prawda? Szczególnie jeżeli racja po waszej stronie leży. Widzicie, że my ludzie nerwowi.
Spojrzała na kuszniczkę i westchnęła, wyciągając w międzyczasie własny miecz.

Helvgrim wiedział ze pytania Andrei są retoryczne, zatem uniósł ręce w pokojowym geście, stanął pomiędzy grupami i powiedział co mu na myśl przyszło.
- Krege... słuchaj. - Zwrócił się do herszta bandziorów. - Masz trzy wyjścia, a jak to ma się z wyjściami każde cię gdzieś zabierze. Wyjdź stąd teraz a krew się nie poleję lub podnieś ostrze, a bogowie mi świadkami że jeszcze dziś osiągniesz bramy waszego boga... Morra. Mam dla ciebie jednak inną propozycję. Chcesz złota, tak? Zatem usiądź z nami i wysłuchaj tego jak możesz zarobić więcej w jeden dzień niż na tym co robisz, przez pięć lat... nic nie stracisz, a zyskać możesz. Gwarant bezpieczeństwa daje, a jakby co to załatwimy sprawę na zewnątrz, nie ma co się stołami okładać, niech wtedy stal zdecyduje. Siądziesz?

- Tak … widze, że doszło do małego nieporozumienia, które jeszcze sobie z Thomasem wyjaśnimy, prawda? - rzucił pytanie w kierunku karczmarza, a ten ochoczo pokiwał głową na znak zgody - Tak, tak, oczywiście panie Krege, oczywiście.
Widac było, że najgorsze cisnienie mu przeszła a i nawet zbiry Krega odetchnęły z ulgą, cała ta trójka nie przypuszczała zapewne, że ktokolwiek stanie w obronie karczmarza.

Krege podszedł wolno w kierunku waszego stołu dochodząc do ochroniarzy którzy rozstawili się po jego bokach. Nie podszedł bliżej niż na odległość jaką wczesniej ustanowiła wyciagnięta przez Vilis kusza. Zapewne jej widok nie pozwalał mu zbliżyć się bardziej, a być może po prostu nie chciał usiąść w towarzystwie pięciu uzbrojonych po zęby osób.
- Nie będe się rozsiadał, ale wysłucham co masz do powiedzenia krasnoludzie, kiedy chodzi o złoto, zawsze chętnie wysłuchuje propozycji, takaż w końcu moja praca, prawda Thomasie?
- Prawda, prawda - znów ochoczo zawtórował mu karczmarz.

- Idziemy na bestię z bagien. Szlachetny jegomość płaci złotem za jej pokonanie. Wiemy jak tego dokonać i mamy środki, potrzeba jedynie więcej ludzi. Przystaniesz? - Krasnolud nie bawił się w owijanie słów w bawełnę, walnął prosto z mostu.

Twarz dziewczyny o różnokolorowych oczach nie zdradzała niczego, podobna bardziej do maski z kamienia niż do oblicza żywego człowieka. Obserwowała uważnie trójkę obcych, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego. Pozwoliła im podejść bliżej, zacząć gadkę z krasnoludem. Uśpić czujność. W głowie Vilis kiełkował już plan. Po co uganiać się za sercami brnąc przez bagna, skoro potrzebne organy same przyszły w odwiedziny? Grzechem byłoby nie skorzystać z łaski, ofiarowanej przez samego Sigmara. W momencie w którym Helvgrim skończył mówić łowczyni wycelowała w herszta bandy i pociągnęła za spust. Raz, drugi. Trzeci.

Siegfried miał nadzieję, że coś takiego się wydarzy. Zawsze gdy przychodziło do dania komuś po ryju, no cóż...zawsze nie wychodziło. Miał walczyć z bestią więc warto było by się rozgrzać. Nie to żeby Sigmarita był żądnym krwi rembajłą czy psychopatą, co by każdego zamordował w imię Młotodzierżcy. Okazja czyni … złodzieja czy jakoś tak. Widząc, że Vilis sięgnęła po kuszę ten zamachnął się po prostu na wielkiego tępego osiłka, co by mu ryj korbaczem rozpieprzyć. Jeśli by osiłek był poza zasięgiem, Siegfried niechętnie, naprawdę niechętnie ale rusza ku niemu z ów korbaczem chcącym złożyć czuły pocałunek na jego twarzy.

