Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2013, 16:36   #33
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Po tym jak Helvgrim przybył do karczmy wydarzyło się tak wiele, w tak krótkim czasie że musiało to okazać się znakiem od bogów. Widać mieli oni w zamiarze nie tylko pozbyć się ośmiornicy, ale może i wytępić całe zło w Faulgmiere... może zdjąć klątwę z tych biednych ludzi. To mogła być prawda, wszak bogowie nie zawsze kroczą krętymi szlakami, czasem po prostu chcą coś naprawić... ale tego Helvgrim wiedzieć nie mógł, ani on, ani zresztą nikt inny kto żyw był jeszcze i stąpał po ziemi.

Sverrisson tłumaczył wszystko najlepiej jak potrafił, odpowiadał na pytania najemników i mówił o niebezpieczeństwach czyhających na bagnach... jedli śniadanie i wszystko szło ku dobremu, ale jak to bywa gdy jest za dobrze, coś musiało się wydarzyć, coś co dało dobrą lekcję złym ludziom i potwierdziło waleczność najemnych ostrz. Najpierw doszło do pogadanki z bandziorami którzy nawiedzili Trzy Lochy, a później do walki. Sverrisson nie był tym faktem pocieszony, szczerze spodziewał się pomocy Krege i jego ludzi w eskapadzie na potwora z bagien. Fakt, nie byli to dobrzy ludzie, ale zasłużona kara mogła ich spotkać w objęciach ośmiornicy, a tym samym odkupili by swe winy wcześniej pomagając mieszczkańcom wsi. Trudno, tak się nie stało. Siegrfried się postawił, a Vilis zaczeła rzeź.

(...) Uśmiech znikł z twarzy Kolosa gdy zobaczył co zrobiono z jego kamratem oraz szefem. Nie zamierzał czekać aż i jego wykończą w ten sposób. Rzucił się na najbliżej stojącego człowieka, był nim Siegfried. Ten ostatni zaś wstrzymał swój atak, do momentu w którym stało się oczywiste, iż zbir zrezygnował z poddawania się. Wszedł w atak Kolosa dość zręcznie, widać było że jest znacznie szybszy lecz atak okazał się nieskuteczny... może Kolos miał szczęście lub był znacznie bardziej doświadczony niż można było przypuszczać, ale udało mu się zastawić przed atakiem Siegfrieda. Z kolei ów zbir miał nie mniej szczęścia w ataku, cios leciał wprost na korpus fanatyka z korbaczem, ten próbował się zasłonić, jednak zbyt późno. Cios był nieznacznie jednak silniejszy od poprzedniego, przy czym po raz kolejny Sigmaryta docenił warość pancerza otrzymanego ze świątyni.

Łowczyni doskoczyła błyskawicznie do przeciwnika i cięła go z boku, pomimo iż cios nie był najlepszych lotów udało się go skutecznie wyprowadzić, zapewne dzięki przewadze liczebnej i rozkojarzeniu wroga. Vilis była nieco zdziwiona, gdy Kolosowi udało się go w ostatniej chwili odbić. Siegfried nie zdołał wykorzystać przewagi i po chwili sam musiał uważać na lecące ostrze, którego po raz kolejny nie zdołał sparować. O dziwo, Kolos sprawiał wrażenie silniejszego od ciosów które zadawał, ale i znacznie szybszego niż na to wyglądał, parowanie szło mu doskonale. Kolejna drobna ranka pojawiła się na ciele Sigmaryty, dołączając do setek blizn które nań widniały. Vilis włożyła niemały wysiłek w kolejny cios, który zadała prosto w bok zbira, być może dla tego nie zdążył on odskoczyć. Niestety precyzja przyćmiła siłę i zdołała jedynie naciąć kurtę wroga i zadać drobną ranę. Alex i Andrea jedynie obserwowali przebieg walki. Do pełni szczęścia brakowało im przekąsek i wygodnego siedzenia z którego mogliby obserwować krwawe zmagania.

Sverrisson zrobił krok w kierunku łysego olbrzyma. Ten skupiony na walce z zadziorną kobietą, nawet nie wiedział kiedy otrzymał kopnięcie pod lewe kolano. Kiedy tylko obniżył nieco sylwetkę, Helvgrim przerzucił mu lewe ramię nad głową i ściągnął je prawym. Imadło zacisnęło się na szyi Kolosa. Helv nie odpuszczał i ściskał mocniej... zdołał jednak powiedzieć kilka słów przez zaciśnięte zęby.

- Dość. Tego żywego weźmiem.

- Nie tym razem - łowczyni warknęła zadając ostatni cios. Miała ułatwione zadanie, olbrzym nie mógł wydostać się z silnego uchwytu khazada. To było aż za proste. I jak to zwykle w życiu bywa, jesli coś idzie zbyt prosto to zaraz musi się spierniczyć. Być może to przez wierzganie draba, być może przez obawę aby nie uderzyć Helvgrima, spudłowała. Helvgrim twardo zaciskał chwyt sprawiając, iż Kolosowi zaczynało brakować tchu Vilis ponowiła atak tnąc prosto w nogi Kolosa, zapewne dlatego, iż nie ryzykowała takim ciosem uderzenia w Helvgrima. Cięła z całej siły rozcinając mu porządnie prawą nogę. Drugą nogą zajął się Siegfried i strzaskał ją w kolanie, zakręcił młynek bronią i wyprowadził potężny cios korbacza, z prawej, z nad ramienia. Helvgrim poczuł jak opierające się ciało zupełnie bezwładnieje, nie musiał się długo zastanawiać nad przyczyną. Okrutny cios, ciężkiej broni Siegfrieda, mógł przynieść tylko jeden efekt, wbił kość kolanową w podłogę, zmiażdżył ją, powodując szok dla ciała, a chwilę później ogromną utratę krwi na skutek rozerwania żył.

Krasnolud rozluźnił chwyt i wypuścił zwiotczałe ciało, które upadło na podłogę. Spojrzał jeszcze na twarz gigantycznego człowieka i zauważył jak ten wydaje z siebie ostatnie tchnienie. Krew tworzyła ogromną plamę wokół ciała. Krasnolud wyszedł poza jej obręb. Helvgrim podniósł się z podłogi i ocenił głośno. - … nie jest dobrze.

Jak gdyby na zawołanie do karczmy wparował oddział krasnoludzkich komandosów... a przynajmniej tak to przez chwilę wyglądało, gdy drzwi z łoskotem otwarły się by po chwili wyskoczyły z nich dwa halflingi. Jeden uzbrojony w pistolet i kuszę, drugi - wasz zleceniodawca, z obnażonym mieczem w którym Helvgrim natychmiast rozpoznał własną robotę. Przez chwilę rozglądali się zdumieni, po czym Tupikowi wymsknęło się - Ooo! Krege. - gdy spojrzał na leżące na ziemi trupy.

- Rychło w czas - Vilis wytarła broń o ubranie ostatniego z zabitych po czym schowała ją do pochwy. Obróciła się w stronę halfingów i wycedziła, resztkami sił próbując opanować wściekłość.

- Niech któryś z was leci do tego kurewskiego, długouchego maga i powie mu żeby szykował rytuał. Serca się znalazły, niech się cieszy. Oszczedzi mu to czasu - splunęła pod nogi, rozglądając się po reszcie towarzystwa - Niech ktoś usunie gapiów, to jeszcze nie koniec roboty.

Helvgrim zaciekawił się słowami Vilis, nie wiedział o jakie serca chodzi, ale nie to było teraz najważniejsze dla khazada.

- Herr Tupik, znasz go, tego Krege? - Wskazał na leżące na deskach ciało.

- Kojarzę go, to tutejszy przemytnik, chciał wam sprzedać coś nielegalnego? - zapytał z zaciekawieniem, jednocześnie poprosił Tassa, aby udał sie do elfa. Ten burknął coś w kierunku Vilis, potem do Tupika a następnie wyszedł wyraźnie niezadowolony z faktu iż przegapił całą akcję.