Poszło na ostro. Khazad przewidywał że może do tego dojść, ale w tej chwili, kiedy karty były na stole? Cóż... jak obiecał tak zrobił, nie atakował, dał gwarant na spokój w karczmie. Cofnął się od stołu i wymknął w stronę karczmarza krzycząc do niego. - Kryj się!

Karczmarzowi nie trzeba było tego drugi raz powtarzac, choć faktem było iż ocknął sie dopiero po okrzyku krasnoluda. Z jękiem padł na ziemię jak gdyby sam dostał trzy bełty.

Andrea niewiele myśląc rzuciła się z mieczem na osiłka którego wołali Czerwony. Tylko on do tej pory nie był związany walką. Szczęśliwie miecza nie odłożyła, lecz ukryła pod płaszczem, więc marnować czasu na ponowne dobycie broni nie musiała. W mdłym świetle karczmy zalśniła czarna, zębata klinga, krótsza odrobinę od standardowego jednoręcznego miecza.

Alex postanowił chwilowo nie mieszać się do starcia... Tak długo dopóki nie okaże się, że ktoś potrzebuje pomocy. Po co miałby komuś psuć przyjemność.

Vilis błyskawicznie pociągała za spust kuszy, a Krege nie był az tak szybki aby uniknąć pocisku, pomimo to nie stał jak słup soli, błyskawicznie zwinął sie w kłebek i wyskoczył ku Andrei starając się związać z nią w walce i zasłonić przed gradem pocisków. Pierwszy trafił go w lewe ramie jednak bełt ze świstem przeleciał dalej jedynie zachaczając o ubranie bandziora. Kolejny bełt z pewnością wbiłby mu się między oczy gdyby nie skok. Bełt jedynie musnął skroń przeciwnika, zostawiając cienki pasek krwi i ścinając pukiel włosów. Oba bełty ze świstem wbiły się w przeciwległa ścianę, na szczęście nie napotykając na drodze karczmarza który dopiero leciał w strone ziemi. Dopiero ostatni strzał wbił się w prawe ramię Krega

Nim zdążył zadać cios wyskakującej Andrei, ta uderzyła sprawnie mieczem w głowę Krega, próbował uniknąć ciosu, ale bezskutecznie pomimo iż miecz rozorał mu twarz przeslizgując się po kościach policzkowych i uszkadzając szczękę, ten zdążył pchnąć nożem który wyrósł mu w rekach. Celował prosto w żebra. Andrea wysmyknęła się odchylając się do tyłu, sam cios był za krótki aby ją dosięgnąć.

Chwilę później do dziewczyny doskoczył Czerwony, także atakując Andre i celnie tnąc po korpusie. Ten cios jednak przyjęła na miecz który odbijając stal Czerwonego wdzięcznie zabrzęczał. Krege próbując dosięgnąć Andre wystawił nieco za bardzo do przodu prawą noge, która stała się dla niej idealnym obiektem ataku w ostatniej chwili szef bandy zdołał jednak ruchem sztyletu przekierować cios miecza odciągając na bok nadlatujące ostrze.
Do walki włączył się Alex próbując trafić Czerwonego i odciagając go od dalszych ataków na Andre pomimo, iż nie zdołał zadać mu zranienia, nieświadomie uratował dziewczynę od pewnego ciosu nożem. Kregowi niewiele zabrakło by trafić Andre, ta jednak przestała
się dekoncentrować drugim przeciwnikiem i mogła swój czas i zapał poświęcic na szefa.

Kolejny cios łowcy był już dużo skuteczniejszy pewnie leciał w ramię czerwonego trzymające broń, ten jednak zdołał w ostatniej chwili sparować uderzenie odbijając cios swoim mieczyskiem.

Tymczasem na drugim froncie walki Siegfred zamachnął sie korbaczem na Kolosa zrobił to jednak dość niefrasobliwie i gdyby nie fakt, że wielkolud sam podtoczył mu się pod cios, wirujące kule nie zdołały zawrócić by uderzyć ich własciciela. Topór jednoręczny zdołał jednak wyłapać nadlatujący cios z korbacza i uchoronić draba przed solidnym ciosem w ramię. Kolos nie pozostawał dłużny Sigmarycie, po chwili sam zamachnął się toporem który leciał na lewe ramię Siegfreda, ten próbował zasłonić sie korbaczem, była to jednak spóźniona próba osłonięcia się przed ciosem, który wgryzł się w ramię Sigmaryty. Cios jednak zatrzymał się na jego skóżni i pomimo iż Siegfryd poczół ból, był on jednak niewielki, nie równał się temu co sam sobie po wielokroć zadawał w klasztornych murach. Ten rodzaj bólu jedynie pobudzał go do walki.