- … nie, to ścierwo z człowieka przyszło po haracz od karczmarza. Tak było herr Thomas? Chodź że tu. - Krasnolud zwrócił się do oberżysty.

- Przyszedł po zwrot pożyczki, którą dawno temu u tego starego lichwiarza zaciągnąłem - odrzekł karczmarz dochodząc powoli do siebie, Maron w tym czasie znikł w kuchni.

Krasnolud zamyślił się. - Har, może i tak właśnie było... tak czy inaczej... do nas zagadli, broń obnażyli, to i mają zasłużoną chwałę. Mogli odstąpić, wiedzieli o tym. Powiedziałem im.

Andrea zaklaskała, gdy ostatni z rabusiów padł trupem. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, gdy przypatrywała się pokonanym wrogom. Potrząsnęła w końcu głową i rozejrzała się po sali.

- Pani z kuszą, wybacz ale nie dosłyszałam imienia, ale ma rację. Przedstawienie skończone, raczcie opuścić na razie ten przybytek i pozwólcie posprzątać - ukłoniła się lekko zebranym nie wypuszczając broni z ręki.

- Bo i mi sie nikt z was jeszcze nie przedstawił - wtrącił się halfling. - A targować się i czmychać z wioski to pierwsi... - Widać było, że był zdenerwowany a zastana w karczmie sytuacja chyba tego stanu mu nie polepszyła . - Wybaczcie - dodał po chwili - Z nerwów wybiła mnie ta... ta .. no własnie nawet nie wiem jak jej na imię było, co to z rana wyjechała i jeszcze, te trupy. Szkoda myślałem, że będzie z nich jeszcze jakiś pożytek - patrząc w strone Vilis dodał - może i będzie...

Dziewczyna odzwajemniła spojrzenie, mrużąc oczy i uśmiechając się pod nosem.

- Jesteś tu kimś ważnym, wiesz do czego potrzebujemy tych ścierw. Załatw żeby nikt nam nie przeszkadzał. W końcu pracujemy dla ciebie... jakby na to nie patrzeć - odwróciła głowę w kierunku karczmarza. - A z wami, wszystko w porządku? Nie oberwaliście przez przypadek? Mimo wszystko wolałabym żebyście nie dołączyli do tych trzech na ziemi.

- Sprawy mogą być ważniejsze na rzeczy. Kto wie gdzie ci przemytnicy siedzą? - Krasnolud wtrącił się i zapytał głośno, tak by wszyscy zebrani w karczmie słyszeli. - ...no, gadać.

- Heh jeszcze nie zaczeliście, kontrakta nie podpisane, a to - ręką wskazał na walające się trupy - to ani moja sprawka ani moje zlecenie. - Odrzekł hardo halfling, nie zamierzając dać się mieszać w rozpoczetą kabałę. - Jak kontrakty podpiszecie to mogę porozmawiać z baronem, bez jego zgody i tak nic nie zdziałam. A przemytnicy - zwrócił się do Helvgrima, - zdaje się, że kryjówkę mieli w zawalonej jaskini, tej coście ją wysadzili. Jednorazowo nie ma ich tu więcej, wiem gdzie domek we wsi mają... mieli... gorzej jak ci z Marienburga zaczną się o nich pytać i sprawy dochodzić.

Helvgrim nalał sobie krzakówki do kielicha i wypił duszkiem.

- Dobra, rozumiem. Upieczem dwie pieczenie na jednym ogniu. Kto chce niech kontrakty ze szlachcicem podpisze. Pójdziemy na bagna. Sprawdzimy jezioro i sami zobaczycie gdzie potwór siedzi... przy okazji rozeznamy się co i jak z tymi bandziorami. Wiecie że musimy tę sprawę do końca doprowadzić? … jeśli nie to spalą nas żywcem w karczmie, w nocy, we śnie. Trza odrąbać głowę temu psu zanim nas ugryzie.

- Ach..więc nagle to nie pańskie zmartwienie? - Andrea również obróciła się w kierunku Tupika - Chciałabym jednakowoż zaznaczyć, że wszyscy jesteśmy tu na twoje polecenie. Sam nas tu sprowadziłeś, więc poniekąd w jednym gównie siedzimy. Bo w końcu wykonujemy tylko twoje rozkazy - ostatnie zdanie powiedziała na tyle głośny by na pewno wszyscy ją usłyszeli. Zaśmiała się perliście i schowała broń - Zawsze możemy zapakować się i odjechać. Jak sam stwierdziłeś kontrakty jeszcze nie podpisane. Może po drodze większego bałaganu...przypadkowo...narobimy. A to jak sie potem będziesz tłumaczył baronowi to już nie nasza sprawa. Nie my kazaliśmy ci nas najmować. A nie wybacz...jeszcze konktraktów nie podpisaliśmy - wzruszyła ramionami.

Halfling wzruszył ramionami.- Ale nie kazałem wam przecież nikogo zabijać, prawda? Jesteście tu aby zabić ośmiornicę, a nie każdego, kto się napatoczy. - Tupik zacisnął zęby i wolną pieść. Dokładnie zmierzył rozmówczynię po czym położył na stole dwa pergaminy. - Więc macie okazje teraz się nająć, na zabicie ośmiornicy, na warunkach wczoraj w nocy uzgodnionych z drobnym uszczegółowieniem kontraktu. Jesli komuś wyprawa na ośmiornice nie pasuje to trzymać na siłę, ani prosić się, nie będę.

- Spokojnie... - Sverrisson uniósł dłoń … - przecież nikt nikogo o nic nie wini. Każdy ich tu ponoć znał, tak? Zbiry jakich mało to i do nas nikt się przyczepić nie powinien, wszak wszyscy wiedzą po co wy przybyliście do wsi, a po co oni. - Helvgrim spojrzał na papiery rozłożone na stole i postanowił zrobić pierwszy, pojednawczy gest. Podniósł nóż, którym wcześniej kroili ser i naciął przedramię. - Ja podpiszę... inaczej nie mogę. Na krew przysięgam z potworem się potykać. - Palcem prawej dłoni nakreślił znak na papierze podsuniętym przez herr Tupika.

Do karczmy przybiegło w końcu sześciu wiejskich strażników wraz z żoną karczmarza. Spojrzeli po zgromadzonych, po czym upewniwszy się, że nie toczy się już żadna walka przystąpili do roboty - czterech zajęło się wynoszeniem ciał, a dwóch rozmową z karczmarzem w jego pokoju.
Tupik w tym czasie podziękował krasnoludowi i czekał na pozostałych najemców - ci którzy potrafili czytać mogli dostrzec tą jedynie różnicę w porównaniu z wcześniejszymi ustaleniami, iż gdyby cześć ciała potwora była pojedyncza i miała przypaść do podziału - na przykład oko, to przypadała ona halflingowi, podobnież z większą ilością, która była nieparzysta nadmiar przypadał zleceniodawcy.

Alexowi nie zależało na takich drobiazgach jak oko. Umowa gwarantowała mu taki udział w potworze, jak chciał.

- Zgadzam się - powiedział, po przeczytaniu całego dokumentu. Wziął od Tupika pióro i podpisał. Na szczęście - bez robienia kleksów.

- Alex - przedstawił się.

Sverrisson patrzył na Alexa podpisującego kontrakt z von Goldenzungenam... ten fakt dobrze wróżył. Helvgrim czuł że za przykładem swoim i Alexa wszyscy pójdą w ich ślady, lub bądź co bądź, pójdą na bagna walczyć z kreaturą z otchłani. Krasnolud musiał się przygotować, postanowił co musi zrobić i przemówił głośno.