Kiedy Helvgrim dobiegł do karczmarza zobaczył, że ten jest w głebokim szoku, niemal delirce, dłońmi zasłaniał głowę i jęczał tylko cicho mówiac - nie, nie, nie, nie … Chciał aby karczmarz zawołał strazników, ale widział, że ten do niczego się nie nadaje. Dziwne... Krege musiał w nim wzbudzać większy strach niż ośmiornica...

Vilis odłożyła na stół kuszę i wyciągnęła miecz, przeslizgnęła się nad stołem znajdując sie po chwili z lewej strony Krega. Prawie równoczesnie starła się z nim mieczem, była jednak szybsza. Cios leciał idealnie na dłoń draba, gdyby ją teraz widział jej stary nauczyciel z pewnością zaklaskałby nad kunsztem zadanego ciosu, sztychu właściwie który był bardzo trudny do sparowania. Pomimo to Kreg zdołał odwinąć to co nieuchronne płynnym manewrem sztyletu. powoli zaczynała rozumieć przyczynę wzbudzonego w karczmarzu strachu. W tym czasie Andrea korzystając z przewagi wyprowadziła własny sztych uderzając w rękę z bronią Czerwonego, ten próbował odciągnać rękę, ale było na to już za późno, cios doszedł celu. Zawył żałośnie a silny cios rozorał mu ramię. Krege w tym czasie bezskutecznie próbował ciachnąć łowczynię. Ta odwzajemniła mu się poprawieniem ciosu którego jednak płynnie uniknął. I Krege nie pozostawał dłużny, zadając kolejny cios w uzbrojone ramię Vilis cios jednak został sprawnie odbity mieczem.

W tym samym niemal czasie Siegfred przypuścił nieskuteczny atak na Kolosa wybił jednak dryblasa z równowagi tak że i ten spudłował. Kolejny cios poleciał na korpus, ale Kolos zdołał go sparować.

Czerwony próbował bez powodzenia uderzyć Andreę ta próbowała mu się odwdzięczyć, z tym samym jednak skutkiem.

Więcej szczęścia miał Alex którego ciosu na korpus Czerwony sparować nie zdołał. Cios był jednak zbyt słaby aby przebić się przez skórzana kurtę. Atak był jednak zmyłką, dla znacznie silniejszego ciosu który trafił zaskoczonego zbira wprost w podbrzusze skutkiem czego Czerwonemu aż zabrakło powietrza. Lewą reką chwycił się za bebechy choć widac było, że stracił wszelką ochotę na dalszą walkę.

- Leć babo po straż - ryknął krasnolud na oszołomioną żonę karczmarza kulącą się w rogu. Była chyba bardziej przytomna od męża i pędem ruszyła w kierunku tylnych drzwi karczmy. Obserwował walkę, której szala wyraźnie przchylała się na korzyść najemników.

Vilis rozpoczęła kolejną śmiercionośna serię ataków na Krega, odsłonięta noga pozwalała zadać w nią silny cios, którego Krege nie zdołał sparować cios rozchlastał nogę pod której ciężarem Kreg upadł na ziemię przestając się ruszać.

Na ten widok Czerwony od razu zakrzyknął “poddaję się” i wypuszczając broń wzniósł ręce do góry. Widać było, że i tak nie miał większych szans w tym starciu, a przez rany zadane mu wczesniej ledwo się trzymał na nogach.
Nawet kolos stracił ochotę na walkę, choć w przeciwieństwie do kolegi nie upuścił broni, - okrzyknął jednak - Ja też się poddaję - i cofnął sie o krok.

Gdyby kreda mogła stać się jeszcze bielsza, to tak własnie wyglądałby w obecnej chwili karczmarz. Trzech dryblasów korzystając z chwili wygramoliło się w końcu zza stolika i poczęli pierzchać tylnym wyjściem. Jedynie Maron jak siedział przy kominku tak siedział, zaś jego czujne szubrawe oczęta obserwowały wszystko, zwłaszcza leżącego na ziemi Krega.