- Dziś, kiedy słońce przekroczy zenit, spotkajmy się przy północnej furcie. Ruszymy na bagna. Rozeznacie się co i jak na tym grzęzawisku jest. Pójdziemy pod Usta Morra, to ta jaskinia zawalona o której już mówiliśmy. Tam sprawdzić możemy tych przemytników, a w bagnistym jeziorze u stóp tej groty, potwór siedzi. Jeśli bedziemy mieć szczęście to go zobaczymy. Wrócimy przed zmierzchem. Tymczasem ja będę w kuźni... muszę się przygotować. Jeśli wszyscy się zgadzają, to do zobaczenia wkrótce pod bramą. - Helvgrim złożył zaciśniętą pięść na sercu, ukłonił się herr Tupikowi i począł wychodzić z karczmy, zatrzymał go jednak gest von Goldenzungena... Sverrisson spytał wyrazem zdziwionych oczu o co chodzi, ale halfing zatrzymał go jedynie, proisił by khazad został. Helv nie pojmował dlaczego, ale postanowił poczekać.

Łowczyni nie skomentowała słów niziołka. Szkoda jej było czasu na małego pokurcza. Podchodząc do stolika znalazła się obok rudowłosej kobiety.

- Vilis - mruknęła cicho po czym dodała - Dowiedz się gdzie zabiorą zwłoki, ja zajmę się resztą. To była dobra rozrywka, trzeba to powtórzyć.

Dziewczyna oddaliła sie czekając na reakcję rozmówczyni. Wzięła leżący na blacie dokument, przeczytała go uważnie i podpisała. Przez chwilę korciło ją żeby pozostawić na papierze swoje pełne imię i nazwisko. Mina Tupika byłaby zapewne wielce zabawna, jednak chwila złośliwej radości mniej jest warta od spokoju i bezpieczeństwa. Napisała więc jak zwykle w takich przypadkach "Vilis" i odsunęła się do tyłu. Czekała na ruch Siegfrieda, bębniąc palcami o udo.

- Chodź za mną gdy skończysz te bzdurne formalności - rzuciła w jego kierunku, łapiąc przy okazji kuszę, leżącą w zapomnieniu tam gdzie ją pozostawiła. Broń wylądowała na swoim miejscu i Podła skierowała się do wynajętego pokoju.

- Andrea - rudowłosa skinęła głową po czym rzuciła do pleców drugiej kobiety, uśmiechając się wyjatkowo wesoło - Trzeba będzie.

Poczekała na swoją kolejkę, papier podpisała i karczmę opuściła. Miała zamiar przypilnować denatów. Tak na wszelki wypadek.

***

Sverrisson obserwował caą sytuację w spokoju. Najpierw walkę do której nie chciał się mieszać, obiecał gwarant Krege że go w karczmie nie zrani, słowa dotrzymał. Później podpisywanie kontraktów przez najemników, które bądź co bądź, też było nerwowe. Khazada cieszył fakt że opatrzność sprawiła że słowa dotrzymał. Krege spotkał się już dziś ze swymi bogami a krwi mu upuszczono. Prawdą było że Kolosa chciał wziąć na spytki... ale nad jego losem nie uronił łzy czy nawet wspomnienia szczerego... człek ten dostał finał swego żywota na jaki zasłużył. Kiedy walka w karczmie wrzała, krasnolud obserwował wszystkich walczących uważnie, i tak: Siegfried był ewidentnie dobrym wojownikiem, opanowanym i walczącym w iście khazadzkiej ciszy, Alex nie rzucał się w wir walki bezmyślnie, wszystko miał wykalkulowane i każdy ruch był dziełem wcześniejszego planu szermierza, Vilis była dzika i niepohamowana, ale bezwzględna i niebezpieczna... Andrea, to była osoba zupełnie inna... widać było gołym okiem że lubowała się w mordzie i krwi, dobiła rannego z zimnym wyrazem twarzy, a jej ogólne zachowanie mówiło że cała sytuacja, krew i mord, sprawiają jej radość. Ta infantylna postawa Andrei była dziwna, ale zwiastowała skuteczność najwyższej klasy... i to khazadowi wystaczyło. Przybyli do Faulgmiere naprawdę doskonali najemnicy, warci swej ceny, którą Tupik wyłuskać musiał z własnej kierdy. Co zatem z Klarą... Helvgrim podejrzewał, że to nie cena czy brak artylerii lub wojsk zaciężnych ją zniechęciła... jej decyzja musiała być podszyta strachem. Strachu Helvgrim nie szanował, nie lubił i wyzbywał się go... każdy kto strachem się kierował był w oczach krasnoluda tchórzem, ale z drugiej strony... Klara była młoda, przed nią jeszcze długa droga i wiele niebezpieczeństw, kto wie, może mądrzejsza jest niż Helv i cała reszta najemników razem wzięta... może ocaliła życie dzięki swej decyzji. Kto wie jak inni zareagują kiedy zobaczą kreaturę z otchłani bagien?

Na razie jednak Helvgrim poznał imiona drużynników: Andrea, Vilis, Siegfried i Alex oraz Tasselhof, o tym ostatnim trudno było cokolwiek powiedzieć... na razie nic poza nienawiścią do brodatego ludu nie pokazał, ale miał przychylność herr Tupika, a tej pewnie nie zdobył przypadkiem. Choć halfiński najemnik nie lubił Helva, to ten ostatni nie miał powodu do zatargu z Tasselhofem, póki się sprawa nie wyjaśni, Helv postanowił nie być wrogo nastawiony, to by tylko obniżało morale grupy, a takie zachowanie nie przystoi khazadowi z takim rodowodem jak Sverrisson. Zadanie jest najważniejsze, ważniejsze niż waśnie i zatargi, niż złoto i klejnoty, a nawet niż honor. Raz przysięga złożona może być dokonana przez zwycięstwo lub krew próby... Helvgrim nie mógł pozwolić sobie by kłótnie z niziołkiem stanęły mu na drodze do chwały i dopełnieniu przeznaczenia.

Najemnicy rozchodzili się, każdy widać miał swoje zajęcia. Tak jak było ustalone, wczesnym popołudniem, wszyscy mieli spotkać się przy północnej bramie w palisadzie. Krasnolud zastanawiał się o co chodziło z magiem i sercami, o których mówiła Vilis, początkowo na myśl mu przyszło że to jakaś forma przenośni... świeże serca... ale im dłużej o tym khazad myślał tym bardziej mu coś tu nie pasowało. Obiecał sobie porozmawiać o tym z herr Tupikiem, musiał to wyjaśnić. W tej jednak chwili nie czas był na to. Von Goldenzungen wręczył Sverrissonowi kartę papieru, zrolowaną umiejętnie... była to kopia kontraktu który niziołek spisał z najmitami. Helvgrim rozejrzał się po karczmie i wiedział że na niego już pora. Strażnicy zajeli się ciałami, herr Tupik rozmową ze strażnikami, Andrea, co dziwne, zerkała raz po raz na zaszlachtowanych ludzi. Khazad pokiwał tylko głową, czyżby kobieta była tak zafascynowana śmercią... zresztą, to już nie było zmartwienie krasnoluda. Wychodząc z karczmy, khazadzki kowal zapewnił karczmarza Thomasa, że wszystko będzie dobrze, zawsze jakoś się to ułoży. Obiecał mu pomóc i pogadać z przemytnikami którzy obozują w Ustach Morra. W kiepskim nastroju, Helvgrim opuścił karczmę.

Stojąc przed nią spojrzał na swe dłonie, umazane we krwi Krege, Kolosa i Czerwonego. Papierowy kontrakt który niósł w rękach też już był pokryty czerwienią. - Jakież to wymowne. - Powiedział sam do siebie i odłożył zwój na stopień schodów. Schylił się i podniósł dwie garście piachu. Spoglądał jak krew złoczyńców miesza się z jego własną, tą która wypływała z rany na przedramieniu, z kałamarza użytego do podpisania kontraktu. Znacznie jaśniejsza odcieniem czerwieni krew khazadzka zetknęła się z ciemną, ludzką czerwienią. Helvgrim wtarł w dłonie i przedramiona piach i pocierał aż krew nie zniknie. W końcu, rozrzucił czerwone grudki wokół siebie mówiąc.