Alex w ostatniej chwili wstrzymał się przed zadaniem kończącego ciosu i cofnął się o krok. Na wszelki wypadek jednak trzymał broń gotową do zadania ciosu. Nikt nie wiedział, jakie myśli mogły się kłębić we łbie opryszka. A nuż wyciągnie nóż z rękawa, by zadać niespodziewany cios i zabrać kogoś ze sobą do grobu.

- Maron, widziałeś zajście. Będziesz świadczył przed strażą, rozumiesz? -
Krasnolud zwrócił się do chłopaka kryjącego się w pobliżu kominka. - Thomas, ty też, weź że się w garść człeku... wszak problem masz z głowy, nie? Dobrze to pojmij oberżysto, wybawcy twoi teraz darmo tu śpią i jedzą, zgadza się? Nawet niech ci do głowy nie przyjdzie by od von Goldenzungena choć o jedną koronę teraz prosić. - Helvgrim zagaił do karczmarza, po czym podszedł do Krege’go i sprawdził czy ten jeszcze żyje.

Dopiero kiedy sprawdzał puls Maron odzyskał głos w gębie. Zachował się tak jak przystało na ludzi jego pokroju - Tak widziałem, ta pani z kuszą zaczęła strzelać do Krega … wszyscy widzieli. Chyba … że mam powiedzieć co innego. - Błysk w oku małego szuji wyraźnie wskazywał, że zwietrzył okazję do zarobku. Jednocześnie krasnolud wyczuł puls a pochylając się wyraźnie zobaczył, że szef dycha choć słabo i nierytmicznie.

- Wybawcy? - Karczmarz jęknął siadając na podłodze i chowając głowę w rękach - Nawet nie wiecie coście narobili - wydyszał cicho, tak iż jedynie osoby zwracające nań uwagę mogły to usłyszeć.

Jedynie wredny uśmieszek malujący się na twarzy Kolosa mógł wróżyć początek kłopotów karczmarza. Być może pozostałe zbiry też by się śmiały, gdyby nie ciężkie rany sprawiające, że nie było im do śmiechu.

- Wytłumacz. - Rzucił hardo khazad.

Andrea spojrzała na cwaniaczka, gotowego sprzedać ich za garść srebrników.
- Ślepyś, czy ataku w obronie czci i godności naszego drogiego gospodarza nie dostrzegasz? Wiesz mój drogi - rudowłosa zbliżyła się do nieprzytomnego zbira leżącego na ziemi. Stanęła nad nim zastanawiając się nad czymś. Zmarszczyła czoło, miecz pewnie leżał w jej dłoni. Westchnęła ciężko, prawie boleśnie i uśmiechnęła się do reszty zgromadzonych w sali.
- Nienawidzę zostawiać za sobą niedokończonych spraw. Ci ludzie żyją z gwałtu i przemocy. Ich wyskoki na tym się nie skończą. Wszyscy powinniśmy żyć według pewnych norm i nakazów, to one odróżniają nas od zwierząt. Oni tego nie rozumieją i nigdy zapewnie nie zaakceptują.
Błyskawicznie uniosła broń i wbiła ją w gardło Kerga. Skrzywiła się przy tym z obrzydzenia.

Helvgrim odskoczył szybko od Krege... nie chciał by krew go opryskała, a ta chlusnęła wysoko.

Vilis zaśmiała się ochryple i rzuciła się na najbliższego przeciwnika. Pech chciał, że na jej drodze wyrósł akurat Czerwony. Nie wahała się ani chwili. Korzystając z siły rozpędu zamachnęła się mieczem wprost w jego paskudną mordę. Głupiec nie bronił się nawet, jedynie z rezygnacją w oczach patrzył jak ostrze nieuchronnie zmierza w jego kierunku, zagłębiając się w miękką tkankę gardła i zgrzytaja na kręgosłupie. Przez chwilę pokonywało opór kości by wygrać w końcu i odciąć głowę do końca. Czerep z cichym plaskiem wylądował wprost u stóp dziewczyny. Ta uśmiechnęła się tylko, mrużąc różnokolorowe ślepia i zwróciła się w stronę ostaniego ze zbirów. Ruszyła w jego kierunku.
 
Trollka jest offline