- Ten jeden raz, tacy jak wy byli równi takim jak ja... i choć życia zawsze szkoda, to was nie żałuję. Waszych rodzin, matek, ojców, córek i synów... ich żałuję. Dla was mam tylko to. Helvgrim strzepnał z palców trochę własnej krwi na ziemię... podniósł zwój i ruszył w stronę kuźni. Więcej nic nie mógł zrobić... złożył ofiarę z krwi... dla życia, nie dla ludzi.

***

Zwoje znalazły swoje miejsce pod łóżkiem Helvgrima, spod łóżka też wyłoniło się zawiniątko, skrzynia w rozmiarach niewielka. Sverrisson otworzył ją i spojrzał na dwie sakiewki w środku. Jedna mniejsza i brązowa, druga znacznie większa i w kolorze czarna. Sięgnął po czarną. Skrzynie zamknął i chował na powrót pod łóźko. Rozsupłał rzemień i zajrzał do środka, a było tam nieco czarnych grudek metalu, kilka ołowianych kul, srebrny pierścień, kuchenny nóż, zasuszony czerwony kwiat i złota moneta. Wziął wszystko i wszedł do właściwej kuźni. W saganie znalazły się wszystkie komponenty z czarnej sakiewki poza czerwonym kwiatem... całość Helv dopełnił rudą żelaza i wstawił do pieca. Kwiat odłożył na stół. Po tym, Sverrisson poinformował Wiegersa że idzie na bagna i by ten nie czekał na niego... niechaj jednak sagan zostawi w ukropie do momentu aż khazad nie wróci... zaznaczył słowa, były ważne. W palenisku, zawartość naczynia zaczęła się topić, aby gotowy bulion był, potrzeba było więcej niż dnia... a był to bulion o specjalnym znaczeniu dla Sverrissona.

O wyznaczonym czasie, Helvgrim syn Svergrima, czekał przy północnej furtce, tak jak było uzgodnione. Siedział na jednym z pięciu plecaków - czterech wielkich tobołów i jednego mniejszego... poza tym, leżały tam dwie wiązki włóczni o stalowych grotach, a w każdej takiej wiązce było dziesieć drzewców. Kiedy tylko wszyscy zaczeli się schodzić, krasnolud założył jeden z dużych plecaków na plecy... po czym to samo zrobił z drugim... a na koniec poprosił by założyć mu na to wszystko jeszcze jedną wiązkę z włóczniami i przytwierdzić rzemieniami. W każdym z czterch plecaków był jeden, ogromny łańcuch o wielkiej wadze. W piątym były żelazne kliny i narzędzia do przytwierdzenia łańcuchów. Sverrisson był odziany lekko. Lniane spodnie, lniana koszula i płaszcz z kapturem... podkute buty, W dłoniach trzymał, wielki, dwuręczny młot kowalski, dobry do wbijania klinów w skałę i krwi w błoto. Blond broda, sięgająca sporo za pas, była w nieładzie, rozpuszczona i brudna. Kiedy wszyscy już się zebrali powiedział.

- Idziemy na bagna, odziejcie się lekko ale szczelnie. Komary nie dadzą wam spokoju, a jest tu duszno i mokro. Zaniechajcie ciężkich pancerzy... bagna was wciągną, tu nawet iść jest trudno. - Mówiąc to nacierał sobie twarz błotem, a widząc zdziwione sojrzenia wytłumaczył. - Jest na to maść... na komary, ale dziś pójdziemy bez niej, musicie wiedzieć jak tu jest. Poczuć bagna. Nasmarujcie się błotem, na początku ściągnie to chmary tych paskud, ale kiedy wyschnie zrobi warstwę nie do przebicia dla ich żądeł. Zaniesiemy łańcuchy i przytwierdzimy je, usiedlimy nimi bestię z bagien kiedy pryjdzie pora. Proch zabierzemy następnym razem. Musimy zbadać Usta Morra i załatwić sprawę przemytników, inaczej nam łańcuchy skradną. Wiecie co to znaczy? Pewnie będziemy musieli ich zabić. - Krasnolud nie skrywał intencji co do bandy stacjonującej w pieczarze. - Szykujcie się. - Rzucił na koniec.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 16-06-2013 o 21:30.
VIX jest offline